Rozdział 28

Moje relacje z szatynem niestety zaczęły się znowu psuć, gdy ten tylko zaczął mi się sprzeciwiać.

Musiałem więc brać na siłę to, czego potrzebuję.

Po pierwszej takiej sytuacji Louis był w dość ogromnym szoku, że było mnie stać na ignorowanie jego jawnych sprzeciwów.

Za drugim razem już wcale się do mnie nie odzywał, za trzecim kopał i krzyczał na mnie, a za czwartym zaczął płakać.

Było mi odrobinę ciężko go krzywdzić, ale zakrywałem to szybko rządzą mojego alfy.

I ja i on pragniemy potomka, więc zdanie omegi według wilka liczy się tu najmniej.

-Nie sprawiaj zbędnych problemów Louis- złapałem za nadgarstek szatyna, a on próbował mi uciec i odsuwał się ode mnie jak najdalej tylko mógł mimo ciasnego chwytu.

Nie odezwał się słowem, tylko po prostu zdzielił mnie książką po głowie, co wykorzystałem do rozproszenia go i przyciągnąłem go do swojego ciała.

-Nie opieraj się temu. I ty i ja nie chcemy wojny, więc czemu do cholery z tym walczysz? A może nawet nie jesteś rzeczywiście w stanie zajść w ciążę dla mnie i sprawiasz, że marnuje tylko swój cenny czas na takie głupoty, jak szarpanie się z tobą, gdy mógłbym iść na przykład na polowanie?- pchnąłem go na łóżko, a on standardowo, jak zawsze po prostu zamarł.

Leżał pode mną jak zwykły kołek i nie reagował na nic.

Tak jakby się wyłączał.

-No słucham- warknąłem, dociskając dłoń do jego szyi.

Na to już zareagował.

Zaczął odpychać moją dłoń i próbował gryźć.

Puściłem go dopiero wtedy, gdy zaczął kaszleć przez przyduszanie i jak się okazało zapalenie płuc.

-Harry, ja nie chce- wysapał.
Spojrzał na mnie z przerażeniem, gdy rozpinałem spodnie i ściągnąłem z siebie koszule.

-To nic nie da- pokręciłem głową gdy odsunął się na sam koniec łóżka.
Złapałem go za kostki i przyciagnąłem jego ciało bliżej siebie. Ściągnąłem niepotrzebną odzież i odwróciłem go tyłem. Nie chce widzieć jak znowu płacze.

Może jestem skurwysynem robiąc to, ale jakieś uczucia do niego żywię, więc wcale mi się nie podoba ta sytuacja, ale nie mam wyboru.

Przejechałem dłonią po jego pośladkach, ale nie miałem zbytnio jak go rozciągnąć, gdyż nie był praktycznie wcale mokry, jak zawsze przy seksie.

-Lou, musisz zacząć ze mną współpracować, bo sam robisz sobie krzywdę- mruknąłem, przytrzymując go za biodro i ustawiłem się przy jego wejściu.

-Nie chcę- schował twarz w poduszkę i zaczął żałośnie skomleć, gdy powoli się w niego wsuwałem.

Westchnąłem czując jego przyjemne ciepło wokół siebie.

-Dlaczego nie chcesz?- wykonałem pierwsze, mocne ruchy biodrami.

-Jestem po prostu za młody i to boli. Nie chcę być znany jako zabawka księcia Brytyjskiego, która służy mu tylko do rozpłodu- wbił swoje pazury w poduszkę, psując ją tym samym.

-Jakbyś się postarał to by nie bolało-
dałem mu szybkiego klapsa i odwróciłem go na plecy, by jednak móc patrzeć na niego.

Jest piękny, nawet gdy jest zapłakany.

Spojrzał mi prosto w oczy łzawym wzrokiem i przymknął oczy, marszcząc nosek i pociągnął nim.

Nie roztapiaj mojego zimnego serca teraz, mały cwaniaku.

-Warto mi się opierać?- parsknąłem, gdy przestałem jakkolwiek się hamować i moje ruchy stały się rytmiczne i mocne.

Wyrywały mu się co jakiś czas jęki pełne bólu i przeplatany przez to szloch.

Nachyliłem się bardziej do niego,by móc kąsać jego szyję i napawać się zapachem, który sprawiał że zapominałem o tym co mu robię.

-Chce go widzieć w pełnej erekcji- uderzyłem otwarta dłonią w niepobudzoną męskość szatyna, sprawiając, że rozpłakał się trzęsącymi rękoma złapał za swoje przyrodzenie.
-To chyba nie powinno być dla ciebie trudne, co?- złapałem go mocniej w biodrach i docisnąłem do siebie jeszcze bardziej.

