R3: Jesteś odporna.

Każdemu zdarzają się takie poranki - przychodzą po złych nocach - podczas których, gdy patrzy się w lustro, nie poznaje się osoby, którą się widzi. Flavia obudziła się cała zapłakana, znowu miała ten sam sen. Błękitne oczy dziewczyny całe zapuchły, co tylko bardziej podkreślało zmęczenie i jasny koloryt skóry. Coraz bardziej obawiała się, że trauma zostanie z nią na całe życie. Poczuła chłód na swojej skórze i sięgnęła po szlafrok, leżący na krześle przy biurku, gdzie zaraz usiadła. 

Wyciągnęła z szuflady swój pamiętnik. Otwarła zeszyt na pustej stronie i chwyciła długopis. Prawda była taka, że nawet nie wiedziała, co napisać. Jej złe myśli rozpraszały te racjonalne, co tworzyło mętlik. Wzdychając ciężko odłożyła go na swoje miejsce i opuściła swój pokój. Już poprzedniego wieczoru postanowiła, iż opuści dzisiejsze zajęcia w szkole. Rodzice nie mieli nic przeciwko, ale na śniadaniu i tak musiała się pojawić. Wspólne jedzenie śniadań u Flanaganów było czymś na kształt małej tradycji. Z innymi posiłkami bywało już różnie. 

Gdy weszła do kuchni, przywitała wszystkich cichym wymamrotaniem słowa "cześć". Matka, po której dzieci odziedziczyły spiczaste uszy, kończyła właśnie przygotowywać naleśniki z jagodami i bitą śmietaną.  Niedawno skończyła czterdzieści dwa lata, choć jej wygląd na to nie wskazywał. Na jej twarzy zawsze gościł sympatyczny uśmiech bez cienia najmniejszych zmarszczek. Tak jak Flavia i reszta pociech miała długie, jasne włosy i jasne oczy. Ojciec natomiast posiadał już nieco posiwiałe, czarne włosy. Wiek go nie szczędził, a jego twarz bynajmniej nie wyglądała tak młodo, jak jego żony.

Co do dzieci tej dwójki - była ich aż sześcioro. Młode małżeństwo marzyło, by stworzyć liczną rodzinę. Najstarszą pociechą była Flavia.
Charlene nie mogła zajść długo w ciąże, małżeństwo straciło nadzieję, jednak po urodzeniu pierwszej córki, kolejna piątka dzieci pojawiła się bardzo szybko. Po najstarszej były bliźniaczki Miley i Pheobe, niemalże nie do rozróżnienia. Te dwie piętnastolatki nawet ubierały się tak samo, choć prawda była taka, że ich charaktery bez problemu można przyrównać do ognia i wody. Młodszy od nich o dwa lata - Ian - ćwiczył koszykówkę, jego wzrost nie wskazywał na to, że ma tylko trzynaście lat. Jedenastoletnia Ophelia posiadała kompleks bycia baletnicą, jednakże ten taniec w ogóle jej nie wychodził, pomimo ogromnej ilości czasu jaki poświęcała na ćwiczenia. Najmłodszym synem Flanaganów był Gabriel, który należał do największych rozrabiaków jakie chodzą po Ziemi. Swoje dowcipy zawsze ćwiczył na rodzeństwie, by później skorzystać z nich w szkole. 

Charlene i Will pośpieszali dzieci, by nie jadły zbyt wolno, ze względu na to, że zaraz muszą wychodzić do szkoły, a oni sami chwilę po nich. W trzydzieści minut Flavia została zupełnie sama w domu.

Kiedyś posiadali dwa koty, które z niewyjaśnionych powodów zaginęły kilka lat temu. W całym Twinbrook koty gdzieś wyparowywały i nikt nie potrafił tego w racjonalny sposób wyjaśnić.

Blondynka poszła ubrać cokolwiek na siebie, gdyż oczekiwała wkrótce u siebie Lottie. Zaczęła parzyć zieloną herbatę, akurat gdy ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Postawiła dwa duże kubki na stoliku do kawy w salonie i pobiegła otworzyć. Od razu rzuciła się na szyję swojej przyjaciółki, czując od niej znajomy zapach nikotyny.

- Och przestań, widziałyśmy się wczoraj - powiedziała, parskając cicho pod nosem, jednak pozwalała jej się przytulać tak długo, jak tylko tego potrzebowała. Gdy weszły do środka, Lottie zdjęła z siebie jesienny płaszcz, sięgający jej do połowy łydek, w którym wyglądała na niesamowicie niską. Ruszyły od razu do salonu. 

- Muszę Ci coś pokazać, ale od razu mówię, że Ci się nie spodoba - zaczęła od razu. Z nią nigdy nie owijało się w bawełnę, od razu przechodziła do sedna sprawy. 

