Rozdział 5 Niespodzianka
Siedziałam na łóżku, czytając wyjątkowo monotonną książkę. Niestety innej nie znalazłam, nad czym niemiłosiernie ubolewałam. Nagle z zadumy wyrwał mnie dźwięk pukania. Ktoś dobijał się do drzwi, a ja miałam swe podejrzenia, któż to taki może być.
-Proszę! - Zawołała lekko poddenerwowana z widocznym grymasem niezadowolenia ostatnio nieustannie mi towarzyszącym.
-Szykuj - Spojrzał na mnie, rzucając mimochodem.
-Gdzie?- Odłożyłam lekturę na bok, zerkając podejrzliwie na mężczyznę.
-Czekam przy samochodzie - Opuścił pomieszczenie, pozostawiając mnie bez odpowiedzi.
Typowe dla tych zgrywających bad boy'ów, lecz nieco oklepane. Zimny drań, gotowy do największych złych poświęceń. Podziwiam niektórych zaangażowanie w odgrywaniu swej roli.
Szczerze wątpię, aby nie miał choć jednej swej słabości. Czemu tak uważam? Ponieważ każdy, nawet najgorszy rzezimieszek, czy największy bohater ma słaby punkt.
Chociażby historia Achilles'a daje do myślenia. Tetyda pragnąć, zapewnić synowi nieśmiertelność, zanurzyła go w wodach, by uodpornić jego ciało na ciosy. I wszystko by się udało, gdyby nie pięta, za którą trzymała w tamtym czasie niemowlę i która stała się jednocześnie jego słabym miejscem.
Obecna sytuacja utwierdziła mnie w przekonaniu, iż mój oprawca jest niespełna rozumu. Z miłą chęcią opuściłabym mury tego, jakże śmiercionośnego pałacu, lecz na chwilę obecną mogę jedynie pomarzyć o takowym obrocie spraw. O ile kiedykolwiek będzie mi to dane...
Ponieważ, nawet jeśli udałoby mi się przedostać jakimś cudem na zewnątrz, zapewne nie zabawiłabym tam za długo. Jednakże zakładając, gdybym przypadkiem jeszcze na dobre pozostała w lesie otaczającym zamek, pod jakimś przyjemnym kamykiem, bądź dumnym drzewkiem, przysięgam, iż taki paranormal acivity urządziłabym naszemu zadufanemu królisku, że jeszcze pożałowałby tej swojej rzekomej nieśmiertelności :)
Z dostępnych w szafie ubrań mój wybór padł na losową zwiewną sukienkę w kolorze bieli sięgającą przed kolana. Połączyłam ją z czarną ramoneską oraz hebanowymi sandałkami na słupku. Włosy pozostawiłam rozpuszczone, lekko kręcone, zarzucone do tyłu, aby nie zasłaniały złotego łańcuszka na mej szyi.
Służba skierowała mnie do wyjścia, gdzie oparty plecami o samochód, prowadzący zagorzałą rozmowę przez telefon czekał już na mnie. Wysztafirowany w klasyczny smolisty garnitur z białą koszulą oraz atramentowym krawatem. Idealnie ułożoną fryzurę targał wiatr, tworząc artystyczny nieład w zaczesaniu.
Czy wydam się płytka, mówiąc, jak pociągająco wyglądał w tamtej sytuacji? Zapewne. W dodatku zaraz zostanie mi podbity syndrom sztokholmski, ale która dama nie obejrzy się za przystojnym mężczyzną, nawet jeśli jest draniem. W końcu zawieszenie na kimś oka nie wiąże się od razu z bliższą relacją.
Na widok mojej osoby, elegancik szybką zakończył swą rozmowę, abym przypadkiem nie poznała jego tajemnic. Eh...
Po otworzeniu mi drzwi, a następnie zajęciu miejsca kierowcy obok mnie, spojrzał mi w oczy. Po sekundzie oczywiście odwrócił wzrok, jak gdyby nigdy nic. Norma.
-Gustownie wyglądasz- powiedział półtonem, uruchamiając silnik samochodu.
-Dzięki - odparłam nieśmiało. -Ty też całkiem nieźle - dodałam po chwili lekko speszona.
Koła mercedesa poszły w ruch. Opuściliśmy teren rezydencji. Podziwiałam widoki za oknem. I żadne z tych miejsc, nie wyglądały jak te w Nowym York.
-To nie Nowy York, prawda? - spytałam dość mocna zagubiona obecną sytuacją.
-Europa - odpowiedział, jak gdyby nigdy nic.
