Rozdział 27 48 godzin


Dzisiaj wstałam wcześnie rano, ale to z powodu ostatnich zdarzeń. Przez tą całą sytuację z nową narzeczoną Króla oraz jego słowa nie mogę spać. Budzę się, przekręcam się z boku na bok, a kiedy już myślę, że udało się pogrążyć mi w moim upragnionym śnie zaczynają dokuczać mi koszmary. Jednym słowem póki nie wyjadę mogę pomarzyć o śnie.

Postanowiłam, że dzisiejsze śniadanie zjem również w jadalni. Posiłek podają za 30 minut, ale że byłam już wyszykowana postanowiłam udać się trochę wcześniej do jadalni, a przy okazji miałam nadzieję spotkać Penny gdzieś po drodze bo dawno jej nie widziałam, a chętnie zamieniłam bym z nią kilka zdań. Wychodząc z pokoju wpadłam na kogoś i przewróciłam się jak to ja. Czasami z rana kompletna ze mnie niezdara.

-Uważaj jak chodzisz! - rozpoznałam głos Layli

-To ty na mnie wpadłaś - wydukałam podnosząc się z ziemi

-Już niedługo stąd wyjedziesz, a wtedy przynajmniej nie będę musiała cię oglądać

-A co jeśli postanowię jednak zostać? - posłałam podstępny uśmiech w jej kierunku

-Wtedy przysięgam, że cię zniszczę!

-A wiesz, że nie dotrzymasz tej obietnicy - szepnęłam i wskazałam wzrokiem na zbliżającą się do nas postać Króla

-Ty nędzna... - zamilkła na widok Aarona

-Laylo chciałaś coś powiedzieć? - zgromił ją spojrzeniem

-Nie, znaczy tak. Przepraszam, że na ciebie wpadłam. Mam nadzieję, że nic ci się nie stało - wydusiła przez zęby. Oczywiście oddalając się szepnęła mi, że gorzko tego pożałuje, ale szczerze mówiąc jakoś nie boję się jej gróźb

-Co ona taka miła dzisiaj? Aaron coś jej zrobił? - spytałam wciąż lekko zszokowana tym co usłyszałam przed chwilą

-Nic. Tylko porozmawiałem - wzruszył ramionami

-Pewnie nie chcę wiedzieć jak porozmawiałeś?

-Nie - odpowiedział obojętnie i udał się w stronę jadalni

Layla nie plująca jadem to nowość. Choć po rozmowie z Królem nie dziwię się, że woli być dla mnie miła niż znów mu się narażać. Aaron może ma swoje drobne zalety i możliwe, że nie jest taki zły, ale kiedy chce osiągnąć jakiś cel staje się bezwzględny i nie ważne w jaki sposób, ale zawsze osiągnie swoje wcześniejsze zamierzenie. Mimo, że nasz kontakt poprawił się odrobinę i tak wolę za bardzo go nie drażnić, gdyż czasem jego decyzję bywają nieobliczalne jak na przykład moje zamknięcie z lochach. A przecież, aż tak mocno nie powinien zdenerwować go mój wybryk. Choć nad czym ja rozmyślam on jest po prostu przewrażliwiony i tak najlepiej zakończę swoje przemyślenia względem osoby Króla.

Całe szczęście, że nie może czytać moich myśli bo coś mam wrażenie, że wtedy byłabym stałym gościem w lochach.

W drodze do stołówki wpadłam jeszcze na Anthony'ego.

-Cześć. Widzę, że humor ci dopisuje. Chyba nie zabiłaś Layli?

-Nie, jeszcze nie

-Bello?!

-Wyluzuj żartuję. Choć to był dobry plan - posłał mu szeroki uśmiech

-Po prostu Layla musi być dla mnie miła - zaśmiałam się pod nosem

-Czyli rozmawiała z Królem - podsumował chłopak, a po chwili sam wybuchnął śmiechem

-Załatwiłem już wszystko, a więc jeśli chcesz jutro możemy jechać

Nie myślała, że upora się ze wszystkim tak szybko. Najchętniej zostałabym jeszcze trochę, ale z drugiej strony to dla mnie jak misja samobójcza bo nie jest mi łatwo znieść widoku Layli razem z Aaronem. 

