R7: Nie wiem co się dzieje

Człowiek w panice najczęściej zostaje sparaliżowany, nie jest w stanie niczego zrobić. To właśnie stało się z Flavią, gdy kolejna osoba na jej widok usiłowała się zabić.

Całe szczęście Dmitri zachował trzeźwe myślenie i rzucił się za chłopakiem, który upadł na chodnik. W przeciwieństwie do prawdziwych wampirów, jego krew nie miała zdolności regenerujących, zatem nie mógł uratować nastolatka poprzez podanie mu tej czerwonej cieczy. Zaczął jednak uciskać jego ranę jedną ręka, a druga zadzwonił na pogotowie.

- Flavia - odezwał się do dziewczyny, która płakała, zakrywając usta. Dała się opanować emocjom. Co się działo?! - Flavia! Pomóż mi - warknął. W końcu na niego spojrzała - jaka to ulica? Gdzie mają przysłać karetkę?

Podała mu adres, wciąż płacząc. Dłonie Dmitriego były pokryte krwią. Ten zapach mocno drażnił jego nozdrza. Przez wiele lat pił krew. Znacznie zwiększała jego siłę i szybkość, ale poza tym sprawiała, że stawał się bardziej wybuchowy oraz agresywny. Zerwanie z krwią było jak porzucenie nałogu, który nikomu nie jest potrzebny. Drobne żyłki pod jego oczami zrobiły się bardziej widoczne, oczy jakby ściemniały, źrenice znacznie się rozszerzyły. Czuł jak kły wysuwają się boleśnie. Wziął głęboki oddech i odrzucił telefon na chodnik. Tracił powoli nad sobą panowanie.

- Cholera jasna, Flavia zajmij mnie rozmowa nim go wypiję - źle z nim było. Zaczynał drżeć.

- J-ja nie wiem co robić Dmitri... - zaszlochała, zauważyła jego kły, gdy mówił, nieco ją przeraziły, mówił przecież, że nie potrzebuje krwi, zatem dlaczego tak się zachowywał.

- Mów. Mów do mnie. Proszę - przymknął oczy. Widziała, że i z twarzą coś się działo. Zrozumiała, chłopak tracił panowanie nad sobą i prosi o dywersję. Rozejrzała się dookoła i pierwszą rzeczą, na której zatrzymała wzrok była wierzba.

- Moim ulubionym drzewem jest sumak - wykrztusiła z siebie.

- Aha... To... takie z podłużnymi liśćmi? -starał się skupić na rozmowie. Nie było to łatwe. Musiał jednocześnie mocno uciskać ranę, by nastolatek się nie wykrwawił.

- T-tak. Na jesień liście... zmieniają kolor na bardzo żywą czerwień bądź żółć i...

Nim zdążyła dokończyć, usłyszała syreny.

- Jeszcze chwila, Dmitri - oświadczyła, próbując go pocieszyć w jakiś sposób.

Karetka przybyła w ciągu kilku minut. Zabrali nastolatka na nosze, okryli folią termiczną. Jednakże tuż po nich przyjechała policja.

- O Boże - Flavia niesamowicie się wystraszyła. Czy oni oskarżą ich o morderstwo? Przecież Dmitri był cały we krwi. Wyglądał jakby go zaatakował, na nożu widniały jego odciski. Wezmą ich do więzienia. Na pewno.

- Funkcjonariusz Harrison i Grimes. Proszę o wytłumaczenie tego co tu się stało - odezwał się jeden z nich. Drugi przygotował notatnik, w którym miał zamiar spisać zeznanie.

Dmitri już nieco się uspokoił choć zapach krwi wciąż nieco mącił mu w głowie. Zaraz objął dziewczynę z udawaną troską, oczywiście dbając o to, by nie dotykać jej skóry, która dziwnie na niego działa. Nieprzyjemnie. Zrobił to oczywiście na pokaz, by oszczędzić Flavii trudu składania zeznań. Ona właściwie ledwo co zdała sobie z tego sprawę. Po prostu zamknęła oczy, opierając czoło o jego ramię. Łzy wciąż spływały po jej bladych, piegowatych policzkach.

