Rozdział 17 Siostry Arcee.

Muzyka Robbiego Williamsa była w porządku. Niektóre utwory znałam, zwłaszcza te, które stały się hitami. Facet miał świetny głos, a teksty piosenek nie były zbieraniną słów. Jednak będąc już w połowie czwartej płyty z rzędu, miałam już trochę dość. Przeważająca melancholia, harmonia i dużo podnoszenia głosu zwyczajnie zaczęła mnie przytłaczać. Potrzebowałam czegoś żwawszego, ale słysząc, jak Jazz nuci pod nosem z radością, nie miałam Iskry, aby prosić go, o coś innego. Starałam się skupić na powierzonym zadaniu. Kiedy porucznik przekopywał Internet, ja jeszcze raz przeglądałam to, co uznał, że warto sprawdzić. Czytałam każdy artykuł, wpis czy komentarz i obejrzałam każdy film lub zdjęcie i odrzucałam wszystko to, co z pewnością nie dotyczyło Transformerów. Masę rzeczy było niepewnych i takie zostawiałam Jazzowi. Znalazło się dość sporo zdjęć i wpisów dotyczących wydarzeń w Katowicach, zaledwie trzy komentarze na Facebooku i jedna rozmowa na Twitterze dotycząca bezpośrednio mnie i tego, co wydarzyło się na zaporze oraz rozmowa na Discordzie o walce z Dreadem. Zdaniem Jazza nie było tak źle, jak na początku się spodziewał. Nikogo z nas nie uchwycono na zdjęciu czy filmie w formie robotów, ale było wielu świadków. Niestety, do tej pory nie trafiły się żadne wzmianki o agentach CIA. To najbardziej martwiło porucznika. Wolał wiedzieć, że wróg zna nasze położenie i nas szuka, niż nie wiedzieć, nawet jeśli to oznacza, że wróg nic o nas nie ma.

Usłyszałam kroki w korytarzu. Gdy podniosłam głowę, do centrali weszła niebieska fembotka. Szybko podeszła do biurka i głośno uderzając dłońmi o blat, oparła się o niego. Zawisła nad monitorem Jazza i czekała, wbijając wzrok w jego hełm, kompletnie ignorując moją obecność.

Jej zbroja była błękitna. Miał bardzo jasną, prawie białą cerę, a pod pewnym kątem wydawała się delikatnie niebieska. Na głowie miała wielkie płyty układające się w dużą koronę z przerwą nad czołem. Część jej hełmu, łącząca się z tymi płytami, opuszczała się i w formie tępo zakończonej, wąskiej blaszki zasłaniała grzbiet nosa. Przez szparę między płytami wystawał biały grzebień z czerwoną końcówką. Szyję zasłaniał równie masywny kołnierz. Nad jej ramionami sterczały dwa cienkie koła z pełnymi felgami. Na biodrach spoczywały płyty, które przypominały bufiastą spódnicę albo wielkie kieszenie spodni wojskowych. To mocno podkreślało jej talię.

Jazz siedział z głową opartą na ręce. Wyglądał, jakby w ogóle nie zauważył jej przybycia, ale po kilku kliknięciach podniósł się, oparłszy podbródek na dłoni.

— Czym się różni metal od rocka? — zapytała, nie czekając na dalsze reakcje Autobota.

Jazz nie odpowiedział od razu, przez cały czas analizując twarz kobiety.

— Chodzi ci o nurt czy cechy tej muzyki?

Chwila ciszy. Niebieska musiała się zastanowić.

— Jazz, nie wiem. Wyjaśnij mi to jakkolwiek, najważniejsza różnica, co jest co?

— Po co ci to?

— Bo się z Flare sprzeczałyśmy, a Internet tak nam odpowiedział, że dalej nie wiemy.

Pokiwał głową.

— Podejrzewam, że wcale nie szukałyście, albo szukałyście powierzchownie. — Uśmiechnął się zaczepnie, na co fembotka odpowiedziała sztucznym, słodkim uśmieszkiem. — Rock and roll to potocznie rock, heavy metal to metal. Ogólnie rock jest gatunkiem muzyki rozrywkowej, a heavy metal jest pochodną od rock and rolla.

— To nie jest tak, że rock i metal to... coś, co da się słuchać i coś, co powinno się zabić, zanim się zrodziło? Dwa oddzielne gatunki?

— Daj spokój, rock and roll nie jest taki zły... — powiedział, szczerząc zęby.

Autobotka sapnęła, a jej ręce bardziej się rozjechały. Jazz cicho parsknął i oparł się o fotel.

