Rozdział 32 - Anioł i Demon...
Rozdział dedykuje tym w Was, które mimo wszystko dały Rafaelowi szansę...
Ari...
Jadąc taksówką do klubu nie potrafiłam uspokoić wciąż szalejących we mnie sprzecznych uczuć. Zerknęłam na swoje odbicie w szybie i wykrzywiając usta zamknęłam oczy odwracając głowę. Szlag by to trafił!
Dlaczego to zrobiłam?! Nie mam pojęcia. Po tamtej nocy w hotelu, gdy już ogarnęłam bałagan w moim życiu, przez krótki czas nachodziła mnie myśl o zemście. O tym rodzaju zemsty, w którym to ja wykorzystałabym Rafaela, a na koniec rzuciła mu w twarz właśnie te słowa, które napisałam na kartce. Chciałam, żeby poczuł chociaż niewielki ułamek tego, co ja czułam, gdy rzucił mi w twarz te wszystkie obraźliwe słowa, dokładając na koniec pieniądze. Ból, wstyd, rozszarpane serce i zdeptane marzenia...
Tylko dlaczego teraz tak chujowato się z tym czuję?
- Jesteśmy na miejscu.
Odwróciłam głowę patrząc jak od wejścia do klubu odrywają się sylwetki dwóch mężczyzn, zbliżając szybko do stojącej przy krawężniku taksówki.
- Zapłacimy – usłyszałam, gdy tylko drzwi od mojej strony zostały otwarte z zewnątrz. – Dzień dobry.
- Cześć, Aiden – rzuciłam zmuszając usta do uśmiechu.
Wysiadłam i już nie oglądając się za siebie ruszyłam w stronę głównego wejścia do klubu. Paradowanie w tym skrawku szyfonu w biały dzień to nie to samo, co wieczorem. Pewnie dziewczyny już nie śpią, choć jest dopiero kilka minut po siódmej rano. Jeszcze nie czułam się na siłach powiedzieć im o tym, co się stało i co zrobiłam. Bo, czy znając sytuację potrafiłyby mnie zrozumieć?
Na szczęście ominęła mnie wypytywanie i to z kilku powodów. Gabi, tak jak się tego spodziewałyśmy, wróciła dopiero po południu i to w towarzystwie rozanielonego Kolumbijczyka. Może i dziewczyna dała mu ostatnią szansę, ale ja znam Gabi. Jeszcze nie raz i nie dwa przyjdzie Raulowi płacić za swój występek. Dokładnie tak jak Cruzowi za swój popis w Paryżu. Broń Boże, żadna z nas nie jest mściwa i nie znęcamy się nad tymi biednymi mężczyznami. Jednak czegoś nauczyć się muszą, a to najprostsza droga, aby dotrzeć do ich upartych głów.
Dopiero wieczorem znalazłyśmy czas, aby spokojnie porozmawiać. Zwołałyśmy zebranie, jak za dawnych studenckich czasów. Szkoda tylko, że obecne nasze problemy nie są tak błahe, jak wtedy.
Gabi i Dani wyłamały się z szeregu, a więc zostałyśmy we dwie, Lucy i ja. Los zakpił sobie z nas stawiając na naszej drodze dwóch upartych jak muły facetów. Miałyśmy tylko jeden mały problem. Panowie ci nie rozumieli słowa nie, obojętnie w jakim języku byśmy je nie wypowiedziały, odbijało się ono od ich pustych mózgownic i wracało jak bumerang. De la Hoja na szczęście zaszył się gdzieś i nie pokazuje, natomiast Rafael zdaje się udoskonala swoje nowe hobby. Stalking.
Chyba niedokładnie zrozumiał zostawioną przeze mnie wiadomość, albo sukinsyn liczy na jakąś promocję w stylu buy one get one free... Po raz kolejny, co chyba stało się już jakąś pieprzoną tradycją i zwyczajem, jeżeli chodzi o tego mężczyznę, udaję, że nie istnieje...
Tak normalnie, pstryk i nie ma sukinsyna... Muszę do tego jeszcze przekonać mój telefon i pocztę, a wtedy moje życie będzie jak jedna wielka pierdolona tęcza.
Jakby tego było mało, dzisiaj rano pojawiła się Sylvia James. Jak mnie odnalazła w Edynburgu, nie wiem. Malcolm nie wpuścił jej na górę, obiecał jedynie przekazać mi wiadomość, że prosi o spotkanie. Co dziwniejsze zostawiła numer telefonu, ale do hotelu Balmoral. Dlaczego nie mieszka w apartamencie Rafaela, skoro w Nowym Yorku mieszkają razem? Dziwna sytuacja, która skłania mnie do myślenia, że jednak Rafael nie wiedział o tym, że jego narzeczona skontaktowała się ze mną.
- Ari, ocknij się – Dani chwyciła mnie za rękę. - Czy usłyszałaś chociaż jedno słowo z tego, o czym rozmawiałyśmy? – mimo mojej podzielności uwagi muszę z przykrością stwierdzić, że nawet gdyby krzyczały do mnie przez megafon nie usłyszałabym ani słowa.
