Rozdział 39 - Podarowałaś mi cały świat...

Rafael...

Bałem się... Po raz pierwszy w życiu byłem tak kurewsko przerażony.

Nie czułem tego strachu, gdy będąc dzieckiem na każdym kroku byłem karany przez surowego ojca. Nauczyłem się tego, czym jest nienawiść szybciej, niż jazdy na rowerze i ani razu nie czułem prawdziwego strachu.

Strach, tak jak i inne uczucia to słabość. Sukinsyn wbijał mi to go głowy za pomocą ciężkiej ręki. Miałem czternaście lat, gdy ostatni raz mnie uderzył. Ostatni, bo wtedy po raz pierwszy zareagowałem. Oddałem. Może i byłem dzieckiem, ale dzieckiem, które od dawna waliło w bokserski worek. Ojciec stał wtedy naprzeciwko mnie, z furią wypisaną na twarzy i krwią na ustach. Widziałem w jego ciemnych oczach płonącą nienawiść i chęć oddania mi ciosu.

Ale tak jak mi wbijał do głowy i do ciała swoje jebane mądrości, tak teraz powstrzymał się przed tym.

Przecież uczucia to słabość...

Byłem o tym przekonany. Pomijam rodzinną historię, bo żaden przykład z moich popierdolonych starych. Jednak przez lata obserwowałem, jak znajomi popełniają szaleństwa w imię tych wyższych uczuć, które potem gówno były warte. Nawet Cristo...

Zarzekał się, że nienawidzi Alejandry. Szalał jak wściekła bestia, gdy prasa ujawniła jej związek z Navarro. Obserwowałem to wszystko, stojąc z boku i zastanawiałem się, kiedy dotrze do tej jego gorącej głowy, że to wcale nie nienawiść i z każdym kolejnym dniem przez tę rudowłosą kobietę robi się coraz słabszy.

Otoczyłem się murem, przez który nikt nigdy się nie przebił. Traktowałem ludzi z dystansem, cynicznie odpychając od siebie. Nie potrzebowałem uczuć. Nie chciałem być słaby...

A teraz?

Teraz w milczeniu obserwowałem jak moja największa słabość chowa środki opatrunkowe i myje dłonie unikając mojego wzroku. I kurewsko się bałem. Jak nigdy wcześniej w życiu.

- Ariela? – stanąłem za dziewczyną siłą powstrzymując się przed dotknięciem jej szczupłego ciała. Była dla mnie jak narkotyk, a ja od dawna byłem na głodzie. – Porozmawiamy?

Kiwnęła tylko głową i mijając mnie, opadła na najbliższą sofę. Kurwa! Zwinęła się w kulkę, jakby chciała schować się przed światem. Albo przede mną, pomyślałem siadając naprzeciwko niej. Zauważyłem jak jej ciało spięło się, ale zignorowałem ten niewerbalny przejaw sprzeciwu. Nie wiem, czy zareagowałbym, gdyby kazała mi się odsunąć. Nie wiem... Chciałem... Musiałem być jak najbliżej, czuć ciepło jej ciała...

Kurwa! Nie nienawidź mnie, kociątko...

- Boisz się mnie? – zapytałem spiętym głosem, zaciskając palce.

Ariela szarpnęła głową patrząc na mnie złotymi oczami. Patrzyła, prawie nie mrugając... Zdusiłem w sobie jęk... Boi się mnie?

- Nigdy się ciebie nie bałam, Rafaelu – wyszeptała.

- To dlaczego zwinęłaś się w kulkę? – zapytałem wskazując na jej ciało w pozycji ochronnej.

- Tak lepiej mi się myśli. Poza tym, jeżeli cię dotknę nie dokończymy tej rozmowy.

- Mówisz? – wymruczałem, czując jak usta wyginają mi się w uśmiechu, a stalowa obręcz na sercu rozluźnia swój śmiertelny uściska. – Tęskniłaś, kociątko?

- Widzisz? O tym właśnie mówię – prychnęła, gdy przybliżyłem się obejmując jej biodra. – Mieszasz mi w głowie swoimi smoczymi sztuczkami...

