Rozdział 10 Nie pogrywaj
Następnego dnia obudziłam się niezwykle wyspana. Przeciągnęłam się leniwie, przecierają ospale oczy, po czym ujrzałam Penny odkładającą coś na toaletkę naprzeciw łóżka. Towarzyszył jej radosny uśmiech. Ciekawe, czym spowodowany?
-Penny? - spoważniała spoglądając na mnie. -Czemu tak nagle posmutniałaś? - spytałam zaintrygowana jej szybką zmianą zachowania.
-Przypomniało mi się coś - odpowiedziała bez przekonania w głosie. -Ty na szczęście jesteś inna - wymamrotała pod nosem, ledwie słyszalnie.
-Gdzie Aaron? - zmieniłam tematu, by nie wprowadzać dziewczyny w zbytnie zakłopotanie.
-W biurze - podeszła bliżej. -Ale pewna jesteś, że chcesz go spotkać? - usiadła na skraju łóżka, odkładając wcześniej tacę z jedzeniem, na stolik nocny obok łóżka, po czym uważnie zlustrowała mnie wzrokiem.
-A chcę? - dopytałam niepewnie.
-Nie chcesz - odrzekła bez zastanowienia, kiwając głową na boki ze współczującym uśmiechem na twarzy. -Król jest wściekły - dodała po chwili.
-Jak bardzo? - drążyłam dalej.
-Bardzo - położyła dłoń na mojej łydce.
Po słowach kobiety dość intensywnie zaczynam się zastanawiać, czy mam zacząć unikać go już, a może dopiero za chwilę? Nie chcę chyba wiedzieć, jakie konsekwencje sobie wymyślił, lecz coś mi się wydaje, że ciężki czas prawdopodobnie przede mną. Jednak może powinnam wyjaśniać mu zaistniałą sytuację, a chociaż spróbować. Co jeśli pogniewa się jeszcze bardziej, ponieważ nie okazałam skruchy. I tak źle i tak nie dobrze...
-Nie wiesz, czy planuje coś względem mnie? - spytałam z obawą, biorąc uprzednio kęsa tosta.
-Król bywa porywczy, nie toleruje sprzeciwu i wychodzi z założenia winy i kary, więc - przerwała swoją wypowiedź.
-Czyli zaplanował - dokończyłam pod nosem, ciężko wzdychając. -W takim razie powiedz mi, lepiej, żebym sama się stawiła, czy poczekała, aż sam mnie znajdzie i do tego czasu unikać konfrontacji? - zapytałam, szczerząc białe ząbki.
-Sama - skinęła głową, po czym opuściła pomieszczenie.
Lepiej być nie mogło. Bez dłuższego namysłu, wygrzebałam się spod ciepłej, miłej kołdry, wzięłam jeszcze na szybko kilka gryzów śniadania, po czym popędziłam czym prędzej do łazienki na szybki prysznic i ruszyłam rzucić się sama lwom na pożarcie, a w tym przypadku jednemu lwu, ale cholernie wygłodniałemu.
Z sercem w gardle zapukałam do drzwi gabinetu Króla, czekając posłusznie na pozwolenie wejścia. Nie kwapił się z nim zbytnio, rozumiem, że lekcja posłuszeństwa rozpoczyna się od tego momentu.
Weszłam niepewnie, zamykając za sobą drzwi. Król siedział przy biurku, pogrążony w stercie papierów, a obok niego stał mężczyzna w czarnym płaszczu. Nie wyglądał na kogoś ze służby, dlatego zaciekawiła mnie jego obecność jeszcze mocniej.
-Nie przeszkadzam? - spojrzałam na nieznajomego.
-Wręcz przeciwnie - dodał gość, puszczając mi oczko oraz jednocześnie szeroko się uśmiechając i dotykając językiem górnego, lewego kła.
-Poznaj mego przyjaciela Malis'a - król wskazał dłonią na wampira. -Malis, to jest Bella - spojrzał na mnie. -Rozpuszczona jak dziadowski bicz - dodał po chwili uszczypliwie.
-Gorzej, niż poprzednia? - zwrócił się z pytaniem do Aarona, po czym wrócił wzrokiem na mnie, kiedy ten mu przytaknął. -Trzeba wychować - podszedł do mnie. -Prawdę Aaron mówi, że niepokorna jesteś? - przejechał wierzchem dłoni, po moim policzku.
-Nie dotykaj mnie! - zrobiłam krok w tył. -Aaron co to za szopka?
-Miałeś rację - westchnął nieznajomy. -Wróć tu! - wydał rozkaz, którego nie posłuchałam. -Wróć! - krzyknął głośniej, a ja ponownie zignorowałam jego słowa. -Przyjacielu? - zwrócił się do Króla, który jedynie delikatnie skinął głową z aprobatą.
Po tym geście nieznajomy wampir, chwycił mnie za ramię, a następnie z powrotem siłą przyciągnął w miejsce, w którym stałam wcześniej. Przyznam, zdziwiłam się. Szczególnie że nieopodal siedział pewien obrażony krwiopijca, lecz odnoszę wrażenie, iż skinienie było pewnego rodzaju pozwoleniem, stąd jego bierna postawa.