-Zgoda - pokiwałam przytakująco

-Jeśli chcesz możemy zostać dłużej. Udam, że jeszcze nie załatwiłem wszystkiego

-Naprawdę? - ucieszyłam się

-Tak, ale dlaczego mam wrażenie, że ty coś knujesz?

-Knuje? Ja knuję? Przecież mnie znasz - na mojej twarzy pojawił się zadziorny uśmieszek

-Właśnie znam, a więc?

-Kobieta musi mieć swoje sekrety - mrugnęłam do niego

-Penny! - zauważyłam mijając nas wampirzycę

-Przepraszam śpieszę się, ale obiecuję, że później porozmawiamy Bello

-Dokąd się tak śpieszysz?

-Do sali balowej 

-Po co? - zapytałam zdziwiona

-To ty nie wiesz? Panienka Layla przyśpieszyła ślub 

-Przyśpieszyła? To znaczy ile?

-Ma się odbyć za dwa dni

Za dwa dni? Przecież miał się odbyć za dwa tygodnie. Ta żmija zrobiła to specjalnie. Może boi się, że Aaron może się jeszcze wycofać z tej decyzji. Chociaż, aby obronić swoje Królestwo oraz mnie zrobi wszystko, więc na pewno się nie wycofa. W takim razie, dlaczego tak jej się tak śpieszy. Czyżby obawiała się mojej osoby, że jednak mogę odbić jej Króla. Ciekawe czy ona wie, że to niemożliwe. Ona została oficjalnie ogłoszona jego narzeczoną. Ślub to tylko kwestia czasu. Czasu, którego mam coraz mniej. Nie spodziewałam się takiego zagrania z jej strony. Sprytna jest, lecz co ja mogę zrobić w tej sytuacji. Najlepiej chyba będzie pogodzić się z obecną sytuacją i tak nic nie  wskóram, a po co torturować się ceremonią oraz ich widokiem razem. Czas odejść w zapomnienie. Odsunąć się w cień i pozwolić by życie toczyło się dalej. Tylko tym razem każdy będzie żył swoim życiem w innych odległych od siebie światach. Trochę przykro, że tak zakończyć ma się nasza historia, ale cóż może los tak chciał. Może gdzieś w gwiazdach zapisane jest, że nie dane nam być razem. Może takie nasze przeznaczenie. 

Aż nie wierzę, że właśnie to pomyślałam. Nigdy nie wierzyłam w takie rzeczy. Zawsze, gdy mama tak mi powtarzała odpowiadałam jej, że to wszystko brednie i sama ułożę swoje przeznaczenie. Ale chyba nie we wszystko da się ingerować. Ponoć warto próbować, ale jaka jest szansa, iż Aaron narazi swoje Królestwo i porzuci Laylę? Właśnie znikoma. 

Żałuję Królu, że nie mogliśmy się lepiej poznać i przede wszystkim w innych okolicznościach. 

Żałuję, że nie jesteś człowiek może wtedy wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej. Mieszkałbyś w moim ludzkim świecie, nie wywiózł byś mnie wśród krwiopijców, dla których jestem rarytasem wśród przekąsek. Nie więziłbyś mnie, a ja nadal miałabym kontakt z rodziną i któregoś pięknego dnia przyprowadziłabym Cię do naszego domu, gdzie poznałbyś moich rodziców oraz brata. Mogło być tak pięknie, a najważniejsze tak zwyczajnie.

Lecz mi chyba nie pisane normalnie życie. Szkoda, że moja historia tak się kończy.

Do ślubu pozostało 48 godzin.

Czyżby tak miała zakończy się historia Belli i Aarona?

Koniec czy może wydarzy się coś niespodziewanego?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top