Rozdział 25
Większość przebywających na arenie była morskimi bożkami, więc woda co najwyżej przyprawiła ich o zawrót głowy. Ci, którzy nie byli zbyt dobrzy w pływaniu, cóż...
Tak, Eros i rodzinka śmiertelników znajdowali się w tej grupie. Nie, nie stało im się nic. Posejdon w ostatniej chwili uniósł ręce, przekierowując wodę znad siebie i ich. Bożek miłości pośpieszył tamtych. Woda zamknęła się w małym tunelu, nie pozwalając mu zobaczyć, co się dzieje z jego ojcem. Po chwili wahania pobiegł do wyjścia.
-Chyba go nie zostawimy?!- Jenna obejrzała się za siebie. Sammy biegł z nich najszybciej, właśnie wbiegał do hangaru.
-Nie mamy kurwa wyboru, chcesz tam wrócić?!- Zawołał, biegnąc do kampera. Jenny spojrzała na Erosa, potem na brata. Jacob uśmiechnął się pod nosem.
-Mam pomysł sisterko.
***
Sytuacja była prawie pod kontrolą. Posejdon osłaniał bańką wody Edonosa, Axela, i przytrzymywaną przez niego Amfitrytę. Okeanos zniknął gdzieś w falach.
-Co z Aresem?!- Zawołał Edonos, próbując przekrzyczeć szum wody. Bóg wody nie odpowiedział. Zacisnął pięści, złożył ręce, po czym wyrzucił je na boki. Tytan i jego uczeń poczuli ledwo wiaterek ale woda wróciła na swoje miejsce, sama stanowiąc teraz ścianę areny. Posejdon przy okazji zamknął wodą wyjścia z pomieszczenia.
Ares leżał cały mokry na ścianie uniósł oba kciuki i osunął się na piasek. Zeus i Okeanos mieli się zdecydowanie lepiej. Bóg piorunów. Poprawił fryzurę i wyjął pioruny, patrząc w stronę brata.
Posejdon wziął do rąk swój trójząb, po czym zeskoczył na piasek. Axel syknął. Edonos wciąż trzymał topór, podbiegł do niego. Okeanos użył strumienia wody do ogłuszenia go i uwolnienia Amfitryty, której już nie było widać. Tytan odwrócił się do przeciwnika unoszącego się na słupie wody. Spróbował osłonić ucznia. Obaj zostali zmiecieni kolejnym strumieniem wody.
***
Ares wziął głęboki wdech i otworzył oczy. Posejdon i Zeus ścierali się na środku pustej areny. Bóg wojny zacisnął pięści, podniósł się. Jest w końcu nadczłowiekiem, rany po uderzeniu mu się prawie zagoiły. Podniósł miecz, poprawił fryzurę i lekko się uśmiechnął. Może w końcu zajebie ojca. Pokaże światu, że nie jest taki wszechmocny.
Zaczął iść do przodu, ciągnąc miecz za sobą. Przyśpieszał z każdym krokiem, aż w końcu przeszedł do biegu. Uniósł miecz nad głowę. Prawie dołączył do walki. Przeszkodził tylko strumień z takim ciśnieniem, że wgniotło go w piasek.
Zamroczyło mu przed oczami. Wymacał rękę miecz. Tym razem i ten się złamał. Cholerne miecze Faunów, jakby nie można było od Hefajstosa brać.
Otworzył oczy. Okeanos stanął nad nim. Uśmiechnął się pod nosem. Zeus niedaleko właśnie powalił Boga Wody.
Zapowiadało się wspaniale
***
Kiedy na liście lektur znajduję mitologię *-*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top