Rozdział 25 To nie koniec


Wstałam wczesnym rankiem. Nie mogłam spać, prawie całą noc myślałam o sytuacji z wczoraj i o tym, jak powinnam odpowiednio zawalczyć o Aarona, skoro już podjęłam taką decyzję. Prawdę mówiąc, nigdy wcześniej nie miałam zbytnio styczności z chłopakami. Owszem spotykałam się z nimi, ale bardziej zajęta byłam spełnianiem swoich marzeń. I nie traktowałam tych relacji zbyt poważnie i nie trwało, to długo. Zatem można powiedzieć, że zaistniała sytuacja jest dla mnie nowością.
Sięgnęłam po czarną chustę, którą okryłam ramiona oraz zabrałam świeżą kawę ze stolika, którą przyniosła mi dziś rano Penny, po czym wyszłam na teraz. Przyznam całkiem miłe uczucie, móc rano zaczerpnąć świeżego powietrza przy ulubionym trunku. Moja mała chwila wytchnienia i ucieknięcia od świata rządzącego się złem, w którym niepokój podąża za Tobą na każdym kroku. Niby panujący wkoło mrok, a mimo wszystko ćwierkającego dookoła ptaki, zaprzeczają temu wyobrażeniu.
Podeszłam bliżej barierki, by wsłuchać się w śpiew ptaków, gdy coś mnie zaniepokoiło  za pałacowym ogrodzeniem. Odstawiłam filiżankę na murek, po czym przyłożyłam dłoń do czoła, by osłonić oczy przed słońcem. Wytężyłam wzrok i dostrzegłam ciemną postać, który ewidentnie mi się przygląda. Postałam jeszcze chwilę na tarasie dla upewnienia się. Stał nieruchomo, nie spuszczając mnie z oczu, odszedł, dopiero gdy wróciłam do pomieszczenia. Wystarczyło mi to, aby wysnuć wnioski - jestem obserwowana.
Nie czekając ani minuty dłużej popędziłam do gabinetu Aarona, żeby poinformować, go o zaistniałej sytuacji. Nie zważając, czy ma jakiegoś gościa, wpadłam bez pukania do środka, przyciągając zaskoczone spojrzenie mężczyzny.

-Musimy porozmawiać! - rzuciłam nerwowo, zatrzaskując za sobą drzwi.

-Co się stało ? - zamknął laptopa, odłożył trzymane w dłoni papiery na bok, po czym spojrzał na mnie podejrzliwie.

-Ktoś mnie obserwuje - wycedziłam bez zbędnych słów, podchodząc bliżej biurka.

-Obserwuje? - powtórzyła z niedowierzanie w głosie.

-Czarna postać za ogrodzeniem - wyjaśniłam, widząc jego zwątpienie w szczerość moich słów.

-Bello, od początku - powiedział stanowczo, wołając mnie do siebie gestem dłoni.

-Wyszłam wypić poranną kawę na tarasie - zbliżyłam się do mężczyzny, stając obok niego i opierając się tyłem o blat biurka. -Po pewnym czasie dostrzegałam dziwny ruch w oddali, a gdy bardziej mu się przyjrzałam, zauważyłam obserwującą mnie ubraną na czarno postać - wyjaśniłam pośpiesznie. -Stał tam przez cały czas, kiedy byłam na tarasie, odszedł dopiero, jak wróciłam do  środka - wzięłam głęboki wdech, gdyż wszystko powiedziałam prawie na bezdechu.

-Nie mogłaś tak od razu, że ktoś cię obserwuje? - spytał zaczepnie.

-Przecież mówiłam! - uniosłam głos ze zdenerwowania.

-Sam nie wiem, ale tak nieco wyraźnie, popracuj nad dykcją moja droga - skwitował sarkastycznie.

-Aaron! - krzyknęłam, odchodząc od niego.

Mężczyzna uśmiechnął się kącikiem ust, po czym sięgnął po telefon. Cały czas bacznie mnie obserwując, wybrał do kogoś numer i polecił, aby sprawdzili teraz dookoła pałacu, mając cały czas oczy dookoła głowy, ponieważ prawdopodobnie w pobliżu kręci się niechciany intruz i nie wiadomo, jakie może mieć zamiary.

