Rozdział 33 Słodka zemsta


PERSPEKTYWA KRÓLA

Iwanow wiedział, jak zajść mi za skórę i wiedział również, że płazem tego czynu nie puszczę. Zatem, albo był wyjątkowym głupcem, nie bojąc się zadzierać z silniejszym, lub miał naprawdę sprytny plan. Jednakże obstawiałbym mimo wszystko opcję z głupcem..

-Nie uważasz Nikołaju, że czas najwyższy się od niej odsunąć? - spytałem retorycznie, idąc w ich kierunku, a za mną ruszyły wilki. -Radziłbym ją puścić - spojrzałem na James'a po mojej lewej. 

-Jak chcesz  - wzruszył ramionami, po czym przerwał jej więzy na dłoniach i pchnął ją przed siebie, przez co kobieta upadła na ziemię. 

Lucas, jako przykładny alfa, obrońca uciśnionych, biednych śmiertelników tak bardzo pokrzywdzonych przez wampiry, natychmiast podbiegł do Belli, po czym ruszył z nią w stronę wyjścia. W normalnych okolicznościach przeszkadzałby mi ten fakt, ale w obecnej sytuacji, najważniejsze było, aby jak najszybciej znalazła się poza tym feralnym obiektem. Wraz z nim pobiegła reszta wilków, jako ich osłona.
Poczekałem, aż wszyscy znikną z budynku. Gdy nie słyszałem już bicia ich serc, ruszyłem pełen złości na Iwanowa.

-Pewien jesteś? - zatrzymałem się nie pewnie, widząc jego szyderczy uśmiech. -Rytuał, zapomniałeś? - zaśmiał się. -Teraz ja jestem najpotężniejszy - spojrzałem na niego z politowaniem.

-Mój drogi, a czy warunkiem dopełnienia rytuału, nie była przypadkiem śmierć dziewczyny? - spytałem, idąc powoli w jego kierunku. -Bo tak się składa, że jak ją wynosili jeszcze żyła - Nikołaj spojrzał na mnie ze strachem w oczach. -I zakładam, że skoro dalej nie poczułeś jakiegoś niesamowitego przypływu mocy, który zechciałby Cię nakierować na atak na mnie, to dziewczyna wciąż żyje - rozłożyłem ręce w geście udawanej bezradności.

-To niemożliwe ! - wrzasnął na całe gardło.

-Możliwe, jak najbardziej - puściłem mu oczko, po czym natychmiast znalazłem się przed nim, zaciskając swoje palce na jego gardle.

Nie czekałem na dalsze reakcje ze strony Iwanowa, spojrzałem mu prosto w oczy po raz ostatni i bez wahania pozbawiłem go serca. Widziałem, jak życie z niego uchodzi, a gdy spojrzenie stało się martwe, odrzuciłem jego bezwładne ciało w kąt. I już miałem zbierać się do wyjścia, ocierając dłonie z krwi w jakąś szmatę ze stołu obok, gdy jakiś zuchwalec zechciał mnie zaatakować. Nie powinno nikogo dziwić, że akurat tym zuchwalcem był oddany lokaj Nikołaja, który zresztą już raz spróbował rzucić się z kłami na Bellę. W innych okolicznościach pokazałbym mu potęgę władcy wampirów, ale obecnie dość mocno mi się śpieszyło. Dlatego nie zamierzałem poświęcać mu więcej czasu, niż potrzeba, by podzielić los swego pana.
Mieli się za potężnych, finalnie skończyli pozbawieni serc w zapomnianym przez świat miejscu.
Wychodząc z pomieszczenia, zatrzasnąłem za sobą drzwi, raz na zawsze zamykając rozdział króla Bułgarii. Czas, by tamtejsze wampiry wybrały sobie nowego władcę i miejmy nadzieję, że będzie rozsądniejszy od swojego poprzednika.
Ledwie opuściłem budynek, a już natknąłem się na swojego ulubionego kundla. 

-Problem rozwiązany? - spytał, przyglądając mi się uważnie.

-Rozwiązany - odpowiedziałem stanowczo.

-Co jeśli zechcą się mścić za swojego króla? - dopytywał.

-To będą się mścić - odrzekłem wymijająco, szukając wzrokiem dziewczyny. -Gdzie Bella? - zapytałem widocznie zniecierpliwiony.

-W samochodzie - odwrócił się, wskazując głową ciemny pojazd w oddali. -Nie jest z nią dobrze - dodał po chwili półszeptem, gdy go wymijałem. -Aaron? - przystanąłem. -Ona umiera, to kwestia czasu - jego słowa, jakby odbiły się echem od mojej osoby, nie chciałem tego słyszeć, bo wiedziałem, że to z mojej winy.

Natychmiast podszedłem do samochodu, a widok, jaki tam zastałem, zapamiętam na długo. Poranione, pełne śladów i krwi ciało dziewczyny, z której duch powoli uchodził. Była nieprzytomna, oddech płytki, a palce dłoni w dotyku, jak lód powoli się stawały. Umierała. Na moich oczach odchodziła z tego świata i wtedy, to zrozumiałem. Łączyło mnie z nią coś więcej, coś, czego sam wytłumaczyć nie potrafię, ale coś, co nie pozwalało mi na jej krzywdę i nie godziło się z utratą jej osoby.

-Lucas? - odwróciłem się do alfy. -Nie zdążymy dowieść jej na lotnisku, prawda? - zapytałem, choć znałem doskonale odpowiedź. Wilki pokiwał przeczącą głową.

-Sam nie wierzę, że to powiem - westchnął, krzyżując dłonie na klatce piersiowej i stając obok mnie. -Aaron ona nie może umrzeć, to będzie oznaczało przerwanie paktu - spojrzał na mnie z powagą. 

-Jeśli ją przemienię, również będzie się, to wiązało z przerwaniem paktu, czyż nie - alfa  zamyślił się na chwilę.

-Przeciwni jesteśmy tym metodą i doskonale o tym wiesz - przytaknąłem. -Jednak to dziewczę jest zbyt młode, by żegnać się z tym światem. Pierwszy i ostatni raz, dam przyzwolenie - rozejrzałem się po wilkach, którzy jednomyślnie przyznali rację swojemu przywódcy. -Jest jeden warunek - wtrącił, gdy zbliżyłem się do kobiety. -Nie stanie się jedną z twoich zdobyczy, jeśli faktycznie masz szczere plany uczynienia z niej królowej i daj mi późniejszych powodów, abym mógł żałować swej decyzji, bo gdy tak się stanie, wiedz, że przyjdę po Ciebie i osobiście pozbawię głowy - skinąłem głową na znak porozumienia. -Zatem ratuj ją - wskazał dłonią samochód, zachęcając mnie, bym się pośpieszył, po czym odsunął się kilka kroków w tył.

Niepewnie wziąłem drobne, wyziębione ciało w dłonie, unosząc ją ostrożnie do pozycji siedzącej i sam zająłem miejsca pasażera obok. Odgarnąłem włosy z szyi Belli, po czym bez zbędnego zastanowienia przebiłem kłami delikatną skórę. 

-Gdy się obudzisz nie będziesz już taka sama - szepnąłem jej na ucho, gładząc po włosach. -Mam nadzieję, że wybaczysz mi moja miła, podjętą przeze mnie decyzję - złożyłem czuły pocałunek na czole Belli, kładąc ją z powrotem na tylnych siedzeniach i opuszczając pojazd. 

-Teraz trzeba czekać - wyszeptał Lucas pod nosem, gdy zatrzasnąłem drzwi pojazdu za sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top