- Oczywiście, że słyszałam – idę na całość, może w międzyczasie wychwycę temat i nie zbłaźnię się całkowicie.
- Więc co o tym sądzisz? Dojdzie do Brexitu? – Lucy usiadła obok mnie i kontrolując stan swoich paznokci kontynuowała. – Osobiście uważam, że to jeden wielki błąd. Jak w końcu politycy się ogarną będzie już za późno.
- Brexit? Rozmawiamy o wyjściu z Unii Europejskiej? – rzuciłam dziewczynom zdziwione spojrzenie.
- Nie, o podpisaniu umowy z armią Saurona.
- No dobra, przestańcie się zgrywać. Przyznaję, że nie słuchałam. Za dużo mam na głowie.
- Dziewczyny, przestańcie już z niej żartować – Gabi stanęła w mojej obronie. – Nic nie straciłaś, właśnie opowiadałam im co się działo w klubie, zanim Raul o mało co nie zdemolował wszystkich lochów nim mnie odnalazł. Proponuję zmienić kolejność i zacząć od ciebie, Ari. Co się dzieje?
Odchyliłam głowę na oparcie kanapy i wbiłam wzrok w wysoki sufit szukając słów, żeby opisać to wszystko co się wydarzyło. Czy potrafią mnie zrozumieć? Czy nie stracę ich przyjaźni, gdy dowiedzą się co świadomie i z premedytacją zrobiłam?
- Wczoraj wieczorem Rafael praktycznie porwał mnie sprzed klubu, wrzucił do samochodu i zawiózł do swojego apartamentu. Miałam puzzla, więc w każdej chwili mogłam dać znać, że potrzebuję pomocy, ale tego nie zrobiłam. Najpierw się pokłóciliśmy, potem zamknęłam się w gościnnej sypialni, a w środku nocy obudziłam się w jego łóżku. Z premedytacją zainicjowałam między nami seks, za drugim razem nie zaprotestowałam, tak samo jak za trzecim. Zostawiłam go śpiącego z karteczką na łóżku: 'to było gratis' i wróciłam taksówką do domu. Od tej pory wydzwania do mnie jak jakieś cholerne biuro obsługi abonentów. Na domiar złego pojawiła się jego narzeczona i chce się ze mną pilnie spotkać.
- Ari, spójrz na nas – spokojny głos Dani otulił moją duszę i w moich oczach pojawiły się łzy. Nie zasługiwałam na ich przyjaźń, miałyśmy takie same zdanie o kobietach, które sypiały z żonatymi facetami. – Nie jesteś taka jak tamte.
- Co ty pieprzysz, Dani! – zerwałam się z kanapy i zaczęłam krążyć przed nimi jak lew w klatce. – Jestem dokładnie taka sama, a nawet gorsza. Tyle razy obiecywałam już sobie nie ulec Rafaelowi, posłać go do diabła, ale... Nie potrafię, po prostu nie potrafię! Nienawidzę go, nienawidzę siebie, nienawidzę tego co ze mną robi jednym tylko spojrzeniem, jednym dotykiem. Ma narzeczoną, niedługo biorą ślub, ale gdyby stanął teraz w progu, poszłabym za nim z zamkniętymi oczami. Nie wiem, co mam robić... Nie chcę tak żyć...
- Kochasz go?
- Całą duszą – wypowiedzenie na głos tego co miałam w sercu przyniosło mi niewielką ulgę. Patrzyły na mnie bez oskarżeń i bez tego, co bałam się zobaczyć w ich oczach, potępienia. Rozumiały mnie, wspierały, a jak będzie trzeba staną za mną murem. Taka właśnie była nasza przyjaźń. Nieważne co działo się w życiu każdej z nas, we wszystkim byłyśmy razem. – Ale nie spieprzę mu życia, tak jak to zrobiłam sobie. Rafael musi uwierzyć, że między nami wszystko skończone, inaczej nie da mi spokoju.
- Skoro ma narzeczoną, to dlaczego ugania się za tobą?
- Nie wiem, Gabi. Czasami zachowuje się, jakby mu na mnie naprawdę zależało, a za chwilę robi coś, aby mnie zranić. Wściekł się, gdy zobaczył mnie pod klubem z Cruzem. Zabronił mi się z nim spotykać i nawet miał czelność zapytać, czy z nim sypiam.
- Co takiego?! – oburzyła się Dani.
- A na koniec stwierdził, że tylko on ma do mnie prawo, że jestem tylko jego.
- Powiedziałaś mu, że wiesz o Sylvii?
- Nie i nie mam zamiaru. Zorientowałby się, że widziałam go w ich domu i pomyślałby, że dlatego uciekłam z Nowego Yorku. Rafael nie może się dowiedzieć o tym, co mam tu – dotknęłam dłonią walącego dziko serca.
- Może mała prowokacja? – Gabi miała zawsze szalone pomysły, a widząc błysk w fiołkowych oczach wiedziałam, że wpadła na kolejny wariacki pomysł. Chyba dziewczyna za dużo czasu spędza ze mną. – Musimy znaleźć ci chłopaka.