- Aż tak? – zaśmiałem się, słysząc jak nazywa mnie smokiem, ale widząc smutek na jej pięknej twarzy spoważniałem. – Co się dzieje, kociątko?

- Rafaelu...

- O nie... Już nie podoba mi się ten ton – oznajmiłem. – Cokolwiek teraz wylęgło się w tej twojej mądrej główce, od razu ci mówię, że się na to nie zgadzam.

- Rafaelu, czy ty tego nie widzisz? Przecież to nie ma sensu.

- Pieprzenie! – zerwałem się z miejsca patrząc z góry na Arielę.

- Sam powiedziałeś, że to wszystko moja wina, że przeze mnie zmieniłeś się w szaleńca. Przypominam ci ją...

Cofnąłem się, jakby uderzyła mnie w twarz. O czym ona teraz mów, na litość boską?

- Kiedy ci to powiedziałem? – warknąłem ochrypłym głosem.

- W Nowym Yorku... - wydusiła ze spuszczoną głową.

- Jezu, kurwa, Chryste! – opadłem na kolana, ale nie dotknąłem Arieli, choć potrzeba fizycznego kontaktu pozbawiała mnie w tej chwili zmysłów. – Kochanie... Spójrz na mnie – poprosiłem starając się ze wszystkich sił zachować rozsądek.

Ariela uniosła głowę i mrugając szybko powiekami spojrzała na mnie błyszczącymi oczami. Nie mogłem patrzeć na jej smutną twarz i oczy, w których lśniły pieprzone łzy. Zniosę wszystko, kurwa, ale nie jej łzy!

- Wiesz, co jest twoją winą? To, że wbrew sobie po raz pierwszy w życiu zacząłem czuć. Nie radziłem sobie z tymi uczuciami. Były dla mnie niezrozumiałe i nie miałem pojęcia co mam zrobić, żeby wybić sobie z głowy jedną małą wredotę, która zrobiła burdel w mojej głowie i sercu.

- Ale...

- Cicho, teraz ja mówię – przerwałem jej kładąc palec na tych cholernych ustach, które doprowadzały mnie do szaleństwa. Przysięgam, zatkam je swoim fiutem jak będą pieprzyć takie głupoty...

- Chciałbyś – warknęła posyłając mi złośliwy uśmiech.

- Powiedziałem to na głos? Widzisz? O tym mówię. Przez ciebie zacząłem nawet mówić do siebie... Zrujnowałaś mnie, kociątko – potrząsnąłem zrezygnowany głową.– Widzę, że bez rozmowy nie ruszymy z miejsca – mruknąłem siadając obok Arieli.

Pisnęła, gdy łapiąc ją za biodra uniosłem w górę sadzając przodem na moich udach. Wiem, że właśnie kręcę na siebie pieprzony bat, ale za chuja już nie wytrzymam widoku Arieli zwiniętej w kulkę. Chce się ode mnie odgrodzić, a ja jej na to nie pozwolę.

- Tylko nie kręć tym swoim seksownym tyłeczkiem, dobrze?

Oczywiście wiedziałem, że zrobi dokładnie to czego jej zabroniłem. Uwielbia mnie dręczyć, ta moja mała wredota. Widzicie? Znam ją wystarczająco dobrze. Źle, a żeby być dosadniejszym, to kurewsko źle znosi wszelkiego rodzaju zakazy i nakazy. Jakby była kotem, to w takich chwilach prychałaby jak wściekła, jeżąc sierść. Gówniane trochę porównanie, ale może zrozumiecie co mam na myśli. 

- Wiesz, że jak będziesz się tak kręciła, to w dwie sekundy będziesz naga? Tak cię wypieprzę, że przez tydzień nie usiądziesz na tych seksownych pośladkach. Wybiję ci fiutem wszystkie te głupoty, które teraz wylęgły się w twojej głowie.

Sapnęła, napinając mięśnie. Wbiłem wzrok w cienki trykot podziwiając dwa twarde punkty napinające materiał na tych cudownych cycuszkach. Uniosłem ręce i lewą położyłem na biodrze Arieli przytrzymując wiercący się tyłeczek, a palcami prawej potarłem sutek, szczypiąc delikatnie.

