James


Gdybym miał mikrofon to opuściłbym go, tak jak to robią ci wszyscy raperzy. Ale nie mam mikrofonu, bo nie mam jak go dostać w środku miasta. Zresztą i tak Aleks nie zobaczyłby tego pokazu psucia elektroniki, bo przecież rozmawiamy na messie. Wklejam więc tylko emotkę mikrofonu i strzałki w dół.

CHAMilton: Fajny wywód ale mam to w dupie.

Właśnie taki jest. Napiszesz mu wiadomość na dwa tysiące znaków, dlaczego NIE możesz wybrać się z nim i jego podejrzanymi znajomymi na pizzę, a on w podzięce odpisze ci wiadomością bez znaków ortograficznych. Mój wewnętrzny humanista cierpi, ale nauczyłem się już, że pouczanie w takich sprawach Aleksa do niczego nie prowadzi. Przełykam dumę.

gBURR: Ja mam w dupie twoich znajomych.

Chowam telefon do torby i wyciszam go przy okazji, bo wiem, że zaraz dostanę spam smutnymi buźkami i zapewnieniami wyglądającymi mniej więcej jak: ''Moi znajomi są zajebiści,, i ''Choć no, tam mają naprawdę dobrą pizzę. Pizzy odmówisz?,,.

Może bym się nawet skusił na tą pizzę, gdybym nie musiał się uczyć do matur. Aleks tego nie rozumie, bo przecież jest wrzesień i ''mam jeszcze czas''. Sras nie czas. To egzamin, który dosłownie zaważy na naszym życiu, a ten dureń potrafi myśleć tylko o spotkaniach ze znajomymi i odkrywaniu kolejnych barów. Chociaż... on przynajmniej korzysta z dowodu.

Aleks wysłał już swojego nauczyciela jazdy do psychologa, wypił więcej piwa, niż przeciętny czterdziestoletni obywatel widział w swoim życiu, przespał się z połową okolicy i chyba nawet zaczął szmuglować czternastolatkom szlugi za toaletami.

A ja oglądałem Musicale, jeśli miałem czas i najbardziej upiłem się wtedy, gdy zjadłem trzy czekoladki z alkoholem.

Chociaż muszę się pochwalić, że to było dość buntownicze z mojej strony. Wiecie, szesnaście lat, alkohol...

Kogo ja oszukuję, jestem przegrywem. Powinienem się wzorować na Albusie. On ma szesnaście lat i jestem pewny, że robił o wiele gorsze rzeczy niż zjedzenie trzech czekoladek z rumem. Właściwie to pewnie nawet nie był rum. Czytałem kiedyś, że te czekoladki to jedna wielka ściema i tak naprawdę nie ma w nich nawet alkoholu, tylko jego aromat. I tak by mi to różnicy nie zrobiło.

Z alkoholem czy bez te czekoladki nie sprawiły, że stałem się jakimś bad boyem z fanfika. Nawet takiego gównianego fanfika porzuconego po kilku rozdziałach, bo autorka ma dysleksje, skrzywienie umysłowe, dziwne fetysze i musi wracać do robienia pracy domowej z przyrody. Ciągle jestem Jamesem Potterem. Humanem, któremu naprawdę podobały się lektury szkolne, póki nie musiał przeczytać Pana Tadeusza. Jestem tym randomem, którego spotykasz na ulicy i zapominasz po kilku sekundach. Nie jestem jakiś specjalny, nawet jak zakładam glany to biorę czarne sznurówki, by nie wzbudzać kontrowersji.

I wiecie co? To mi naprawdę odpowiada, bo jestem totalnie incognito. Serio, mógłbym dołączyć do fbi i śledzić Baracka Obamę a ten by się nie skapnął. Jestem kameleonem. Wtapiam się w tłum i to tak na poważnie. Jeśli trafię do jakiegoś baru, gdzie wszyscy będą mówić do siebie ''stary'' ja też zacznę. Chociaż, znając siebie, pewnie nigdy nie trafię do baru. Zwłaszcza takiego gdzie mówią do siebie ''stary''.