— Podejrzewam, że to, co uważasz za rock, jest to w rzeczywistości hard rock, pop-rock albo heavy metal, a to, co jest dla ciebie metalem to skrajne podgatunku heavy metalu, jak na przykład death metal.

— Czyli... — Wyprostowała się. — Ale czym to się różni?

— Długo by wymieniać i pewnie byś nie wiele zrozumiała.

Założyła ręce na piersi.

— Nie uważam cię za głupią, tylko to jest tak, jakby Ratchet miał wytłumaczyć czym się różni energon obwodowy od głębokiego! Jakby wiesz, ale i tak nie pojmujesz.

Przestąpiła z nogi na nogę.

— No dobra, tu się zgodzę.

— Łatwiej jest powiedzieć, jakie to ma cechy wspólne. Przede wszystkim wszystkie gatunki rockowe bazują na gitarach i perkusji, a wywodzą się od bluesa i jazzu.

Westchnęła ciężko, na końcu wydając z siebie cierpiętnicze warknięcie.

— Co przegrałaś?

— Magazynek.

— Mógł być blaster. Trzeba widzieć pozytywy, nie?

— To był mój ostatni...

— O! A to prawie jak blaster. No to faktycznie, brak powodów do uśmiechu. Co cię podkusiło?

— Nie wiem, Jazz... Flare mnie podpuściła...

— Uuu... Czyżby temperament Side'a się udzielał? — Jazz wyszczerzył się.

— Nawet mi nie mów... Jeśli tak, to z jakimś pięćsetletnim opóźnieniem. — Oderwała ręce ze stołu i założyła je na piersi. — Weź mnie dobij, jeśli to prawda...

— No i jak? — Usłyszałam.

Do pokoju wszedł Dino, również jakby mnie nie widział. Fembotka westchnęła ciężko. Zacisnęła usta w wąską linię. Spojrzała bardziej na bok, aby ukryć wywrócenie oczami.

— Flare ma rację — warknęła i widać było, że te słowa boleśnie pocharatały jej gardło.

— Mówiłem ci, a nie chciałaś słuchać... — Wzruszył ramionami, a wtedy jego wzrok padłna mnie. — Ouh là là, hola señorita.

Pojawił się przede mną tak nagle, jakby w schowku trzymał teleporter. Jego twarz zasłoniła mi prawie całe pole widzenia. W moment złapał moje spojrzenie i sparaliżował mnie. Kątem oka widziałam, jak delikatnie, jeden po drugim układa palce na ramie monitora i go przesuwa, niszcząc pionową barierę, jaka nas dzieliła. Powoli się schylił i oparł łokcie na blacie, ustawiając sztylety ostrą krawędzią do dołu. Brodę oparł na splecionych palcach i wlepił we mnie optyki, jakbym była dziełem sztuki, które tak cholernie pożąda. A w a-ceptorach jeszcze słyszałam jego uwodzicielski, głęboki głos.

— No więc Jazzman przespał się z tobą i nagle mu się poprawiło...

Przekrzywił głowę, przymrużył oczy, odrętwienie minęło. Spojrzałam gdzieś w bok, ale przed dalszym ruchem wciąż mnie coś powstrzymywało. Przeszły mnie ciarki, gdy powtórzyłam w głowie jego ostatnie słowa.

Opuścił dłonie na blat, przysunął się. Prawie stykaliśmy się policzkami. Biło od niego mnóstwo ciepła i tak cudnie pachniał. Nie mogłam stwierdzić czym, ale to było świetne. Mimo to działał jak paralizator. Ogłuszył mnie i mogło to wyglądać, jakbym mu na to pozwalała. A mnie było tak strasznie niezręcznie.

— Coś cicha się zrobiłaś, czyżbyś się wstydziła? — zapytał.

Kiwnęłam twierdząco głową, jednak tak słabo, że mógł nawet nie zauważyć. Byłam spięta, gotowa do ucieczki, a gdzieś w środku wszystko się topiło, aż mi było źle przed samą sobą.

— Och... Señorita...

Jego szponiaste, mimo to delikatne palce pod moim podbródku. Podniósł moją głowę tak, że byłam zmuszona spojrzeć mu w oczy. Gorąco mi się zrobiło w komorze, od tych optyk. Było łagodniejsze niż u Knockouta, co absolutnie nie pasowało do jego ruchów idealnych dla playboya.

— Ale ty masz śliczną buźkę, aż bym cię...

Coś błysnęło po oczach. Puknięcie i zakręciło się na stole. Płyta, podobna do CD. Spojrzeliśmy na Jazza. Siedział nieco rozwalony na krześle. Kobieta stała z założonymi rękami i przyglądała się nam z uniesioną brwią.

