Rozdział 6 Pojednanie, czy głębszy spisek?


Od wspólnego wyjścia minęły dwa dni. Przez ten czas nie widziałam Króla. Nie zjawiał się na kolacjach, nie przechadzał po pałacu, ogrodu również nie odwiedzał. Prawie jakby rozpłynął się w powietrzu. Z jakiego powodu zrezygnował ze swoich dotychczasowych zajęć? I jakie emocje obecnie nim władają, że podkusiły wampira do takowych decyzji?
Początkowo przebiegła mi przez głowę myśl, aby go poszukać. Pierwsza wyjść z inicjatywą, ale czy wypada? Nie. Zatem skorzystać z okazji jego nieobecności i wybiorę się na przechadzkę po wiktoriańskim zamku, a nóż widelec kogoś napotkam. Chciałabym odkryć tajemnicę tego dworu, lecz podejrzewam, iż nie będzie mi dane poznania wszystkich sekretów.
Po opuszczeniu pokoju skręciłam w lewo wprost do schodów, którymi zeszłam na niższe piętro.
Schodząc, zagapiłam się na portret mężczyzny, wiszący na ścianie po prawej, przez co wpadłam niespostrzeżenie na osobę przede mną.

Znajdę najpierw Penny. Będzie to dużo łatwiejsze niż znalezienie wampira.

-Uważaj! - w holu rozległ się znajomy mi damski głos.

-Przepraszam - spuściłam odruchowo wzrok.

-Bella? - spytała zaskoczona, serdecznie się uśmiechając. -Co robisz tutaj sama? Nie powinnaś w pojedynkę przemierzać tych włości.  

-Sugerujesz, że może wydarzyć się coś złego? Chciałam tylko pozwiedzać - rozejrzałam się dookoła.

-Wciąż znajdujesz się w miejscu przesiąkniętym złem, gdzie na każdym kroku napotkać możesz wampira i nie będzie on pokojowo nastawiony. Śmiertelniczka o słodkiej woni, sama w jamie lwa - zaśmiała się pod nosem. -Chyba jesteś w stanie moja droga wyobrazić sobie, jak owe spotkanie zakończyć się może - dodała po chwili, poprawiając służbowe ubranie.

-Widziałaś Aarona? - zmieniłam szybko niewygodny temat.

-Kiedy zaprzestaniesz tak zuchwale wypowiadać się o Królu? - uniosła prawą brew ku górze. -Ja to ja, ale ściany lubią mieć uszy - przyłożyła palce do swoich uszu, wskazując wzrokiem na ścianę przed nami. -A szczególnie w tym miejscu lubią - skwitowała swą wypowiedź.

Chwile trwałyśmy tak w ciszy, po czym dostrzegłam w dłoniach kobiety srebrną tacę z ozdobnymi wykończeniami, a na niej kryształowy kielich z krwistą zawartością. Automatycznie dodałam sobie dwa do dwóch i już miałam odpowiedź na moje wcześniejsze pytanie.
Z zaskoczenia odebrałam Penny naczynie, szyderczo się uśmiechając.

-Gdzie zanieść? - służka starała się udaremnić mój plan, odbierając zabraną rzecz, jednakże szybsza byłam i zdążyłam uchronić się przed atakiem blond niewiasty. 

-Gabinet na piętrze, prawym korytarzem na samego końca, drzwi po lewej - westchnęłam, po czym odeszła z widocznym grymasem niezadowolenia na twarzy i nutą politowania w oczach.

Ciekawe, czy ta obcość w jej spojrzeniu, odnosić się miała jej prawdopodobnych przyszłych konsekwencji z podjętej decyzji, czy może współczucia względem mojej osoby, a raczej faktu możliwe ukatrupienia mnie ze strony oh przepotężnego pana wampirów. 
Hm...Mam jakieś dziwne przeczucia w stosunku do drugiej opcji. Nie wiedzieć czemu, ale jakaś bliższa mi się wydaje, a Wy jak uważacie? Czy żywot Belli zakończy się już na wstępie? Znając poczynania autorki i doświadczając na własnej skórze przygód oraz historii, w jakie mnie wplątuje, zapewne jeszcze nie mało pociągnę, ale jakimi konsekwencjami :( 
Pst, liczę na happy end, inaczej się wymazuje. Korektor, czy gumka?

Zapukałam do drzwi. Po chwili usłyszałam, krótkie proszę. Wzięłam głęboki wdech i wydech, po czym z uniesioną głową oraz znikającą z każdym kolejnym krokiem pewnością siebie weszłam do środka.
Przy biurku za stertą papierów dostrzegłam pogrążonego w pracy mężczyznę. 
-To wampiry również pracują? - pomyślałam z niedowierzaniem.