Drzwi autobusu się otwierają, a ja podnoszę głowę. Kierowcą jest dosyć młoda ruda kobieta i od razu na myśl przechodzi mi The Magic school bus*, zastanawiam się nawet chwilę, czy zaraz nie wyskoczy zza jej płomiennego koka zielony smok, jednak tak się nie dzieje.

Kupuję bilet i go kasuje. Nie ma już żadnego wolnego miejsca, więc chwytam się poręczy i wysilam całe swoje ciało, by nie chwiać się jak durny. Nawet to nie pomaga, bo Ms. Frizzle** najwyraźniej czerpie przyjemność z nagłego zatrzymywania się i brania ostrych zakrętów. The Wild Field Trip - to jedyne co mi przychodzi do głowy.

Kobieta naprawdę dobrała sobie zawód. Powinienem jej sprawić zielonego pluszaka smoka? Boże, żenujące. Nawet moje myśli są już żenujące.

Zatrzymujemy się na kolejnym przystanku, drzwi się otwierają i gdy tylko widzę kto wszedł do autobusu, sięgam po telefon i udaje, że coś piszę, oglądam jakieś fotki czy cokolwiek.

Bo naprawdę, jeśli jakiś los istnieje to, czy może przestać mnie wysyłać do miejsc, w których właśnie postanowili przebywać jacyś wysocy, niebieskowłosi, przystojni faceci? Nawet nie wiem jak go opisać. Ma te takie urocze dołeczki w policzkach i uśmiecha się do telefonu, a skoro uśmiecha się do telefonu, a może to oznaczać trzy rzeczy:

1. Ogląda memy.

2. Ma dziewczynę i właśnie do niej pisze.

3. Jego znienawidzona ciotka właśnie umarła i dostał cały jej spadek.

Skreślam od razu punkt pierwszy, bo jego uśmiech bardziej przypomina uśmiech z cyklu to-najlepszy-kurwa-dzień-mojego-życia, a nie ten z cyklu haha-fajny-pieseł. Zresztą błagam, kto uśmiecha się na memach. Zwłaszcza w miejscach publicznych.

Punkt drugi jest wysoce prawdopodobny. Nawet nie liczę, że może pisze do c h ł o p a k a, bo los nigdy jeszcze nie sprawił bym trafił na przystojnego, wysokiego, niebieskowłosego chłopaka, który byłby homo, bi albo pan czy jakiejkolwiek innej orientacji, która uwzględniałaby Jamesa Pottera. Takie mam szczęście.

Punkt trzeci jest możliwy. Na pewno bardziej możliwy niż to żeby chłopak kiedykolwiek zwrócił na mnie uwagę.

A jednak dzieje się coś tak bardzo niemożliwego, że przysięgam, gdybym nie trzymał się tej głupiej poręczy to pewnie bym upadł.

Uśmiecha się do mnie. Serio. D o m n i e. Nie, nie fantazjuje, to nie są przewidzenia (mam taką nadzieję). Patrzy centralnie na mnie i się uśmiecha tym uśmiechem z cyklu o-hej-nieznajomy.

Ja jestem nieznajomym. Cholera. Jak mam na to zareagować?

Dear Evan Hansen.*** — Mówi i pokazuje moją koszulkę.- Oglądałeś?

- Co? — Przez chwilę tracę łączność bo mój boże, odezwał się do mnie. I nagle ogarniam, że to zabrzmiało jakbym nawet nie znał motywu przewodniego mojej koszulki. A przecież znam, debilem nie jestem. — Och tak, uwielbiam go. Benji i Justin odwalili kawał świetnej roboty.

— Nie zapominając o Stevenie, jakbym nie zobaczył nigdy jego książki w empiku to przysięgam, nigdy bym się nie dowiedział o tylu świetnych musicalach. Zawsze wolałem filmy, ale puf! Dear Evan Hansen.

Jego śmiech jest uroczy. I to jak lekko gestykuluje, gdy mówi. Cały po prostu waha się w granicach uroczego chłopaka i przystojnego faceta. Dlaczego wszystko, co myślę, brzmi tak żenująco?

