Rozdział 22

Rzuciłem kolejne kwiaty na zakryty, masowy grób, naszych poległych żołnierzy, którzy oddali się za moją koronę.

Wojna została wygrana przez nas, ale ponieśliśmy więcej strat niż Francuzi w swoich wojskach.

-Uspokój się Louis- mruknąłem cicho do szaty na, który szlochał w mój rękaw.

Przeżył to źle, gdy zobaczył te wszystkie zmasakrowane ciała ludzi, którzy gineli dla niego i dla mnie.

-Przepraszam- zaskomlał, a ja czułem wilgoć na ręce, gdzie przesiąkł mój płaszcz od jego łez.

-Po prostu przestań płakać. Nie mogę patrzeć jak to robisz, łamiesz mnie- mruknąłem cicho, a on momentalnie przestał płakać.

-Do zamku- wyciągnął do mnie ręce i pociągnął nosem, patrząc na mnie załzawionymi oczami.

Moja bariera pękła.

-Kurwa, Louis- syknąłem, czując niezwykle szybkie bicie swojego serca i trzepotanie w brzuchu.
-I coś narobił- przyciągnąłem go do siebie.

Po zakończonej ceremonii podniosłem go jak pannę młodą i zaniosłem w kierunku naszej bryczki, którą wrócimy na zamek.

-Boli mnie wszystko z tych emocji- oparł policzek o moje ramię.

-Wiesz, że musimy zacząć planować ślub Louis? Im szybciej to zrobimy, tym lepiej- zmieniłem temat.

Nie przepadam za jego marudzeniem, więc najczęściej zmieniam temat na coś wygodniejsze go dla mnie.

-Wcale go nie chcesz- przeniósł swój szczenięcy wzrok z mojej osoby na odległy punkt na horyzoncie.
-Nie wiem dlaczego ty mnie tak bardzo nienawidzisz, kiedy ja się staram być dobrym dla ciebie, nawet chcę być najlepszy. Nie widzisz tego Harry? To będzie dla ciebie jak życie na łańcuchu, prawda?- mówiąc to, nie patrzył na mnie.

-Co? Louis, nie nienawidzę cię. Teraz już nie. Tylko na początku. Uwierz mi skarbie. Ciebie się nie da nienawidzić- poczułem silne pragnienie do zapewnienia go w tym.

-Mówisz tak tylko, bym nie był na ciebie zły. Robisz to po to, by mieć pełen dostęp do moich majtek. Znam cię już całkiem dobrze- wbił wzrok w swoje palce.

-Louis, to nie jest rozmowa na teraz- westchnąłem i po prostu przyciągnąłem go bliżej siebie, gdy zerwał się chłodny wiatr.

On jak zawsze ma tylko cienki płaszczyk.

-Nienawidzę tego, gdy robisz się wobec mnie opiekuńczy, a tak na serio nic do mnie nie czujesz. Jestem tak zły, że nie możesz mnie kochać, czy co?- westchnął smutno.

-Louis, to nie twoja wina a moja. Nie mogę cię kochać, ale to nie znaczy że się w tobie nie zakochuje. Nad tym akurat nie panuje- przełknąłem z trudem ślinę, a jego głowa wystrzeliła w moim kierunku.

-Zakochujesz? We francuskiej dziwce? W synu swojego wroga, który wywołał wojnę? W chłopcu, który jest pełen krwi morderców twojej rodziny?- patrzył mi prosto w oczy.

-Ja pierdolę. Louis, kurwa, tak. Nie wierze w to, ale tak, robię to. Zakochuje się w tobie- dostałem mocnego szoku, przez to, że w końcu mogę to sam przed sobą przyznać.

Wystarczyły trzy pieprzone miesiące i on owinął mnie sobie w okół palca.

Mały Francuzik. Mała omega, błękitnej krwi.

Zwykły dzieciak, który ma zabójcze oczy, które wiercą dziurę w każdym, nawet tak skamieniałym sercu jak moje.

-Nie przeklinaj tyle- zganił mnie z uśmiechem i ponownie tego dnia oparł swój policzek na moim ramieniu.

***

Obudził mnie głośny huk, rozbijanej szyby i tak samo głośny pisk szatyna, który zleciał z łóżka.

Zerwałem się momentalnie z łóżka, kiedy tylko do mojego nosa dotarł swąd spalenizny, a pomieszczenie zaczęło rozświetlać się ogniem.

-Harry?!- Louis był mocno zdezorientowany, tak samo jak i ja.

W jednej chwili byłem w bryczce i wyznawałem miłość tej omedze, a w drugiej jestem tutaj i obserwuje jak języki ognia pełzną po szatyna.

-Rusz się tu do cholery Louis!- pociągnąłem go szybko po łóżku do siebie i szybko, póki ogień nie zasłonił drzwi opuściłem pomieszczenie.

W jednej chwili dopadła mnie rzeczywistość.

Wojna dalej trwa, ja jestem zamknięty w zamku z szatynem, który przeżywa swoją gorączkę i właśnie zamek po raz kolejny został zaatakowany, tym razem ognistymi strzałami.

-Błagam, teraz serio, nigdzie się nie ruszaj, dobrze?- posadziłem omegę w odleglejszej sypialni. Ta akurat jest najmniejsza, ale łatwo się tam ukryć.

