Rozdział 28
-Zostań.
-Nie. Edonosie, mogę walczyć.
-Powidziałem nie!- Tytan popchnął ucznia z powrotem na ziemię. Axel syknął i spróbował się podnieść.
-Nie dasz rady. Jesteś ranny. Masz złamane obie, kurwa, ręce. A nawet nie podeszłeś blisko niego.
Axel podniósł się.
-Jestem pół-demonem. Wyleczę się. Poza tym, nie na darmo mnie szkoliłeś, szybko się uczę.- Oznajmił, klepiąc rękojeść swojego miecza. Edonos zacisnął pięści.
-Poza tym to sprawa osobista. Zabił mi przyjaciela i...
-I dajesz się ponieść emocjom.
-Kto tu kurwa jest mistrzem?
-Ty. Dlatego dziwię się, że nie chcesz pomyśleć racjonalnie. Do cholery, po coś mnie chyba szkoliłeś?!- Axel założył ręce z przodu. Tytan pokręcił głową i odwrócił się.
-Dobrze, ale jeśli zginiesz, to cię zabiję.- Oznajmił, po czym pomaszerował w kierunku fal. Pół-demon uśmiechnął się i poszedł za nim.
***
Wzeszło słońce. Sammy rąbał drewno w ramach przysługi dla Freji, za to, jak ich ugościła. Tymczasem Jenny zawinęła się szczelniej w kołdrę, która wydawała się nadnaturalnie wygodna. Jacob stanął nad jej łóżkiem.
-Wstawaj.
Blondynka opatuliła się mocniej.
-Wstawaj, albo zostawimy cię w tym miejscu bez zasięgu.
Mangozjebka zczołgała się w łóżka i założyła kapcie, wciąż otulona w kołdrę. Chłopak westchnął. I wyszedł z pokoju. Dziewczyna powędrowała za nim, myśląc, co ostatnio do cholery się wydarzyło w jej życiu. Jak to ująć w skrócie? Pojawił się jeden seksi chłopak, a ona dwa razy prawie utonęła, raz prawie dostała strzałą w łeb i raz prawie wybuchła. Uśmiechnęła się lekko. Nie taka duża cena za Aresika.
W końcu usiadła przy stole. Sammy jęczał za oknem, siłując się z drewnem. Na stole były kanapki, które, jak całe go miejce, wydawały się zbyt idealne jak na ten świat. Spojrzała na Erosa i Jacoba. Uśmiechali się. To samo Ares, który wydawał się nieco zamyślony. UwU, jak on słodko się uśmiecha. Dosiadła się do nich Freja.
-Wybaczcie, rzadko tu przebywam, więc nie miałam naprawdę jak was ugościć. Nawet nie było dość pokojów.
Jenna wzięła łyk herbaty.
-Jak dobrze, że zgodziłaś się dzielić ze mną łóżko.- Ares uśmiechnął się jeszcze szerzej. Jenna zakrztusiła się herbatą, spadła z krzesła, po czym zaczęła się wić po podłodze, zaplatając się w kołdrę i dusząc się.
Freja zamrugała i spojrzała na nastolatkę.
-Macie zamiar jej pomóc?
-Nah.- Mruknął Ares.
-Przejdzie jej.- Dodał Jacob. Bogini westchnęła i postanowiła dolączyć do posiłku. Po chwili odezwał się Eros.
-To masz jakiś plan, poza drugą rundką z Freją?
Ares uniósł brwi.
-Dobry plan. A jeśli chodzi o to...- Tu wskazał oparty o ścianę trójząb. -... To chyba zrobię to co kazał. Pojadę do Aten. Wy chyba powinniście wracać do domu.
-Żartujesz?!- Jacob wstał. -Nie ma mowy! Zostanę do końca! Mam nowy cel w życiu, zabić potwora i stracić dziewictwo z magiczną istota. W domu tego nie zrobię.
Ares westchnął.
-No dobra. Sam tego chciałeś.- Oznajmił, po czym wstał od stołu. -A więc albo obalimy Zeusa, albo zginiemy w epickim stylu.- Uśmiechnął się i spojrzał po wszystkich, po czym wziął Freję na ręce.
-A teraz wybaczcie, idę wykonać plan mojego syna.
I tak właśnie wygląda życie Aresa - Boga Wojny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top