Ariela jęknęła wypinając w moją stronę swoje piersi. Docisnąłem dziewczynę do swoich bioder, czując jak nagle zrobiła się cholernie ciepła pomiędzy nogami. Jestem pewien, że jest teraz wilgotna dla mnie...

- Mamy dwa wyjścia, kociątko – warknąłem ochrypłym głosem wypinając w górę biodra. Kurwa! Torturuje mnie, ale jak piękna jest ta tortura... - Jak się nie uspokoisz to zaraz cię rozbiorę i będziemy się kochać. Gwarantuję, że do jutra nie wypuszczę cię z ramion – widząc lśniące zielone tęczówki jęknąłem. - Albo dokończymy rozmowę, a potem zabiorę cię do łóżka i porządnie zerżnę.

W każdej opcji i tak jestem zwycięzcą. Ciekawiło mnie, co wybierze Ariela. Do tej pory każde nasze zbliżenie było pełne pasji. Odkryłem nieznane wcześniej uroki ostrego seksu i chyba jak każdy facet, uwielbiam to robić.

Widząc jak zębami masakruje dolną wargę, a w tych cholernych kocich oczach lśni zmysłowa obietnica i niecierpliwość byłem pewien, że wybrała dokładnie to, czego od niej oczekiwałem.

Uniosłem brew czekając na jej ruch i zacisnąłem usta, powstrzymując uśmiech zwycięstwa, gdy z wyraźną niechęcią odsunęła się, moszcząc tyłeczkiem jak najdalej od moich bioder. Jestem, kurwa, geniuszem! Czeka mnie kurewsko wspaniała noc. Dosyć pierdolenia językiem po próżnicy, kiedy mam dla niego i innych części mojego ciała zupełnie inne atrakcje.

- Wracając do tego co powiedziałaś... Nigdy, nawet w trakcie naszego pierwszego spotkania nie byłaś taka jak ona, rozumiesz? Zabraniam ci mówić tak o sobie, bo doprowadzasz mnie tym do wściekłości, a uwierz mi, kociątko. Twoja zgrabna pupcia już i bez tego znajduje się w dużym niebezpieczeństwie.

- Czy ty mi właśnie grozisz laniem? – zapytała otwierając szeroko oczy. – Serio?!

Położyłem otwartą dłoń na lewym pośladku przesuwając palcami po materiale, ale widząc jak Ariela zaczyna drżeć wstrzymując oddech wiedziałem, że podnieca się coraz bardziej. Uwięziłem zielone tęczówki, siłą wzroku zmuszając dziewczynę do kontaktu wzrokowego. Dobra, trochę przesadziłem, bo żaden czarodziej ze mnie, ale wystarczyło przygryźć wargę, a zielone oczy zapłonęły, zapominając o mojej dłoni...

- Kuźwa!

Ariela pisnęła unosząc się do góry, gdy moja dłoń zderzyła się z wypiętym pośladkiem. Zajebiste uczucie, z czym zgodziłby się zapewne mój twardy kutas, ale nie mam zamiaru pogrążać się jeszcze bardziej, dyskutując z własnym przyrodzeniem.

- Serio – potwierdziłem pieszcząc pośladek. – Mam całą listę klapsów, na które zasłużyłaś, kociątko.

- Za co? – jęknęła kręcąc się na moich kolanach.

- Za te wszystkie krótkie kiecki, którymi doprowadzałaś mnie do szaleństwa. Za wszystkie impertynenckie odzywki, po których chciałem złapać cię za włosy i zerżnąć na pierwszej lepszej płaskiej powierzchni, za ucieczki, ignorowanie mnie i za kurewskiego Rossa – warknąłem uderzając jeszcze raz. – Za jebane prezerwatywy w torebce, i każdy jęk przyjemności, gdy pieprzyłaś się ze mną jedząc to pieprzone ciasto. Za dekolty do pasa, nagie plecy i pieprzonego Cruza, który zabrał cię do seksklubu - objąłem palcami kark Arieli wplatając je w gęstwinę włosów i przyciągnąłem do swojej twarzy. – Nigdy więcej nie chcę cię widzieć z innym mężczyzną, Ariela. Należysz do mnie, rozumiesz? Od chwili, gdy stanęłaś w salonie, w tej przeklętej czerwonej bieliźnie i pieprzonych szpilkach, przekręcając złośliwie moje nazwisko. Już wtedy cię pragnąłem, kochanie. Należysz do mnie. A teraz przestań mnie rozpraszać, bo nie dokończymy tej rozmowy, a jak sądzę jesteś kurewsko mokra i mnie potrzebujesz, prawda?

