Rozdział 16

Chłopak wszedł na arenę i uniósł ręce do góry w geście powitania. Tłumy, których był ulubieńcem, oszalały. Pałac Posejdona naprawdę wyglądał wspaniale, jeśli nie lepiej od samego Olimpu. Może i nie był ze złota, ale perły i kryształy naprawdę dodawały mu blasku. Jednak nie po to chłopak tu się znajdował. Skierował wzrok, na honorowe miejsca na publiczności. Posejdon siedział na jednym z dwóch najważniejszych miejsc, obok Zeusa, przy którego boku stała Atena. Ta, którą zawsze trzymał przy sobie. Chłopak zacisnął pięść na broni, i spojrzał na swojego nauczyciela, stojącego niedaleko Posejdona. Szaroskóry patrzył na niego spokojnym, ale stanowczym wzrokiem. Chłopak skinął głową i skupił się na walce, oczywiście zaraz po puszczeniu oczka przypadkowej nimfie wodnej. W prawej dłoni trzymał krótki żelazny miecz, prezent na zakończenie szkolenia. Do lewej z kolei miał przypiętą małą, drewnianą tarczę, obleczoną skórami wilka i człowieka. Tych samych, których zabił i oskórował na początku swojego szkolenia. Stał naprzeciwko klatki, którą coś próbowało zniszczyć od środka.

Jeden ze służących Posejdona podszedł do klatki. Widocznie drżały mu ręce. Szybko otworzył ją i miał odejść, gdy bestia złapała jego głowę, odgryzła i rzuciła przez arenę, pod nogi chłopaka. Losem służącego nie przejął się chyba nikt, poza kilkoma wrażliwymi nimfami. Wszyscy skupili się na wodnym smoku. Nie był może ogromny jak inne smoki, najwyżej nieco większy od ciężarówki, ale przy kimś, kogo podstawową formą był nastoletni chłopiec, wydawał się ogromny. Ten jednak odkopał na bok głowę służącego, spojrzał wyzywająco w jego złote oczy i pobiegł do przodu z uniesionym mieczem. Bestia uniosła prawą łapę aby go zaatakować, ten osłonił się tarczą. Gdy jednak smok upuszczał łapę, czarnowłosy wyciągnął miecz do przodu, poczekał aż ten nabije swoją kończynę, a gdy ryknął z bólu pobiegł i wskoczył na jego plecy. Nim potwór zdążył go strzepnąć z siebie, ten trzymał mocno jego skrzydła i zaparł się o niego nogami, próbując je wyrwać. Bezsilny smok skakał i się wił, próbując go zrzucić z siebie, ale chłopak nie miał zamiaru puścić. W końcu ciało puściło, a smocza krew oblała ubranie chłopca. Ten odrzucił skrzydła na bok, podchodząc powoli do łba smoka. Bestia w bólu i szoku popędziła na ślepo, i przebiła się przez ścianę areny, prosto na wody Oceanu.

Mimo, że pozbawiony widowni i zapasu tlenu, chłopak usilnie zmierzał do łba potwora. Nagle jednak zauważył, że miecz w jego łapie się obluzowuje pod wpływem pędu smoka. Gdy całkiem wypadł, czarnowłosy wychylił się, ledwo złapał broń, ale smok szarpnął, i chłopak się puścił. W ostatniej chwili złapał końcówki ogona, i znowu się doczołgał do łba smoka. Uniósł miecz, i wbił go nieco w twardą czaszkę smoka. Ten jęknął, ale żył, gdyż jego gatunek był znany z grubych kości. Chłopak przechylił miecz na bok, zmuszając biednego potwora, aby zawrócił. Ten nie miał wyboru, znowu popłynął w kierunku pałacu. Wpłynęli przez ten sam otwór co wcześniej, miażdżąc po drodze sługi Posejdona, próbujące ją załatać. Smok zahamował, szurając o podłoże areny, po czym chłopak go dobił, przybijając go mieczem do ziemi. Widownia przez chwilę nie wiedziała co się właśnie stało, ale po chwili wybuchła oklaskami i wiwatami. Czarnowłosy jednak patrzył tylko na twarz Zeusa. Ten pokręcił głową i przyciągnął do siebie Atenę. Chłopak zacisnął pięść na broni. To było prawie jak wypowiedzenie wojny. Szaroskóry nauczyciel, ponurym wzrokiem patrzył na chłopaka, gdy rozległ się głos.

-Zwycięzcą II Areny Posejdona, zostaje Ares – Bóg Wojny!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top