Noż cholera jasna! Spojrzałam na nią, jakby urwała się z choinki. Z jednym facetem nie mogę sobie poradzić, a ta chce mnie wpierdzielić w jakiś inny związek?
- Gabi, aniele... Nie sądzę, żeby...
- Na niby, Ari. Na niby – pośpieszyła z zapewnieniami. – To nie może być ktoś, kogo dopiero poznałaś dwie minuty temu. Ten cały Sato nie jest głupi, choć mówiąc szczerze, to co teraz robi na normalne mi nie wygląda.
- Kontynuuj...
- Potrzebujesz chłopaka, ale takiego, który kręci się koło ciebie już od dawna. Nie jakiś picuś z biura, bo w starciu z mecenasikiem polegnie. Co sądzisz o Aidenie?
- A kto to taki? – zapytała Lucy.
- Jeden z naszych z lotniska – wyjaśniłam. – Był ze mną w Nowym Yorku.
- Nie, on nie – zadecydowała Dani. – Jest za młody, a poza tym dopiero się pokazał. Co powiecie na Jacka, albo Rossa? Od miesięcy kręcą się koło nas, a najczęściej to tobie, Ari, towarzyszy Ross. Siłownia, twoje wyskoki do miasta. Nawet był z nami w El Paso.
- Ty masz łeb, Martin! Idealne love story – ekscytowała się Gabi. – Lady Ariela i jej ochroniarz. To chwyci, mówię wam! Ross jest przystojny i z tego co wiem, nie ma dziewczyny. Gdyby puścić w obieg plotkę, że już dawno zaczęliście się spotykać, jakiś przeciek w internecie, kilka zdjęć... Rafael nie jest głupcem, w końcu zorientuje się, że Cruz jest z Dani, więc na dłuższą metę utwierdzanie go w istnieniu romansu między tobą a Cruzem mija się z celem.
- To może wypalić – Lucy w zamyśleniu zaczęła pukać opuszkami palców o dolną wargę. – Musiałabym dostać się do nagrań z monitoringu, może znajdę coś co możemy wykorzystać.
- Jest jeszcze coś, o czym wam nie powiedziałam – wzmianka o monitoringu przypomniała mi, o czym Cruz powiedział mi w samochodzie. – Okazuje się, że od jakiegoś czasu jesteśmy obserwowane. Twój mąż, Lucy, nasłał na ciebie swoich ludzi. Wiedzą o nas prawie wszystko. Nie zdziwiłabym się, gdyby się okazało, że w naszym klubie pracują jego ludzie.
- Jak to obserwują?
Podeszłam do okna. Budynek naprzeciwko był dużo niższy niż nasz, ale sama świadomość, że śledzą nas i podsłuchują budziła we mnie złość.
- Ta firma konsultingowa. Cruz twierdzi, i jestem w stanie mu uwierzyć znając metody działania Rafaela, to tylko przykrywka. To ludzie de la Hoja. Robią zdjęcia i są wstanie nagrywać nasze rozmowy przed klubem.
- Chyba żartujesz! – Lucy zerwała się z miejsca i teraz stała obok mnie wpatrując się w niepozorny budynek. – Jego mania prześladowcza nie zna granic! Jak go dorwę to usłyszy ode mnie kilka słów.
- Schowajcie pazurki moje drogie – Gabi dołączyła do nas razem z Dani i teraz we cztery patrzyłyśmy z góry na ulicę przed klubem. – Możemy to wykorzystać dla własnych celów. Lucy sprawdź proszę nagrania z ostatnich... Bo ja wiem? Kilku tygodni? Zobacz, co może się nam przydać. Dani poproś do nas Malcolma i Rossa, bez ich zgody nie możemy same nic zrobić.
Czy ja w ogóle mam coś w tej sprawie do powiedzenia? Raczej nie...
***
Jeżeli liczyłam na to, że zdrowy rozsądek Rossa weźmie górę i nie zgodzi się na plan dziewczyn, to musiałam zaakceptować siłę perswazji moich aniołków. Te trzy dziewczyny samego Diabła namówiłyby do oddania kotła i założenia białych skrzydeł, a co dopiero Rossa, śmiertelnika.
Piekło rozpętało się jeszcze tego samego dnia, późnym wieczorem. Niestety z monitoringu uzyskałyśmy zalewie kilka ciekawych ujęć, w tym to, na którym stoję oparta o ścianę budynku, podczas gdy Ross pochylony nade mną tłumaczył mi dlaczego nie powinnam tak szaleć samopas. Dzięki Lucy miałyśmy mnóstwo zdjęć z wakacji w El Paso. Fotoshop i jej zdolności obróbki zdjęć i powstał cudowny materiał o moim domniemanym romansie. Malcolm skontaktował się ze znajomym, który jako pierwszy umieścił w sieci kilka naszych zdjęć z odpowiednim komentarzem.