Dysząc w moje usta kiwnęła tylko głową. Kurwa! Nie ma piękniejszej kobiety na tym pieprzonym świecie, pomyślałem patrząc na zarumienioną Arielę, na jej oczy płonące z pożądania. Czułem zapach jej mokrej cipki, to jak podniecenie krąży w jej małym zmysłowym ciałku. Lgnęła do mnie jak magnes, a ja jak magnes chciałem ją do siebie przyciągnąć. Nie na chwilę, nie na kilka tygodni, czy miesięcy. Chciałem być z tą kobietą na zawsze...

Możecie powiedzieć, że jestem sukinsynem, wykorzystując pożądanie przeciwko Arieli. Może i macie rację. Problem, jaki mam z moją małą wredotą jest taki, że ta kobieta rozbiera na atomy każdy, nawet najdurniejszy problem. Analizuje z każdej strony, zastanawia się... Jak zostawię jej czas na te durne myśli, dobuduje do nich taką historię, że za chuja tego nie przeskoczę.

- Posłuchaj, skarbie... Po tej całej aferze z Roxaną, tym co wyprawiała moja matka postanowiłem, że nigdy nie pozwolę żadnym uczuciom rządzić ani mną, ani moim ciałem. Stary przez lata powtarzał,wbijając mi to do głowy, że uczucia to słabość. Uznałem, że życie bez zasad to chaos, a ja miałem dość tego wszystkiego, gdy byłem dzieckiem. Miałem kilka zasad, żelaznych zasad, których trzymałem się jak przykazań.

- Dlaczego mi o tym mówisz? – zapytała mrugając.

- Idziemy od początku, kociątko. Od pierwszego spotkania. To co mówię to szczera prawda i nie będę się powtarzał. Musisz mi uwierzyć, proszę. Nigdy cię nie okłamię, Ariela... Nigdy, rozumiesz?

- Ale...

- Chryste, ten twój analityczny umysł – jęknąłem opierając głowę o oparcie. – Wiem, że dopóki Cristo i Alejandra nie uregulują swoich spraw, jesteśmy przeciwnikami. Nie zrezygnuję z prowadzenia tej sprawy, tak jak i ty. To nasi przyjaciele, ale o ile będziemy pamiętać, że to wszystko dzieje się tylko pomiędzy nimi i nie dotyczy w żaden sposób nas, wszystko będzie dobrze. Praca to praca, a my to my. Nie będę mieszał tych rzeczy i ty też nie będziesz, rozumiesz?

- Chwileczkę, żeby nie było niedomówień. Sprawy zawodowe nie mają na nas wpływu, tak? Wtedy jesteśmy przeciwnikami i traktujemy się jak profesjonaliści? Dobrze rozumiem?

Chyba nie podoba mi się ten złośliwy błysk w złotych oczach, pomyślałem, ale skinąłem tylko głową.

- Czyli, gdy skończymy pracę, nie mam co liczyć na mały numerek w biurze? Żadnego pieprzenia na biurku, mecenasie?

Noż kurwa! I jak tu nie kochać tej kobiety?

- Jedno małe ostrzeżenie, kociątko – wyszeptałem w jej usta patrząc z ostrzeżeniem w złote oczy. – Wezmę cię wszędzie. W biurze, na biurku, w samolocie, w klubie... Wszędzie, bo nikt i nic mnie nie powstrzyma przed sprawieniem ci przyjemności, rozumiesz? Jeżeli liczyłaś na grzeczny seks w zaciszu sypialni, to raczej zmień upodobania, bo chcę ci pokazać wszystkie kolory pożądania.

- O tak...