- Mam nadzieję, że to będą jakieś wiadomości na temat Mii... - wzięła kubek do dłoni i zaczęła powoli dmuchać do kubka.

-...Cóż, wiadomości może niekoniecznie, ale mam dowody na to, że jest z nią źle - wyciągnęła z kieszeni telefon i już po chwili pokazała Flavii zdjęcia, które dzisiaj z rana trafiły na facebooka. Była na nich Mia, piła na nich, paliła, oprócz tego, co dopiero później dało się zauważyć, okazało się, że jej krótkie ciemne włosy, wcale nie są już takie ciemne, tylko krwistoczerwone. Na dodatek nie była ubrana tak jak zawsze, to jest klasycznie, elegancko ale jednocześnie bardzo na czasie. Zostało to zamienione na dość zdzirowatą, czarną sukienkę z głębokim dekoltem. W tle ujrzała tego chłopaka, na którego wczoraj wpadła, gdy była na terapii. 

- Powiedz mi, że to są tylko jakieś przerobione zdjęcia... - blondynka bardzo posmutniała. To nie była przyjemna sytuacja, oglądać swoją przyjaciółkę, gdy tak drastycznie się zmienia.

- Nie, wszystko prawdziwe. Najlepszą rzeczą jest to, że zablokowała wiadomości ode mnie, kiedy zapytałam ją co ona wyczynia! - prychnęła - Nie wiem jak Ty, Flavia, ale ja zamierzam iść do niej i nakopać jej prosto w tyłek!

- Myślisz, że to by coś dało...? Lots, ona nie chce z nami rozmawiać od halloween!

- To teraz wreszcie będzie musiała. Nie mam ochoty patrzeć jak się stacza, na dodatek z punkami i ćpunami! - wywróciła oczami - Jedziemy tam.

Pociągnęła spory łyk herbaty, marszcząc brwi na jej temperaturę, a następnie podniosła się z kanapy.

- Flavia, idziemy - rzuciła twardo. Przyjaciółka nie potrafiła jej odmówić, zatem szybko zebrały się i wyszły z domu. Wsiadły do samochodu Lottie i pojechały do rezydencji państwa Lowell. Przejechały całe miasteczko, aż dojechały do tak zwanej "dzielnicy założycieli", w środku tej dzielnicy znajdował się ogromny, bardzo ładny park. Rodzice Mii już dawno o tej godzinie byli w pracy, w miejscowej firmie produkcyjnej, której byli właścicielami. 

Już przy samych drzwiach słyszały jak głośna muzyka jest puszczana w środku. Użyły klucza, który znajdował się w doniczce przy drzwiach i weszły do środka. Wszystko trzęsło się i drżało z powodu głośnego basu. Ruszyły od razu na piętro po marmurowych schodach. Zbliżały się do źródła hałasu i... 

- Błagam, powiedz mi, że to co słyszę to nie są jęki - Flavia szepnęła do niskiej przyjaciółki, która w odpowiedzi tylko przyśpieszyła kroku w kierunku pokoju Mii. Blondynka dobiegła do niej w momencie, gdy otwarła drzwi i otworzyła szeroko usta. Gdy Flavia zobaczyła to co ona, zamurowało ją. 

- CO WY TU DO CHOLERY ROBICIE?! - Mia wrzasnęła spod nagiego ciała Dmitriego, który uśmiechał się do gości, jakby w ogóle nie ruszyło go, że ktoś im przeszkodził.

Lottie natychmiast zatrzasnęła drzwi, w momencie gdy druga z nich właśnie zorientowała się, że jedno z ramion Dmitriego jest pokryte tatuażem, które wyglądało jak skrzydło. 

Zeszły na dół do salonu, gdzie czekały, aż Mia zejdzie do nich i wyjaśni co się właśnie wydarzyło. Muzyka przestała brzmieć w całym domu. Kilka minut później po schodach zbiegła panna Lowell, a tuż za nią szedł rozbawiony chłopak. Dopiero, gdy znalazł się na parterze, założył koszulkę, którą trzymał w dłoni. Zauważyły też, że jego oczy są podkreślone czarną kredką.

- Co Wy tu robicie? - powtórzyła swoje pytanie, zaciskając ze wściekłości usta. Jej policzki były mocno zaróżowione, włosy rozczochrane, a oczy... błyszczały się jakby nadal była pijana.

- Co MY tu robimy? Co ON tu robi?! - Lottie wrzasnęła, patrząc na chłopaka, którego tylko kojarzyła z szkolnego korytarza - Od kiedy się tak zachowujesz? Weź się w garść i zacznij z powrotem być sobą - warknęła.