— Daj dziecku spokój — powiedział Jazz.

Dino się wyprostował. Kiedy jego czarujące optyki zniknęły sprzed mojej twarzy, odetchnęłam z ulgą. Chwała Jazzowi, tylko czemu tak późno przybył z tą płytą? Mirage spiorunował porucznika. Jazz pozostał niewzruszony.

— Nie musisz straszyć jej bardziej. Knockout zrobił dzisiaj swoje — dodał srebrny.

— Nie robię tego — odezwał się Dino.

— Taaa? To co to było?

— Podryw.

Autobotka prychnęła sztucznie rozbawiona.

— Nie uważasz, że jest dla ciebie za młoda? — zapytała. — Albo czy czasem nie chciałeś jej zeswatać z Sidedwipe'em?

— Sprawdzam grunt za niego, bo sam się nie chce zabrać. U Maccadama wam nie przeszkadzało, jak...

— Dość — przerwał mu Jazz. — Wypad.

Dino fuknął wściekły i bez słowa wyszedł.

— Mniej viagry, to nie będzie cię nosiło! — zawołała fembotka.

Żołnierz odwrócił się i pokazał jej środkowy palec. Wtedy kobieta wypięła się do niego i klapnęła swój pośladek.

— Wiesz, gdzie możesz mnie cmoknąć!

— Prędzej zdechnę!

Zniknął za rogiem. Fembotka wyprostowała się dumnie.

— To nie było potrzebne — powiedział porucznik, kompletnie nie podzielając jej entuzjazmu.

Wzruszyła ramionami.

— Od kiedy z ciebie taka przyzwoitka?

Tym razem porucznik wstrząsnął ramionami, a potem poprawił się na fotelu.

— Dobra, to idę, jak masz robotę... — Zrobiła krok w stronę wyjścia.

— Nie wyganiam cię przecież. — W jego głosie nie było jednak przekonania.

— Oj, Jazz... Przecież widzę, że się poddenerwowałeś. Pracuj sobie w świętym spokoju.

Skierowała się do wyjścia, jednak nim wyszła, stanęła w progu. Odwróciła się i spojrzała na mnie.

— Idziesz?

Dech mi na moment zaparło. To miałam gdzieś iść? Nie zabrzmiała, jakby mi rozkazywała, tylko jakby chciała mnie pospieszyć. Tylko nie rozmawiała ze mną, więc napadła mnie wątpliwość, czy to w ogóle było do mnie. Wskazałam na siebie, chociaż to było tak bardzo głupie.

— No tak — powiedziała łagodniej.

Spojrzałam na Jazza. Uśmiechał się i ruchem oczu wskazał, abym z nią poszła. Czy oni się dogadali między sobą w jakiś telepatyczny sposób? O! A może, kiedy gadali, wysyłali sobie SMS-y na komunikatorach. To było bardziej prawdopodobne, ale jakoś nie wierzyłam w to.

Wstałam, zasunęłam za sobą krzesło. Spojrzałam jeszcze na porucznika, zanim zniknął za ścianą. Pokazał mi kciuka uniesionego w górę, o ile to był kciuk, a nie środkowy palec... Problemy ze szczypco-dłonią.

Dogoniłam Autobotkę. Była niższa ode mnie, może wzrostu Jazza, jeśli nie o odrobinę niższa. Chodziła trochę sztywno jak żołnierz na służbie.

— Z Dino trzeba ostro — zaczęła — inaczej na za dużo sobie pozwala. Ale nie jest szkodliwy w przeciwieństwie do niektórych... Przynajmniej nie zrobiłby nic, na co się nie zgadzasz. Ale jest na tyle sprytny, że mógłby cię w końcu przekonać i nawet byś się nie spostrzegła kiedy. Zresztą... Na każdego chłopa trzeba uważać.

— Dzięki za radę — mruknęłam.

Fembotka rzuciła na mnie krótki spojrzeniem.

— Chromia jestem.

— Zafira.

Zatrzymałyśmy się przed wejściem korytarza.

— Poważnie? Z Sideswipe'em chce cię zeswatać?

— Sama to powiedziałaś.

— Uznałam to za żart niskich lotów.

— Powiedział to dość zdecydowanie. Coś sobie ubzdurał. Ani ja, ani Sideswipe nie życzymy sobie tej swatki. Z Sideswipe'em mi się tylko dobrze rozmawia, to tyle.

— Lubisz go?