-Gdzie Penny? - spytał, nie odrywając wzroku od kartek. -Czuć cię z kilometra - dodał po chwili,

-Poprosiła mnie, abym ci to dostarczyła - odrzekłam niepewnie.

-Nigdy by tego nie zrobiła - wstał, podszedł do mnie, odebrał tacę z posiłkiem, po czym odstawił na biurku.

-Dlaczego? Nie można kogoś poprosić o pomoc? - unikałam spojrzeń mężczyzny.

-Ależ można, lecz to zwykła grubiańskość była - zbliżył się i przejechał zewnętrzną stroną wskazującego palca po moim prawym policzku. -Nieposłuszeństwo tutaj karamy - szepnąnął mi do ucha.

-Chciałam cię zobaczyć -wydukałam.

-Zobaczyłaś i jak postąpisz dalej? - drugą rękę wsunął za moją głowę, przeplatając palce z włosami. -Tęskniłaś? - schylił się nieco, by nasze spojrzenia się skrzyżowały, po czym przekrzywił lekko głowę na bok z pogardą w oczach oraz szyderczym uśmiechem na twarzy.

-Marzenie ściętej głowy - parsknęłam.

-W obecnej sytuacji, lepiej dobierałbym słowa młoda damo - zaśmiał się, a jak szybko zdałam sobie sprawę z wypowiedzi i spaliłam się ze wstydu przez moją głupotę. -Miałem dużo pracy, ale skoro panienka więdnie z tęsknoty, cóż by był ze mnie za gentlemen, ignorując jej potrzeby - popchnął mnie finezyjnie na ścianę. Lewą dłoń oparł tuż na głową, a prawą położył na mym barku, usta zbliżył do szyi. Zimny oddech drażnił skórę, powodując przyjemne dreszcze, lecz strach zaciskał gardło coraz bardziej.

Nie takiego obrotu spraw się spodziewałam i sama chyba nawet nie wiem, jak mam to skomentować. Jakim cudem cholercia ze zwykłego przyniesienia posiłku, zakończyło się na otrzymaniu większej uwagi od Króla?! Jak?! Przecież nie o to mi chodziło, unikam jak ognia, zamieniam raz na jakiś czas kilka wymuszonych słów, a na koniec i tak się okazuje, że biednemu zawsze wiatr w oczy. 

-Ja może nie będę już przeszkadzać - ledwo wyjąkałam i szybko przemknęłam pod ręką Aarona, uciekając z jego chwilowej niewoli. Uśmiechnął się ledwie zauważalnie, następnie spuszczając głowę w dół z szerszym uśmiechem, kręcąc nią na boki.

-Utulę do snu - zaśmiał się, a ja z prędkością światła, zalana rumieńcem, pognałam do pokoju.

Nie zamierzałam wyczekiwać na księcia, od razu wskoczyłam pod kołdrę, którą zakryłam się cała i zamknęłam oczy, pogrążając się w śnie. Za wszelką cenę chciałam uniknąć kolejnego spotkania. Obawiałam się, do czego może doprowadzić, a przede wszystkim nie chciałam przekonywać się na własnej skórze, ponieważ wystarczająco zrobił mi wodę z mózgu. Udowadniając mi, że rzeczywiście nic tutaj nie znaczę, jestem z dana na niego i jego łaskę. Przykre.

Jakiś czas później przebudził mnie dźwięk skrzypiących drzwi, odruchowo otworzyłam jedno oko, ale natychmiast je zamknęłam, gdy przypomniałam sobie o obiecanej wizycie na dobranoc. Udawałam, że śpię. Ściskałam z całej siły powieki, marszcząc przy tym nos. Śpię i proszę mnie nie budzić, bo ŚPIĘ!
Czułam obecność i chłód wampira. Śpię. Słyszałam kroki - zbliżył się, ale ja nadal śpię.

-Taka krucha, a przekona o swej sile - wyczułam bliskość mężczyzny. -Ludzie, to głupie istoty. Myślą, że są coś warci, gdy los mówi inaczej. Jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy, lecz już jesteś moja - poczułam przez kołdrę, jak kładzie dłoń na mojej głowie. -Śpij póki czas, bo cała wieczność przed tobą - po słowach władcy mroku, po ciele przebiegły mi nieprzyjemne ciarki. Natomiast mężczyzna opuścił pomieszczenie wraz ze swoją aurą śmierci, uprzednio zabierając dłoń.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top