-Nie czuje żadnej przyjemności, tylko sam ból- wyszeptał zaciskając dłoń na podstawie swojego członka i próbował się podniecić.

-To po co się sprzeciwiasz Louis? Nie możesz tak po prostu się temu poddać i dać się zapłodnić?- zatrzymałem się na chwilę, więc odetchnął z ulgą.

-Mam dopiero szesnaście lat- zapłakał- nie moge zająć w ciąże, to niebezpieczne w tak młodym wieku...

-Louis, jesteś w zamku, pod opieką najlepszych lekarzy, bo jesteś cholernym księciem i w końcu będziesz moim mężem!

-Nie chce nim być, jeśli bedziesz mnie dalej tak traktować!- pisnął, a na mnie zadziałało to jak dopalacz.

Rokraczyłem jego nogi i zacząłem z impetem się wbijać.

Nie chcę nawet myśleć o jego małżeństwie z kimś innym, bo ze mną mu po prostu źle.

-Muszę przedłużyć ród Louis. Muszę. I ty mi w tym pomożesz- warknąłem.

-Nie, proszę!- krzyknal zasłaniając się dłońmi- zrób to jak należy! To boli- zapłakał uciekając ode mnie biodrami.

-A zaczniesz w końcu być posłuszny i po prostu się z tym pogodzisz, czy dalej będziesz mnie drażnił, aż w końcu zaczne cię po prostu zdradzać?- wyszedłem z niego ostro.

Moja alfa warknęła na mnie za te słowa.

-Chcesz mnie zdradzić?- wymamrotał patrząc na mnie zeszklonymi oczami.

-Nie chcę, ale nie będę miał wyboru Louis. Gdybym chciał, to nie dawałbym ci tego zasranego pierścionka, co?- ułożyłem się na nim.

-To jest gwałt Harry- odwrócił wzrok i poczułem jak trochę się rozluźnia.

-To co ci poradzę, jak mi się sprzeciwiasz? Przestań to robić, a obaj będziemy zadowoleni- przejechałem językiem po znaku połączenia.

-Teraz to i tak nic nie da, moja omega się boi- szepnął odwracajac wzrok.

-To ją uspokój, albo zaczniemy ją rozpieszczać- westchnąłem mu do ucha, na co zadrżał.

-To nie jest takie łatwe- pokręcił głową próbując mnie trochę odsunąć od siebie.

Uniosłem się na łokciach i spojrzałem mu w oczy.

-Lepiej?- parsknąłem.

-Nie, to nic nie pomaga- wymamrotał.

-No to masz problem- wszedłem w niego ponownie i zacząłem się poruszać.

Może tym razem robiłem to delikatniej, a może i nie.

-Enculé*!- warknął i zaczął mnie gryźć, co wcale nie bolało w moim stanie.

-Rozumiem niektóre słówka, suko- warknąłem odwracajac go z powrotem na brzuch i przycisnąłem jego głowę do materaca.

I po co ja wylewam serce w czułych słówkach dla niego?
No po co?

-Jeśli myślisz że to ci później ujdzie na sucho to grubo się mylisz. Wiesz już na co mnie stać. Kończ to szybko i zostaw mnie najlepiej samego!- uniósł w górę biodra,dając mi tym samym lepszy dostęp.

-Zaciśnij się mocniej- mruknąłem kompletnie olewając jego słowa, postanowiłem później się tym przejac i jakoś go przeprosić- musisz mi dać szczeniaki- wysapałem sięgając do jego męskości.

-Bo co, bo mój ojciec na to nalega?- sapnął i złapał za mój nadgarstek, gdy chwyciłem go w pięść.

-Bo jestem już w kwiecie wieku wilka i moja alfa potrzebuje potomstwa, by być o wiele silniejszym- prychnąłem poruszając ręką po jego członku.

Gówno prawda.

-Za dwa lata też byłbyś silniejszy, ale nieeee. Trzeba jeszcze przed ślubem zapłodnić. Jak ja będę wyglądał z odstającym brzuszkiem w tej cholernej ciasnej koszuli?- warknął i odchylił głowę w tył, dając mi wym samym dostęp do źródła słodkiego zapachu.

-Bedziesz wyglądać cholernie seksownie- prychnąłdm- poza tym muszę zapobiec wojnie, chcesz rozlewu krwi?- uśmiechnąłem czując, ze jego męskość jest coraz bardziej twarda.

