Rozdział 17

Ten sam szaroskóry nauczyciel prowadził swojego ucznia do sali tego samego Pałacu Posejdona. Jedyne co się różniło, to uczeń.

-Mistrzu, mógłbym spytać, kiedy zaczynają się walki?- Spytał fioletowłosy.

-Już się zaczęły. Przychodzimy na ostatnią chwilę.- Odparł wojownik, podchodząc do śpiącej przy drzwiach na arenę nimfy. Ta po chwili otworzyła jedno oko. -Kod Neptun.

Nimfa natychmiast wstała i weszła drzwiami na arenę. Po chwili wróciła.

-Król Posejdon was oczekuje.

***

Ares jechał już od dwóch godzin. Wciąż ledwo rozumiał mijane znaki, i prawdopodobnie złamał wszystkie możliwe przepisy. Brzeg był już bardzo niedaleko, gdy coś złapało go za szyję.

-Hej tato!- Eros tuląc go położył mu brodę na ramieniu. -Gdzie jedziemy?

-Nie jestem twoim... Nieważne- Westchnął bóg wojny. -Po pierwsze, co tu robisz?

-Myślałeś, że damy ci nas zostawić?- Spytała Jenny, też wychodząc z ukrycia.

-Taka okazja na przygodę trafia się raz w życiu!- Dodał Jacob wychodząc spod kanapy. -Doceń, że spędziłem dwie godziny, nieruchomo, pod tym śmierdzącym, mokrym meblem.- Sammy wyskoczył z szafy.

-Aha! Wiedziałem, że ich porwiesz!

-Do kurwy, przecież przed chwilą sami mówili, że...

-Klif!- Przerwał Jacob. Ares szybko zakręcił kierownicą, jednak za późno. Kamper z krzyczącymi ludźmi spadł do wody. Eros oczywiście cały czas się uśmiechał, a Ares wyjebał głową w kierownicę. O dziwo nie spadli na dno, a zawiśli tuż pod powierzchnią wody. Wokół pojazdu utworzyła się kula powietrza.

-A no tak, tak to robili, już pamiętam. Złapcie się czegoś!- Polecił, po czym kula wystrzeliła do przodu. Sam, który jako jedyny niczego się nie trzymał, wylądował twarzą na tylnej szybie kampera. Po chwili, ciążenie jakby zmalało, jednak pojazd poruszał się z taką samą prędkością. Ares spojrzał na kartkę z zaproszeniem. Magicznie zamiast "Dla Aresa", pisało tam "Dotrzecie za 3 godziny".

-My? Wiedzą, że my też z tobą jesteśmy?- Spytał Eros.

-Może mi ktoś wyjaśnić, co do cholery się dzieje?!- Krzyknął Sammy, wstając z podłogi. Ares lekko się uśmiechnął.

-Otóż, mój przyjacielu, idziecie patrzyć, jak walczę z ludźmi pod wodą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top