Rozdział 7 Dokąd mnie zabierasz?
DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ
W ciągu dwóch tygodni spotkałam się z Aaronem trzy razy dziś też mam się z nim spotkać. Jednakże ostatnie spotkanie nie wyszło nam najlepiej, gdyż ja wiem, że on robi z siebie bardzo tajemniczego, ale ja mam tego dosyć. Chciałam by odpowiedział mi na kilka pytań i lekko się pokłóciliśmy, więc nawet nie mam stu procentowej pewności czy on dzisiaj przyjedzie by się ze mną spotkać.
-Siostra!
-Co?
-Chodź tutaj. Twój facet przyjechał - wyszłam z pokoju, a brat zmierzył mnie spojrzeniem
-Nie musisz być złośliwy
-A co doła masz? - powiedział ironicznie
-Daj mi spokój - nie mam siły się z nim kłócić
Czyli Aaron zdecydował się jednak przyjechać, a myślałam, że nie odezwie się już po tej kłótni, ale jak widać byłam w błędzie. Wiem, że nie mogę od niego wymagać prawdy, ale męczy mnie ta nie wiedza, gdyż tak naprawdę nie wiem nawet z kim się spotykam. Znam tylko imię i wiek jeśli nie kłam z tym również.
-Cześć - otworzył mi drzwi od samochodu i gestem ręki zaprosiłbym wsiadła
Coś mi się wydaje, że nie ma dzisiaj najlepszego humoru. Wsiadłam do auta, którym zawiózł nas do swojego apartamentu. Po niecałej godzinie byliśmy już w mieszkaniu, siedzieliśmy na kanapie w niezręcznej ciszy i nie wiedzieliśmy, które pierwsze ma się odezwać.
-Dobra nie obrażaj się już - rzucił obojętnym głosem
-Ja się nie obrażam, ani trochę
-Przecież widzę, dosłownie jak dziecko
-To ty się zachowujesz jak dziecko z tymi tajemnicami - odwróciłam wzrok w drugą stronę
-Tak bardzo chcesz poznać moje tajemnice zgadza się? A wiesz, że lepiej jakbyś ich nie znała
-A co jesteś seryjnym mordercą, który się ukrywa przed policją i stąd to milczenie? - rzuciłam ironicznie
-Blisko - zaśmiał się i puścił mi oczko
-Żartujesz prawda? - teraz to się wystraszyłam
-Chodź - wstał z kanapy
-Gdzie? - spytałam wystraszona
-Idziemy, przecież chciałaś poznać moje tajemnice, a więc pokaże ci - złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą na dół do samochodu
-Wiesz co chyba nie chcę już ich znać - protestowałam siedząc w samochodzie
-Teraz się boisz? Nie uważasz, że już za późno na to - posłał mi niepokojący uśmiech i odjechał w nieznanym mi kierunku
Czyżby wywołała wilka z lasu? Bo mam wrażenie, że tak. I po co głupia tak narzekałam na jego tajemnice. Teraz zabiera mnie w nieznanymi mi kierunku. Mam nadzieję, że żartował z tym seryjnym mordercą bo ja naprawdę żartowałam, lecz on miał taką poważną minę, że jestem skłonna uwierzyć w tę wersję zdarzeń. Mogłam słuchać brata, ale nie zauroczył mnie, a co jeśli on właśnie do tego dążył i ja mu to tylko ułatwiłam w tym momencie.
-Co się stało, że milczysz? Zawsze dużo mówisz - spojrzał na mnie pytająco
-Trzeba było mnie słuchać wcześniej, a nie upierać się przy swoim
-Dokąd mnie zabierasz? - zebrałam się w końcu na odwagę i zadałam pytanie
-Spodoba ci się, ale nie wiem jak potem - odpowiedział obojętnym głosem nawet na mnie nie spoglądając
Teraz naprawdę się niepokoję. W dodatku zmierzamy gdzieś daleko, ponieważ jedziemy już bardzo długo. A zmierzch zbliża się coraz bardziej. Zauważyłam, że samochód powoli zwalnia, a zza drzew wyłania się duża ogrodzona posesja, na którym my właśnie wjeżdżamy. Wtedy zauważyłam, że to wcale nie jest żaden duży dom tylko pałac. Mam rozumieć, że on mieszka w pałacu? W takim razie kim on jest. Matt miał rację mówiąc mi, że on wcale nie jest takim zwyczajnym mężczyzną jak mi się wydaje.
Samochód zatrzymał się. Aaron wysiadł, otworzył mi drzwi i kazał wysiąść.
