Rozdział 14 Czas! START!


Przemyślała wszystko, a czasu miałam na to w bród. Zamiast płakać, użalając się, jak mi źle, może czas zacząć działać, by temu zaradzić? Tak, to jest dobry plan. Nadszedł czas przejęcia inicjatywy. Skoro i tak wiszą już nade mą konsekwencje, czy będzie gorzej? Wątpię. Gdyby chciał mnie zabić, dawno by to zrobił. Jemu jak widać, zależy, by utrzymać moją skromną osóbkę przy życiu. Zatem grajmy, Królu! Zobaczymy, kto pierwszy przed kim polegnie.

Czas start!

Z książką w łapce rozłożyłam się zrelaksowana pierwszy raz, od przybycia tutaj wygodnie na łóżku w oczekiwaniu na mego, humorzastego, krwiopijczego kata - porywacza. 
Trzy rozdziały mu zajęły, zanim raczył jaśniepan złożyć mi wizytację. Rzecz jasna z miną niezadowoloną zawitał, spojrzeniem zabijając mnie od progu. Mimo wszystko starałam się zachować poważną postawę, choć od środka pękałam ze śmiechu. Ani na moment nie śniło mi się przerywać lektury. Kiedy on stał zezłoszczony przede mną, ewidentnie wyczekując mego zainteresowania, ja na spokojnie dalej czytałam. Jak się bawić, to się bawić. 

-Jak śmiesz mnie ignorować?! - nie wytrzymał, wrzasnął.

-Jak śmiesz mnie zamykać?! - odłożyłam książkę na bok, spoglądając na niego od niechcenia. -Jeśli chciałeś bym wstała, było poprosić - dodałam z uśmiechem na twarzy.

-Zapomniałaś się? - zapytał z irytacją w głosie.

-Bo spotkają Cię surowe konsekwencje - zacytowałam z uśmiechem na twarzy Aarona. -Wiem, wiem, znam to - machnęłam ręką.

Wampira prawdopodobnie zamurowało. Stał w bezruchu, wlepiając swe czerwone ślipia w moją osobę. Czułam prawie, jak zaraz wywierci mi w brzuchu dziurę tym swoim świdrującym, złowieszczym spojrzeniem. Dobrze idzie, lecz to dopiero początek. Lecimy dalej mój Ty ponoć bezwzględny oprawco.
Mężczyzna, jak zazwyczaj ubrany był pod krawatem. Idealnie. Złapałam delikatnie za końcówkę materiału, przyciągając tym samym władcę bliżej siebie. Następnie, nie puszczając go, stanęłam na palcach, by złączyć nasze usta w niespodziewanym pocałunku. Początkowo nie odwzajemnił, więc przerwałam i znów go ponowiłam - brak reakcji. Jednak za trzecią próbą, poddał jej się i odwzajemnił mój gest. Chwilę później czułam, jak jego dłoń wędruję na moją talię. Czyżbyś złapał się na mój haczyk? Hm, zbyt proste by to było.

-Uważasz, że byłbyś w stanie mnie pokochać? - spojrzał na mnie z widocznym zdziwieniem na twarzy. -Straciłam osoby, które kochałam, a oni stracili mnie - oparłam czoło o jego klatkę piersiową, wypuszczając z dłoni ciemny skrawek materiału. -Nie mam już nikogo, prócz teraz Ciebie, więc czy byłbyś w stanie wypełnić tę pustkę? - odsunęłam się od mężczyzny, krzyżując nasze spojrzenia.

-Bello, wiem, co próbujesz i nie tędy droga - pokiwał przecząco na boki.

-Czyli nie podobam Ci się? Wiedziałam - rzuciłam smutno, siadając na skraju łóżka.

-Jesteś piękną, lecz nie w tym rzecz - podszedł bliżej.

-Nie możesz mieć mi za złe, że chce być kochana - wbiłam wzrok w podłogę. -Nie zrozumiesz tego, bo nie jesteś człowiekiem. Nie znasz uczucia osamotnienia i nie wiesz, jak wpływa na nas ludzi. Bo zamiast bronić mnie od zła, krzywdzisz - pozwoliłam włosom zajść na moją twarz, po czym udałam, że ocieram łzy z policzków.

Kurczę, że ja nie wymyśliłam sobie studiów aktorskich w przyszłości. Zawsze lubiłam grać we wszelkich szkolnych przedstawieniach, lecz zawsze szło mi miernie, a tutaj patrzcie państwo urodzona aktoreczka. 