-Przyjdę tu po ciebie. Nie wychodź stąd- warknąłem na niego głosem alfy, by faktycznie mnie posłuchał.

Wypadłem ponownie na korytarz, starając się odnaleźć w chaosie myśli, co udało mi się dopiero, gdy moi poddani zaczęli gasić płonącą jak ognisko sypialnię.

-Co to do cholery miało być i jak oni się tu dostali- warknąłem na jednego ze strażników.

-Mamy chyba kilku zdrajców w miejscowych- odpowiedział szybko i wysłali kolejne wiadro wody na moje płonące łoże.

Na szczęście zajęły się tylko firany, dywan i właśnie moje łoże, wszystko inne jest całe.

Nie mógłbym sobie wybaczyć, gdyby nasz rodzinny portret spłonął.

-Mogę już w spokoju odpocząć z moją omegą? Nie ma już więcej takich niespodzianek?- złapałem kolejnego ze strażników za ramię, gdy każdy mnie po prostu omijał.

-Proponuje sypialnię bez okien panie. To będzie najlepsze wyjście- ukłonił mi się delikatnie i zaczęli ratować rzeczy z sypialni.

Pokręciłem tylko głową na to wszystko i ruszyłem do szatyna, którego znalazłem całego rozdygotanego, ale w tym miejscu, jak go posadziłem.

-Musimy się przenieść do sypialni bez okien Louis- podniosłem go, wiedząc że nie jest w stanie chodzić.

-To wszystko przeze mnie. Gdybym nie był tak głupi i gdybym nie poszedł do tego cholernego miasta jak matka mi kazała, to nigdy by mnie nie porwali i nigdy bym tu nie trafił. Nigdy nie byłoby żadnej wojny zaczął płakać w moją szyję, gdy mocno się we mnie wtulił i zacisnął wokół moich bioder swoje krótkie nóżki.

-Do wojny tak czy siak by doszło, przez śmierć moich rodziców z waszych rąk- podrzuciłem go, gdy zaczął mi się zsuwać.

Zamknąłem za nami drzwi w pokoju, gdzie było tylko wielkie łóżko i stojąca pod przeciwległą ścianą marmurowa wanna, podgrzewana żywym ogniem.

Nienawidzę tego miejsca, tylko ze względu na to, że jak byłem mały, to prawie się utopiłem w tej wannie.

Na całe szczęście Gemma mnie wtedy szybko wyciągnęła.

-Nikogo nie zamordowaliśmy Harry. To nie Francuzi- mruknął słabo, a we mnie się zagotowało.

Cisnąłem nim na łóżko i przygniotłem go swoim ciałem do materaca, warcząc przy tym dziko.

-Nie kłam Louis. Dobrze wiesz że to wy i jeszcze bezczelnie mnie oszukujesz przy tym! Mało ci jeszcze? Mam ci znowu pokazać jak bardzo jestem wściekły za zrobienie ze mnie sieroty?- obnażyłem na niego zęby, a on próbował mi uciec.

-Harry, to nie my! Wiedziałbym!- pisnął, szarpiąc swoimi dłońmi z mojego uścisku.

-Kłamca- syknąłem i wbiłem boleśnie swoje zęby w jego obojczyk.

Zaskomlał przez to i próbował mnie skopać ze swojego ciała, ale ja tylko podążyłem rękoma do jego spodni od piżamy.

-Nie! Harry!- od razu domyślił się co chcę zrobić i wykorzystując punkt mojego zaskoczenia, uciekł.

Odskoczył momentalnie ode mnie, szybko zasłaniając się szczelniej moją koszulą, którą dałem mu do spania.

-Ochłoń, błagam- zaskomlał, gdy uniosłem się powoli z materaca.

Już ja ci dam kłamstwo...

Zupełnie wytrącił mnie z mojego szału, gdy chlusnął mi wodą w twarz.

-Posłuchaj mnie teraz. Na tym morzu kręci się wielu bandytów i piratów. W tamtym czasie nie mieliśmy żadnego statku w porcie. Byłem przy tym. Nawet sam popędzałem ludzi z zamku by płynęli swoimi łódkami na morze, bo jakiś statek tonie. Musisz mi uwierzyć Harry- złożył dłonie jak do modlitwy.

Zacząłem analizować wszystko, co mi powiedział i zrozumiałem tylko jedno.

Ten sen nie był tak do końca snem.

Rzeczywiście się przełamuję dla niego.

-Przepraszam- wydusiłem tylko z siebie, a on zamarł w zaskoczeniu.

-Ty jesteś niewinny. Zlałem cię i zraniłem z mojej chorej złości. Ja... Louis, cholera, przepraszam- przełknąłem swoją dumę i po prostu do niego się zbliżyłem.

-Ty... Okay, wybaczam ci- był w szoku i po prostu pozwolił mi go objąć.

Wbiłem swój wzrok w ogromne lustro za jego plecami i prześledziłem ścieżkę samotnej łzy, spływającej po moim policzku.

Zakochuje się.

Znowu będę cierpiał, znów zostanę sam.

*************

Wybaczcie brak rozdziału wczoraj, ale we na mnie opuściła ;-;

Możliwe jest wiele błędów, jestem bardzo rozemocjonowana tym zarejestrowaniem piosenki przez One Direction, zrozumcie XD

Dobranoc kochani 😋😍

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top