Rozdział 15 Przeszłość


Jak postanowiłam wczoraj, tak też dziś przystąpiłam do działania. Pominęłam porę śniadaniową, aby nie tracić ani chwili dłużej. Mam dwa podpunkty, które chciałabym spełnić, a mianowicie dowiedzieć się kim właściwie jest Anastazja i jaką rolę spełnia w pałacu oraz dowiedzieć się o przeszłości Aarona. Na chwilę obecną to najważniejsze z celi dla mnie. Przy okazji może znajdę w rezydencji kogoś, kto pamiętałby koronację Króla, gdyż też mnie ciekawi, w jakich okolicznościach objął tron.
W poszukiwaniu Penny udałam się do kuchni, jak zwykle trafnie.

-Cześć! - zawołałam, odrywając dziewczynę od pracy w postaci układania naczyń.

-Cześć? - odpowiedziała niepewnie, zerkając w moją stronę. -Co tu robisz? Nie powinnaś tutaj wchodzić - skarciła mnie spojrzeniem, odkładając talerz na bok.

-Nie straszne mi konsekwencję - wzruszyłam ramionami. -Choć wątpię, aby nastąpiły - dodałam po chwili z uśmiechem na twarzy. -Mam parę pytań - blondynka podeszła bliżej z zaciekawieniem. -Długo tutaj pracujesz? - przytaknęłam. -Zatem prawdopodobnie wiesz sporo o Królu Aaronie - skinęła nieśmiało. -O Anastazji również? - dopytywałam.

-Powoli Bello - położyła dłonie na moich ramionach. -Nie wiem, czy jestem odpowiednią osobą do udzielania ci odpowiedzi na temat przeszłości rodziny Królewskiej - posmutniałam. -Za dużo nie powiem na ten temat, a o Anastazji wiem tylko tyle, że przyjeżdża tutaj co jakiś czas, spędza w pałacu kilka tygodni, po czym znów wyjeżdża na dłuższy czas.

-Czyli nie pomożesz - westchnęłam zawiedziona. 

-Poszukaj Mercy - uniosłam wzrok pełen nadziei na wampirzycę. -Pracuje tutaj praktycznie od samego początku, była również blisko z rodzicami Króla, jeśli dobrze zagadasz może ci pomoże - odsunęła się ode mnie, puszczając mi oczko, po czym wróciła do pracy. -Lubi kwiaty - dodała na odchodne z uśmiechem.

Od razu pobiegłam do pałacowych ogrodów, gdzie na samym ich końcu zastałam klęczącą nad grządkami róż szatynkę. Wyczułam moją obecność, zaprzestała dalszego pielenia, po czym odwróciła się do mnie, uśmiechając szczerze. Zlustrowała mnie od stóp do głów, a następnie podniosła się, zdejmując w międzyczasie brudne od ziemi rękawiczki i otrzepując dłonie.

-Teraz już wiem kogo zasługą jest ten piękny ogród - przerwałam niezręczną ciszę, zerkając z uśmiechem na około 40-letnią kobietę, choć jak przypuszczam ma dużo więcej, niż wygląd wskazuje.

-Dziękuję - odpowiedziała, odwzajemniając gest.

-Mam nietypową prośbę - kobieta spojrzała na mnie z zaciekawieniem. -Opowie mi pani coś o Królu Aaronie? - spytałam niepewnie.

-O Aaronie? - powtórzyła zdumiona, na co przytaknęłam. -O Aaronie? - usiadła na ławeczce za sobą, po czym podrapała się po brodzie. -Ale jak coś to nie ode mnie - roześmiała, poklepując dłonią miejsce obok siebie i zachęcając mnie tym sposobem, abym przyłączyła się do niej. -Wszystko zaczęło się w 1682 roku, kiedy po raz pierwszy zostałam zatrudniona przez rodziców Aarona. Pamiętam, to tak jakby działo się to jeszcze wczoraj - przysłuchiwałam się z zainteresowaniem. -Młodzi, szaleńczo zakochani, miłością zakazaną. Próbowano nieudolnie przerwać to uczucie, ale nadaremno. Dziesięć lat później na świat przyszedł Aaron. Dziecko połączyło ze sobą dwa najbardziej znienawidzone klany. Miał być nadzieją na lepsze jutro według przepowiedni, która brzmiała następująco "Gdy dziecko osiągnie wiek dojrzałości, zasiądzie, na tronie ojca swego. Wprowadzi w ten mroczny świat, długo wyczekiwaną jasność. Połączy rozerwane niegdyś światy w jeden dobry, radosny, pełen pokoju, a dawne rządy przepadną na wieki". I tutaj pojawił się problem, gdyż dziadkowie Aarona byli wampirami, nie mogli więc dopuścić, aby przepowiednia się ziściła, a śmiertelnicy żyli w zgodzie z wampirami, do czego dążyli jego rodzice. Dlatego w dniu 5 urodzin zaplanowali zamach na jego życie. Nie przewidzieli jednak, że Król i Królowa będę bronić go do ostatniej kropli krwi. Poświęcili życie, bym on mógł dalej żyć.