Rano przed klubem pojawili się dziennikarze, śledzili mnie i Rossa w drodze na i z siłowni w centrum miasta, deptali nam po piętach w czasie zakupów i śniadania w małej knajpce, tej samej, w której Lucy spotkała się z Leonią. Po trzech dniach takiej nagonki byłam na skraju załamania nerwowego. Głupoty na nasz temat, które pojawiały się we wszystkich mediach były chyba dziełem jakiegoś chorego umysłu.
Proszę, zabijcie mnie, bo dłużej nie zniosę tej szopki!
Rafael nie zadzwonił ani razu...
Przy okazji wywleczono na wierzch wszystkie poprzednie moje związki, w tym ten z Rafaelem. To właśnie te zdjęcia były bezpośrednio przyczyną pojawienia się w moim życiu Sylvii James. W końcu miałam dość jej ciągłych telefonów i nachodzenia klubu, więc postanowiłam spotkać się z nią w miejscu publicznym.
Powrót do miejsca, które wiązało się z bolesnymi wspomnieniami będzie trudny. To wciąż siedzi we mnie jak cholerna zaraza. Z najwyższym wysiłkiem wyparłam dręczące mnie myśli skupiając się na czekającym mnie spotkaniu z narzeczoną Rafaela. Tym razem pojechałam sama, nie tak zupełnie, bo przywiózł mnie sam Malcolm. Czułam się pewniej wiedząc, że nasz szef ochrony czuwa niedaleko, gotów w każdej chwili interweniować. Nie wiedziałam, czego tak naprawdę chce ode mnie Sylvia i do czego gotowa jest się posunąć w obronie swojego związku. Ze swojej strony zrobiłam wszystko, żeby Rafael w końcu dał mi spokój i chyba osiągnęłam swój cel, choć płacę za to cierpieniem złamanego serca...
***
Rafael...
Mokra koszulka i spodenki lepiły mi się do ciała, gdy z zaciśniętymi zębami ćwiczyłem na wioślarzu. Ze wzrokiem wbitym przed siebie, ignorując rozrywający moje mięśnie ból, od przeszło dwóch godzin bezustannie ćwiczyłem. Chyba tylko w ten sposób jestem w stanie uwolnić się od uczucia wściekłości, jakie mnie ogarnęło, gdy Sergio przesłał mi materiały dotyczące Arieli.
Kurwa! Wiedziałem, że najpierw powinienem z nią porozmawiać, wyjaśnić jej moje zachowanie, udowodnić jej, że łączy nas coś więcej niż seks. Ale nie, przecież musiałem to spieprzyć, nie potrafiłem się opanować, nawet gdy zdałem sobie sprawę, że to nie sen. A przecież wiedziałem, kurwa, od samego początku wiedziałem, że to prawdziwa Ariela jest obok mnie, a nie wytwór mojej zboczonej fantazji.
Teraz już na wszystko za późno. Moje przeczucia co do Cruza potwierdziły się, nie wiem co robili w tym cholernym klubie, ale z całą pewnością nie mieli romansu. Kim jest ochroniarz, z którym spotyka się już od dłuższego czasu? Łazi za nią wszędzie i nawet nie mam szansy spotkać jej samej. Nie odbierała moich telefonów, nie odpowiadała na wiadomości. Po tej szopce dziennikarskie dałem sobie spokój. Muszę wymyślić inny sposób! Przecież, kurwa, nie wjadę do jej apartamentu z brygadą antyterrorystyczną, jeszcze tak szalony nie jestem. Na razie, bo jeżeli w końcu z nią nie porozmawiam, gotów będę posunąć się do wszystkiego...
- Masz zamiar powiosłować do Australii? – spokojny głos Crista zakłócił moje rozmyślania sprowadzając mnie na ziemię.
- Kiedy przyleciałeś? – nie zmniejszając tempa spojrzałem przez ramię na stojącego w progu przyjaciela.
Wyglądał, jakby nie przespał spokojnie wielu nocy, więc mniej więcej tak jak ja. Jeżeli też czuje się tak jak ja to mamy cholerny problem i możemy przybić sobie piątki.
– Fatalnie wyglądasz, Cristo.
- Mówisz? – stanął obok wioślarza – A widziałeś się może ostatnio w lustrze? Skończ już napieprzać tym cholerstwem, musimy pogadać.
Ton jakim wypowiedział ostatnie dwa wyrazy postawił mnie na baczność. Coś musiało się stać, inaczej nie przyleciałby bez uprzedzenia.
- O co chodzi? – przetarłem ręcznikiem twarz - Alejandra przysłała ci pozew rozwodowy? Dlatego przyleciałeś?
- To nie o mnie chodzi, Rafa.
- Ariela? – zdrętwiałem przerażony – Coś się jej stało?
- Jeszcze nie, ale jeżeli czegoś nie zrobisz... Ogarnij się, mamy niewiele czasu.
Dokładnie siedem minuty później wszedłem do salonu. Cristo stał wpatrzony w panoramę miasta. Słysząc mnie odwrócił się w moją stronę podając drinka. O dziewiątej rano?
- Dla mnie chyba za wcześnie – czując zapach burbona aż mną zatelepało. Ostatnie kilka dni i nocy bardzo się z nim zaprzyjaźniłem i chyba na razie mam dość, – ale ty sobie nie żałuj.