- Wykończysz mnie, kobieto! – wyjęczałem widząc jak rozpala się w niej pożądanie. – Daj mi dokończyć, bo chcę cię w końcu zerżnąć...

- To mów szybko – ponagliła kręcą się na moich kolanach.

Kurwa mać! Zaprotestowała, gdy chwytając ją za biodra posadziłem obok siebie. To był najgłupszy pomysł, jaki miałem, bo i na mnie cholernie mocno działała bliskość Arieli. Nigdy nie skończę tej gadaniny.

Wstałem, może zachowując dystans uda się nam w końcu normalnie i logicznie porozmawiać.

- Wtedy na bankiecie... - odezwałem się spinając wszystkie mięśnie. – Już ci mówiłem jak do tego doszło. Nie jestem z siebie dumny, że posłuchałem tej bezczelnej Barbary, ale zrozum, proszę... To wszystko wciąż było dla mnie zupełnie nowe i cholernie nie radziłem sobie z uczuciami do ciebie. Wciąż myślałem o tobie, śniłaś mi się każdej nocy... Stałaś się moją obsesją. To jak zachowywałaś się przy tym Nathanie budziło moją wściekłość. Byłem tak cholernie zazdrosny, że gdy powiedziała mi, że jesteś z nim zaręczona, dostałem pierdolca. Czułem się zdradzony. Tym bardziej, że jak się wydawało, przez ciebie złamałem najważniejszą z moich zasad. Nigdy nie wiązać się z mężatkami i zaręczonymi kobietami.

- Jak to? Dobra, pomijam to co ta wstrętna lafirynda ci nagadała. Ale przecież widziałam twoje zdjęcia. Przecież miałeś kilka romansów z mężatkami...

Zacisnąłem usta, zgrzytając zębami. Przeszłość zawsze cię dopadnie, pomyślałem z wisielczym humorem. Spojrzałem na Arielę... Byłem przerażony tym, że będzie się mnie brzydziła, gdy powiem jej co robiłem z Roxaną. W pewnym stopniu byłem uczestnikiem tego co się działo i wiedziałem co robię. To, że do niczego więcej niż do jakiś przeklętych macanek nie doszło, to tylko cud i cholerne szczęście. Nie wiem, czy potrafiłbym spojrzeć w oczy Arieli, gdybym choć raz przespał się z Roxaną.

Tak jak wyjaśnienie Arieli sprawy z Roxaną budziło we mnie uzasadniony strach, tak to, co teraz miałem jej powiedzieć było po tysiąckroć gorsze. Wtedy byłem jeszcze dzieckiem. Dorastającym, ale według prawa i norm społecznych, dzieckiem. Jednak to...

- Ariela... To nie tak – przełknąłem z trudem. – Ja... Wiesz co to jest hafefobia?

- Oczywiście. Lęk przed dotykaniem – wyjaśniła zaskoczona pytaniem. – Odbiegasz od tematu, Rafaelu.

- Nie, kociątko. Staram się wyjaśnić ci, dlaczego zrobiłem ci pewne rzeczy. Byłem o ciebie cholernie zazdrosny. Ale to nie wszystko. Gdzieś tutaj – dotknąłem piersi, czując pod palcami dziko bijące serce, - czułem, że jesteś moja. Wszystko we mnie krzyczało, że należysz do mnie, a nie do tego Nathana. Bo to ciebie zaakceptowało i moje ciało i mój umysł. Tylko ciebie.

- Nie rozumiem. Co to wszystko ma wspólnego z twoją chorobą?

- Hafefobię zdiagnozowano u mnie jeszcze w liceum. Wtedy jeszcze się tym tak nie przejmowałem. Miałem boks, potem liznąłem MMA i wszystkie frustracje, gniew i nienawiść wyładowywałem na macie, albo na worku bokserskim. Jestem agresywny, Ariela. To musisz wiedzieć, ale przysięgam, nigdy nie zrobię ci krzywdy. Panuję nad tym.

Widziałam w jej oczach strach, ale nie bała się o siebie. Chyba dopiero teraz dotarło do niej, że nie żartowałem mówiąc, że zabiję Rossa. Spojrzała na moje zmasakrowane dłonie, prześlizgując się spojrzeniem po prawym boku, jakby przez koszulkę mogła widzieć opatrunek. Pewnie myśli, że wdałem się w jakąś bójkę, pomyślałem pozwalając jej śledzić wzrokiem moje ciało.