Z wrażenia prawie serce mi stanęło. Jakim cudem w parę sekund przemieściłam się ze Stanów Zjednoczonych do Europy? Magia. Dosłownie magia. Zaczynam nienawidzić historii opowiadanych przez moją babcię, które kiedyś fascynowały mnie tak bardzo.
-A niech Cię Królu! - pomyślałam w duchu.
Pochłonięta nowym światem, nie zorientowałam się, gdy samochód zatrzymał się na miejscu parkingowym pod jakąś galerią. Pytająco spojrzałam na mężczyznę.
-Wysiadaj -nie protestowałam, po prostu wykonałam.
Rozglądałam się dookoła siebie.
-W pałacu pozostaniesz na długie lata - ruszył przed siebie. -Będziesz potrzebować więcej rzeczy -pośpiesznie dogoniłam wampira, dorównując kroku.
-Lat?! - krzyknęłam z oniemienia.
-Póki nie umrzesz - odpowiedział nieco rozbawionym głosem. -Ty wybierasz, ja płacę - podsumował.
-Dlatego ty wybierasz ja płacę - Uśmiechnął się do mnie zadziornie, po czym ruszyliśmy na zakupy.
-Kpisz sobie?! - szczęka mi opadła, stanęłam jak wryta.
-Zamknij buzie, to nie wypada - rzekł z politowaniem.
Wiem, jaki zakup sobie zażyczę - telefon. Po czym zaraz po otrzymaniu go wygoogluje sobie, jak zabić wampir. Plan idealny. Nosz dupek jeden, drań, idiota! Wariat po prostu! Jeśli on myśli, że będę mu towarzyszyć u jego boku, aż do swojej śmierci to jest w DUŻYM błędzie. Nie zamierzam, jako 60-latka użerać się z ograniczonym umysłowo psychopatą. Ja cię sunę! Potrzebuje spokojnej starości, nie domu wariatów.
-Mówisz do śmierci? - przygryzłam dolną wargę, spoglądając ku niebu.
-Nie próbuj! - zbliżył się do mnie.
-Zabronisz mi? - zaśmiałam się. -Nie będziesz decydował o moim żywocie.
-Mówisz? - posłał mi szyderczy uśmieszek.
Do końca naszej wizyty w centrum handlowym słowem się nie odezwał. Odwiedzaliśmy sklepy, wybierałam potrzebne produkty, brunet płacił. I tak wyglądał cały dwugodzinny pobyt poza murami pałacu.
Do pewnego momentu...
Do momentu wejścia do samochodu.
Niespodziewanie palce mężczyzny zacisnęły się na mojej szyi. Odruchowo zaczęłam się szarpać, wtedy postawna sylwetka nachyliła się nade mną, zaciskając mocniej mięśnie na gardle. Złapałam go za nadgarstek, ale nie byłam w stanie odciągnąć dłoni. Najwidoczniej książki nie kłamały, mówiąc o nadprzyrodzonej sile wampirów. Zmrużyłam oczy, a po chwili poczułam metaliczny posmak w buzi. Wszystko trwało parę minut. Po tej sytuacji rozluźnij swój uścisk.
-Umierając z krwią wampira we krwi, dołączasz do jednych z nas - zaśmiał się drwiąco.
Nie wierzyłam własnym uszom. Jak można posunąć się do tak obrzydliwego czynu względem drugiej osoby. Siłą coś na niej wymóc, najgorsze z zachowań.
Dzień zakupów w towarzystwie zadufanego władcy na szczęście dobiegł końca. Czy jego sztuczna dobroć, mogła być formą przekupstwa? Rzecz jasna. Za pieniądze kupisz teraz wszystko, a ten, kto uważa inaczej, zwyczajnie się oszukuje. Zawsze śmiałam się, jak mówili ,,miłości za pieniądze nie kupisz" - Guzik prawda, teraz to nie problem. Jednakże zmierzając do meritum, zostanę wyjątkiem nieprzekupnym.
Po powrocie szybko wskoczyłam pod prysznic, w tym czasie służba doniosła do pokoju moje zakupy. Zajmę się rozpakowywaniem jutrzejszego dnia. Na dziś za dużo wrażeń.
-A niech cię królu! - pomyślałam, wygodnie układając się pod jedwabną pościelą oraz zakrywając się po samą szyję, chroniąc przed otaczającym mnie chłodem, pogrążyłam się w Objęciach Morfeusza. Martwić będę się kiedy indziej, aktualnie mam dość natłoku myśli w mej głowie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top