-Spokojnie złośnico - rozłączył się i odłożył telefon z powrotem na biurku. -Znajdziemy go prędzej czy później, na chwilę obecną jesteś bezpieczna w pałacu - podszedł do mnie.

-Mimo wszystko czuję dziwny niepokój - westchnęłam, spoglądając w szkarłatne tęczówki.

-Rozumiem - objął mnie w pasie. -Jednakże przy mnie jesteś bezpieczna, moi poddani mogą nie pałać do ciebie miłością, lecz są zobowiązani słuchać mych rozkazów - oparłam głowę o jego klatkę piersiową.

-Zdajesz sobie sprawę, że marne to pocieszenie? - zadałam retoryczne pytanie. -Mimo wszystko dziękuję za chęci - pogładził mnie po włosach.

Aaron i troska? Przez chwilę odniosłam wrażenie, jakby się przyjął, ale opiekuńczość nie idzie w parze z jego bezwzględnością. Prawda, że nawet najgorszy drań, dla swojej kobiety potrafi uchylić kawałek nieba, ale mnie z królem nie do końca coś łączy. Choć tak naprawdę sama nie wiem, co nas łączy...
Po około 20 minutach wróciłam do swojego pokoju. Porozmawiałam jeszcze chwilę z władcą, który zapewniał mnie, że nie mam się czego bać. Nie chciałam się już spierać, ani dzielić moimi obawami, więc przytaknęłam oraz zmyłam się, ładnie dziękując, żeby nie przeszkadzać mu więcej w pracy. 
Przypomniał mi się mój ostatni wieczór w Nowym Yorku, nim zniknęłam, nie pozostawiając po sobie żadnej wiadomości. Przez co moi rodzice na pewno przechodzą już okres żałoby, myśląc, że ich córka nie żyje. Wtedy też czułam podobny niepokój, gdy ujrzałam obserwującego mnie mężczyznę, który podążał moim śladem. Już wtedy wiedziałam, że będą kłopoty i w tym przypadku uważam tak samo. Nie potrafię wyjaśnić tego uczucia, to jakby pewnego rodzaju intuicja, która przestrzega mnie przed niebezpieczeństwem. Z tą różnicą, że czego mogłaby chcieć ode mnie owa tajemnica postać? Wróg Aarona? Wysłannik Nikołaja? Najemnik kogoś z miasta? Poddani chcą się mnie pozbyć? Czy może ktoś od Anthony'ego, lub William'a? W końcu ostatni razem radzili królowi pozbycia się mnie.
Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi, których zapewne nie poznam nigdy. Pozostaje mi się, zatem łudzić, że Aaron, wraz ze swoimi podwładnymi, którzy aktualnie przeczesują pobliskiej tereny pałacu, faktycznie uda się ująć stalkera. W przeciwnym razie ślad znów może po mnie zaginąć, jednak tym razem mogę nie mieć tyle farta. Co jeśli trafię w ręce gorszego szaleńca? Nie wątpię, że Aaron z pewnością, by nie odszukał. Jednakże wątpię, czy zostałabym odnaleziona na czas, nim zakończyłabym swój żywot na tym świecie, sprawiając uśmiechy na wielu wampirzych twarzach swoim odejściem. 
Ciężko żyć w świecie, który każdego dnia próbuje Ci udowodnić, że jesteś niechcianym elementem układanki i trzeba się Ciebie pozbyć, nim będzie za późno. 
Jestem, gdzie jestem, jednak nie chciałabym umierać. Zwłaszcza z rąk krwiopijczej istoty, która utożsamiana jest z plugastwem. Zabijanie nie stanowi dla niech żadnego problemu. Natomiast zabijanie śmiertelnika jest wręcz dla nich przyjemnością, zabawą, której nie sposób sobie odmówić, po wcześniejszych torturach pokazujących ich władzę, aż finalnie posłużysz jako kolejna z wielu przekąsek istoty nocy.
Obawiam się, że jest malutki problem, a mianowicie na przekór im, niestety nie godzę się taki los. Nie padnę ofiarą, drapieżnika. 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top