Rozdział 42 Król versus Brat Belli
-Porozmawiam sobie z nim - posłał mi podstępny uśmieszek
Nie wiem czy dobrym pomysłem jest, aby Aaron rozmawiał z moim bratem. Matt jest uparty i nie będzie chciał słuchać, nie uwierzy w żadne słowo, które padnie z ust mojego męża w jego kierunku. Natomiast Król jest dość nerwowy i boję się, że mogą mu lekko puść nerwy, a wtedy sytuacja obierze nie przyjemny tor. Zresztą nie ukrywam, że nie podoba mi się ten uśmiech, który na myśl o spotkaniu z moim bratem nagle się pojawił.
-To chyba nie jest najlepszy pomysł - starałam się zatrzymać Aarona, lecz jak on coś postanowi to nie ma już odwołania
-Nie martw się o brata. Nie skrzywdzę go - pocałował mnie i ruszył w stronę wyjścia
-Za bardzo - szepnął zamykając za sobą drzwi
PERSPEKTYWA KRÓLA
Dość mam tego smarkacza. Wtrąca się w nasze sprawy. Stara się przekonać moją żoną jaki to zły jestem jak by sama tego nie wiedziała, a zresztą w kilku nikczemnych sprawach nawet mi pomagała i bardzo dobrze się spisała podczas tych zadań. Nie rozumiem jak można być tak naiwnym i myśleć, że ja pozwolę sobie tak pogrywać. Mowy nie ma bo nie ze mną takie numery. Młody chce mi coś powiedzieć niech mówi bezpośrednio do mnie. Zaraz umożliwię mu rozmowę w cztery oczy. Najchętniej rozszarpałbym go na strzępy, ale ze względu na Bellę muszę się powstrzymać przed tą pokusą. Lecz jeśli trochę go uszkodzę to nie można będzie zaliczyć tego pod próbę zabójstwa. Hm...lepiej nad tym pomyślę, ponieważ muszę przyznać, że jakże kusząca to propozycja. Dam mu nauczkę, którą mam nadzieję popamięta do końca swojego żywota. A jeśli nie i dalej będzie miał w głowie swoje durne pomysły, pomogę mu zniknąć. Złośnicy jakoś wytłumaczę co stało się z jej bratem. Czasem myślę, że szkoda, iż moja żona nie jest śmiertelniczką, ponieważ wymazał bym jej po prostu wspomnienia i tyle, a tak muszę się natrudzić. Chociaż czy ja wiem, aż tak ciężko nie jest mi jej przekonać do mych racji.
Dotarłem pod dom Belli. Gdy wysiadłem z samochodu zauważyłem w oknie Emilly. Wyszła do mnie przed dom nim zdążyłem zapukać do drzwi.
-Stało się coś Królu? - spytała niepewnie
-Muszę porozmawiać z twoim synem - rzekłem obojętnie
-Dobrze, zapraszam do środka - gestem ręki zaprosiła mnie do domu
Gest Emilly nie był szczery. Zrobiła to niechętnie. Widział to w jej oczach, ale nie mam do niej o to pretensji po prostu martwi się o swojego syna. Widocznie chociaż ona jedna rozumie, że nie bez powodu się tutaj zjawiłem i jej kochany Matt mam poważne kłopoty. Mimo wszystko nie utrudnia spotkania, a to znaczy, że liczy się z moim zdaniem, a przede wszystkim okazuję mi szacunek. Cóż w połowie jest wampirzycą, a więc jej zachowanie nie powinno być niezrozumiałe.
-Jest na górze Królu - spuściła wzrok
-Dziękuję Emilly - ruszyłem w kierunku schodów
Gdy byłem już na piętrze zauważyłem uchylone drzwi. W pokoju siedział Matt, a więc pewnie wszedłem do środka.
