Rozdział 3 Kolacja
Kolacja w towarzystwie osoby, która w jednej minucie zrujnowała Ci życie, nie brzmi zadowalająco. Niestety śmiem podejrzewać po wcześniejszych wydarzeniach, że moje zdanie nie będzie się tutaj liczyło. Dlatego chcąc, czy nie chcąc, przygotuje się wieczorny posiłek.
Gdybym mogła, z chęcią odmówiłabym tej maskarady. Jednakże nie ukrywajmy, ale jestem tylko człowiekiem i jeśli jeszcze kiedyś zapragnę wrócić do rodziny, bo przecież nie omieszkam nie spróbować ucieczki, muszę jeść, by żyć.
Postaram się zapanować nad swoim ponoć nieokrzesanym językiem i spróbuje w ciszy spędzić ten trudny wieczór. W końcu mówi się, że milczenie jest złotem, a mowa srebrem. Przetestuję.
Niechętnie opuściłam pokój, po czym uprzednio pokierowana przez jedną z gosposi skierowałam się w stronę jadalni, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Ponieważ zostałam wprowadzona błąd. Celowo, czy może przypadkiem, nie mam pojęcia? Ale w każdym razie, ta pomyłka kosztowała mnie sporo czasu.
Ogrom pałacu przeraziłby nie jedną osobę, zatem jak taka zbłąkana duszyczka jak ja ma się odnaleźć w miejscu z innej dla niej epoki. Zastanawiam się już, czy odnajdę drogę powrotną do pokoju, ponieważ się obawiam, że jak stąd wyjdę, to już nie trafię. Niestety bardzo realny to scenariusz.
Wolnym krokiem, nie śpiesząc się oraz podziwiając otaczające mnie środowisko, z zaintrygowaniem otwieram wszelkie napotkane przeze mnie po drodze drzwi w celu wiadomym.
Na piętrze, na którym mieściła się moja sypialnia, natrafiłam pozostałe pokoje gościnne. Nic specjalnego, prawie wszystkie podobnie umeblowane. Różniły się jedynie drobnymi elementami wystroju.
Zdaję sobie sprawę, że jadalnia zapewne będzie znajdować się na samym dole, ale akurat mam idealną okazję, by uwolnić moją ciekawość. Ja wcale nie myszkuję, ja po prostu szukam, jasne? Schodami zeszłam na niższą kondygnację. Natomiast po skręceniu korytarzem na prawo moim oczom ukazały się duże, mosiężne drzwi ze złotymi klamkami. Popchnęłam je przed siebie - trafiam do biblioteki. Wypełniona po brzegi książkami z metalowymi, kręconymi schodkami prowadzącymi na półpiętro, na którym urządzono przytulny kącik idealny dla czytelnika.
Chętnie zostałabym tutaj dłużej, ale nie mogę. Cel mojej wyprawy - jadalnia. Nie zapominajmy.
Po opuszczeniu świata prozy natrafiłam na kolejne wejście, które tym razem przeniosło mnie do...hm...w sumie dobre pytanie? Co to dokładnie za miejsce? Tak zwana męska jaskinia?
Krwiste ściany, ciemne podłogi, w końcu pomieszczenia wypełniony po brzegi barek z najdroższymi trunkami z całego świata. Na środku pomieszczenia po przeciwległych stronach ustawione czarne, skórzane kanapy, które oddzielał jedynie od siebie średnich rozmiarów szklany stolik. Miejsce mroczne, owiane tajemnicą, a przede wszystkim zupełnie wyrwane z kontekstu wiktoriańskiego pałacu. Prawdopodobnie dla własnego bezpieczeństwa, lepiej trzymać się z dala od tego miejsca. Nie wiadomo jeszcze, do jakich szarlatanerii i rozpust tutaj dochodzi.
Jak pomyślałam, tak uczyniłam i wychodząc stamtąd, wymazałam to pomieszczenie z pamięci. Postanowiłam dać sobie kolejną szansę, po czym schodami zeszłam na parter. Stamtąd poczułam już przyjemną dla mojego nosa woń. Jak pies po zapachu trafiłam do kuchni. Kamień spadł mi z serca, ponieważ nie miałam już sił na dalszą wędrówkę, a może ktoś z lokatorów zechce służyć mi pomocą.
