Rozdział 49 Prawda bywa bolesna


-Dlaczego ona wygląda jak ja? - spytałam lekko przerażona jej wyglądem

Aaron milczał. 

Nie podobała mi się ta cisza. Teraz miałam już pewność, że coś ukrywa. Mercy wspomniała, że jestem podobna do Annabell , ale nie myślałam, że będziemy identyczne. I dlaczego postanowił mnie tutaj przyprowadzić. To nie może być przypadek. Musiał o tym wiedzieć. Tylko zataił to przede mną jak wszystkie inny sprawy.

-Aaron, dlaczego wyglądamy tak samo? - ponowiłam pytanie, a odpowiedzi nie dostałam

-Ty coś ukrywasz i ja się dowiem co. Powiedz mi tylko, że to przypadek. Czysty zbieg okoliczności

-Niestety to nie jest przypadek i wiem o co zaraz mnie osądzisz, więc od razu odpowiadam. To, że wpadłem na ciebie na ulicy to był czysty przypadek, nie planowałem tego. Ślub jak sama wiesz też nie był planowany

-Dobra w drugą część zdania ci wierzę, ale pierwszą mi wytłumaczysz

-Wytłumaczę, ale najpierw się uspokój - pokiwałam przytakująco

-A kim jest ten mężczyzna? - wskazałam na portret, który stał na kominku

-Ukochany Annabell

-A jak się nazywał?

-Jacques Morvant Blake. Był jednym z pierwszych wampirów. Czysto krwisty władca większości ziem w naszym świecie. Gdy pewnego dnia odkupowałem od niego kolejne ziemie wpadł przypadkiem na moją siostrę i pech chciał, że się zakochał

-Dlaczego pech?

-Uwierz kochana on był gorszy ode mnie - to już się nie dziwię, dlaczego nie chciał go dla siostry

-Widzisz Blake słynął ze swojego tyraństwa. Wszyscy wątpili w jego miłość. Nie ukrywajmy, ale poślubienie mojej siostry wzmocniłoby jego status, a poddani spojrzeli by na niego w innym świetle. Po prostu oczyścił by się ze swoich okrucieństw

-Annabell byłaby dla niego czystą kartą - pokiwał przytakująco

-Nigdy mi nie wybaczył jej zabójstwa. Był na mnie wściekły, że odebrałem mu ukochaną i poprzysiągł na mnie zemstę. Jednakże po jej śmierci rozpłynął się w powietrzu. Nie wiadomo nawet czy dalej żyje

-Żyje - szepnęłam pod nosem

-Co ty powiedziałaś? Żyje? Skąd o nim wiesz? Teraz ty coś ukrywasz, a na mnie mówisz. Coś słabo u nas z komunikacją

-Chyba masz rację, porozmawiajmy

Król zamknął trumnę Annabell. Zasłonił z powrotem kotarę i opuściliśmy jej pokój. Wyszliśmy z tajnego przejścia. Odwróciłam się za siebie. Ściana znów wyglądała normalnie jakby nie kryła w sobie żadnej tajemnicy, a jednak. Szliśmy właśnie głównym korytarzem, który jest zamknięty dla wszystkich, ponieważ tutaj znajduje się reszta zamkniętych pokoi.

-Dlaczego te pokoje również są zamknięte?

-Powiem ci w swoim czasie, a nawet tam zaprowadzę jeśli zechcesz

-Zgoda, ale chyba nie ma w nich takich niespodzianek jak w wieży

-Nie martw się. Stoją puste jeśli ci o to chodzi - puścił mi oczko

Nie wiedzieć czemu, ale ulżyło mi niezmiernie, gdy mi to powiedział. Po tym co się dzisiaj dowiedziałam mam już stu procentową pewność, że tutaj jest wszystko możliwe. Jako pierwsza weszłam do naszej sypialni. Króla jak zawsze zaczepił ktoś na korytarzu. Nie ukrywam, ale stało się to w odpowiednim momencie, ponieważ gdy weszłam do pokoju moim oczom ukazała się biała koperta leżąca na łóżku. Oj nie dobrze, bardzo nie dobrze. Akurat teraz gdy jest ze mną Aaron i w dodatku stało się to pod naszą nieobecność kiedy byliśmy u Annabell. Jeśli to ten sam mężczyzna, o którym powiedział mi Król to teraz dowiedział się o niej.

Otworzyłam kopertę i  wyjęłam z niej karteczkę.

,,Prawda do kłamstwa jest podobna z twarzy''

Podpisano J.M.B

Dlaczego odnoszę wrażenie, że to wszystko tyczy się siostry Aarona i od samego początku chodziło tylko o nią. J.M.B czy Jacques Morvant Blake ukochany Annabell i od niego była książka, którą spalił Król. Dlaczego jej ukochany wysyła mi listy z intrygującą treścią. 

Schowałam szybko list do tylnej kieszeni spodnie. Nie chciałam by mój mąż zauważył go w tej chwili. Najpierw niech on mi wyzna prawdę, a potem ja bo jeszcze się rozmyśli.

-Przepraszam, Mercy mnie zatrzymała - zamknął drzwi i podszedł do mnie

-Powiem ci prawdę, ale ciebie też się to tyczy, jasne? - usiedliśmy na kanapie pod ścianą

-Nie zastanawiało cię, dlaczego jesteś czystej krwi, a twoje oczy mają kolor czerwieni?