- Panowie... Moja dziewczyna jest trochę wstrząśnięta tym co sie wydarzyło, więc pozwolę sobie mówić w jej imieniu - oznajmił, policjanci skinęli głową- Wybraliśmy się na spacer. Z daleka widzieliśmy tego młodego. Zza tych krzaków - wskazał odpowiednie miejsce, kilka metrów stąd - Wybiegli jacyś chuligani. Jeden miał nóż i wbił w brzuch temu dzieciakowi - Brzmiał niesamowicie przekonująco. Flavia powoli nie miała już czym płakać. Czuła się roztrzęsiona

- Shhh...- zwrócił się do niej i pocałował ją w czoło, przełykając ciężko uczucie, które w nim to obudziło. Może jednak miała w sobie jakąś... magię?

Funkcjonariusze kupili to. Para, wieczorny spacer w parku. To na pewno nie byli sprawcy, a naoczni świadkowie. Grimes poprosił ich jeszcze o dowody tożsamości i oznajmił, że mogą jeszcze potrzebować zeznań w późniejszym czasie. Dmitri oczywiście powiedział, że są do ich dyspozycji oraz, że dla dobra chłopaka zrobią wszystko. Jasnowłosa nawet nie wiedziała co się dzieje. Na chodniku wciąż była krew, od której nie mogła oderwać wzroku. Ta krew to jej wina.

Po weryfikacji, puścili ich wolno. Dmitri trochę pociągnął dziewczynę za sobą. Szedł, zaciskając zęby. Gdy w końcu zniknęli z pola widzenia policji, a dookoła nikogo nie było, spojrzał na nią.

- Wciąż wyglądasz na przestraszoną. Musisz się uspokoić - oświadczył - kurwa, słyszysz?-warknął, gdy nie odezwała się, ani nawet na niego nie spojrzała.

- Boję się spojrzeć na Ciebie, nie chce Cię zabijać - i znowu się rozpłakała. Nie była wystarczająco silna.

Wywrócił oczami i jeknął z irytacji.

- Dobra, to nie patrz. Ale czy wiesz co w razie czego masz mówić?

- Że byliśmy na spacerze...

- I co?

- I.. I... napadli go...- patrzyła się na swoje stopy.

- Dobrze. Odprowadzę Cię do domu -oznajmił już nieco bardziej spokojny. Martwił się o nią. Była przerażona, oby nic sobie nie zrobiła. Nie wiedziała co się dzieje. On sam zresztą też. Inaczej jest o czymś słyszeć, czytać o jakiejś sprawie, a jeszcze inaczej zobaczyć to na własne oczy.
Szli w milczeniu, a gdy doszli do domu Flavii, bała się wejść na werandę.

- Spokojnie - poprosił i westchnął znowu - po prostu idź od razu do siebie. Powiedz że masz te jakieś babskie dni czy coś.

- Tak... Tak, dam radę - szepnęła.

Obróciła się i weszła do środka. Słyszała jak rodzice siedzą w salonie z Gabrielem, gdyż chłopiec opowiadał o czymś z ekscytacją. Reszta rodzeństwa prawdopodobnie przebywała w swoich pokojach albo u znajomych. Zamknęła po cichu drzwi i chciała się przedrzeć równie cicho na górę.

- Flavia, kotku? - odezwała się jej mama. Miała doskonały słuch. Nic by się przed nią nie ukryło.

- T-tak mamo. Pójdę na górę. Jestem zmęczona! - zawołała z przedpokoju.

- Dobrze - usłyszała jedynie w odpowiedzi.

Udało się. Bez żadnej konfrontacji. Zamknęła się w swoim pokoju na klucz od razu,gdy tylko przekroczyła próg pokoju i oparła się o drzwi, zamykając oczy. Była potworem.

- Jednak nie poszedłem - usłyszała oschły głos Dmitriego.

Spojrzała na niego.

- Co Ty tu robisz?- zapytała zaskoczona - wszedłeś przez okno?

- Tak, jestem dość skoczny. Chciałbym... Muszę umyć ręce. Ten smród sprawia, że wariuję - przyznał i podszedł do niej bliżej - Hej. Patrzysz na mnie i nic się nie dzieje.

