Rozdział 23
Wojna uległa diametralnej zmianie.
Z wyrównanej walki, a nawet z chwilowej przewagi Francuzów szala przechyliła się na naszą stronę.
Francuzi zostali przyparci do morza, a Louis nie był z tego zbytnio zadowolony.
Też nie jestem, dlatego jesteśmy tu.
Zatrzaśnięci w moim gabinecie i rozmyślamy nad tym, co zrobić.
Louis nie chce rzezi która nastąpi na Francuzach, a ja nie chcę by był przez to wściekły na mnie.
-To będzie trudne- stwierdził Liam, nerwowo bawiąc się palcami u dłoni Malika.
-Jakieś pomysły?- spytał obojętnie mulat, a ja od razu wbiłem wzrok w mojego partnera.
-Chwila. Czy wy liczycie że ja to wymyślę?- sapnął z zaskoczeniem.
-Tak?- odpowiedzieliśmy wszyscy na raz.
-Je te déteste- burknął i złożył kartki, które miał ułożone przed sobą, po czym wstał.
-Cóż. Jestem znany ze spontanicznego działania, wręcz bezmyślnego. Tradycji niech stanie się zadość. Chodź Harry- złapał za moją dłoń, siłą ciągnąc mnie z krzesła.
Nie miałem wyboru, musiałem podążyć za nim.
Trafiliśmy do stajni, gdzie szatyn zmusił mnie do usadzenia go na koniu i moim asekurowaniu go od tyłu.
-Co planujesz?- nachyliłem się do jego ucha.
-Wiesz, Francuzi cieszą się z każdego królewskiego potomka, nawet jeśli pochodzi od zdrajcy. Skłamię po prostu i ojciec wtedy nie będzie miał wyboru. Nie będzie posyłał żołnierzy na śmierć, bo wtedy Francja zostałaby oblężona przez każde królestwa, za przypuszczenie ataku na parę spodziewającą się potomka- wyszczerzył się, a mi przez myśl przeszły tylko cztery słowa.
Mianowicie; 'jak' i co do kurwy?'
-No dobra geniuszu, ale co potem, jeśli ten potomek się nie pojawi?- zmrużyłem na niego oczy.
-Z powodu problemów ze stresem przez te całe wojny i bitwy stracę dziecko? I tak praktycznie nikt mnie nie widuje, więc nie będą w stanie stwierdzić, czy rzeczywiście jest w przygnębiony po tym, czy też nie- wzruszył ramionami.
Geniusz.
-A co później? Tak po prostu, beztrosko dasz mi drugie szczenię po koronacji?- uniosłem na niego brew.
-Czekaj, co? Tak szybko?- sapnął w zaskoczeniu.
-Im szybciej tym lepiej. Jeśli będę miał potomka, będę silniejszy, a jeśli ja jestem silniejszy to całe stado również- objąłem go ciaśniej ramieniem, gdy zaczął się zsuwać z szoku z końskiego grzbietu.
-Mam szesnaście lat!- pisnął w sprzeciwie.
-Trudno, nie poradzę nic na to. Będziesz pierwszym w historii księciem, który zajdzie w ciążę w wieku szczenięcym. Przynajmniej nie wyjdę na gwałciciela, jeśli to będzie po ślubie- mruknąłem już bardziej do siebie.
-Nie zgodzę się na to. Nigdy w życiu!- prychnął, a ja nie wdawałem się w dalszą dyskusję, bo nie ma sensu tego robić.
I tak postawie na swoim.
-Stop!- ryknąłem, gdy tylko dotarliśmy do linii brzegowej, gdzie toczyła się zacięta walka.
Moi żołnierze zaprzestali walki praktycznie natychmiast, pochylając się przed angielską koroną, ale Francuzi zaczeli mierzyć i do mnie i do Louisa, który przeciągnął moją dłoń na jego brzuszek, żeby wyglądało to bardziej realistycznie.
Przez tą sytuację w mojej głowie zaczęły się tworzyć obrazy, które w przyszłości będzie mi dane widzieć przed sobą.
W mojej głowie szatyn idealnie wygląda z gromadką dzieci przy jego boku.
Uśmiechnąłem się pod nosem na swoje myśli.
Wiedziałem od dawna, że jestem gotów na założenie rodziny.
Po prostu brakowało mi i wilkowi do tego omegi, ale teraz jest komplet.
-Mów coś- syknął na mnie szatyn.
Otrząsnąłem się więc z zamyślenia i odchrząknąłem.
-Na mocy praw bitewnych, jestem zmuszony przeszkodzić wam obronę naszego państwa. To samo tyczy się Francuzów, którzy chcą nam je odebrać. Rozdzielam was w ten sposób, gdyż prawa w naszych państwach mówią jasno. Kiedy trwa oczekiwanie na potomka, następuje cisza i zero stresu dla ciężarnej omegi- dla efektu ucałowałem tył głowy szatyna.
Najbliżej stojący żołnierze francuscy od razu opuścili bronie, co po chwili uczyniła też i reszta.
-Ależ to zdrajca francuskiej korony!- krzyknął ktoś z ich tłumu.
-Ale dzieciak jest z francuskiej matki! Nie mamy prawa zamordować swojego przyszłego władcy!- warknął inny Francuz.
Dziękuję za to, że mówią teraz po angielsku, bo nic bym nie zrozumiał.
-Przekażcie władcy, aby odezwał się w tej sprawie, czy na pewno chce to kontynuować, tą pewną rzeź- zwróciłem się do jednego z wrogów, a po chwili rozbrzmiała wrzawa i ich bronie wyfrunęły w górę.
Towarzyszył im przy tym radosny krzyk, którym radowali się na wieść o nieistniejącym dziecku.
-Jesteś geniuszem- mruknąłem do ucha mojego partnera.
Po chwili również i nasze wojska i naszych sojuszników zaczęły się cieszyć, bo do nich dotarło, że dzieciak to nadal Brytyjczyk, jeśli urodzi się tutaj.
-Dziękuję, czuję się jak najgorszy oszust, ale nie mogę pozwolić na masowy mord ludzi, którzy kiedyś byli w stanie dać odrąbać sobie rękę za moje życie. Umiem przebaczać- uśmiechnął się delikatnie i powoli zawróciliśmy do zamku.
Poszło łatwiej niż się spodziewałem.
Zdecydowanie za łatwo...
*********
Wybaczcie brak rozdziałów przez ostatnie dwa dni, ale karmiłam swoją wenę i tak jakby odgryzła mi palce...
Ale już je oddała i jest dobrze!
Oj, nawet nie macie pojęcia, co ja tutaj szykuje!
Mam dla Was pewną informację, a mianowicie do końca tego FF nie zostanie dużo!
Mam już nawet koncepcję na zakończenie i wiem jak będzie wyglądać, ale tym Was akurat wtedy zaskoczę 😎
Dobranoc skarby, postaram się jeszcze dziś coś napisać!
Kocham Was ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top