Rozdział 13 Decyduj mądrze
Wpatrywałam się z zakłopotaniem w Aarona. Słowa mężczyzny wprowadziły mnie w stan osłupienia, lecz muszę mu to przyznać, piękne zagranie zastosował. Jestem pod wrażeniem, choć ciężko przez gardło mi to przechodzi.
Skąd? - spojrzałam mu prosto w oczy. -Skąd się pytam? - powtórzyłam z widocznym niedowierzaniem w głosie.
-Po pierwsze - zbliżył się nieco. -Jestem wampirem, jakbyś jeszcze nie zauważyła - dodał ironicznym tonem. -Po drugie, nie jesteś anonimowa, łatwo wyczuć śmiertelnika w królestwie wampirów, wasze zapachy bywają specyficzne - spojrzałam pytająco na Aarona. -Nie tak, jak tych kundli, lecz jednak - pokręcił głową z politowaniem.
W sumie...Mogłam na to wpaść dużo wcześniej. Czym się łudziłam? Nie wiem. Jeśli o ucieczkę chodzi, nie zamierzam wyprowadzać go z błędu, gdyż przyniosłoby to wiele nowych niepotrzebnych spięć, a wystarczająco ostatnio chyba udało mi się przetestować jego cierpliwość. Zresztą wydaje mi się, że rozsądnym będzie nie narażać się osobie, na której łasce obecnie żyjesz. Jednak zastanawia mnie bardziej wczorajsza sytuacja, bo o ile mógł się dowiedzieć od kogoś o próbie mojego zbiegu, tak skąd wiedział, co knułam, wystawiając się samą na ugryzienia, a właściwie czemu tak mi na tym zależało, bo w dalszą część spotkania nie brnijmy, przynajmniej jak na razie.
Nie zamierzam ukrywać, iż boję się czasem mojej szczerości względem niego. Obawiam się reakcji. Czy mnie ukarze? Zrozumie? Odrzuci? Zabije? A może zignoruje? Zbyt dużo pytań, zbyt mało odpowiedzi.
-Aaron - wydukałam. -Znaczy królu - poprawiłam się po chwili. -Wiedziałeś od początku?
-Tak - skinął głową, prostując się dumnie. -Za dużo kłamstw, moja droga - westchnął, lustrując wzrokiem dno jeziora, przez przejrzystą, spokojną wodę. -Aaron, nie jestem twoim Królem - dodał po chwili. Uśmiechnęłam się mimowolnie, ledwie zauważalnie kącikami ust.
-Chciałam jedynie wrócić do rodziny - wzruszyłam ramionami. -Czy to coś złego? - Błądziłam wzorkiem po ziemi. -Każdy ma prawo do szczęścia. Ty mi je odebrałeś, nie pytając o zgodę - czułam jak oczy powolutku robią się szklane. -Zastanowiłeś się choć raz, co właściwie mi robisz? - spytałam z widocznym wyrzutem w głosie. -Nie spytałeś, bo jesteś zwykłym egoistą - otarłam łzy z policzków wierzchem dłoni.
-Masz rację - przytaknął z satysfakcją w głosie. -Jestem egoistą, lubię, jak inni podporządkowują się moim rozkazom i nie toleruje subordynacji. Jednak nigdy nie wspomniałem, że nie ujrzysz ponownie rodziny - spojrzajrzałam z zainteresowaniem w stronę wampira. -Pozwól mi jedynie mieć pewność - skradł przejeżdżając palcem po skórze, pojedynczą, spływającą z polika łzę.
Na chwilę mnie zamurowała, lecz szybko przerwałam niezręczną ciszę. Póki wampirek tak się rozgadał, trzeba korzystać, jak najwięcej, by wybadać grunt. Nie wiadomo, kiedy znów się taka okazja nadarzy.
-Uważasz mnie za wroga? - spytał z zaskoczenia.
-Tak, nie, nie wiem - wzruszyłam ramionami. -Dajesz mi mylne sygnały - westchnęłam ciężko. -Jednak porwałeś mnie, więc chyba tak - odpowiedziałam bez przekonania.
-Urocze - uśmiechnął się niepokojąco. -Wiesz, że oddałem ci na chwilę kontrolę? - odwrócił się w moją stronę. -Lecz Ty wszystko popsułaś - spuścił głowę, kręcąc nią na boki z widocznym rozbawieniem na twarzy.
Ops...Chyba właśnie coś zepsułam! Help?
Nie musiałam długo czekać na dalszy rozwój sytuacji. Właśnie zabiłam z pozoru miłą rozmowę. Mężczyzna złapał mnie za nadgarstek, po czym zaciągnął za sobą wprost do samochodu, do którego swoją drogą zostałam wręcz wepchnięta. Droga powrotna przebiegła w ciszy, ale czuć było napiętą atmosferę. Strach powoli przejmował nade mną kontrolę. Przekonałam się na własnej skórze, że Król lubi bywać nieprzewidywalnym, szczególnie kiedy kieruje nim wściekłość, niezdrowy rozsądek. Dlatego martwię się, że obudziłam właśnie potwora, którego tak szybko oraz łatwo nie zwalczę. O ile w ogóle kiedyś się to uda. Nie rozumiem go, to największy problem, ponieważ nie wiem, jak podejść do niego, by było dobrze. Z jednej strony sugeruje, że ponownie spotkanie z rodziną jest możliwe, a za chwilę kieruje kolejne groźby pod moim adresem, odnoszące się życia w odizolowaniu.
Po dotarciu, do wampirzej rezydencji, mój towarzysz podróży z wściekłością opuścił pojazd, by pomóc mi osobiście pod przymusem dotrzeć do głównego celu w postaci mego pseudo pokoju.
-Zabawa czas start? - spytał, wpychając mnie do środka.
-Dlaczego, to robisz? - zaczęłam masować obolały nadgarstek. -Czemu znów mnie krzywdzisz?! - krzyknęłam z wyrzutem.
-Nie dokonałaś przypadkiem wyboru? - uniósł brew.
-Czasem dokonujemy błędnych wyborów - oburzyłam się.
-Nie tutaj - pokręcił głową na boki. -Nie w tym świecie Bello - zatrzasnął za sobą drzwi, po czym przekręcił zamek.
Z przerażeniem odruchowo dla pewności podbiegłam, łapiąc za klamkę i szarpiąc nią, lecz niepotrzebnie. Zostałam uwięziona. Z bezsilności opadłam na wielkie łoże, pozwalając łzą płynąć. Co innego pozostało mi w obecnej sytuacji? Nic, chyba że jeszcze modlenie się, aby królewska reprymenda nie okazała się zbyt surową. Nieświadomie sięgnęłam po złą kartę, a gdybym bardziej przemyślała słowa Aarona, zastanowiła się nad nimi chwilę dłużej i wybrała drugą opcję, słuszną, dobrą być może dla mnie, co by się wtedy wydarzyło? Zaufałby mi? Dopuścił bardziej do siebie? Czy faktycznie pozwolić spotkać z rodziną? Obawiam się, iż na chwilę obecną bardzo, ale to bardzo oddalam się od możliwości, ponownego zaznania szczęścia oraz nutki normalności.
"Historia wolnego człowieka nigdy nie jest pisana przez przypadek, ale przez wybór - jego wybór"
-Dwight D. Eisenhower
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top