Rozdział 12 Wątpliwości
PERSPEKTYWA KRÓLA
Wczorajsza rozmowa nie zupełnie tak miała się zakończyć. Nie zamierzałem rozdziewiczać Belli jeszcze na swoim biurku. Sytuacja najzwyczajniej wymknęła się spod kontroli. Kiedy zainsynuowała, abym ją ugryzł, chciałem ją jedynie bardziej speszyć podczas tego. Jednak wyszło, jak wyszło. I po dłuższym przemyśleniu, stało się nawet chyba lepiej, niż początkowo planowałem. Przynajmniej zapamięta na długo tę sytuację i może w końcu do niej dotrze, do kogo tak naprawdę należy. Wampirowi seks nie sprawia żadnej przyjemności, wręcz jest nam zbędny, jednak współżyjemy z ludźmi, ale bardziej dla ich przyjemności. Natomiast my jak już odczuwamy takową podczas picia krwi. Zatem, gdzie dla mnie stosunek z Bellą nie znaczy nic, ona boryka się zapewne właśnie z milionem różnych myśli. Zabawne. Jednakże, czy nie chciała przypadkiem sama rozejmu? Więc dostała z nawiązką. Liczę, że teraz dotrze coś do jej małego móżdżka, przez co zaprzestanie kłamstw, a ucieczki raz a dobrze wybije sobie z głowy. Gdyż przy następnej takiej próbie, nie będę tak wyrozumiałym jak poprzednio. W jej mniemaniu kara była surową, lecz w moim bardzo łagodna. Dalszych konsekwencji wyciągał nie będę, ale lubię bywać pamiętliwym.
Hm, wydaję mi się, że czas obrać wobec niej nieco inną taktykę. Nauczę ją pokory. Od niej zależy, czy po dobroci, lub nie.
Udałem się wprost do jej pokoju. Po wejściu nie zastałem jej od razu, ale dostrzegłem uchylone drzwi od łazienki. Gdy zbliżyłem się bardziej, usłyszałem, że bierze prysznic. Idealnie. Co mówiłem o zmianie taktyki? Dobra rozrywka nie jest zła.
-Bello - zapukałem. Odpowiedzi brak, ale zakręciła wodę, więc usłyszała.
Z premedytacją wszedłem do pomieszczenia, gdzie zastałem nagą, zszokowaną moją obecnością dziewczynę. Stała przed kabiną błądząc speszonym wzrokiem po pomieszczeniu.
-Co tu robisz?! - krzyknęła, łapiąc pośpiesznie za ręcznik z umywalki i okrywając się nim. -Wyjdź! Jakim prawem tu wchodzisz! - wrzeszczała rozzłoszczona.
-Przecież już cię widziałem - wyrwałem jej materiał, odrzucając go w kąt.
-Aaron! - spuściłem głowę, kręcąc nią na boki z widocznym niezadowoleniem.
-Zapominamy się? - skarciłem ją spojrzeniem.
-Nie? - zrobiła krok w tył.
-Tak - poprawiłem jej wypowiedź, podchodząc bliżej.
Objąłem dłonią szyję dziewczyny, po czym nieco mocniej zacisnąłem palce, utrudniając jej tym samym oddychanie. O dziwo nie szarpała się, nie starała protestować, a grzecznie obserwowała moje ruchy. Nawet gdy przyciągnąłem ją bliżej siebie, nie stawiła oporu. Obezwładniający strach, czy skutki kary?
-Przepraszam - wydukała, spoglądając na mnie niepewnie.
-Za? - nachyliłem się nad nią. -Co powiedziałem wczoraj? - spuściła wzrok.
Milczała, więc wzmocniłem uścisk jeszcze troszkę, po czym złączyłem nasze usta w niespodziewanym, gwałtownym pocałunku, który swoją drogą Bella odwzajemniła.
-Robię z Tobą, co zechcę, by potem porzucić z milionem wątpliwych myśli w głowie -szepnąłem do ucha dziewczyny, na co ledwie zauważalnie skinęła mi głową.
-Do kogo należysz? - poluzowałem uścisk na gardle.
-Do ciebie - odpowiedziała, łapiąc łapczywie powietrze, gdy odepchnąłem ją od siebie. -Przepraszam - dodała, kiedy całkowicie się odsunąłem.
-Nauczyłaś się, że z kulturą trzeba się odzywać? - skinęła z aprobatą.
-Pośpiesz się, zabieram Cię na małą wycieczkę. - posłałem jej szyderczy uśmieszek, opuszczając łazienkę.