-Dlaczego zginęli, jeśli byli wampirami? - zapytałam zszokowana.

-Rodzice Aarona? - skinęłam głową. -Oni nie byli wampirami i to właśnie było w tym wszystkim najbardziej wyjątkowe - otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. -Przeczuwali, że ich rządy długo trwać nie będą, gdyż rodziny nie akceptowały ich miłości, dlatego zostałam zatrudniona, by zaopiekować się przyszłym Królem, gdy nadejdzie czas.

-Wiedzieli, że jesteś wampirzycą? - dopytywałam zaciekawiona.

-Oni, to zaplanowali moja droga - puściła mi oczko, po czym wstała i wróciła do pracy.

-Witaj mój kochany - pogładziła mężczyznę po policzku, mijając się z nim.

Tak się zasłuchałam, że nawet nie zauważyłam, kiedy Aaron zjawił się w ogrodzie. Ciekawe, czy słyszał, o czym rozmawiamy. Chciałam podejść do mężczyzny, ale zatrzymała mnie Anastazja.

-Chodź - podążyłam za kobietą. -Dlaczego wypytujesz o przeszłość Króla? - zmierzyła mnie wzrokiem. 

-A Ciebie, dlaczego to interesuje? - poszłam za przykładem.

-Bezczelna - odwróciła głowę w drugą stronę, dumnie ją unosząc ku górze. -Będę Cię mieć na oku - oddali się.

Zaskakujące spotkanie. Anastazja jest dla mnie jedna wielką zagadką, większą nawet niż sam Aaron. Ciekawi mnie kim ona jest, dlaczego tak się o niego martwi i w jakim celu właściwie tutaj przyjeżdża? Może są spokrewnieni? Albo łączy ich jakieś głębsze uczucie?

Wróciłam do pokoju, po czym zaczęłam rozmyślać nad słowami Mercy. Jak widać, nie miał w życiu łatwo. Właśni dziadkowie próbowali go zabić, a jakby tego było mało, został przemieniony w wampira, przez czyjeś widzimisię. Z jednej strony mu współczuje, a z drugiej sama nie wiem, co myśleć. Czyżby wszystkie te doświadczenia z przeszłości uczyniły go tym, kim jest teraz? Czyli bezwzględnym draniem, bez grama empatii? 
Chwila, czy ja go właśnie usprawiedliwiam? Chyba coś złego się zemną dzieje, jak najszybciej muszę wynieść się z tego miejsca.
Planowałam położyć się do łóżka, odpocząć po ciężkim myślowo dniu, lecz do mojego pokoju zawitał we własnej osobie Król wampirów. Rzecz jasna z widocznymi pretensjami, jak zawsze.

-Dlaczego rozpytujesz służbę o moje życie prywatne? - trzasnął za sobą drzwiami. -Zamiast wypytywać wszystkich w koło, było przyjść do źródła - powiedział z wyrzutem w głosie.

-A powiedziałbyś mi, czy spławił jak zazwyczaj? - uniosłam brew.

-Wygrałaś - oparł ręce na biodrach, spuścił głowę, kręcąc nią na boki, po czym westchnął ciężko. -Uparta, jak osioł - podsumował krótko, a następnie usiadł obok mnie na skraju łóżka. -W 1697 roku, miejsce miała wielka... - położył swoją dłoń na mojej łydce, delikatnie ją masując i zaczął snuć kolejne opowieści o sobie. Zrelaksowana, poprawił się na łóżko i z zaciekawieniem wlepiłam swój wzrok w niego.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top