— Oglądałeś jeszcze jakieś? Oprócz Evana? — Cholera, a mogłem nic nie mówić. Po prostu chciałem podtrzymać rozmowę. A teraz pewnie wyszedłem na jakiegoś fascynata jego osobą. Chociaż przecież jestem fascynatem jego osoby. Okej, kolejna żenująca myśl do listy. Powinienem przestać.

— Tylko te najpopularniejsze. Hamilton, Cats, Nędznicy - tego typu

— To sobie poradzisz w świecie. — Uśmiecham się i myślę, dlaczego jestem takim debilem.

— Pożyjemy, zobaczymy. Zależy od tego, czy dobrze napiszę magisterkę. - Wzrusza ramionami.

Mój wewnętrzny stalker już zaczął zbierać o nim informacje, co trochę mnie przeraża.

Co mam teraz zrobić? Mam o coś zapytać, czy jak? Kontynuować rozmowę o musicalach?

I wtedy Autobus się zatrzymuje. Chłopak do mnie macha i wysiada.

A ja wciąż nawet nie znam jego imienia.


gBURR: O cholera.

CHAMilton: Cokolwiek się u ciebie wydarzyło napewno nie jest tak ważne jak wyjście na pizzę

gBURR: Serio? Ty ciągle o tym? Nie pójdę. Muszę się uczyć. I ''na pewno,, pisze się oddzielnie ty analfabeto. Brak przecinków ci wybaczę, ale nie przeginaj. Szanujmy się.

CHAMilton: Pan-wiem-wszystko-i-lubię-krzyżaków się melduje?

gBURR: No, ale ze mnie Hermiona.

CHAMilton: Hermiony. Czekaj na swoją Ronaldzice

gBURR: Obawiam się, że Hermiony gustuje w chłopakach z autobusu ;( wybacz Ronaldzico.

CHAMilton: cZeKaJ

CHAMilton: Jakich chłopakach z autobusu

CHAMilton: o czym nie wiem

CHAMilton: jak mam nazwać wasz ship?

gBURR: To nie jest tak ważne jak wyjście na pizze.

CHAMilton: Moja broń przeciwko mnie?!

gBURR: Haha >:D

CHAMilton: Mów mi wszystko. Odpuszczę ci nawet pizzę.Jak nazwiecie swoje przyszłe dzieci?

gBURR: wow, nie zapędzaj się tak.

CHAMilton: Waszego syna macie nazwać Aleks. Po mnie, albo po Hamiltonie. Czyli też po mnie.

gBURR: jakie rozkminy.

CHAMilton: Oczywiście, że tak. Opowiadaj. 

gBURR: byłem w autobusie i gadałem sobie z jakimś przystojnym kolesiem o Musicalach. Tyle.

CHAMilton: Serio

CHAMilton: O musicalach?

CHAMilton: Jak ty planowałeś go wyrwać

gBURR: Nie planowałem.

CHAMilton: Ty debilu

CHAMilton: Jak wyglądał?

gBURR: Miał niebieskie włosy. I dołeczki w policzkach. I był wysoki. Serio, był wysoki. Albo to ja jestem niski.

CHAMilton: To ty jesteś niski

gBURR: Jestem od ciebie wyższy.

CHAMilton: jasne

gBURR: To jest potwierdzone naukowo.

CHAMilton: Wypchaj się swoją nauką. Co jeszcze o nim wiesz?

gBURR: Mówił coś o magisterce. Więc albo pisze za rok lub w tym.

CHAMilton: Uhuuu

CHAMilton: Celujemy w starszych widzę

CHAMilton: Kinky

gBURR: Wypchaj się

CHAMilton: Nie wierzę

CHAMilton: zapomniałeś o kropce 

CHAMilton: Kim jesteś i co zrobiłeś z Hermionym

gBURR: Wypchaj się.*

CHAMilton: i jesteśmy w domu

gBURR: Spalę ci ten dom.

CHAMilton: B Ł Ą D

CHAMilton: Spalę ci matkę i zgwałcę dom

gBURR: Kinky.