- Sądzę, że będziesz tego potrzebował, Rafa – wcisnął mi drinka i ręką wskazał na leżące na stole zdjęcia. – Przejrzałeś wszystkie zdjęcia?
- Co do, kurwa, jednego – zazgrzytałem zębami czując, jak alkohol rozgrzewa mnie od środka.
- Nic nie zwróciło twojej uwagi?
- Do cholery, Cristo! A co miałem zobaczyć? Ariela spotyka się ze swoim ochroniarzem i to od dłuższego czasu, co nie przeszkodziło jej pójść ze mną do łóżka trzy dni temu. Nie chce ze mną rozmawiać, nie odpowiada na wiadomości. Spieprzyłem sprawę i tyle. Oglądanie na zdjęciach jak się obejmują nie poprawia mi nastroju, jasne?
- Typowe... - potrzasnął głową, jakby litował się nade mną. Nie potrzebowałem pierdolonej litości tylko jej. Chciałem, żeby Ariela była teraz ze mną, a nie z tym mięśniakiem. – No to od początku. Sergio zadzwonił do mnie wczoraj, był zaniepokojony jedną sprawą, więc przesłał mi zdjęcia z ostatnich dwóch dni – wyciągnął na wierzch kilkanaście fotek i ułożył przede mną. – Co widzisz?
Nie musiałem patrzeć na nie, żeby widzieć Arielę z jej nowym chłopakiem. Szli w stronę samochodu trzymając się za ręce. Na kolejnych stali blisko siebie rozmawiając, ten cały Ross z uśmiechem patrzył na nią z góry, jakby nigdy nie widział niczego równie pięknego, jak moja Ariela.
- Człowieku ogarnij się, to nie zabawa w dwadzieścia pytań! To są zdjęcia zrobione w przeciągu dwóch dni. Czy poza Arielą i tym kolesiem widzisz coś jeszcze? Jakiś powtarzający się szczegół?
Czego on, kurwa, chce? Dla świętego spokoju spojrzałem ponownie. Wtedy to zauważyłem. Za samochodem czekającym na Arielę w pobliżu wejścia do budynku, w którym zainstalowali się ludzie Crista stało małe ciemne auto. Co dziwne, było na każdym zdjęciu, nie zawsze w tym samym miejscu, ale bez względu na porę było tam zawsze, tak jak i ukryty w cieniu kierowca.
- Dziennikarz? – zainteresowałem się starając się dostrzec rysy twarzy kierowcy.
- Pomyślałem o tym samym, dlatego chłopaki zrobili zdjęcia bezpośrednio z ulicy – z kieszeni wyciągnął kolejny plik fotek. – Wczoraj pojechali za tym samochodem aż do centrum. Kierowcą jest kobieta, niejaka Sylvia James, cztery dni temu przyleciała z Nowego Yorku i zameldowała się w Balmoral. Pojawiła się w klubie i chciała się widzieć z twoją Arielą, ale ona była nieobecna. Od trzech dni obserwuje ją i klub, odjeżdża, gdy dziewczyny gaszą światła w apartamencie, pojawia się wcześnie rano.
- Sylvia James – wypowiedziane na głos nazwisko tajemniczej kobiety, które nic mi nie mówiło. – Pierwszy raz słyszę to nazwisko. Jest z Nowego Yorku?
- Posłuchaj, Rafa. Sprawa jest poważna. Telefon Arieli logował się w Nowym Yorku zaledwie w jednym miejscu, w hotelu Intercontinental. Nie mamy pojęcia co się działo z Arielą do chwili jej wyjazdu z Nowego Yorku. Sprawdziłem lotniska, tak jak prosiłeś. Nie odleciała żadnym rejsowym połączeniem ani w stronę Europy, ani gdziekolwiek indziej. Oznacza to, że przyleciał po nią ten sam odrzutowiec, którym Alejandra z pozostałymi dziewczynami wyleciała z Edynburga.
- A to oznacza, że nie wiemy dokładnie jak długo była jeszcze w Nowym Yorku, a przede wszystkim, z kim mogła się w tym czasie spotkać. Nie mamy pieprzonego pojęcia, po jaką cholerę w ogóle poleciała do Stanów – potrząsnąłem głową i biorąc do ręki zdjęcia zacząłem dokładnie się im przyglądać.
Niestety, nie były najlepszej jakości, robione były późno w nocy, gdy tajemnicza kobieta wchodziła do hotelu. Szczupła brunetka ubrana w ciemny płaszcz, w nieokreślonym wieku i tyle. Kim jest i czego chce od Arieli? I dlaczego mam jakieś złe przeczucia? Automatycznie wszedłem w tryb myśliwego; w oddali zamajaczył groźny zwierz, którego trzeba trzymać z daleka od mojej kobiety.