-Nie proszę o wiele - zmniejszyłam ton głosu o połowę. -Jedynie byś nie gromił spojrzeniem, nie groził, nie karał i nie wymagał obycia w świecie, którego nie znam. Muszę wszystkie się nauczyć, więc gdybyś był nieco milszy, poświęcił mi więcej czasu i pomógł zrozumieć otoczenie, w którym się znajduję, byłoby dużo prościej. Nie tylko dla mnie, lecz dla Ciebie również.

-To jest mało? - spytał, siadając obok. -Dobrze - dodał po dłuższej chwili.

-Zgadzasz się? - przytaknął. -Naprawdę się zgadzam? - skinął z aprobatą. -I nie jest to żaden wstęp do kolejnej niepotrzebnej nauczki? - zaprzeczył. -Dziękuję - oparłam głowę na jego ramieniu. -W takim razie, zostałeś zniewolony - szepnęłam mu do ucha, rozbawionym głosem.

-Hamuj! - zaprotestował. -Tak daleko jeszcze się nie zapędzaj - dokończył wypowiedź, ostudzając nieco mój zapał.

Mężczyzna odsunął się ode mnie, po czym skierował do wyjścia. Na pożegnanie pokusiłam się jeszcze na delikatny gest przytulenia wampira. Nie odwzajemnił tego, ale zmieszany bez słowa opuścił pokój. Wystarczająca, to dla mnie nagroda. Moje ego podskoczyło niesamowicie, a nasza gra nabierze nowego tempa.
Jeszcze tylko znajdę sposób na jego tajemniczość i będę mieć wszystko, bo nie ukrywam, prościej byłoby jakbym znała, chociaż rąbka jego przeszłości, ponieważ wiedziałabym mniej więcej, na co mogę sobie pozwolić względem niego, a na co nie, by przypadkiem go nie urazić, bądź nie daj boże sprowokować. 

Wyszłam na taras, rozmarzonym wzrokiem wpatrywałam się w rozgwieżdżone niebo. Momentalnie przypominają mi się momenty z rodzinnego domu, gdzie zawsze wieczorną porą wdrapywałam się na dach domu w celu podziwiania gwiazd. Potrafiłam godzinami przeleżeć w bezruchu, śledząc jedynie wzrokiem rozpościerające na niebie ciała niebieskie, snując przy okazji niesamowite scenariusze dotyczącego mojego przyszłego życia. Dziś niestety nie snuje scenariuszy, a marzę o zabranej wolności. Najgorsze, że wciąż nie dowiedziałam się, w jakim kraju się znajduję. Wiem jedynie, że gdzieś w Europie, lecz dużą podpowiedzią, to nie jest - właściwie żadną. Nie wiem, czy daleko jestem od rodziny, czy kiedyś ją zobaczę? Ludzie, wampiry, czy wszelkie istoty w Królestwie też nie są mi znane. Aaron ostrzegał mnie początkowo przed nimi, ale koniec końców sama nie mam pojęcia, jacy są. Czy żyją tu jacyś inni śmiertelnicy? Może jestem sama, dlatego ratunku dla mnie nie ma.
Oparłam się o barierkę, przymykając na chwilę oczy i powstrzymując tym samym napływające powoli łzy. Nie rozkleję się, nie teraz. Postanowiłam pomyśleć o czymś innym. Mniej inwazyjnym dla mnie. Zaczęłam rozmyślać nad pocałunkiem moim oraz Króla. Nawiązałam więź z egoistycznym dupkiem, który dla własnego kaprysu porwał mnie, a następnie uwięził w pałacu pełnym wampirzych sług. Przecież, to brzmi jak scenariusz jakiegoś średniobudżetowego filmu. Niewiarygodne. Życie naprawdę potrafi pisać nieprzewidywalne scenariusze. Troszkę, to przerażające.
O nie! Właśnie sobie coś uświadomiłam. Czy ja właśnie próbuje zyskać, bądź wzbudzić sympatię w osobie, którą szczerze powinnam nienawidzić? Oj, pobyt w tym miejscu chyba coraz bardziej zaczyna się na mnie odbijać. Nie dobrze. Muszę, jak najszybciej poznać przeszłość władcy, by znaleźć jakiś haczyk, który mogłabym wykorzystać przeciw niemu, uwalniając się tym samym z jego plugawych łapsk.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top