-Żyjesz w świecie, w którym dyscyplina jest istotna - Malis spojrzał mi w oczy, uważnie się im przyglądając, prawie jakby chciał z nim coś wyczytać.
-Zostałam zmuszona do życia tutaj! Nie jestem waszą kolejną podwładną pijawką, ślepo wykonującą rozkazy! - mężczyzna zaciągnął powietrze, kiwając wyraźnie niezadowolony głową na boki.
-Kim nie jesteś? - powtórzyłam wcześniejszą wypowiedź. -Pewna jesteś swych słów? - przytaknęłam. -I nie zamierzasz za to przeprosić? - zaprzeczyłam. -Zatem dobrze - powiedziała ze spokojem, robiąc krok w tył.
Malis zamachnął się, po czym wymierzył siarczysty cios w mój policzek.
-Kim nie jesteś? - ponowił pytanie, na które udzieliłam tej samej odpowiedzi co poprzednim razem.
Mężczyzna po raz drugi uderzył mnie z otwartej dłoni w to samo miejsce. Zachwiałam się oraz poczułam smak krwi w ustach.
-Na kolana - wydał polecenia, którego nie spełniłam. -Aaron, przyjacielu - mężczyzna gestem dłoni zaprosił bruneta, aby stanął obok niego. -Wydaje mi się, że trzeba jej pokazać, jak wampiry bawią się ze śmiertlenikami - zaśmiał się.
-Bello zdejmij bluzkę - powiedział Król.
Kiedy znów stawiłam opór, władca jedynie pokiwał głową z politowaniem, po czym uderzył mnie kilkukrotnie, nie szczędząc przy tym siły. Następnie jego zimne palce zacisnęły się na mojej szyi, odcinając znaczną część powietrza. Drugą ręką zerwał materiał z ciała i wręcz cisnął mną o blat biurka. Wciąż trzymając dłoń na gardle, przygwoździł mnie do mebla. Niestety siła człowieka, przeciw sile wampirzej nie istnieje, więc mogłam się szarpać i wierzgać do woli, a na nim nie robiło to wrażenia. Mężczyźni zaczęli kąsać swymi kłami moje ciało, powodując niewyobrażalny ból. Natomiast, gdy perfidnie wysysali krew, krzyczeć chciałam w głos, miałam wrażenie, że ciało mi płonie, lecz cwaniak Malis trzymał dłoń na moich ustach, bym choć najmniejszego dźwięku z siebie nie wydała.
Gdy w końcu mnie puścili, doskoczyłam od nich jak poparzona, jednak po chwili znieruchomiałam. Oczy stały się szklane. Rozpłakałam się. I nie z samego bólu, jaki odczuwałam, a z potwornego, skręcającego trzewia strachu. Opadłam z bezsilności na podłogę.
-Będziesz nieposłuszna? - spytał Aaron.
-Dlaczego? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Wstań - podszedł, rozkazując. Tym razem bez zbędnego wahania wykonałam żądanie. -To nie odpowiedź. -wymierzył mi karny cios. -Pytam ponownie, będziesz posłuszna? -przytaknęłam.
-Świetnie - klasnął w dłonie Malis -Sprawdźmy - rzucił zadowolony. -Zdejmij spodnie - rzucił z uśmiechem na twarzy.
Na chwilę obecną miałam dość dzisiejszego dnia, więc grzecznie spełniłam oczekiwanie mężczyzny. Następnie zażyczył sobie, abym usiadła na skraju blatu biurka. Zrobiłam to. On natomiast usiadł na fotelu przede mną i z prowokującym uśmiechem kazał rozchylić nogi. Również tego dokonałam. Z wielką odrazą co prawda, ale jednak. Później wampir przysunął się i zerknął na Aarona, jakby znów wyczekiwał pozwolenia. Władca po raz kolejny skinął głową, po czym stanął obok mnie i jedną rękę położył na tyle mojej głowy, drugą natomiast zakrył usta. Chwilę później przekonałam się, dlaczego tak zrobił. Szatyn postanowił pozostawić po sobie ślad, a właściwie kilka, a jego ukąszenia były na tyle przeszywające, że znów miałam ochotę wrzeszczeć z cierpienia. Najbardziej bolały te po wewnętrznej stronie ud. Gdy skończył, Król oswobodził mnie z uścisku.
-Przepraszam - wymamrotałam przez łzy.
-Nie tak - skracił mnie palcem Malis, niczym małe dziecko. -Na kolana - zsunęłam się z biurka, po czym chowając godność z kieszeń, klękłam potulnie przed głównym sprawcą mojej męki. -Przepraszam - powtórzyłam, spoglądając na Aarona.
-Zrozumiałaś swoje zachowanie? - spojrzał z wyższością władca. Przytaknęłam. -Wstań - jak kazał, tak zrobiłam. -Lepiej zapamiętaj tę lekcję, bo następnym razem nie będę tak wyrozumiały - mężczyźni skierowali się do wyjścia. -Zostań tu. Przyślę tu Penny, niech doprowadzi Cię do użytku - rzucił ozięble na odchodne.
,,Kara przychodzi zwykle w ten sposób, że wygląda jak krzywda"
~Karol Irzykowski
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top