Cokolwiek robi teraz Ariela jest nadal moja i mam zamiar zapewnić jej ochronę. Może i jest pyskata i w utarczkach słownych nie ma sobie równych, ale nie poradzi sobie w chwili bezpośredniego zagrożenia. Tego nie uczą w szkołach dla młodych dam ani na studiach prawniczych. A Sylvia James była zagrożeniem, czułem to każdym porem skóry, każda komórka mojego ciała wręcz wyła na alarm. Kim jest ta kobieta i dlaczego wzięła na celownik właśnie Arielę? Spotkały się w przeszłości? Rywalka w interesach?
- Poczekaj chwilę, Cristo. Daj mi pomyśleć, zanim postawimy na nogi wszystkich twoich ludzi, przeanalizujmy sytuację – odezwał się we mnie umysł prawnika. - Ariela była w Nowym Yorku i być może spotkała się tam z tą kobietą, co uważam za mało prawdopodobne. Potem znika na jakiś czas, a gdy się ponownie pojawia, na jaw wychodzi jej nowy związek. Z pieprzonym ochroniarzem. Dziwnym zbiegiem okoliczności, niemal w tym samym czasie na scenę wkracza tajemnicza pani James, która zdaje się obserwować Arielę. Zgadza się?
- Mniej więcej.
- Wiemy już coś więcej o ochroniarzu Arieli?
- Ross Malory, pracuje w klubie od samego początku. Wszystko co robił wcześniej jest utajnione, prawdopodobnie były pracownik służb specjalnych. Od dłuższego czasu jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo mieszkających nad klubem kobiet, ale najczęściej towarzyszy Arieli. Razem jeżdżą na siłownię, zakupy... Z artykułów, jakie się ostatnio się ukazały wynika, że towarzyszył jej też w czasie jej pobytu na ranchu w El Paso, a ich związek trwa od kilku miesięcy.
- Może tu chodzi o niego? Zazdrosna kochanka śledzi rywalkę...
Jeżeli to przez niego Ariela znalazła się w tarapatach i coś się jej stanie, zatłukę skurwiela gołymi pięściami. Wliczając w to oczywiście położenie łap na mojej kobiecie, bo za chuja nie uwierzę w to, że spotykają się od miesięcy. Nie ona. Nie moja mała wredota... Ona nie jest taka, ja to po prostu wiem.
- Tego też nie możemy wykluczyć. Niestety nie znając jego przeszłości, nie możemy tego sprawdzić. W każdym bądź razie, dzisiaj pani James się nie pojawiła. Sergio ma zadzwonić, gdyby wydarzyło się coś dziwnego.
- Cholera... - spojrzałem na szklankę, którą wciąż trzymałem w ręku zdziwiony, że jest pusta i odstawiłem ją na stół. – Gdzie się nie ruszymy tam ściana.
Byłem bezsilny, przynajmniej w tym momencie. Przychodziły mi do głowy dwie możliwości. Po pierwsze skontaktować się z szefem ochrony klubu i uprzedzić o możliwym niebezpieczeństwie. Problem był tylko jeden, spaliłbym tym samym chłopaków Cristobala obserwujących klub i Alejandrę. Nie wiem, jak zareagowałyby te cztery młode kobiety na wiadomość, że od wielu tygodni były obserwowane. Poza tym akurat ta decyzja nie zależała ode mnie. Po drugie, mogłem przecież pojechać do hotelu i spotkać się z kobietą, która tak się interesowała Arielą.
- W tej chwili mam dwie możliwości, Cristo - powtórzyłem to o czym przed chwilą myślałem. - Albo spalę twoich chłopaków i pogadam z ochroną w klubie, albo osobiście spotkam się z tą kobietą. Nie będę spokojnie siedział na dupie, gdy Arieli może grozić jakieś niebezpieczeństwo.
- Cholera, Rafa, wiedziałem, że wpadniesz na to – zdenerwowany wsunął dłonie w czarną czuprynę szarpiąc za kosmyki - Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko, ale potrzebuję ich jeszcze, dopóki nie załatwię spraw z Alejandrą.
- Wiem i dlatego mam zamiar jechać do hotelu. Chcesz mi towarzyszyć?
- Nie musisz pytać, amigo.
***
Do pamiętnej kolacji sprzed kilku tygodni, hotel Balmoral zawsze był dla mnie po prostu kolejnym miejscem, gdzie oprócz spotkań z klientami Cristobala albo mojej kancelarii, często wynajmowałem apartament, dopóki Cristo nie zdecydował się na zakup trzech dużych i luksusowych apartamentów. Jeden zatrzymał dla siebie, z drugiego korzystam ja, a trzeci stoi póki co pusty.
Hotel był żywym świadectwem królewskich korzeni tego kraju, od lat będącego częścią Wielkiej Brytanii. Znajdujący się niedaleko zamek górujący na wzniesieniu był dumą każdego rodowitego Szkota. Kraj z historią walki o niepodległość i śladami dawnych powiazań klanowych. Można było tu znaleźć wszystko, począwszy od pięknego Morza Północnego, poprzez zielone niziny, kamieniste i trudno dostępne górskie twierdze i zamki, po liczne wyspy wchodzące w skład Hybryd Północy na zachodzie, jednych z najpiękniejszych miejsc na świecie.
