R6: Zrobię lemoniadę
Lottie Björk, a właściwie Charlotte Tsolmon Björk, bo tak brzmiało jej pełne imię i nazwisko - nie była najcierpliwszą osobą na świecie. Pochodziła z mongolskiej rodziny, choć w ojczystym kraju nigdy nie była. Wcześniej mieszkała na farmie z rodzicami - matką amerykanką i mongolskim tatą i dziadkami, gdzie wychowywała się w zgodzie z naturą - jak tradycyjne mongolskie dzieci. Podobno nawet szybciej nauczyła się jeździć konno, niż chodzić.
Gdy miała siedem lat wyprowadziła się z rodzicami do Twinbrook. Jej tata, Percival, znalazł tu bardzo szybko pracę jako grafik w miejscowej gazecie. Mama, Naraan, natomiast dostała się do rady miasta - była sekretarką burmistrza.
Córka odziedziczyła wiele cech po matce - wygląd, figurę, nawet zamiłowanie do jazdy konno, ale na pewno nie charakter i niechlujny (jak to nazywał jej tata) styl. Była po prostu typową chłopczycą jeśli chodzi o dobieranie strojów. Co mogła poradzić na to, że nie miała w głowie falbanek i koronek, skoro była coś takiego jak flanela czy dres.
Po przeprowadzce do Twinbrook od razu zaprzyjaźniła się z Mią i Flavią. Zawsze w trójkę, najlepsze przyjaciółki na zawsze. Dlatego to wszystko co się działo tak bardzo ją raniło. Nie potrafiła znieść tego co się wydarzyło. Głównie obwiniała Mię, ona właśnie najczęściej miała takie idiotyczne pomysły. To właśnie przez nią miały najczęściej kłopoty.
Z tą różnicą, że tym razem ktoś umarł.
Lottie zastanawiała się, czy duch babci Mii był prawdziwy. Nigdy nie wierzyła w duchy, wręcz przeciwnie, należała raczej do osób pragmatycznych. Uwielbiała tematykę związaną z horrorami, grozą czy nawet delikatnie mówiąc okultyzmem, jednakże nie wierzyła w te rzeczy.
Tego listopadowego wieczoru siedziała przy oknie z książką, próbując czytać. Jej również było ciężko i uważała zachowanie Lowell za samolubne i dziecinne. Czuła się też źle z faktem, iż tylko Flavia potrafiła rozmawiać z innymi o tym, co się wydarzyło. Pierwszy raz zabrakło jej odwagi do zrobienia czegoś.
- Lottie! To Flavia do Ciebie! - zawołała mama z dołu, przerywając jej rozmyślania.
Zsunęła się powoli z fotela, ubrała na siebie bluzę z kapturem i zeszła z piętra. Wiedziała, że przyjaciółka będzie czekała na zewnątrz. Rzuciła jedynie krótkie "nie wiem o której wrócę" i wyszła z domu.
Nie myliła się, blondynka czekała na nią przed furtką. Gdy tylko ją zobaczyła, skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Chyba nie jestem w nastroju do spacerów - powiedziała wprost, gdy przeszły kawałek. Zatrzymały się tuż za rogiem.
- To... będzie coś większego niż tylko spacer - przyznała niepewnie. Z krzaków wyłonił się Dmitri z papierosem w dłoni i głupkowatym uśmiechem na twarzy. Coś się zagotowało w Lottie. Jego twarz nie wzbudzała w niej dobrych uczuć, obwiniała go o to, co stało się Mii. Zresztą Flavia również.
- Po co tu go przyprowadziłaś?!
-Lottie, spokojnie - poprosiła niepewnym głosem. Z Lottie po prostu się nie dyskutowało - On mi próbuje pomóc.
Brunetka uniosła brew i nie zdołała się powstrzymać od parsknięcia.
- Hej, gwiazdeczko, nie bądź taka złośliwa - rzucił, zaciągając się papierosem.
- Jak mam nie być złośliwa, skoro zepsułeś moją przyjaciółkę?! - zacisnęła dłonie w pięści.
Dmitri pokręcił głową.
- Sama do mnie przyszła. Ja jej pomogłem tylko wyzwolić się z syfu i dać upust emocjom. Tobie też by pomogło - zmierzył ją wzrokiem, jakby miał zamiar zdjąć z niej wszystkie ubrania. Dziewczyna się zmieszała.
- Nie rozmawiajmy o Mii, proszę... -zacisnęłam usta - Lottie, coś złego się ze mną dzieje. I... na dodatek... To nie jest przypadek, nie może być. Chyba na mojej rodzinie ciąży jakaś klątwa i Dmitri pomoże nam znaleźć kogoś, kto włada magią, żeby...