Szybko odwróciła wzrok. Ale miał rację, nic się nie działo. Może on był odporny na nią tak samo, jak ona na niego? Powoli zerknęła z powrotem.

- Poczekaj tu.

Wyszła na chwilę z pokoju i wróciła z wilgotnym ręcznikiem. Podała mu. Nie chciała, żeby kręcił się po domu. Nie byłoby ciekawie, gdyby ktoś go zobaczył, a nie chciała, by używał na jej rodzinie perswazji. Rozumiał. Zaczął wycierać zakrwawione ręce, czując ulgę.

- Myślisz, że on przeżyje? - zapytała.

- Tak. Nic poważnego nie zostało uszkodzone, a karetka przyjechała naprawdę szybko. Umarłby tylko i wyłącznie z powodu utraty krwi. Ale... te oczy... One mu praktycznie wybuchły. Nie spotkałem się z czymś takim.

- Nie musisz nic mówić. Jestem potworem - szepnęła.

Dziewczyna usiadła na łóżku i schowała twarz w dłoniach. Dmitri położył na pustym biurku ręcznik ubrudzony krwią i westchnął ciężko.

- Nie jesteś. Czasem takie rzeczy się dzieją. To mógł być każdy. Nie obwiniaj się tak. To w niczym Ci nie pomoże, a jedynie pogorszy Twoje samopoczucie.

- Łatwo Ci powiedzieć, co? Zabiłeś kiedyś kogoś? - zapytała zirytowana.

- Setki ludzi - rzucił, prychając - I to z własnej woli. Brałem nawet udział w pierwszej i drugiej wojnie światowej, moja droga. Uwierz mi, że widziałem wiele. Robiłem zbyt wiele. Za dużo złego. Takie rzeczy się zdarzają.

- Boję się, że skrzywdzę swoją rodzinę - wyznała w końcu.

- Oni pewnie Cię kochają, czy coś. A ja pomogę Ci. Jestem ciekawski i chciałbym się dowiedzieć co się z Tobą dzieje - wyszczerzył się.

- Nie wiem po co to robisz. Zamiast tego mógłbyś coś zrobić z Mią. A nie.. pewnie dalej ją...

- Tak, dalej z nią sypiam i nie zamierzam przestać - oznajmił wprost.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że zniszczyłeś naszą przyjaźń, a teraz próbujesz mi pomóc? To trochę... głupie. I dziwne - gdyby mogła, wyśmiałaby go w tej chwili, jednakże nie miała na to nastroju.

- Nie zniszczyłem nic. Ona wtedy przyszła tam. Rozmawiała z jakimś gościem. Chciała alkoholu, dobrze się zabawić. Po prostu wykorzystałem okazję.

- Wykorzystałeś moja przyjaciółkę, a ona nie jest jakąś okazją. Czy Ty ją... nad nią.. panujesz? - zapytała w końcu.

Zmieszał się nieco. Nie chciał odpowiedzieć. Dotknęła jego ręki i mocno zacisnęła na niej palce, co nie było dla żadnego z nich przyjemnym doznaniem. W ten sposób chociaż miała pewność, że jej nie okłamie.

- Tak - odpowiedział jedynie i wyrwał dłoń. Odwrócił wzrok.

- Więc lepiej przestań! - rzuciła od razu wściekła. Jak on śmiał to robić? - I wynoś się z mojego domu. Nie potrzebowałeś... Nie wiem, zaproszenia, żeby wejść?

- Co? Nie, nie jestem wampirem, już Ci to mówiłem - wywrócił oczami - Ale w porządku. Odpuszczę Mii, na Twoje własne życzenie, chociaż, nie gwarantuję, że to coś zmieni.

- Ugh! - warknęła jedynie, a chłopak opuścił jej pokój, wyskakując przez okno.

* * *

Kolejna noc pełna strachu i niespokojnego snu wlokła się w nieskończoność. Flavia zastanawiała się czy kiedykolwiek jeszcze będzie mogła spać spokojnie, nie martwiąc się o nic.

