Rozdział 20 Narada


PERSPEKTYWA KRÓLA

Nie lubię subordynacji. Z pewnością poruszę temat Martin'a. Nikt nie może krzywdzić Belli z wyjątkiem mnie, ale to inna historia. Jednak będę musiał załatwić, to w sposób łagodny. Nie zamierzam z powodu śmiertelniczki rzucać na szalę swój szacunek. Kontakty z Nikołajem Iwanowem również są dość przydatnymi. Bratać się nie musimy, lecz ze wspólnych interesów oboje czerpiemy niemałe zyski. 
Zbliżała się godzina 19:00, zatem udałem się do sali, gdzie czekali już wszyscy ważni goście. Król Szwecji - Alexander Carlsson. Król Anglii - William Jones. Król Szkocji - James Bloylock. Król Węgier -Atilla Lakatos oraz inni mniej istotni władcy, lecz równie ważni dla zachowania porządku w naszym świecie.

-Witam serdecznie wszystkich zgromadzony - Iwanow, wstał, zaczynając swoje przemówienie, kiedy jako ostatni usiadłem do stołu. -Zebraliśmy się tutaj, by omówić sprawy istotne dla wspólnego dobra naszych królestw. Jak mniemam, zdążyliście zauważyć wzmożoną aktywność wilkołaków na naszych terenach. Mieszają się w nasze interesy, zaburzają ich transakcje, natomiast ostatnimi czasy ich zuchwałość weszła na nowy poziom. Porywają członków naszych straży oraz niewinnych mieszkańców - wszyscy obecni na sali, pokiwali przytakująco głowa, szepcząc coś między sobą. -Jednakże, czy tylko wilkołaki nam brużdżą?! - jego głos stał się donośniejszy. -Sami jesteśmy sobie winni. Wpuszczamy do naszego świata intruzów. Bratamy się ze śmiertelnikami - spojrzał na mnie wymownie. -Tak być nie może! - uderzył pięścią w stół. -W naszych królestwach musi zapanować ład! - zajął z powrotem swoje miejsce u szczytu stołu. 

Zaskoczony byłbym niezmiernie, gdy podczas przemowy nie wbił mi szpileczki. Przekonany byłem, że poruszy temat Isabelle i jak zwykle moja intuicja mnie nie zawiodła. Natomiast po zakończonej przemowie, gdy każdy otrzymał już prawo głosu, na sali zawrzało. Tematem, prawie że głównym było rzecz jasna obecność śmiertelniczki w moim pałacu. Padały najróżniejsze oskarżenia pod moim adres, zatem szybko musiałam towarzystwo ukrócić, przypominając, że nie zwracają się do pierwsze lepsze wampira, a władcy, który bardzo szybko może wystawić ich nieśmiertelność pod znak zapytania. Zaproponowałem, żeby lepiej zajęli się tematami ważnymi, jak pałętanie się brudnych kundli po naszych królestwach. Gdyż sami zdążyli zauważyć. Ja sprowadziłem człowieka i też ja będę decydować o jej losie. Jeśli zechcę, pozbędę się jej szybko, a jeśli zdecyduje się ją zostawić, jeszcze szybciej pozbędę się zuchwałych wampirów, wtykających nos w nie swoje sprawy.

PERSPEKTYWA BELLI

Całe spotkanie trwało dobre ponad trzy godziny. W tym czasie troszkę odpoczęłam. Zdrzemnęłam się z nadzieją, że Georgi nie wróci, ani nie będzie kolejnych nietypowych niespodzianek. Na szczęście udało mi się wykorzystać chwilę spokoju. Ponieważ kiedy zbudziłam się z drzemki, zauważyłam, że Aaron zdążył już wrócić. Przeciągnęłam się leniwie, ziewając przy tym, po czym na łokciach podniosłam się do pozycji siedzącej.

-Spotkanie udane? - spytałam, by zagaić jakoś rozmowę.

-Spotkanie, jak każde inne. Nic interesującego - spojrzał na mnie. -Zwłaszcza dla ciebie - dodał uszczypliwie. Spodziewałam się, że nic nie odpowie, ale lepsze pytanie na myśl mi się nasunęło.

-Tak, jakbyś był ciekawy. Nie było żadnych niespodzianek - wtrąciłam nie ukrywając niezadowolenia w głosie.

-Świetnie - odburknął, siadając na brzegu łóżka.

-Mówiłam ci już, że jesteś niezwykle uroczy? - rzuciłam sarkastyczną uwagę w jego kierunku.

Wampir nie odniósł się do mojej uwagi. Zignorował ją. Przez krótką chwilę wpatrywał mi się prosto w oczy. Moje spojrzenie, skrzyżowało się z jego. Szkarłat jego tęczówek nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Tak piękne, a zarazem tak przerażające. 

-A uchylisz rąbka tajemnicy dla mnie? - zmieniłam szybko temat, czując, że się rumienie. 