Zawsze fascynował mnie ten kraj. Wybierając kierunek studiów myślałem właśnie o historii, ale kochałem też prawo, logiczne myślenie i szukanie rozwiązań tam, gdzie znalezienie ich wydawać by się mogło niemożliwe. Ale historia została ze mną, jako największa pasja. Największa, dopóki nie spotkałem pewnej złotowłosej szelmy, która swoją małą rączką wrzuciła do wielkiego bębna wszystko to w co wierzyłem i czym byłem i zamieniła moje życie w niekończące się pasmo pragnień i marzeń o czymś, co przez wiele lat wydawało się nieosiągalne dla kogoś takiego jak ja.
Moje dzieciństwo było popieprzone i pozbawiło mnie wszystkiego: normalnego domu, rodziców i rodzeństwa. Było jak tatuaż. Naznaczyło mnie i ukształtowało. Otoczyłem się grubą ścianą lodu, wydawało mi się, że niezniszczalną i szczelną. Wystarczyło jedno spotkanie z lady Russell, a lód okazał się miękki jak plastelina, a ja byłem cały jej. Tylko czy będzie mnie chciała po tym wszystkim co się wydarzyło, do czego się dopuściłem? Czy, gdy dowie się o mnie całej prawdy, gdy moja przeszłość wyjdzie na jaw, będzie możliwa przyszłość, w której ja i ona...
Myśli te nie opuszczają mnie od czasu pamiętnego spotkania w moim gabinecie, gdy jej miękkość pochłonęła mnie i pozbawiła zdrowego rozsądku. Walczyłem... Cholera naprawdę walczyłem, najpierw z nią a potem z samym sobą, ale jak można zwyciężyć z przeznaczeniem? Bo Ariela jest właśnie moim przeznaczeniem, szansą i marzeniami o życiu pełnym ognia i nocami wypełnionymi rozkoszą. Jest jedyną kobietą, której pragnę i której gotów byłem oddać się w całości, jak żadnej innej.
- Co masz zamiar zrobić? – pytanie Cristobala sprowadziło mnie z powrotem do rzeczywistości.
Spojrzałem przez okno samochodu, jechaliśmy wzdłuż Princes Street zbliżając się do hotelu, w którym mieszkała tajemnicza pani James.
- Porozmawiam z nią i dowiem się, dlaczego śledzi Arielę.
- Tak po prostu zapytasz?
- Miej więcej wiary we mnie, przyjacielu. Sergio się odzywał?
- Tak, pod klubem nic się nie dzieje.
- W porządku.
Restauracja The Number One, mieszcząca się w hotelu, w której czekaliśmy na wieści z obserwacji tak jak i sam hotel była miejscem wyjątkowym. Przez zasłonięte drewnianymi żaluzjami okna wpadało do środka rozproszone światło, nadając pomieszczeniu tajemniczego wyglądu. To nie była kolejna restauracja, jakich wiele na świecie, z równiutko poustawianymi stolikami, gdzie każdy widział każdego.
Narożne kanapy z wysokimi oparciami tworzyły wydzielone strefy, gdzie można było zjeść i porozmawiać bez obawy, że sąsiad zagląda ci do talerza. Zajęliśmy z Cristem stolik w rogu, żeby nie rzucać się w oczy i obserwowaliśmy w dwóch lustrach wiszących na ścianie co dzieje się na sali.
- Nie powiedziałeś, Cristo, dlaczego przyleciałeś z Meksyku. Nie sądzę, żeby sprawa Arieli była na tyle ważna, żebyś zostawił interesy. Co się dzieje? Alejandra odzywała się w sprawie rozwodu?
- Nie – mięsień na szczęce Crista zaczął pulsować – i to czekanie doprowadza mnie do szaleństwa.
- Rozmawiałeś z nią?
- Próbowałem, ale nie odbiera ode mnie telefonów. Jest wściekła na mnie za tę sprawę z unieważnieniem naszego małżeństwa. Kurwa – głos Crista i dzikie spojrzenie więcej niż słowa wskazywały, że nie radzi sobie w obecnej sytuacji. – Nawet nie chciała podjąć żadnej próby ratowania naszego związku. Spierdoliłem sprawę, Rafa i nie wiem, co mam robić.
- A Leonia? Może ona mogłaby pośredniczyć?
- Też się do mnie nie odzywa. Próbowałem do niej zadzwonić, ale jej telefon jest wyłączony. Wysłała mi tylko wiadomość, żebym dał jej czas. Nie będę obciążał jej swoimi problemami małżeńskimi, tym bardziej, że wciąż obwinia się o to, że doprowadziła do naszego ślubu. Poza tym powiedziała wyraźnie, że dopóki nie załatwimy z Alejandrą spraw między nami, nie wróci do żadnego z nas.
- Daj jej trochę czasu, Cristo. Leonia przemyśli sobie wszystko i w końcu odezwie się do was. Jesteście rodziną...
- Tak sadzisz? – zaśmiał się niewesoło – Przez swoją dumę zniszczyłem coś więcej niż własne małżeństwo. Tych straconych lat ani ja, ani one nigdy nie odzyskają. Gdybym tylko mógł cofnąć czas...
