Rozdział 1 Nieznajomy


Moja przygoda zaczęła się niewinnie. Wracałam z rozmowy o pracę, kiedy moja przyjaciółka Sara, zaprosiła mnie z piątku na sobotę na wspólne wyjście. Ostatnimi czasy nie poświęcała jej  wystarczająco czasu, dlatego zgodziłam się bez zastanowienia. Choć w aktualnym momencie najchętniej zamknęłabym się w swoim pokoju i przeczekała złe chwile. Spowodowane było to zbyt dużą ilością problemów, które namnożyły się w przeciągu kilku dni.
Jednakże nie zaliczam się do osób, które łatwo odpuszczają.
Walczę za wszelką cenę do końca, nawet jeśli z góry skazana jestem na porażkę. Z też względu nie odmówiłam wyjścia.
Kto wie, może dobrze zrobi mi towarzystwo bliskich osób?

Często słyszę, że patrzę na świat przez różowe okulary, dlatego jestem nie do złamania. Możliwe, że jest w tym ziarnko prawdy, lecz nie mi oceniać. Staram się czerpać jak najwięcej z życia. Nie zaprzeczam również, że bywam czasami naiwna. Jednakże taki mój urok

Nie przepadam za kłótniami, preferuje zgodę. Staram się rozmawiać, zrozumieć każdą ze stron , po czym znaleźć najlepsze rozwiązanie. 

Moja rodzina mówi, że jestem zbyt życzliwa, a świat skrzywdzi mnie przez to nie raz.

Czy chcą wierzyć w dobro, staję się lekkomyślna? 

Umówiłyśmy się w pobliskiej meksykańskiej knajpce o nazwie ,,Casa del viajero".*
Którą swoją drogą prowadzi Miguel Ángel najlepszy przyjaciel mojego taty, który zresztą ofiarował mi dom.
Mamy nie pamiętam.
Tata był pilotem, więc często podróżował po świecie. Byłam przyzwyczajona do samotności, nigdy jakoś bardzo mi nie przeszkadzała, wręcz ciągnęłam do niej.

Podczas jednej z podróży do Meksyku poznał tam swojego dobrego przyjaciela, który dziś mi najbliższą osobą.

Miguel Ángel kilka miesięcy później po ich wspólnym spotkaniu. Przeprowadził się  z rodziną do Nowego Yorku.
Otworzył restaurację, zaczął nowe życie, a ja od tej pory nie musiałam martwić się samotnością. Kiedy tata ruszał do pracy, zostawiał mnie do jego opieką. Ufał mu, więc ja również. Wciąż pamiętam, jak wymykałam się z jego dziećmi nocą na dach domu, by wspólnie podziwiać nocne niebo, bądź jak z uśmiechem na twarzy przeganiał nas z kuchni, gdy podkradaliśmy przygotowane dla gości restauracji przekąski. Miło wspominam ten czas. Niestety w tym okresie wydarzyło się również przykre zdarzenie, które obróciło moje życie o 180 stopni.

Dowiedziałam się, że samolot pilotowany przez mojego ojca zaginął. Nigdy nie został odnaleziony, a wieści o nim przepadły. 
Najgorszy jest jednak fakt, że nigdy prawdopodobnie nie dowiem się prawdy.

Zostałam sama. Nie miałam żadnych bliskich, którzy pomogliby mi w ciężkim okresie. Strata rodzica dla 10-latki to najgorszy scenariusz, jaki może się wydarzyć.
Czekając zapłakana na opustoszałym policyjnym korytarzu na wiadomość, od mojej znienawidzonej ciotki, czy z łaski swej zechce się mną zająć, doznałam czegoś niezwykłego.
Poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Uniosłam głowę i dostrzegłam przemiłą policjantkę szepczącą do mojego uszka, abym spojrzała w lewo. Ocierając łzy z  policzków, dostrzegłam w oddali przyjaciela taty, wraz ze swoją całą rodziną.

Nie mogąc liczyć na krewnych, doświadczyłam najlepszego z cudów.
Miguel Ángel, człowiek o złotym sercu. Zawsze skory do pomocy bliźniemu.
Jestem mu niezmiernie wdzięczna za nie porzucenie mnie w tym okropnym dla mnie czasie, gdy życie nie miało kompletnie sensu. 