- Czekaj - przyjaciółka jej przerwała - Magią? Czy Ty oszalałaś? Jesteś jeszcze gorsza niż Mia, wtedy - pokręciła głową. Wszyscy zaczynali wariować.
- Dobra, plan B - rzucił Dmitri i wyrzucił papierosa w krzaki, co już chciała skomentować Lottie. Nienawidziła śmieciarzy, marnowania plastiku i jedzenia oraz dręczenia zwierząt. Chłopak wtedy wyjął z kieszeni nóż, jednym ruchem rozerwał sobie koszulę w kratę.
- Co Ty robisz?
- Poczekaj - poprosiła Flavia, zagryzając lekko wargę na widok, który miała przed sobą. Nie był jakoś specjalnie wyrzeźbiony, raczej był taki przeciętny. Miał nawet drobne piegi na brzuchu. Zaróżowiła się aż po same czubki uszu, nie wiedziała dlaczego, ale im więcej czasu przebywała w obecności mieszańca, czuła się coraz dziwniej. Lottie uniosła jedynie jedną brew i czekała.
Dmitri się jedynie szczerzył, zauważył jak jasnowłosa zareagowała na niego, nie ukrywał, że mu się spodobała ta reakcja. Właściwie nie ona pierwsza zachowała się w taki sposób w jego obecności. Przesunął sobie ostrzem po klatce piersiowej, trochę zapiekło, odczuwał oczywiście ból, po prostu zazwyczaj go lekceważył.
Brunetka zrobiła duże oczy. Co się działo? Wpierw wypłynęła ciemnoczerwona krew, a zaraz po chwili rana na jej oczach się zrosła. Chłopak przetarł się chusteczką z krwi i zapiął. Schował nóż jakby nic się nie wydarzyło i czekał na aprobatę.
- Co... Co to było? - wykrztusiła z siebie i szukała wsparcia w oczach przyjaciółki. Przeraziła się nie na żarty.
- Jestem dhampirem - powiedział i wzruszył ramionami.
- Wampirem? - powtórzyła.
- Nie, Lottie - Flavia zabrała głos - dhampirem. Jest w połowie wampirem a w połowie człowiekiem. Ale spokojnie, nie karmi się krwią - zapewniła i przechyliła głowę. Jej przyjaciółka nie wyglądała na zbyt... szczęśliwą.
- Dlaczego dookoła mnie są sami wariaci?! - wykrzyknęła w końcu - Jedna zaczęła się staczać, kolejny to jakieś... mityczne gówno, na widok trzeciej zabił się dozorca, jeszcze tylko brakuje, żeby mi się zaczęło coś dziać! - była w szoku.
- Dobra, słuchaj no, nie mamy za bardzo czasu na takie gadki, więc albo dołączasz do naszego oddziału alfa albo wracaj do siebie - Dmitri już tracił cierpliwość.
- Ej, przestań, dobrze wiesz, że jej potrzebujemy!
Lottie pokręciła głową. Oni nie brzmieli jak ludzie zdrowi na umyśle. Jednakże to co zobaczyła nie należało do codziennych widoków. Przetarła twarz dłońmi i ciężko westchnęła. Flavia i Dupek, to znaczy Dmitri, poprawiła w głowie, wydawali się zdesperowani. I nienormalni.
- Dobra. Czego chcecie? Jeśli to ma jakikolwiek związek z Mią to nie wchodzę w to. Nie chcę jej znać.
Chłopak się wyszczerzył.
- Nie musimy zatem korzystać z planu C. Świetnie Charlotte. Witaj na pokładzie zespołu alfa.
Złapała go za koszulę mocno, możliwe, że należała do troszeczkę, odrobinę nerwowych ludzi.
- Nie waż się mnie nazywać Charlotte - rzuciła i odsunęła się od niego.
- Okej, zatem skoro mamy już to... za sobą - Flavia dała kuksańca w bok Dmitriemu, żeby nie był już tak złośliwy - Więc... Lots, Twoja mama pracuje w ratuszu a my... potrzebujemy dostać się do archiwum.
- Wow. Zatem nie tylko coś wam się w głowie poprało to jeszcze zamierzacie łamać prawo? Zaskakujesz mnie Flavia. Wyglądasz na taką niewinną.
Ironia w jej głosie uraziłą przyjaciółkę, ale zdawała sobie sprawę jak to brzmiało. Natomiast miała plan z Dmitrim. Potrzebowali spisu mieszkańców, nie tylko aktualny ale też taki sprzed kilku bądź kilkuset lat. Dzięki temu mogli określić gdzie szukać kogoś, kto może im pomóc. Kiedyś w Twinbrook palono na stosie kobiety podejrzewane o okultyzm i magię, właściwie jak w każdym mieście. Chłopak uznał zatem, że może od tego powinni zacząć. Lepsze to niż chodzenie od domu do domu i szukanie jak igły w stogu siana.