-Ciekawość pierwszy stopień do piekła - wetchnął. 

-Zabawne, że akurat ty o tym mówisz - posłałam mu zwycięski uśmiech. 

-Kiedyś się doigrasz - westchnął ponownie, kładąc dłoń na mojej łydce. -Zazwyczaj rozmawiamy na tych spotkaniach o problemach, z którymi borykają się nasze królestwa. Dzisiejszy tematem numer jeden były wilkołaki - spojrzałam na niego zdumiona. -Ty zaś byłaś tematem numer 2 - zaskoczyłam się słowami mężczyzny. -Mianowicie nie jesteś mile widziana - delikatnie gładził moją skórę. -Nie chodzi wyłącznie o pobyt w zamku Iwanowa, lecz o całokształt. Twoje zainteresowanie wampirzym światem, przedłużająca się w nim obecność, zuchwałe zachowanie, prosty i pospolity styl bycia i przede wszystkim twoja śmiertelność - odpowiedział na moje pytanie, nim zdążyłam je zadać.

Nie dziwi mnie niechęć wampirów do mojej osoby. Ja również sympatią ich nie darzę. Jednak nie moja wina, że pojawiłam się w tym świecie. Nie prosiłam o to. Nikt też o zgodę mnie nie pytał. Siłą zostałam przyłączona do czegoś, od czego powinnam trzymać się, jak najdalej. Sama bardzo chętnie wróciłabym do rodziny, ale jak? Nie wiem nawet dokładnie, w jakim kraju znajduje się królestwo Aarona, ponieważ skrupulatnie zataja przede mną tę część informacji. Kiedyś może dane będzie mi się o tym dowiedzieć, ale nawet jeśli poznam lokalizację moje pobytu, to co mi po niej? Prawda jest taka, że nie wydostanę się niezauważona z pałacu. Wampiry czują mój zapach, słyszą bicie serca, oddech i choćbym zachowywała się najciszej, jak potrafię, dla nich zawsze będę bardzo głośnia. Nie zamaskuję się przed ich wyczulonymi zmysłami. Chyba że stałabym się jedną z nich. Wtedy z automatu staję się dla nich niewidzialną, ale to jest ostatnia rzecz, na jaką bym się kiedykolwiek zgodziła.

-Nie powiedziałeś mi czegoś, czego nie wiedziałam - uśmiechnęłam się do niego. -Dlatego teraz rozważmy poważniejszy problem - spojrzałam na niego z powagą, a on uniósł brew pytająco. -Problem naszego łóżka - wygroziłam mu palcem przed nosem.

-Łóżka? - zaśmiał się. 

O proszę, czyżby król miał też inna stronę, niż tylko zimnego drania? Interesujące. Chętnie się temu przyjrzę bliżej, skoro i tak najbliższe, dni zmuszona jestem spędzić u jego boku. Kto wie, może któregoś dnia uda mi się go przekonać do siebie na tyle, że odzyskać swobodę.
Eh..Dobrze jest mieć marzenia.

-Dam ci wybór, prawa czy lewa strona? - rzucił mi prowokujące spojrzenie, zmniejszając niebezpiecznie odległość między nami. 

-To ja chyba jednak wolę kanapę - zaprotestowałam, chcąc się podnieść, lecz mężczyzna popchnął mnie z powrotem na łóżko.

Aaron nachylił się nade mną i pocałował delikatnie w kącik ust. Gdy mimowolnie rozchyliłam wargi, odpowiedział głębokim, ognistym pocałunkiem. Chciałam zaprotestować, przerwać pocałunek, lecz wtedy jego dłoń znalazłam się na mojej szyi, po czym zacisnął palce. Jęknęłam cicho z bólu. Nie spodziewałam się, lekko zbiło mnie z tropu jego zachowanie. Jego druga dłoń powoli zsunęła się nieco niżej, pieszcząc wewnętrzną stronę mojego uda, po czym zgubiła się między nogami. Wzdrygnęłam się. Mężczyzna zacisnął palce na gardle jeszcze mocniej, utrudniając mi oddychanie, a jego pocałunki stały się agresywniejsze. 
I nagle nie myślałam o niczym innym. O niczym, prócz smaku jego słodkiej skóry. O jego obecności, która mnie otaczała i przenikała, tak uspokajająca  i nieodparta.
Po chwili odsunął się ode mnie, uśmiechając się zadziornie. 

-Aaron - spojrzał na mnie pytająco. -Jesteś okropny - stwierdziłam, podnosząc się do pozycji siedzącej. 

-Jeszcze się zakochasz - skwitował, wstając, kierując się do łazienki. -Moja złośnico - przystanął na chwilę przed drzwiami, po czym odwrócił się i zwrócił się do mnie ledwie słyszalnie, nim zniknął za nami. 


Aaron... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top