Rozdział 28 Będziesz moja
Czułam się, jak w złym śnie. Pod osłoną nocy do mojego pokoju, wkrada się intruz. Porywa mnie w tajemnicy przed wszystkimi. Najgorsze, że to nie był sen, a realna, przykra rzeczywistość.
Z bólem głowy ocknęłam w obskurnej piwnicy, malutkie pomieszczenie bez okien z jednym krzesłem oraz pozostawiającym wiele do życzenia metalowym łóżkiem, wyglądem przypominającym więzienną pryczę, niżeli potencjalny mebel do spania.
Gdzie dokładnie jestem i kim jest osoba, która mnie uprowadziła?
PERSPEKTYWA KRÓLA
Nocną porą zostałem zawiadomiony przez James'a o nagłej sytuacji. W pierwszej chwili myślałem, że ktoś odważył się zaatakować nasz pałac, przez co wykradł jakieś istotne informacje, ale dowiedziałem się czegoś gorszego. Bella została uprowadzona, a my nie byliśmy w stanie zapobiec temu. Obawiałem się, że ktoś zechce podjąć się takowej próby, ale nie spodziewałem się, aż takiej zuchwałości. Wtargnąć do zamku władcy? Cóż za subordynacja. Chyba że to nie był mój podwładny?
James wyjaśnił mi pokrótce, jak doszło do całej sytuacji. Kazałem mu nie spuszczać dziewczyny z oka, tymczasem on dał się zaskoczyć napastnikowi, który skręciły mu kark i tak prostym sposobem obezwładnił go na następne 10 minut. Nie wyciągnę konsekwencji z braku jego niekompetencji, choć powinienem. Jednakże James wielokrotnie udowodnił mi swoją wartość oraz oddanie, zatem dziś mu się upiecze. Nie jego wina, że został zaatakowany od tyłu, zwłaszcza że jest dość młodym wampirem, jego zmysły nie są jeszcze tak wyostrzone jak nasze.
W naszej obecnej sytuacji priorytetem jest namierzenie porywacza. Niezwłocznie trzeba dowiedzieć się, kto odważył się podjąć się takich kroków. Niestety czas działa na naszą niekorzyść. Śmiertelniczka za długo nie poradzi sobie samotnie w świecie wampirów, szczególnie gdy jeden z nich stał się jej oprawcą.
Zwołałem swą ochronę pałacową, po czym wydałem rozkazy. Mężczyźni natychmiast zerwali się do działania. W czasie gdy oni przeczesywali teren w poszukiwaniu śladów, ja zabrałem się do, obdzwonienia pozostałych królów chcąc się dowiedzieć od nich, czy nie zauważyli czegoś niepokojącego w swoich królestwach. Niestety nie dowiedziałem się niczego, co pozwoliłoby mi się zbliżyć, choć odrobinę do namierzenia miejsca pobytu złośnicy.
PERSPEKTYWA BELLI
Z całych sił starałam się zapanować nad strachem, obmyślić jakiś sensowny plan ucieczki. Jednak jest pewien problem, który znacząco może mi wszystko utrudnić. W tym pomieszczeniu znajduje się jedno wyjście i są nim, jak przypuszczam zamknięte drzwi. Zatem co mi pozostaje w obecnej sytuacji? Modlić się o przeżycie? Łudzić, żeby porywacz nie był bezwzględną bestią? Czy trzymać się nadziei, że odnajdzie mnie Aaron, mój pierwszy porywacz? Co za patowa sytuacja? Chciałabym wiedzieć, jak ja to robię, że zawsze znajduje się tam, gdzie nie powinnam. Mam naprawdę, jakieś pokręcone, niesamowite szczęście do wariatów na swojej drodze życiowej. Zatem królu pośpiesz się, odnajdź mnie, nim będzie za późno, ponieważ obawiam się, że w obecnej chwili nie jestem w stanie sama się wydostać.