- Nie ma czegoś takiego jak magia - Lottie uparcie powtórzyła po wysłuchaniu planu - Ale niech Wam będzie. Przemyślę plan i... Dam znać.
- Dziękuję. Nie wiesz ile to dla mnie znaczy - uśmiechnęła się i przytuliła przyjaciółkę. Flavia wiedziała już, że brunetka nie odmówi pomocy. Jej pragmatyzm nie pomagał, to prawda, ale była zbyt zaciekawiona by rezygnować z akcji.
- Lepiej już szukaj sposobu na wynagrodzenie mi tego - zagroziła palcem - A teraz wybaczcie, muszę wracać do domu i wymyślić plan idealny. Taki, żeby moja mama zachowała pracę, a my czystą kartotekę - udawała, że się odmeldowuje - Żegnam się.
I odeszła, pozostawiając tę dziwnie razem wyglądającą dwójkę. Ona taka blada, jasna, a ten z ciemnymi dziwnymi włosami i opaloną cerą. Wyglądali trochę jak piekło i niebo. Gdy tylko Lottie zniknęła za rogiem, Flavia odetchnęła, łapiąc się za serce. Ulżyło jej.
- Ostra ta Twoja przyjaciółka.
- Mówiłeś to samo o Mii - wywróciłam oczami - Czy według Ciebie każdy, kto Cię po prostu nie lubi jest ostry?
- To tak jak mówiłem Ci ostatnio, z tym, że życie daje Ci cytryny - wspomniał.
- Och, nie, proszę już skończ te swoje przypowieści - jęknęła.
- No, więc cytryny są kobietami. Lubię zadziorne kobiety. A kiedy dostajesz taką cytrynę-kobietę to trzeba zrobić lemoniadę.
Patrzyła na niego dłuższą chwilę.
- Jesteś nienormalny - skomentowała jego słowa - Co więcej, wydaję mi się, że podlega to pod uprzedmiotowienie kobiet.
Ruszyli powolnym krokiem w stronę domu Flavii.
- Wcale nie, po prostu źle o tym myślisz - wyjaśnił - musisz trochę przeżyć, żeby wiedzieć o co chodzi. Nie ma po prostu czegoś takiego jak miłość. We wszystkim chodzi tylko o seks. Bądź pieniądze. No, chyba, że i o seks i pieniądze - sam zaśmiał się z tego co powiedział, co wydawało się nieco żenujące, lecz Flavia i tak na niego patrzyła z lekkim rozbawieniem.
Nie powiedziała nic na jego słowa.
- Mam nadzieję, że uda się jakoś wyjaśnić to, co dzieje się ze mną. Co się stało z... z Forbesem - przyznałam.
Chłopak wcisnął ręce do kieszeni ciemnych jeansów i zamyślił się na chwilę. Z naprzeciwka zauważył, że idzie jakiś młody chłopak, który rozmawia przez telefon.
- Wspominałaś, że wypowiedział jakieś słowa, zanim to zrobił. Pamiętasz je może? - zagadnął.
Flavia przyglądała się chłopakowi, który szedł przed nimi. Miał maksymalnie czternaście lat, choć jego ubiór był nieco bardziej dojrzały. Miał na sobie elegancką koszulę, proste spodnie i lakierki. Zbliżał się. Słyszała jego śmiech, musiał rozmawiać z jakimś kolegą, bądź dziewczyną.
- Oczywiście, że pamiętam - prawie wyszeptała. Nastolatek już praktycznie ich mijał - Areté...
Wtedy chłopak się zatrzymał. Trzymając dłoń wciąż przy uchu, upuścił telefon, który roztrzaskał się na betonowym chodniku. Flavia nieco odskoczyła i spojrzała przerażona na chłopaka. Dmitri jednak był bardziej zdziwiony niż wystraszony, więc zrobił krok do przodu.
- Dzieciaku, wszystko dobrze? - zapytał niepewnie. Wtedy nastolatek sięgnął prędko do kieszeni Dmitriego, gdzie miał nóż i wbił sobie w klatkę piersiową, patrząc w oczy Flavii. Jego źrenice eksplodowały, zupełnie jak u Forbesa.
Upadł na ziemię.
_____________________________________________
witam
serdecznie proszę o komentarze i gwiazdeczki
i mam nadzieje, ze chociaz troche sie podobalo x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top