Dziś był poniedziałek, trzeba było iść do szkoły. Już narobiła sobie zaległości. Postanowiła, że nie spojrzy na nikogo. Nie może, a doskonale wiedziała, iż jej rodzice nie pozwolą na kolejny dzień w domu. Ubrała się zatem w nieco przyduży sweter i przetarte na kolanach jeansy. Musiała nałożyć makijaż, ponieważ miała bardzo podkrążone oczy, nie wyglądała dobrze. Cieszyła się, że ktoś wymyślił makijaż. Dzięki temu wyglądała jak człowiek.

Zeszła na dół. Okazało się, że nie było przy stole tylko jej i młodszej siostry Ophelii.

- Dzień dobry - przywitała się, zasiadając na wolnym krześle.

Odpowiedzieli jej od razu. Ophelia zbiegła ubrana w tiulowa spódnicę, z ciasnym kokiem na głowie. Wciąż liczyła na zostanie baletnicą. Podczas śniadania Flavia udawała że słucha, nie przywiązując uwagi do poruszanego tematu. Ledwo co zjadła śniadanie. Jej żołądek niesamowicie się zacisnął ze stresu i ostatnio niechętnie przyjmował jakikolwiek pokarm.

Przetrwała.

Następnie każdy poszedł w swoją stronę. Ubrała jeansowa katanę i szalik, by nie zmarznąć. Dzisiejszy dzień miał być równie chłodny co poprzedni. Wyruszyła do szkoły. Po drodze mijała dom Lottie. Wcześniej napisała sms-a, czy przyjaciółka dziś też idzie. Mongołka poprosiła jedynie by poczekała pod jej domem. Flavia czekała.

- Cześć - Lottie się uśmiechnęła na jej widok - Słabo wyglądasz.

- Tak... wczoraj... wczoraj się coś wydarzyło po prostu.

- Och. Co masz na myśli? Coś przez tego kolesia? -zapytała badawczo. Miała nadzieję, że jej nie skrzywdził.

- Dmitriego? Nie. Ktoś znowu próbował się... na moich oczach, wiesz - zacisnęła usta, nie potrafiła dokończyć tego zdania.

- Jak to? Kto to był? Na miłość boską, dlaczego do mnie wczoraj od razu nie zadzwoniłaś?!

- To był młody chłopak, nie kojarzyłam go za bardzo. Trafił do szpitala. Dmitri próbował mnie uspokoić, uratował mu życie, wiesz? Jest w szpitalu. Zamierzam dziś po szkole dowiedzieć się czy... żyje - wyjaśniła sytuację, patrząc przed siebie - Nie zadzwoniłam, bo potrzebowałam przestrzeni. Nie pamiętam nawet kiedy zasnęłam.

- Więc to jest powodem, dla którego unikasz mojego wzroku?- zapytała.

- Tak. Po prostu się boję. A rodzice by już nie pozwolili na kolejne opuszczone godziny.

- Będę Cię wspierać - ścisnęła jej dłoń. Nie wiedziała, czy boi się przyjaciółki. W ogóle nie potrafiła myśleć o tym, co robiła. Nie miała racjonalnego wytłumaczenia.

- Dzięki, Lottie.

Doszły do szkoły. Część zajęć miały osobno , ale widywały się na każdej przerwie. Flavia nie umiała się skupić, a co gorsza Mia dalej nie pojawiła się w szkole. Pewnie Dmitri nie zdjął z niej uroku i dalej był gdzieś z nią. Zacisnęła usta. Czy to co właśnie odczuła to... zazdrość? Niemożliwe. Przecież za każdym razem, gdy go dotykała czuła dziwne napięcie i... bijącego od niego zło, mroczną energię. Jakby ciemność.

Zastawiała się niejednokrotnie co mogło to oznaczać.

Podczas lunchu na stołówce zauważyła Dmitriego. Ciekawe dlaczego udawał ucznia. I co robił w mieście?

Zmarszczyła lekko brwi. Zdała sobie sprawę, że nic o nim nie wie. Wzięły z Lottie coś do jedzenie i zajęły miejsce przy stoliku.