Ostrożnie otworzyłam drzwi, po czym weszłam do środka. W pomieszczeniu zastałam kilka krzątających się między półkami z przyprawami a blatami kuchennymi pań oraz siedzącego na krześle przy stoliku .pod ścianą znudzonego mężczyznę podpierającego się dłonią.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale gdzie znajdę jadalnie? - ze sztucznym uśmiechem na twarzy, spytałam najgrzeczniej, jak potrafiłam, mimo że cała sytuacja niemiłosiernie mnie bawiła, a zarazem irytowała.
-Dobrze, chociaż, że zdajesz sobie sprawę z faktu, iż przeszkadzasz - odburknął nieznajomy.
-Uroczo się zapowiada - pomyślałam w duchu.
-Czego dziewczę jeszcze tu widnieje? Przez nią humor mi marnieje - prawie język sobie odgryzłam, by słowa niemiłego nie wypowiedzieć.
-Zatem opuszczam wszak tę garsonierę, by bubka wielkiego swą obecnością nie trwożyć - odpowiedziałam sarkastycznie z uśmiechem na twarzy.
Dumna z siebie, że udało mi się z klasą wybrnąć z tej sytuacji, opuściłam pomieszczenie. Skąd znałam takie słowa? Nie pytajcie, bo ja sama pojęcia nie mam.
-Wybacz, tutejsze pierniki nie przepadają zbytnio za obcymi - na korytarzu zaczepiła mnie młoda, szczupła blondynka o włosach do pasa, spiętych w niski kucyk z tacą w dłoni. -Niosę jedzenie do sali, zaprowadzę cię, chodź za mną - bez słowa podążyłam za kobietą.
Służka rzeczywiście doprowadziła mnie do celu mojej podróży, a ja byłam niezmiernie wdzięczna. Jedyna osoba, która zlitowała się nad zagubioną kobietką.
Weszłyśmy do pomieszczenia, w którym znajdował się syto zastawiony stół, a na jego końcu siedział ,,Król" przy kieliszku szkarłatnej cieczy.
Rzekomo Król - sam się tak przedstawił. Ja w brednie o Królach i ich rycerzach już nie wierzę. Te czasy dawno minęły. Dziś mamy prezydentów - nie władców danych terytoriów. Może z wyjątkiem paru państw w Europie, lecz tam też działa to na innych zasadach, niż kiedyś.
-Penny jestem - odstawiła talerze na stół. -Jak byś potrzebowała pomocy zawołaj - szepnęła mi na ucho. -Usłyszę - puściła mi oczko na odchodne, po czym zniknęła za drzwiami.
-Jednak raczyłaś się zjawić - przemówił ozięble, przyglądając mi się z pogardą.
-Jak mniemam nie miałam innego wyboru - usiadłam przy stole.
-Widzę zaczynasz rozumieć panujące tutaj zasady - wziął łyk tajemniczego napoju.
-Polemizowałabym nad tym - sięgnęłam po sztućce, po czym odkroiłam kawałek steku z polędwicy wołowej, który włożyłam po chwili do ust. -Czy jeśli teraz wypowiedziałabym parę niestosownych słów pod adresem króla, otrzymałabym kolejnego kuksańca? - zadałam nietypowe pytanie, na które jak podejrzewałam, nie otrzymałam odpowiedzi. - ukroiłam kolejny kawałek. -Twoje milczenie uznam za przyznanie mi racji. I z tego powodu śmiem twierdzić, że jednak się nie dogadamy - zamikłam.
Nie zamierzałam wdawać się w dalsze rozmowy z mężczyzną, ponieważ dowiedziałam się wszystkiego, co chciałam za pomocą jednego pytania. Jednak reguła, że milczenie jest złotem, a mowa srebrem potwierdza się idealnie.
Resztę wieczoru spędziliśmy w ciszy. Natomiast brunet opuścił wcześniej pomieszczenie ode mnie. Mogłam troszkę odetchnąć. Jego obecność momentami mnie przytłacza, ale ja nie z tych, co pękają. Być może mój oprawca ma więcej siły, władzy, ludzi, lecz nie posiada jednej rzeczy, którą ma jego ofiara. Uściślając wypowiedź - papla ze mnie, a takie najciężej przegadać.
Po zjedzonym posiłku wyruszyłam na ponowne poszukiwania, jednakże tym razem swojego pokoju. Podejrzewam, że ten pałac nigdy nie przestanie być dla mnie labiryntem i nie raz jeszcze tutaj się zgubię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top