Rozdział 6
-Co ty mi kurwa zrobiłeś?!- Krzyknęła dziewczyna, łapiąc się za rękę, którą chwilę wcześniej spoliczkowała Aresa, i najprawdopodobniej coś sobie zrobiła. Ten westchnął. Niestety, ludzkie kobiety nie są aż tak łatwe jak myślał. Aby uczcić porażkę, wypił kolejne dwie butelki. Gdy sięgał po trzecią, zauważył, że nad Sammy'm stoi jakiś facet w kapturze. Widząc jak blondyn się trzęsie, Ares wstał, przy okazji biorąc butelkę, i potraktował go piętą w twarz. Ten zaskoczony cofnął się, łapiąc za złamany nos.
-Wiesz, mogłeś go po prostu zastraszyć czy coś.- Zasugerował uratowany. Ares wzruszył ramionami zaczął zerować kolejną butelkę. Od tyłu podszedł do niego facet z zakrwawioną twarzą. Najwyżej to niemu wcześniej oberwało się butelką, którą wyrzucił za siebie bóg wojny. I tym razem czarnowłosy przystojniak błyskawicznie zareagował, uderzając go w brzuch łokciem. Gdy napastnik zwinął się z bólu, Ares dokończył uderzeniem z dołu w podbródek. Gdy zebrała się dookoła niego dość duża grupa, Ares dokończył butelkę i wytrał usta. Dopiero wtedy dotarło do niego, że już mu nie zależy na tym, że go wygnano. W końcu nie będzie musiał spotykać tych zgredów z góry, będzie balował całe noce, ale tak jak uzna on, nie inni. No i oczywiście będzie miał pod ostatkiem, tego co naprawdę kocha. Walki.
Z tą myślą podskoczył, i poczęstował nadchodzących z dwóch stron przeciwników swoimi nogami, w trzeciego rzucając butelką. Uśmiechnął się szerzej, za jego czerwone oczy zabłysły. Wpadł w wojenny szał.
Sam schował się za ladą koło barmana. Gdy widział, że ten chce wzywać policję, spróbował go powstrzymać, ale od uderzenia w skroń stracił przytomność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top