Odetchnąłem z ulgą, gdy kiwnęła głową. Ja wiem, że nigdy nie potrafiłbym zrobić jej krzywdy. Każda cząstka we mnie krzyczy ze szczęścia, gdy ta kobieta jest w zasięgu wzroku. Tych kilka dni, gdy musiałem patrzeć jak baluje w klubie były kurewskim piekłem, ale znosiłem to z zaciśniętymi zębami, wyładowując złość na worku. Lepsze to, niż pokazać Arieli, jaki jestem popieprzony i niebezpieczny.

- Z początku to, że nie znosiłem dotyku nie budziło we mnie żadnych podejrzeń. Po tym co się stało, trzymałam się jak najdalej od dziewczyn. Dopiero w ostatniej klasie liceum... Miałem opinię niezdobytego. Nie bawiłem się w związki i przez całe liceum nie pokazałem się z żadną dziewczyną. Czasami chodziłem na jakieś imprezy, ale raczej trzymałam się sportu, a przygodny seks nastolatków brzydził mnie. Możesz sobie wyobrazić... Naładowane burzą hormonów nastolatki, które chciały być już kobietami i chłopak, do którego śliniły się wszystkie. Nie będę wdawał się w szczegóły, ale powiem, że kilka z nich, z tak zwanej Elity, założyło się, która z nich pierwsza zaciągnie mnie do łóżka. Skończyło się tym, że zdemolowałem w ataku furii męską szatnię, gdy przyłapałem je czekające na mnie po treningu.

Jeszcze dzisiaj, na wspomnienie ich zachowania robiło mi się słabo. To wtedy zaczęło docierać do mnie, że nie jestem taki jak wszyscy moi rówieśnicy. Że jestem jakiś, kurwa, wybrakowany.

- Skończyło się na terapii, psychologicznych pogadankach i tego typu bzdurach. Przypięli mi łatkę fobii i zostawili w zasadzie samego. Próbowałem walczyć z tą całą fobią, uważając ją za kolejną słabość. Ale nie mogłem się przemóc. Byłem chory, gdy jakaś kobieta chciała mnie dotknąć. Te wszystkie kobiety, o których mówiłaś... To tylko żony wspólników, albo kontrahentów DEHO. Nigdy z żadną z nich nic mnie nie łączyło.

- A twoja choroba? Już jej nie masz?

Pokręciłem głową uśmiechając się do mojej małej kobietki. Pieprzyć to, pomyślałem klękając przed nią. Nie znosiłem wymuszonego oddalenia, a obawa przed tym, że nie dokończymy rozmowy... Pieprzyć i to. Można rozmawiać w trakcie, albo pomiędzy... Mieliśmy całe życie na rozmowy.

- Po tym, jak zostawiłem cię w hotelu... Przepraszam, kochanie... – pogłaskałem napięte uda, starając się dotykiem uspokoić Arielę. – Po tym wszystkim wróciłem do Nowego Yorku. Czułem się jak lew w klatce. Nie wiedziałam, dlaczego tak cholernie jest mi źle, dlaczego coś wciąż dusi mnie w gardle – złapałem drżący oddech wbijając palce w biodra Arieli. Pochyliłem się wzrokiem błagając o to, żeby mnie nie odtrąciła. – Jest taki klub... Chodziłem tak regularnie...

- Seksklub? – wyszeptała ze łzami w oczach. – Poszedłeś do... seksklubu?

- Poszedłem, ale to nie tak, kochanie – zapewniłem ścierając z jej bladych policzków łzy. – Masz rację, to seksklub. Od lat jestem członkiem... Kurwa mać!

Zerwałem się z miejsca krążąc przed Arielą. Jej rozpacz i te pierdolone łzy łamały mi serce. Ariela nie powinna przeze mnie płakać, a podejrzewam, że wylała przeze mnie już wystarczająco dużo łez.