Gdyby nie on, zapewne dziś nie poznalibyście mej historii.

Chciałyśmy na spokojnie spotkać się i móc porozmawiać bez niepotrzebnej gwary, czy też tłumów dookoła. Dlatego postawiłyśmy na małą, przytulną knajpkę niedaleko mojego domu. W dodatku naszą ulubioną.

Pomimo później godziny na dworze wciąż panował ukrop, ale czego spodziewać się po najgorętszym lecie w roku. 

Przekonane przyjemną pogodą wybrałyśmy stolik na zewnątrz. Kelner zaprowadził nas na taras przyozdobiony kolorowymi lampkami, który mieścił się na dachu budynku. Otrzymałyśmy miejsca wśród otaczającej nas niesamowitą wonią roślinności. 

Kiedy przekroczysz próg Casa del viajero przeniesiesz się do innego świata. Uwodzące egzotyczne aromaty piżma i paczuli oraz słodka woń wanilii unosząca się w powietrzu. Pomarańczowe ściany dające efekt ciepła, przytulności, bezpieczeństwa.
Ludzie chętnie odwiedzają to miejsce i z przyjemnością powracają. Choćby na odbywające się w soboty wspólne zabawy przy rytmach salsy.

Wraz z Sarą złożyłyśmy swoje zamówienia, z którymi kelner w tempie światła pognał do kuchni. Dziewczyna przeprosiła mnie na chwilę, po czym udała się do łazienki, piętro niżej.
Ja w tym czasie podeszłam do barierki. Rozmarzona obserwowałam miasto z uśmiechem na twarzy, gdy ponownie odniosłam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
Uważnie rozejrzałam się dookoła, ale nikogo nie zaobserwowałam. Podejrzana sprawa, tym bardziej że ewidentnie wyczułam czyjąś obecność.
Możliwe, że to tylko moja wyobraźnia płata mi figle, ponieważ ostatnio chodzę lekko zestresowana.

-Siostra w porządku? - poczułam czyjąś dłoń na ramieniu.

-Nie masz dziś wolnego? - obok mnie stał mój przyrodni brat Diego.

-Chciałem trochę dorobić - odrzekł. -Wyglądasz na zdenerwowaną - dodał po chwili zbliżając się do mnie.

-Tak - odpowiedziałam bez przekonania w głosie. -A właściwie to nie wiem - dodałam po zastanowieniu. -Masz czasem wrażenie, jakby ktoś cię obserwował, ale kiedy wydaje ci się, że masz już tę osobę, ona znika - spojrzałam na bruneta.

-Powinnaś częściej wychodzić z domu - Diego poklepał mnie po plecach.

-Może masz rację - westchnęłam.

-Wariatka - pocałował mnie delikatnie w czubek głowy, po czym wrócił do pracy.

Natomiast ja powróciłam do stolika, przy którym czekała już na mnie Sara.

Całe spotkanie zakończyło się gdzieś koło godziny 22:00. 
Wykończone dzisiejszym dniem, ale szczęśliwe rozeszłyśmy się w przeciwnych kierunkach.

Nasza malutka willa znajduje się nieopodal restauracji. Zatem powrót zajął mi niecałe 15 minut.
Po dotarciu do domu pierwsze co zrobiłam, to rzuciłam swoje rzeczy na łóżko, po czym zgarniając po drodze swoją czarno-białą piżamkę pognałam do łazienki. 
Gorący prysznic - była to jedyna rzecz, o której szczerze marzyłam od początku tego przeklętego dnia.
Nie ma nic lepszego po ciężkim dniu, niż relaksujący, ciepły strumień wody.
Jak nowo narodzona wróciłam do pokoju, wsunęłam się pod stylową pościel z satyny bawełnianej z pięknym charakterystycznym wzorem 3D. Czarny komplet w srebrno-złote liście otulił mnie swym miłym dotykiem, zachęcając do oddania się w objęcia Morfeusza.

Zamknęłam oczy, zaczęłam śnić. 