CHAMilton: Słuchaj nie czas na rozmowy o moich fetyszach tylko o twoich ok

CHAMilton: wiesz jak się nazywał?

gBURR: Nie.

CHAMilton: Masz jego numer czy coś?

gBURR: Tym bardziej nie.

CHAMilton: znajdę ci go. Znajdę ci go nawet bez tego. Daj wujkowi Aleksowi dwie minutki i dostaniesz jego adres zamieszkania, imię wujka od strony dziadka fryzjera makijażystki matki córki świętej elżbiety i listę zainteresowań + status związku

gBURR: Opanuj się.

gBURR: I nie szukaj go.

CHAMilton: A to dlaczego

CHAMilton: ja chcę być na waszym ślubie :(((

gBURR: był ładny, ale nie wiem czy nie jest jakimś seryjnym mordercą czy innym psychopatą.

CHAMilton: ... Kinky?

gBURR: Zabiję cię. Zabije cię kiedyś, obiecuję.

CHAMilton: Lol, w takim razie bardziej martwiłbym się o tego chłopaka niż o ciebie

gBURR: Czuję się zdradzony.

CHAMilton: ja też

CHAMilton: Wiesz dlaczego?

CHAMilton: Bo nie chcesz na pizzę

gBURR: Mówiłeś, że mi odpuścisz.

CHAMilton: LOL powinieneś już wiedzieć że mi nie można ufać

gBURR: Zabiję cię vol.2

CHAMilton: ogólnie to

CHAMilton: Postawię ci pizzę jak z nami pojedziesz

gBURR: kuszące. 

CHAMilton: Ha! Wiedziałem

gBURR: Jeszcze się nie zgodziłem.

CHAMilton: ...

CHAMilton: Pizza + maraton hp + wytłumaczę ci biolkę?

O cholera. Jeśli naprawdę musicie co wiedzieć o Aleksie, to to, że jest naprawdę dobry z biologii. Jest idiotą, ale tylko w praktyce. Więc właściwie, oglądanie filmów Harry'ego Pottera i wyjście na pizzę równa się nauka z biologii? To się nazywa matematyka Aleksa moi drodzy, a ja jestem jej wielkim fanem. Od dzisiaj.

gBURR: Wiesz, chyba na głodnego nic się nie nauczę.

CHAMilton: Omg, lofciam cię <3333 Będziemy mieć taką zarąbistą paczkę jak w scooby-doo i załatwimy sobie vana którego pomalujemy na różne kolory i będziemy mieszkać w jednym apartamencie omggg poznasz tylu fajnych ludzi <3333

gBURR: Zgodziłem się tylko wyjść na pizzę.

gBURR: Nie dołączyć do jakiejś podejrzanej grupy detektywistycznej.

CHAMilton: To to samo

CHAMilton: Naszą pierwszą sprawą będzie odnalezienie twojego chłoptasia z autobusu

CHAMilton: i myślę że to nie będzie trudne ;))

gBURR: Mam się bać?

CHAMilton: Nie.

Jeśli Aleks pisze coś z kropką, to mam się bać. Cholernie się bać. Najlepiej zmienić imię na Hermiony Ginger, wyjechać z kraju i zostać pustelnikiem mieszkającym w Puszczy Amazońskiej. Autobus się zatrzymuje. Patrzę na wychodzących ludzie i myślę, czy lekcja biologii (o cholera, to źle brzmi) jest warta swojej ceny.

gBURR: Okej, o której mam być?



--

Czy będę żałować publikacji? Tak. Czy 1/4 tego rozdziału to rozmowa sms-owa? Tak. Czy bardzo się jaram tą książką chociaż nie powinnam? Tak.

I czy jest cholerna pierwsza nad ranem?

Tak.

*The magic school bus - Program tv

** Ms. Frizzle - Bajkowa postać powożąca ''magicznym autobusem,, w bajce

***Dear Evan Hansen - Musical

Poza tymi pojawiają się także takie nazwy jak:

Nędznicy

Hamilton

oraz

Cats

Wszystkie są popularnymi musicalami, które polecam obejrzeć (Ale nie oglądajcie filmowych kotów, only wersja telewizyjna).












Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top