Rozdział 27

Apollo przygładził liście małego drzewka. Uśmiechnął się lekko i sięgnął po harfę.

-Och Dafne, moja D...

-Apollo.

Bożek sztuki szybko się odwrócił do nowo przybyłego. Hermes patrzył w ziemię. Patron złodziei podrapał się po karku.

-Nie chciałem przeszkadzać twojej rozmowie z... Drzewem...

-Nie, nie przeszkadzasz. O co chodzi, jakaś wiadomość?

Hermes prychnął.

-Jasne. Jak się pojawiam, to tylko aby pełnić rolę chłopca na posyłki.

-Ej, ej, spokojnie, po prostu powiedz o co chodzi.

Hermes przygryzł wargę.

-Słyszałeś o wszystkim, prawda? O armii.

Apollo nie odpowiedział.

-Nie wiem... Czy chcę to robić. Jestem lojalny wobec Zeusa, ale... Jaki to ma w ogóle sens?

Blondyn patrzył w ziemię.

-Nic? Nic nie powiesz?

Apollo spojrzał mu w oczy.

-Chcesz wiedzieć co myślę? Myślę, że Zeusowi odbiło. Dlatego wygnał Aresa. Dlatego to robi.

Hermes rozejrzał się, jakby bojąc się, że ktoś podsłuchuje.

-To... Co powinienem zrobić?- Spytał. Apollin przypiął harfę do pasa.

-Co tylko chcesz. Ja idę znaleźć Żywą Wojnę.

***

Blondynka w białej sukni nucąc piosenkę podeszła do zagrody. Pogłaskała dzika, podeszła do brązowego kundelka, jego też pogłaskała. Zatrzymała się w pół ruchu. Pies też zareagował. Uniósł uszy i spojrzał w kierunku nabrzeża.

Kobieta wstała i powoli poszła w tym kierunku. Kundel ją wyprzedził. Przy wodzie zaczął szczekać. Blondynka uśmiechnęła się, złożyła ręce z przodu i poczekała moment. Po chwili fale wyrzuciły najpierw złoty trójząb, który wbił się w piasek, a potem piątkę osób. Młody blondynek uniósł głowę jako pierwszy.

-Pani Freja?

-Eros. Miło cię znowu widzieć.- Kobieta się uśmiechnęła. Chłopak odwzajemnił uśmiech. Ciężko by było tego nie zrobić, jej urok wydawał się wnikać w głąb twej duszy i wywoływać wszystkie radosne wspomnienia.

Drugi podniósł się czarnowłosy, czerwonooki przystojniak w skórzanej zbroi.

-Gdzie jesteśmy?- Spytał, nawet nie udając, że nie wgapia się właśnie w kształty blondynki, wywołujące podobny efekt co twarz, tylko nieco innaczej działające, i na konkretną część ciała.

-To Freja. Nie pamiętasz tato?

-Ares, nieprawdaż?

Bóg wojny z niechęcią zmienił obiekt uwagi na twarz kobiety.

-Zaraz... Coś kojarzę. Z tej całej afery z Lokim?

-Loki też istnieje? Mogę autograf?- Nastolatka również odzyskała przytomność. Najwyraźniej straciła gdzieś po drodze swoją bluzę, była w samej koszulce. Jej brat złapał jej głowę i wcisnął ją w piasek.

-Ogranicz fangirlowanie. Gdzie jesteśmy?- Spytał, patrząc w ten sam punkt co Ares. Freja rozłożyła ręce.

-Witajcie w Skandynawii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top