Koło północy zbudził mnie głośny trzask dochodzący z parteru. Lekko już rozmaślona przetarłam oczy, po czym z trudem wygrzebałam się cieplusiego łóżka. 
Automatycznie spojrzałam na zegarek. Wskazywał godzinę 23:57. 
Obecnie przebywałam sama w domu, ponieważ mama z córką, były w odwiedzinach u babci. Bracia po pracy mieli wybyć na całonocną imprezę ze znajomymi, zaś tata pracował dziś do późna, lecz obiecał wrócić przed 24.
Z tego względu byłam, święcie przekona, że go zastanę na dole przy drzwiach wejściowych. 
Niestety rozczarowałam się, gdyż nikogo tam nie było. Światła pogaszone, dookoła cisza, spokój. Dla pewności zrobiłam obchód po całym piętrze, a następnie zdezorientowana wzruszyłam jedynie ramiona oraz wróciłam do siebie z zamysłem kontynuowania dalszego spania.

Niestety po powrocie delikatnie  się zlękłam. 
Na brzegu mojego łóżka, siedział nieznajomymi mi mężczyzna, który bacznie śledził każdy mój ruch. 
Bez namysłu rzuciłam się do ucieczki. Leczy drzwi, zamknęły się tuż przed moim nosem, gdy tylko ruszyłam w ich kierunku.

W tamtym momencie poważnie zgłupiałam. Podrapałam się zastanawiająco po głowie, po czym niechętnie odwróciłam w stronę intruza.

-Kim ty do cholery jesteś? - położyłam ręce na biodrach. -I co się stało z moimi drzwiami? - spytałam zaintrygowana, wskazując palcem na jedyną aktualną ścieżkę ratunku znajdującą się za moimi plecami.

-Nawet jeśli bym ci powiedział, nie uwierzyłabyś - przechylił delikatnie głowę na prawą stronę.

-Jak tu się dostałeś? Zamykałam drzwi - zrobiłam krok w tył.

-Poproszę inny zestaw pytań - odparł znudzonym głosem.

-Czego chcesz? - spytałam z obawą przed odpowiedzią.

-I to jest słuszne pytanie - zerwał się na równe nogi, ruszając w moim kierunku.

Chciałam zrobić jeszcze kilka kroków dla bezpieczeństwa, lecz i tak nie miałam dokąd uciec, więc jaki to był sens? Poczucie bezpieczeństwa raczej średnie.

-Pójdziesz ze mną - zmierzył mnie wzrokiem.

-Muszę cię rozczarować, ale nigdzie się nie wybieram - rzuciłam się w kierunku otwartego okna. 

Liczyłam, że może uda mi się wydostać z domu ciut bardziej, niekonwencjonalną metodą, ale byłam w błędzie. Szybciej, niż myślałam, mogłam spodziewać się reakcji nieznajomego.
Nie wiedzieć kiedy złapał mnie za włosy, mocno pociągając w tył. 
Upadłam.

-Nie masz wyboru - przydepnął moją ręką, którą się akurat podpierałam.

-Zawsze jest wybór - zaczęłam wołać ile sił o pomoc.

-Nie tym razem - przykucnął, po czym zakrył moje usta.

Jego dotyk spowodował, jakbym na chwilę straciła świadomość. Przez co za chwilę obudziłam się na lodowatej posadzce w mrocznym zamczysku, otoczona egipskimi ciemnościami.
Chciałam krzyczeć, wyrywać się, lecz wciąż trwałam w objęciach mężczyzny.

-Gdy zjawi się pan, nie patrz mu w oczy - rozpłynął się w powietrzu, niczym mgła.

Sfrustrowana obecną sytuacją, podniosłam się, otrzepując przy tym swoją piżamę oraz przeklinając pod nosem parszywy los.

W środku nocy, na bosaka w skąpym stroju zostałam nagle wyrwana ze swojej bezpiecznej oazy przez jakiegoś bufona. 
Czy to żart? Czy gdzieś tutaj są ukryte kamery, a może ja wciąż śnię?

Zbulwersowana, wciąż wyzywając, ruszyłam przed siebie w poszukiwaniu wyjścia. 
Kilka kroków dalej wpadłam na kogoś. Gdy mój wzrok powędrował ku górze, ujrzałam wysokiego, przystojnego mężczyznę o alabastrowej cerze, kruczoczarnych, spływających na ramiona włosach, odzianego w czarnych garnitur.

*Casa del viajero - Dom podróżnika (z tłum. Hiszpańskiego)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top