-Lottie, myślisz, że Dmitri ma złe intencję?- zapytała szeptem, nie do końca zdając sobie sprawę, że chłopak jest to w stanie usłyszeć.

- Niee wiem. Nie ufam mu - przyznała od razu - Wziął się znikąd i robi zamieszanie wokół młodszych dziewczyn. Widziałaś je kiedyś? Mają po prost kisiel w gaciach na jego widok.

Dmitri usłyszał ich rozmowę i starał się na niej skupić. Bawiła go trochę.

- Ja... mu trochę ufam - przyznała - On pierwszy zaoferował mi pomóc.

- Ja się tego boję i wcale tego nie ukrywam, nie umiem tego nawet pojąć.

- Wiem Lottie. Wybacz - westchnęła. Nadal unikała kontaktu wzrokowego - Najlepiej byłoby jakbyś odsunęła się od tej sprawy, ale potrzebuję Cię jako przyjaciółki i...

Dmitri w końcu do nich podszedł, zasiadł obok Lottie.

- Witam piękne panie - przywitał się i odgryzł kawałek marchewki, którą chwycił w dłoń.

- Uh. Teraz się do nas przyczepisz? Nie masz innych przyjaciół? - Lottie niechętnie na niego spojrzała.

- Właściwie nie. Nie uznaje zbytnio przyjaźni. Wolę seks- przyznał wprost.

Lottie pokręciła jedynie głową, gryząc się mocno w język, by nie zacząć tematu seksizmu i traktowania kobiet przedmiotowo przez jego osobę.

- Dobrze. W takim razie skoro już jesteśmy w trójkę... - zmieniła temat - dzisiaj porozmawiam z mamą, czy będę mogła napisać artykuł o jej pracy, żeby mnie zabrała i oprowadziła po ratuszu. Wykorzystam fakt bycia w gazetce szkolnej - uśmiechnęła się dumnie. Myślała nad tym planem cały wieczór.

- Super. A jak my mamy wejść do środka?- zapytał, unosząc brew. Popijał jakiś owocowy smoothie. Właściwie nie miał ani grama mięsa na tacy. Ciekawe.

- Pojedziecie że mną. Będziecie udawać parę. Flavia będzie udawać że zasłabnie i pójdziesz z nią niby do łazienki czy niby się przewietrzyć, gdy będziemy w piwnicy. Dam wam mapę gdzie macie iść i ogarniecie co trzeba. Wydaje mi się, że nie będzie ochroniarzy przed wejściem do archiwum. W naszym mieście raczej nikt nigdy nie miał potrzeby jego obrabowania. A jeśli tak, to użyjesz swoich wampirzych mocy - przedstawiła dumnie.

- Flavia sobie poradzi. Wczoraj też kazałem jej udawać moją dziewczynę. Dzięki temu dalej mogła płakać nad chłopaczkiem, a ja nawciskałem kitu policjantom - oświadczył równie dumny co i Lottie.

- To nie jest śmieszne. Masz jakieś informacje o tym... chłopcu? - zapytała, patrząc mu w oczy, tego się nie bała. Poza tym, był w połowie wampirem, może jest odporny na jej... moc, tak jak ona na jego?

- Jeszcze nie. Ale niedługo się dowiem - oświadczył.

- Więc... znowu było tak samo? - zapytała Lottie.

- Nie. Tym razem ja wyszeptałam to słowo, wtedy ten młody wziął nóż Dmitriego... Nie wiem nawet skąd o nim wiedział i wbił go sobie w...

- W brzuch. A ja go uratowałem - wyszczerzył się.

- Rozumiemy. Jesteś bohaterem - Lottie wywróciła oczami

- Dobra, mniejsza. Daj znać, gdy mama się zgodzi Cię zabrać. Będę gotowy - oznajmił i wstał od stołu, zostawiając przyjaciółki same.

Teraz tylko wystarczyło czekać, aż plan wejdzie w życie.


_________________________________________________

cześć, kolejny rozdział za mną

już 7. mam nadzieję, że wkrótce pojawi się tu nieco więcej osób, że może komuś się coś spodoba jednak.

dziękuje za przeczytanie, do następnego

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top