Jak na kobiece możliwości długo nie kazała na siebie czekać, nie zdążyłem się nawet wygodnie rozsiąść w fotelu, gdy ta już stała przede mną w pełni gotowości z jeszcze delikatnie mokrymi włosami.
W towarzystwie odzianej w niebieską sukienkę Belli opuściłem pałacem, czarnym sedanem. Większość drogi spędziliśmy w ciszy. Odniosłem wrażenie, że dość mocno krępowała ją obecna sytuacja, zatem nie zamierzałem komplikować jej jeszcze bardziej, gdyż tym razem nie taki zamysł dziś miałem. Hm, a może biedna właśnie obmyśla setki scenariuszy w głowie, w których pozbywam się jej w tajemnicy przed światem. Szczerze? Wcale bym się nie zdziwił. Z jej absurdalną pomysłowością wszystko jest możliwe, niestety.
Pod osłoną nocnego nieba, pustą na chwilę obecną drogą, dojechaliśmy do leśnej ścieżki, która zawiodła nas w głąb lasu. Przerażone oczy małolaty momentalnie wlepiły się w moją osobę, kiedy zgasiłem silnik pojazdu.
-Nie zabiję cię - westchnąłem z politowaniem. - Jeszcze - dodałem z uśmiechem, opuszczając auto.
Ruszyliśmy w dalszą wędrówkę, zapuszczając się coraz głębiej w las. Dziewczyna nie opuszczała mnie na krok. Prawdopodobnie jeszcze nigdy nie pragnęła mojej bliskości tak bardzo, jak w tym momencie. Szczególnie że wystarczył najmniejszy szmer w oddali, by ta podskakiwała do góry ze strachu. Po mniej więcej dwóch kilometrach dotarliśmy do celu. Rozświetlona blaskiem księżyca mała polanka z jeziorem o przejrzystej wodzie, otoczona mrokiem oraz aktywna wieczorną porą flora i fauna, nadawała magicznego klimatu, którego za dnia nie doświadczysz.
Bella z rozchylonymi z zachwytu ustami oraz rozbieganym wzrokiem, obkręcała się dookoła siebie, podziwiając otaczający ją świat. Podeszła bliżej, wtapiając swoje spojrzenie w błękitną toń. Stanąłem obok niej, zachowując bezpieczną odległość.
-Pięknie, ale co tutaj robimy? - Spytała, spoglądając na mnie.
-Coś Ci opowiem - skinęła, wracając wzrokiem w kierunku wody.
-6 stycznia 1717 roku skończyłem 25 lat, a dzień po stałem się wampirem - uniosłem głowę w kierunku rozgwieżdżonego nieba, wzdychając ciężko. -Wracałem ze świętowania z dwójką przyjaciół, gdy zostaliśmy zaatakowani. Wampir zabił mężczyzn, mnie przemienił dla czystej zabawy. Czerpał chorą satysfakcję z mojego cierpienia, lecz gdy się okazało, że przemiana źle przebiega, porzucił mnie ze strachu o siebie. Pragnąłem krwi, dużo krwi, zew nie ustępował, pragnienie się nasilało. Zaatakowałem mężczyznę, który stał dokładnie tu gdzie my teraz - Bella odruchowo spojrzała na trawę pod swoimi stopami. -Jak się potem okazało miał on żonę oraz syna. Dostrzegłem ich, gdy wypuściłem martwe truchło mężczyzny z rąk. Przyglądali się, cały czas obserwowali moje poczytania. Nie zainterweniowali, wręcz przeciwnie. Gdy spróbowałem zaatakować kobietę, ta odsunęła się, po czym położyłam swą drobną, ciepłą dłoń na mym policzku, cicho szepcząc, że mi pomoże. Do dziś nie wiem, skąd tyle wiedziała, ale pomogła mi zapanować nad pragnieniem. Nie bała się również skrywać wampira pod swym dachem, a syn nie odstępował mnie na krok. Nie obawiała się również puszczać go na leśne wędrówki ze mną.
-Dlaczego mi to opowiedziałeś? - spojrzała na mnie pytająco.
-Ponieważ każdy w życiu popełnia błędy Bello, ale trzeba nauczyć się z nimi żyć. Nie cofniemy ich skutków, a ukrywanie, czy wyciszanie ich, niszczy nas do środka - Spojrzałem na nią. -Prawda, czasem jest jedynym, słusznym wyborem.
-Mądre słowa - przełknęła głośno ślinę, odwracając wzrok.
-Więc czekam - nachyliłem się, odgarnąłem niesforne kosmyki z twarzy dziewczyna, zakładając je za ucho. -Spryciulo - szepnąłem na uszko, powodując dreszcze na jej drobnym ciele.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top