-Puka się! - zawołałam zdenerwowany chłopak
-Ja chyba nie muszę pukać, prawda? - zbliżyłem się
-Jak tu wszedłeś? - rzucił mi pytające spojrzenie
-Twoja matka mnie wpuściła. Zdziwiony? - uśmiechnąłem się zwycięsko
-A teraz porozmawiamy sobie o wtrącaniu się w cudze sprawy - podszedłem do drzwi, aby zamknąć jej na klucz, który był w drzwiach
-Myślisz, że nie wystraszysz? Nie boję się ciebie!
-A powinieneś. Nie zdajesz sobie sprawy z tego z kim rozmawiasz
-Wiem z kim pozmawiam z dupkiem, który porwał moją siostrę i myśli, że pozwolę mu ją dalej więzić - zaśmiałem się
-Naprawdę uważasz, że ją wieżę? Jesteś głupszy niż myślałem
Złapałem go za szyję i przygwoździłem do ściany. Nie spodziewał się takiego ruchu i cała jego pewność siebie momentalnie zniknęła.
-Teraz posłuchasz. Zapomnisz o Belli na zawsze, przestaniesz się wtrącać i realizować nieudolne próby ucieczek. Masz zniknąć z jej życia. Ma cię znienawidzić i myśleć, że ją sobie odpuściłeś. Myślałeś, że nie znajdę listu, który podrzuciłeś. Liczę, że zrozumiałeś bo w przeciwnym razie zabiję twoją ukochaną siostrzyczkę - zacisnąłem uścisk
-Nie zabijesz jej - protestował
-A niby dlaczego? Ja nie mam problemów z uczuciami jak śmiertelnicy
-Uczyniłeś ją swoją żoną oraz wampirzycą, a teraz byś ją od tak zabił?
-Bez mrugnięcia okiem, a więc rozumiemy się? - spytałem z uśmiechem na twarzy
Brat Belli pokiwał przytakująco głową,a więc rozluźniłem mój uścisk i go puściłem, gdyż brak tlenu był już zauważalny, a przecież niestety nie mogę go zabić.
-Zapomniałbym ci powiedzieć. Twoja siostra ma całkiem niezły temperamencik albo raczej miała bo musiałem ją troszkę utemperować. Była zbyt pyskata i nieposłuszna, ale myślę, że tygodniowy pobyt w lochach ją uspokoił, ponieważ jak ją uderzyłem nie podziałało. Zresztą nadal nie działa, ale lochy znakomite. Puste cztery ściany i brak jedzenia potrafią wiele zdziałać. Wiele razy w takich momentach płakała i błagała bym przestał. Modliła się, aby jej ukochany brat przeszedł jej z ratunkiem, ale on nigdy się nie zjawił. Jest zdana tylko na moją łaskę - mówiłem spokojnym głosem z uśmiechem na twarzy
-Jesteś potworem. Nie zostawię tak tego! - rzucił się na mnie
-Pamiętaj, że w każdej chwili może mi się znudzić twoja siostra - odepchnąłem przez co wpadł na ścianę, a ja spokojnie opuściłem dom
Doskonale wiedziałem jak podziałają na niego te słowa. Ale chciałem go zranić by cierpiał i zrozumiał jak beznadziejny jest. Nie może się ze mną równać i mam nadzieję, że w końcu to zrozumie. Raczej nie zaryzykuję życia siostry, aby zemścić się na mnie. Szczerze nie planowałem zabić mojej złośnicy, ale jeśli braciszek się nie dostosuję ktoś mi za to zapłaci i prędzej będzie to on. Złożyłem Belli obietnicę, że nigdy nie odbiorę jej życia i nie zamierzam tego zrobić. Niech cieszy się wiecznością, która otworzyła przed nią wiele nowych możliwości. Matt wystarczająco już cierpi. Wyrzuty sumienia nie dadzą mu spokoju, a to ponoć najgorsze co może być. Świadomość, że bliska Ci osoba cierpi i wzywa Cię na pomoc, a ty jesteś bezradnym i pozwalasz na jej cierpienia.
Nie wybaczy sobie tego nigdy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top