- Jeszcze zanim znalazłem ten klub starałem się walczyć z cholerną fobią. Ten strach przed dotykiem, według jednego z psychologów, do którego trafiłem, to efekt tego co zrobiła Roxana.

- Nazywaj rzeczy po imieniu, Rafaelu. Byłeś molestowany – wypaliła nagle. – Dlatego rozwinęła się u ciebie hafefobia. Bałeś się być dotykany.

- Przeraźliwie – przyznałem ochrypłym głosem. – Próbowałem co jakiś czas przełamać się. Dlatego chodziłem do tego klubu, ale nie tylko przez fobię. Testowałem siebie.

- Nie rozumiem...

- W tym klubie jest taka sala, możesz nazwać ją salą wspólną, wielką sypialnią... Jak tego nie nazwiesz to dalej jest pokój, w którym ludzie pieprzą się jak zwierzęta. Otoczona lustrami weneckimi, za którymi znajdują się małe prywatne pokoje dla tych, którzy chcą tylko popatrzeć.

- Ty... - widzę, z jakim trudem przychodzi Arieli zrozumienie i zaakceptowanie moich słów. – Razem z innymi? – wyszeptała.

- Chryste! Nie, nigdy! Jezu, to jest trudniejsze niż przypuszczałem... - mruknąłem.

Usiadłem obok, znowu sadzając Arielę na kolanach, przodem do siebie, ale tym razem postanowiłem się bardziej pilnować. Ignorowanie tych wszystkich sygnałów, które wysyłały i odbierały nasze ciała było cholernie trudne.

- Spójrz na mnie – poprosiłem obejmując dłońmi twarz Arieli, kciukami przesuwając po miękkiej skórze. Chciałem mieć pewność, że cała uwaga Arieli skupi się na mnie. – Hefafobia to nie jedyna słabość, z którą walczyłem. Przeszedłem chyba przez wszystkich tak zwanych specjalistów leczących zaburzenia i żaden z nich nie był w stanie mi pomóc. Myślałem, że w końcu odblokuję się, dlatego chodziłem do tego klubu i patrzyłem jak ludzie się pieprzą. I wiesz co? Nigdy nic nie poczułem. Żadnego podniecenia. Kompletnie nic. Czasami spotykałem się poza klubem z jakimiś kobietami. Myślałem, że może do którejś z nich coś poczuję, ale za każdym razem okazywało się, że nawet nie mogę znieść ich dotyku, nie mówiąc już o tym, że pozwoliłbym im posunąć się im dalej.

- Oziębłość seksualna?

Przymknąłem na chwilę powieki... Uwierzycie? Kurwa! Tylko Cristo wiedział. Tylko jemu ufałem na tyle, żeby podzielić się czymś tak osobistym. To dlatego był tak zaskoczony, gdy domyślił się tego, co łączy mnie z Arielą. Bo tylko jej udało się to, czego nie osiągnęła żadna inna...

- Chyba wolę medyczną nazwę – mruknąłem otwierając oczy.

Spodziewałem się zobaczyć w oczach Arieli wstręt, że posunąłem się do czegoś takiego, jak obserwowanie z ukrycia pieprzących się ludzi. Ja sam za każdym razem, gdy wracałem z klubu czułem wstręt do siebie, a mimo to wciąż tam wracałem. Kurwa! Chciałem być normalnym facetem, do chuja!

- Hipolibidemia... Brzmi inaczej, prawda?

- Ale przecież ty... - zaprotestowała.

Zaskoczona zerknęła w dół na mojego fiuta drgającego pomiędzy jej rozłożonymi udami. Wiem, że mnie czuje, dokładnie tak, jak ja czuję jej ciepło. Przycisnąłem język do podniebienia, bo potrzeba posmakowania jej mokrej i ciasnej cipki narastała we mnie coraz bardziej. Torturą dla mnie było trzymanie Arieli w ramionach, dotykanie jej...

- Ariela... - koniec tego pierdolenia, postanowiłem zdecydowany zakończyć dyskusję. Uwierzy, albo nie. Będę miał lata na przekonanie mojej małej wredoty. – Pierwszy raz w życiu uprawiałem seks w swoim gabinecie. Na biurku. Razem z tobą. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top