-Proszę moja pierwsza tajemnica. Tutaj mieszkam - wskazał ręką na pałac
-Idziemy - zaczął kierować się do środka, ale ja chyba nie mam jednak zamiaru tam wchodzić. A ja wiem czy jeszcze kiedyś stamtąd wyjdę
-Po namyśle jednak się nigdzie nie wybieram - pokręcił głową
-Nie uważasz, że już za późno na takie spostrzeżenia - podszedł do mnie bliżej
-Sama tego chciałaś, a więc nie marudź - złapał mnie za nadgarstek i ciągnął za sobą do środka
Gdy weszliśmy do jego wnętrza, zauważyłam w zdobieniach przepych złota, a sam pałac utrzymany był w kolorach bieli, czerni, czerwieni i oczywiście złota.
Coraz bardziej nasuwa mi się pytanie kim on jest bo zwyczajni ludzie w takich pałacach nie mieszkają co najwyżej w średnich wielkościach domu. Mężczyzną zaciągnął mnie na wyższe piętro, a tam zatrzymaliśmy się przed ciemnymi, drewnianymi drzwiami. Nim się spostrzegłam co skrywa się za tymi drzwiami już byłam w środku pomieszczenia. Zostałam tam po prostu wepchnięta siłą, a mężczyzna wszedł za mną zamykając za nami drzwi na zamek. Przestraszyłam się, gdyż nie wiedziałam co się dzieje, ani co on teraz ze mną zrobi. Zaczął iść powoli w moim kierunku, a więc ja odruchowo zaczęłam się cofać do tyłu, lecz natknęłam się po drodze na drobną przeszkodę, a mianowicie ścianę, która uniemożliwiła mi dalszą ucieczkę. Wcześniej nie bałam się Aarona, ale teraz mnie przeraża.
-Boisz się? Przecież na własne życzenie się w to wpakowałaś - zaśmiał się, a przy okazji przygwoździł mnie do ściany
-Możesz mnie puścić - wyszeptałam
-Mogę, ale nie mam na to ochoty
-Puść mnie! - podniosłam głos
-A ty grzeczniej trochę bo nie wiesz z kim rozmawiasz - zgromił mnie spojrzeniem
-Wiem z kim rozmawiam. Ze skończonym dupkiem - spojrzałam mu prosto w oczy i uśmiechnęłam się perfidnie
-Tak chcesz się bawić? Nie ma sprawy - mrugnął do mnie
Zbliżył się do mnie jeszcze bardziej, odgarnął włosy z mojej szyi, a następnie unieruchomił mi ręce mocno przyciskając je do ściany. Prosiłam go by przestał, ale ignorował. Czułam jego oddech na mojej szyi. Prosiłam w myślach by się oddalił, ale wtedy stało się zupełnie coś innego. Ugryzł mnie. Tak dokładnie wbił swoje kły w moją szyję, a ja myślałam, że oszaleję. Czułam jak całe ciało mi płonię, a głowa mi zaraz eksploduje. Nie licząc tego, iż czułam również jak powoli tracę wszystkie swoje siły. On chyba też to zauważył, ponieważ puścił mnie i odsunął się ode mnie.
Upadłam na ziemię, przyglądał mi się z pogardą.
-Chciałaś poznać mój sekret, a więc proszę - nie chciałam na niego patrzeć, a więc odwróciłam wzrok
Co tu właśnie zaszło, czy ktoś potrafi mi to wytłumaczyć. On mnie ugryzł, a z szyi leci mi krew. Jak to możliwe.
-Nie wiesz jak to wszystko sobie wytłumaczyć? - powiedział drwiąco
-Pomogę ci - ukucnął, złapał mnie za podróbek i siłą zmusił bym na niego spojrzała
-Jestem wampirem - posłał mi szeroki uśmiech ukazując przy tym swoje kły
-Niemożliwe - jąkałam
-Wy śmiertelnicy jesteście naprawdę głupi - wstał i skierował się w stronę wyjścia
-Myślałam, że jesteś inny - rzekłam smutnym głosem
-Chyba nie myślałaś, że mógłbym pokochać śmiertelniczkę. Nie bądź naiwna. Wiesz jak ja musiałem się męcz twoją obecnością, ale na szczęście uległaś mi szybko bo dłużej bym tego nie zniósł - czułam jak do moich oczu napływają łzy, ale nie były one spowodowane jego słowami, a raczej moją głupotą, że jednak nie posłuchałam brata i zaufałam obcemu mężczyźnie
-Co ze mną zrobisz?
-Zostaniesz moją nową zabawką
-Ale nie martw się dbam o swoje zabawki. Bądź grzeczna to ja będę starał się być miły - podszedł do mnie
-Czeka nas dobra zabawa - nachylił się nade mną i wyszeptał krótkie zdanie, które wystarczająco mnie przeraziło
Opuścił pokój, a ja się rozpłakałam. Jak mogłam się w to wszytko wpakować jak mogłam być taka głupia. Żaden z niego ideał, a raczej potwór. Co miał na myśli mówić, że czeka nas dobra zabawa. Pięknie stałam się osobistą zabawką zwykłego dupka. I nawet nie wiem jakie ma zamiary względem mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top