Tak, gdyby to było takie proste. Słowa Crista ponownie skierowały moje myśli na Arielę. Oddałbym wszystko, żeby móc cofnąć czas, naprawić błędy i sprawić, że moja kobieta byłaby teraz ze mną, a nie z jakimś napakowanym mięśniakiem. Nie jest wart jednej jej myśli, nie mówiąc o całej reszcie. Sama myśl, że tych dwoje jest razem w łóżku pozbawia mnie zdrowego rozsądku.
Wyobrażam sobie Arielę leżącą na łóżku, z rozsypanymi złotymi włosami, jej oczy lśnią czystą zielenią, gdy jej ciało ogarnia pożądanie, jej gładkie jak jedwab ciało drży, długie nogi owinięte dookoła moich bioder... Ja pierdolę! Jestem sztywny i twardy jak kamień, pożądanie rozlało się we mnie jak wezbrane rzeki, tamując oddech w piersi. Jak długo jeszcze każe mi tak cierpieć? To niemożliwe, żeby po tym wszystkim co się wydarzyło między nami, tak łatwo i szybko oddała się innemu mężczyźnie. Gdybym miał tylko możliwość porozmawiać z nią na osobności. Wystarczyłby jeden dotyk, jeden pocałunek i wiedziałbym wszystko.
- Rafa, to chyba ona... – szepnął napiętym głosem Cristo wskazując na obraz odbijający się w lustrze. W tej samej chwili jego telefon zaczął podskakiwać na stole. – Sergio, co się dzieje?
Nie byłem w stanie oderwać wzroku od kobiety, która właśnie zajęła miejsce dwa stoliki od nas. Było coś w tej kobiecie... Coś cholernie znajomego... KURWA! W jednym pieprzonym ułamku sekundy zamieniłem się w bryłę lodu. To się nie miało prawa zdarzyć, nie tutaj, nie teraz... Nigdy!
Co ona tu robi, do kurwy nędzy? Jakim cudem trafiła na mój ślad? Bo to, że dotarła do Arieli przeze mnie, było jasne jak pierdolone słońce. Dziwka w końcu się pojawiła, wynurzyła się z rynsztoku, w którym powinna gnić do samej śmierci, a nawet dłużej. Nie poznałem jej na zdjęciach. Zmieniła kolor włosów, ale to w dalszym ciągu była ta sama zepsuta do szpiku kości kobieta. Tym razem nie mam zamiaru jej odpuścić. Tym razem nie mam czternastu lat...
- Rafaelu, Ariela właśnie przyjechała do tego hotelu. Rafa? Co jest grane? – zdezorientowany moim zachowaniem Cristo złapał mnie za ramię wyrywając z letargu. Spojrzałem nieprzytomnym wzrokiem na jedynego przyjaciela, jakiego miałem w życiu. Widząc moją twarz w jednej chwili spiął się wyczuwając nadchodzące niebezpieczeństwo i kłopoty. – Znasz tę kobietę...
To nie było pytanie. Kiwnąłem oszołomiony głową i ponownie spojrzałem w lustro w tej samej chwili, gdy do restauracji weszła Ariela. Dobry Boże! Nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu, chociaż całe moje ciało spięło się w odruchowej potrzebie obrony. Ta kobieta była koszmarem mojego dzieciństwa, przez nią jestem, a raczej byłem taki popieprzony. Jak dowiedziała się o Arieli? Ta wariatka jest niepoczytalna i gotowa zrobić Arieli krzywdę, a nawet... zabić.
- Nie, Rafa – głos i zaciśnięta na ramieniu dłoń Crista nie pozwoliły mi ruszyć się z miejsca. – Musimy się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Jeżeli teraz podejdziesz do nich, wszystko możesz spieprzyć.
- Cristo, Ariela nie wie, z kim ma do czynienia – wydusiłem nie odrywając przerażonego wzroku od Arieli. - Ta kobieta jest niebezpieczna.
- To publiczne miejsce, Ariela jest tutaj bezpieczna. Cokolwiek ta kobieta zamierza zrobić, nie zrobi tego tutaj, a my może dowiemy się, dlaczego ją śledzi.
- Nie rozumiesz, Cristo... Ariela nie ma z nią żadnych szans. Ona jest niezrównoważona psychicznie, powinna w tej chwili przebywać w zakładzie psychiatrycznym. Kurwa! – miałem ochotę rwać sobie włosy z głowy. – Jakim cudem ta suka wyszła z wariatkowa?
- Pani James nie wygląda na...
- Nie nazywa się James, nawet nie ma na imię Sylvia.
- Kim w takim razie jest?
- Nie poznajesz jej, Cristo? To... Roxana Sato, moja była macocha.
Ostatnim słowem, które dotarło do mnie było dosadne hiszpańskie przekleństwo. Od tej chwili nawet na ułamek sekundy nie spuściliśmy spojrzenia z odbicia w lustrze.
Panie, strzeż Arielę przed tym Demonem...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top