-Ojciec nie jest głupi. Wie że jak podniesie miecz na ciebie to stanę do walki- prychnął.

Aż zacząłem się śmiać z wyobrażenia sobie tej drobinki z mieczem przy boku.

Przecież to waży tyle co on!

Spojrzałem na jego uda i uśmiech zszedł mi z ust widząc tam krew.

-Odczuwasz jakaś przyjemność?- odchrząknąłem lekko przerażony po czym złapałem za twardy dowód i szybko zacząłem ruszac dłonią.

-Coś tam czuję- mruknął i przymknął oczy, podpierając się na łokciach.

-Wiec uwolnij trochę tych soków, żeby było mi łatwiej- parsknąłem przyciskając jego twarz do materaca.

-Wiesz że tego nie kontroluje?- jęknął niewyraźnie.

-Spróbuj, chcesz już nigdy nie czuć tego bólu? To pomóż mi- warknalem gryząc go w ramie.

Znowu wyrwał mu się szloch i zacisnął się na mnie porządnie, w końcu produkując trochę soków.

No zawsze coś.

Nadal nie jest tego za dużo, by nie odczuwał bólu, ale jest lepiej.

-Podoba ci się? Pytam, czy ci się podoba- warknalem szarpiąc go mocno za włosy- podoba ci się jak niszcze twoje francuskie wnętrze?

-Znowu zaczynasz z moim krajem?- jęknął i zacisnął się na mnie, ale nie mam pewności czy to nie jest udawane.

-Odpowiedz- sprzedałem mu ostrzegawczego klapsa.

Złapałem za jego biodra i podniosłem je jeszcze wyżej, bym mógł celnej trafiać w jego słodki punkt.

Zapiszczał wręcz na to, a ja przejechałem dłonią po jego udach, by wytrzeć z nich krew.

-No dalej kochanie, mów do mnie- jeździłem ręką po jego kręgosłupie.

-Co mam mówić?- wyszlochał.
-Oczekujesz ode mnie, że podoba mi się jak potwornie boli moje ciało
teraz?

Przewróciłem tylko na to oczami i zamruczałem.

-Jestem blisko, więc się postaraj- zacisnąłem dłonie na jego biodrach.

Położyłem się na plecach, chcąc, żeby on sam się na mnie nadziewał.

-No dalej- podniosłem jego biodra, gdy z przerażeniem na mnie patrzył.

-Dlaczego mi to robisz?- zapłakał i zaczął się podnosić w górę i opadać na mnie.

-To twoja wina, ze nie możesz zajść w ciąże- warknąłem- chce potomstwo a ty mi go nie dajesz- ścisnąłem mocno jego biodra, na pewno zostaną mu tu siniaki.

-To nie moja wina, że jestem młody!- pisnął i uderzył swoją głową o moją pierś, tracąc szybko siły.

Zaczął kaszleć przy szlochu, więc znowu ja musiałem wykonywać całą robotę.

-Ja tylko pomagam ci spełnić swój obowiązek, nie patrz tak na mnie- pokręciłem głowa, podtrzymując wzrok szatyna i pieprzyłem go bardzo szybko.

Zaczął płakać głośniej, gdy w końcu osiągnąłem spełnienie i zalałem go od środka.

Wbiłem swoje zęby w jego szyję przy knotowaniu, dzięki czemu doszedł delikatnie na mój brzuch, ale nadal płakał.

Opatuliłem go z zadowoleniem ramionami i po prostu przytuliłem.

Drżącymi rękoma złapał się za znak połączenia i pozwolił sobie opaść na mnie całym ciężarem.

-Grzeczny chłopiec- pocałowałem go za uchem i rozczochrałem jego włosy.

-Grzeczny?- wymamrotał cichutko.

-Znosisz dla mnie dużo, zasługujesz zdecydowanie na nagrodę- obcałowałem jego twarz drobnymi buziakami, a on słabo się uśmiechnął.

-Mogę tu zostać i tu spać?- jęknął, więc przewróciłem nas na bok i objąłem go w pasie.

-Oczywiście. Przepraszam Louis, ale musisz zrozumieć, że z tobą nie da się nic załatwić po dobroci. Jesteś strasznie uparty- pocałowałem go w policzek i ukryłem głowę w jego szyi, zostając w nim jeszcze, przez knotowanie, ale nie zdawało się mu to przeszkadzać.

-Dobranoc Harry- westchnął i zacisnął swoje palce na mojej dłoni przykrywającej jego brzuch.

********

Jezus, to było ciężkie ;-;

Idę się schować?

*(Enculé- skurwiel)*

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top