Rozdział 18
Dwoje wojowników w takich samych skórzanych zbrojach starło się na arenie. Pierwszy, z szerokim i długim mieczem wyprowadził pchnięcie. Drugi zablokował tarczą i zrobił to samo swoją szablą. Ten atak też odbito tarczą. Po wymianie ciosów przeciwnicy zaczęli się okrążać. Pierwszy znowu się zbliżył i wyprowadził pchnięcie. Gdy jednak tamten znowu zablokował, ten powtórzył atak, celując w stopę. Drugi krzyknął i opuścił gardę. Pierwszy wykorzystał szansę, wykonał szeroki zamach, ścinając tamtemu głowę, i patrzył z uśmiechem, jak ciało upada. Tłum chwilę klaskał, w ogóle nie zaskoczony szybkim zwycięstwem. Rozległ się głos jednego z wodnych bożków.
-Zwycięzcą tej rundy zostaje Grunt – Miażdżyciel z Italii!
Szaroskóry przyglądał się jak wojownik, ignorując znudzenie tłumów, schodzi z areny dumny z siebie. Stał niedaleko honorowych miejsc Posejdona i jego żony, Amfitryty. Bogowie i boginki zaczęli powoli wychodzić z widowni.
-Pamiętajcie, za dwie godziny ostatnia walka pierwszej tury!- Dodał głos. Posejdon w końcu wstał i podszedł do szaroskórego. Ten zmierzył go wzrokiem. Zawsze mokre białe włosy i broda pokryte mułem nie bardzo pasował do białych szat i trzymanego w prawej ręce złotego Trójzębu, zdobionego kryształami. Bóg wody się uśmiechnął życzliwie.
-Edonos! Dobrze cię widzieć! Wybacz, że nie mogłem cię wcześniej ugościć, ale wiesz, dziwnie by było, gdybym wyszedł w trakcie walk.- Objął go ramieniem, jak starego, dobrego znajomego. -Co tam u ciebie? Słyszałem, że masz kolejnego ucznia?- Spytał, prowadząc do swoich komnat.
-Tak.- Odparł po prostu szaroskóry. Posejdon zatrzymał się przed drzwiami do jednego ze swoich pokoi.
-Jak twoje ostrze?- Spytał.
-Rdzewieje.- Odparł Edonos. Oczywiście jego broń była w świetnym stanie, a to pytanie i odpowiedź, były ich tajnym hasłem, potrzebnym, aby się upewnić, że nikt nie podszywa się pod drugiego z nich. W końcu wszyscy bogowie byli zmiennokształtni. Posejdon uśmiechnął się pod nosem, i wpuścił tamtego do komnaty. Ściany z białego marmuru były zdobione przeróżnymi obrazami z bitew, w których brał udział bóg wody. Meble natomiast były z ciemnobrązowego drewna, zdobionego złotem. Posejdon wyjął jakieś papiery z jednej z szafek.
-Jak moi bracia?- Spytał szaroskóry.
-Staramy się jak możemy.- Westchnął bóg wody. -Ale niełatwo się wydostaje Tytanów z Tartaru, zwłaszcza pod okiem Heliosa i Hadesa. Ale pewnie nie tylko po to przyszedłeś?
-Ares i Eros tu przybędą.- Odparł Tytan. Posejdon skinął głową.
-Żywa Wojna może i jest tylko wojownikiem, ale moce Erosa jak najbardziej się nam przydadzą. Coś jeszcze?
-Powinniśmy rozpocząć Upadek.
-Nie nie nie. Za wcześnie.- Bóg wody odłożył kartki i podszedł do Edonosa. -Musimy mieć przynajmniej wyrównane siły, a wciąż jesteśmy mniejszością...
-Nie, jeśli Hades dołączy.
-"Jeśli". To słowo jest bardzo kluczowe. A co "jeśli" zdecyduje pozbyć się najpierw mnie, potem Zeusa? W końcu jesteśmy słabsi.
-Jeśli nie zaryzykujesz, zrobię to s...- Tytan zauważył krzątającą się po pokoju obok Amfitrytę i spojrzał na Posejdona.
-Można jej ufać, przecież to moja żona.
-Z natury nikomu nie ufam.- Odparł szaroskóry, po czym wstał i podszedł do drzwi. -Dokończymy tę rozmowę później.
-Idź. I niech Helios oświetla ci drogę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top