- Wybacz mi, Lottie, ale to jestem JA.

Flavia nie potrafiła nawet niczego wtrącić, patrzyła tylko na Dmitriego, który z kolei patrzył na Mię, jakby był dumny z czegoś. Nie wiedziała już co sądzić na jego temat. Coraz bardziej go nie lubiła.

- Nie, to nie jesteś Ty - podeszła do niej bliżej i pociągnęła ją za czerwone włosy - Mia nienawidzi czerwonych włosów. Mia nie puszcza się z jakimś... - zmierzyła wzrokiem punka, unosząc pogardliwie brew - brudasem.

- Z całym szacunkiem pani mediator, ale nie jestem brudasem - oświadczył głębokim głosem, zwracając na siebie jej uwagę. Patrzył jej prosto w oczy - i Ty dobrze to wiesz - dodał, uśmiechając się nonszalancko, na co Lottie nieco się rozluźniła.

- Oczywiście, że wiem...

- Co? - Flavia wyrwała się z zamyślenia i spojrzała na Lots, a potem na Mię - Słuchaj, próbujemy się z Tobą skontaktować od halloween, a Ty zmieniasz się w całkiem inną osobę. Wróć do nas i do szkoły... - poprosiła, łapiąc ją za obie ręce. Zmarszczyła lekko brwi, mając nadzieję, że ta rozmowa w ogóle coś daje. 

- Może ona nie chce wracać? - zapytał Dmitri i ziewnął bardzo głośno. Nagle Mia i Lottie stały się bardzo senne i również ziewnęły. 

- Powinna wrócić, może Ciebie to nie interesuje, ale ona ma plany na życie, które z pewnością są bardziej ambitne niż cokolwiek co robiłeś w życiu! - Flavia krzyknęła na niego, a on nieco zdziwiony, wzruszył ramionami. 

- To zabawne.

- CO jest takie zabawne? - warknęła na niego, stanęła przed kanapą, na której siedział. 

- Jesteś odporna.

Zmarszczyła mocno brwi, a wtedy obie jej przyjaciółki upadły na podłogę. Dmitri wstał i znalazł się dziwnie blisko Flavii.

- Coś Ty im zrobił?! - krzyknęła, od razu klękając, by móc sprawdzić co z nimi się dzieje. 

- Jesteś taka jak ja? - pytał dalej, dziewczyna nie miała pojęcia o co mu chodzi. 

- Czy one... zasnęły na stojąco? - zapytała bardziej siebie niż jego. Spojrzała na niego. Uśmiechał się szeroko i czekał na odpowiedź na swoje pytanie.

- Tak, kazałem im. To jak, jesteś jak ja, czy nie? - przechylił głowę na bok.

- A wyglądam jakbym była jak Ty? - prychnęła, przez jej kręgosłup przeszedł lodowaty dreszcz. Czy ludzie na jego widok też podrzynali sobie gardła? 

Wywrócił tylko oczami.

- To jak, Twój ojciec to wampir? 

Flavia otworzyła usta ze zdziwienia i przysięgła sobie wtedy głowie, że chłopak jest po prostu nienormalny. 

- Teraz już rozumiem czemu chodzisz do psychiatry - rzuciła. 

Wywrócił ponownie oczami.

- Nie musisz udawać. Serio. Chyba, że jesteś po prostu wampirem, co? Blada skóra i... i te śmieszne uszy - zaczął się śmiać. Flavia nie wytrzymała i spoliczkowała go, podnosząc się na nogi. Gdy jej dłoń dotknęła jego twarzy, przeszył ją znowu chłodny dreszcz, jakby on był czymś złym...

Dmitri z kolei poczuł, jakby dotknęła go światłość, ale nie taka anielska,czy boska. To było bardziej jak porażenie prądem, które swoją drogą niesamowicie bolało. Niemalże od razu od niej odskoczył i patrzył dość mocno zdezorientowany.

- Czym Ty do cholery jesteś? - zapytał.

- Cz-czym...? - patrzyła na niego równie zaskoczona.

- No... czym? - zaczerwienie na jego policzku dosłownie wchłonęło się w skórę, jakby nigdy wcześniej tam go nie było. 

- Ja... jestem... j-jestem... - próbowała powiedzieć, że nest zwyczajnym człowiekiem, że jest normalna, jednak przed jej oczami zaczęły pojawiać się gwiazdki. 

Wkrótce straciła przytomność, słysząc z daleka krzyk kobiety.

___________________________________________________________

Witajcie, za Wami już trzeci rozdział. Byłabym wdzięczna za gwiazdki jak i za opinie, na które bardzo, bardzo liczę i które bardzo by mnie się przydały xx

do następnego 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top