-Nestor był czystej krwi

-A matka? - spytał po chwili jakby do czegoś zmierzał

-Pół wampir  pół śmiertelniczka

-Czyli jej krew jest brudna, a Nestora czysta. Nie sądzisz, że coś tutaj nie pasuje - spojrzał wyczekująco

Rzeczywiście on ma rację. Przecież żeby dziecko urodziło się czystej krwi oboje rodziców muszą mieć tą samą krew bo w przypadku takim jak mój mogłabym odziedziczyć krew mamy.

-Ale ty jesteś czystej krwi, mimo że urodziła cię śmiertelniczka

-Tak, ale rzadko kiedy się zdarza coś takiego to jak jeden przypadek na milion 

-Chcesz mi powiedź, że moi rodzice tak naprawdę nimi nie są - czułam jak do moich oczu napływają łzy

Aaron objął mnie i pocałował w głowę. Wiem, że próbuje mnie pocieszyć, ale to dla mnie zbyt wiele. Najpierw dowiedziałam się, że moim ojcem jest ktoś inny, a teraz dowiaduję się, że matkę też mam inną.

-Więc kto jest moją matką? I dlaczego moja mama ma te wszystkie wspomnienia o mnie?

-Nie wiemy kto cię urodził. Krążą plotki, ale to tylko plotki nic więcej. Należysz do naszej rodziny. Emilly była w ciąży. Urodziła dziewczynkę, ale ona zmarła zaraz po porodzie. Była zbyt słaba nie mogła jej uratować nawet jej wampirza strona. Wtedy wpadliśmy na pomysł by uśpić twoją wampirzą stronę i wysłać cię do ludzkiej rodziny. Wymazaliśmy wspomnienia Emilly i powiedzieliśmy jej to co miała wiedzieć i powiedzieć swojej córce

-To dlaczego razem z Annabell wyglądamy tak samo?

-Bo jesteście spokrewnione. Ojcem Annabell tak naprawdę również był Nestor tylko mój ojciec nigdy się o tym nie dowiedział

-Ale jej matką była Veronique, a mojej nie znacie i ona ma teraz 284 lata, a ja 19 

-Trochę ci nakłamaliśmy. Veronique nie była jej matką. Tak zostało ustalony, aby prawda nie wyszła na jaw. Kiedyś istniał naprawdę potężny ród. Był potężniejszy od naszego. Rządził nim mężny i prawy Król nazywano go Nestor Le Blanchard jego żoną była przepiękna i niezwykle szanująca kobieta Marie Le Blanchard ty i Annabell jesteśmy ich córkami. Naprawdę nazywacie się Annabell i Bella Le Blanchard. Jesteście siostrami. Wasi rodzice należeli do francuskiej arystokracji nie jesteście zwykłymi wampirami. Jesteście potężniejsze nawet ode mnie i macie większą władzę. Tylko nigdy nikt wam o tym nie powiedział. Gdy wasz ród przepadł przygarnęliśmy was do naszej rodziny. Annabell została oficjalnie ogłoszona córką mojego ojca i Veronique, a ty zostałaś wysłana do świata ludzi. Twoja rodzina pamięta cię jako niemowlaka, dziecko, ale to tylko dlatego, że my im wszczepiliśmy te wspomnienia. Ty byłaś już duża jak tam trafiłaś, ale że byłaś człowiek tobie również wymazaliśmy wspomnienia, więc masz prawo tego nie pamiętać 

-Wygląd cię zastanawiał, a wy nawet imiona macie podobne i żadna nigdy się nie domyśliła, a byłyście nie rozłączne. Myśleliśmy, że wróci ci pamięć jak przebudzi się twoja wampirza strona 

-Aaron to ile ja tak naprawdę mam lat?

-284 tak samo jak Annabell

-Czyli nie łączą nas więzy krwi? Nawet nie wiesz jak mi ulżyło. Już się bałam, że usłyszę, iż jesteśmy rodzeństwem

-Nie łączą - pocałował mnie

-Ej tak dla pewności ty pewnie nie masz 300 lat co?

-Mam 326. Teraz nareszcie można rzecz, że jesteśmy w równym wieku - zaśmiał się, ja również wybuchnęłam śmiechem

-I wpadłeś na mnie całkowicie przypadkiem?

-Tak, nie planowałem tego, że się w tobie zakocham

Teraz gdy znam prawdę zupełnie inaczej patrzę na tą sprawę. Oczywiście nie wyprę się  z tego powodu ludzi, którzy wychowywali mnie przez ten cały czas. I nie powiem im nigdy prawdy. Nie chcę ich zranić. Niech wiedzą, że jestem tylko ich córeczką oraz mój upierdliwy, ale kochający brat Matt jest moim prawdziwym bratem. Czasem prawda nie jest dobre, a kłamstwo jest lepsze bo nie robi tyle szkód co szczerość. Dzięki mojemu mężowi wszystko łatwiej mi znieść, dlatego tak bardzo nie boli mnie to co usłyszałam bo nic to w moim życiu nie zmieniło. Dalej mam kochającą rodzinę, brata, na którego mogę liczyć, kochającego męża. Tylko teraz mam jeszcze siostrę 

-Ale nie podejrzewałabym, że taka stara jestem 284 lata. W szoku jestem, ale grunt, że wyglądam na 19 -pomyślałam sobie i od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech

-Aaron? - spojrzałam na niego z poważną miną

-Tak skarbie?

-Chcę ją obudzić - rzekłam poważnym głosem

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top