Siedziałam skulona na łóżku z jedną ręką przykutą do metalowej ramy. Nagle usłyszałam zgrzyt zamka.
-Dotrzymałem obietnicy - zaśmiał się mężczyzna złowrogo, wchodząc do pomieszczenia. -Pamiętasz? - podszedł bliżej. -Mówiłem, że będziesz moja - zgarnął krzesło spod ściany, po czym postawił je bliżej mnie, siadając na nim.
-Po co mnie porwałeś? - wyjąkałam niepewnie. -Nie zostanę tutaj, nie, nie, nie - machałam nerwowo głową na boki.
-Nie? - zaśmiał się, łapiąc mnie za podbródek i zmuszając, bym na niego spojrzała. -Kto Cię uratuje? Król? Ten egoistyczny tchórz? - parsknął. -Nie okłamuj samej siebie - zbliżył się.
-Pożałujesz swojej decyzji - odburnęłam, wyrywając głowę z jego uścisku.
-Problem w tym, że nie obawiam się złości Króla, bo pod niego nie podlegam - zaśmiał się złowieszczo. -Co za różnica w czyich rękach jesteś zabawką? On trzyma Cię dla kaprysu, natomiast mi posłużysz do wielkich celów - wstał z krzesła, kierując się powoli do drzwi.
-Jakich celów ? - zapytałam, licząc na odpowiedź, której nie uzyskałam.
-Coś ci wyjaśnię - zbliżył się, po czym odchylił moją głowę na bok, a jego kły przybiły skórę szyi. -Ciekawość, to pierwszy stopień do piekła - zgromił mnie spojrzeniem.
Odruchowo zakryłam obolałe miejsce ręką na dłoni pozostała mi jeszcze moja krew. Spojrzałam na dłoń, a następnie przeniosłam wzrok na nieznajomego.
-Nie zabiję cię, jeszcze, ale radzę Ci milczeć, bo to ja tutaj rozdaję karty, zrozumiałaś? - przytaknęłam niechętnie głową.
Gdy porywacz opuścił pomieszczenie, rozpłakałam się z bezsilności. Niestety ma rację, on tutaj rozdaję karty, ja nie mam nic do gadania przy obecnym stanie rzeczy i właśnie mi to udowodnił. Chcę, czy nie chcę, ale pójdę za jego radą milczenia. Wierzę, że Aaron zdoła mnie odszukać, ale do tego momentu muszę być żywa. Co prawda zapewnił mnie, że nie umrę, na razie jak to ujął, ponieważ mam mu posłużyć do jakichś celów. Jak przypuszczam zemsty na królu, nie wiem tylko jakiej i co jest jej powodem. Gdy mnie ugryzł, uświadomił mi, jak kruche jest ludzkie życie, przy okazji przypomniał mi, w jakim świecie się znajduję. W świecie, w którym śmierć czyha na każdym rogu. W świecie, w którym śmiertelnik nie jest mile widziany. Chyba że jako wampirzy posiłek.
Czasem zastanawiam się, czym tak bardzo w życiu zawiniłam, że teraz ono rzuca mi takie kłody pod nogi? Dlaczego takie sytuacje zawsze przytrafiają się mi? Nie wydaję mi się, abym była tak złym człowiek, że teraz muszę cierpieć za swoje czyny. Pragnęłam tylko spokojnego życia, a co dostałam w zamian? Porwania, przemoc, krwiopijcze towarzystwo i ponure przepełnione żalem, tęsknotą oraz smutkiem życie w otoczeniu, które do tej pory istniało dla mnie jedynie w filmach oraz książkach.
Moja rodzina każdego dnia stara się pogodzić z moim zaginięciem. Zapewne już dawno uśmiercili mnie w swoich wspomnieniach, a ja nie mogę ich nawet powiadomić, że żyję i nie muszą mnie opłakiwać.
Boli mnie obecny stan rzeczy, a jeszcze bardziej rani moje serce fakt bezsilności.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top