— Kogo? Sideswipe'a? Jest sympatyczny, miły, uroczy... — zaczęłam wymieniać, aż nie złapałam się na tym, że gadam za dużo. Zacięłam się, a Chromia parsknęła śmiechem. Z podwójną siłą trzasnęło mnie uświadomienie sobie, że z tego mogą wyniknąć pewne nieporozumienia, jeśli ktoś się o tym dowie.

— Ej, nie mów mu tego — powiedziałam z przesadnym przerażeniem w głosie.

— Spoko! Nic mu nie powiem — uspokoiła. — Chodź. — Kiwnęła palcem, prowadząc mnie do sali ze stołem do tenisa.

W pomieszczeniu nikogo nie było, jednak dźwięki było słychać z dalszego pomieszczenia. Ktoś oglądał mecz koszykówki. Pokój był wyłożony starymi dywanami, gąbkami i innymi materiałami. Nie było w nim nic, na czym można by usiąść. W rogu stał jedynie komputer i podpięty do niego duży ekran, wiszący na ścianie.

Były tam dwie fembotki. Jedna, różowa, leżała z gąbką pod głową i przeglądała coś na tablecie. Druga, o fioletowej zbroi, siedziała wpatrzona w ekran, co raz podrygując. Ta druga szybko mnie zauważyła.

— No w końcu! — zawołała, nagle pojawiając się przede mną. — Kochana! Kochaniutka! — Złapała mnie za rękę i wciągnęła do pokoju. — ...musimy sobie pogadać. Słońce! Siadaj i opowiadaj! — Pociągnęła mnie w dół, nie dając mi wyboru. — No! Mów, skąd jesteś? Który region Cybertronu? Może Caminus? Nie... Wyglądasz na Cybertronkę. Jesteś z Iacon? Pewnie tak, jak większość. O! Kogo miałaś za dowódcę? W której części Cy...

— Flareup! — wrzasnęła różowa fembotka.

— No co?! — odkrzyknęła, odwracając się do niej.

— Ciszej — warknęła przez zęby.

— A przede wszystkim wolniej — dodała Chromia. — Ucieknie, jak będziesz ją tak atakować.

Fioletowa wskazała na niebieską palcem i wykonała ruch, jakby strzeliła.

— Flareup. — Podała mi rękę.

Miała równie jasną karnację co Chromia. Jej hełm zbudowany z płyt, jednak mniejszych i bardziej wygiętych. Wraz ze szpicem między brwiami, tworzyły coś podobnego do uproszczonego pucharu. Kwadratowy grzebień rozdzielał ten puchar na pół. Audio receptory okrywały spore, koliste pokrywy. Szyję osłaniał masywny, ale niższy kołnierz niż u niebieskiej fembotki.

— A ta maruda to Arcee — powiedziała Flareup półszeptem, zasłaniając dłonią usta od strony różowej fembotki.

Hełm różowej Autobotki był najmniej ozdobny. W przeciwieństwie do Chromii i Flareup jej był w większej części biały, niż różowy jak zbroja. Kwadratowy grzebień był niski, pionowo schodził na czoło i między brwiami tworzył szpic. Szczególne natomiast były pokrywy a-ceptorów — bardzo przypominały fryzurę księżniczki Leii Organy z „Gwiezdnych wojen".

Kobiety łączyło kilka cech: bardzo jasna cera, delikatnie zabarwione wargi w kolorze zbroi, sterczące za ramionami koła, koła na łydkach i te płyty na biodrach przypominające spódnice. Ich twarze i głosy były podobne. Wyglądało na to, że są także bardzo zbliżonego wzrostu.

Różowa spiorunowała nas wzrokiem. Zacisnęła usta w wąską linię. Flareup to zauważyła, ale ani trochę się tym nie przejęła. Lepiej, jej uśmieszek jasno oświadczał, że chciała ją tymi słowami uszczypnąć. Chromia zagapiła się na mecz. Nie wiedziałam, jakie to drużyny, nawet nie próbowałam ich odczytać z tablicy wyników, która ukazywała dwadzieścia cztery do dwudziestu sześciu.

— Nie jest zbyt otwarta — dodała szeptem Flareup. — Chodząca chmura deszczowa.

— Flareup — warknęła ostrzegawczo Arcee.

Fioletowa machnęła ręką na różową. Piłka wpadła do kosza, trzy punkty do drużyny w zielonych koszulkach, Chromia zacisnęła pięść i zwycięsko mruknęła „jest". Siadła na podłodze, krzyżując nogi i skupiła się na meczu.

— Coś małomówna jesteś. Wstydzisz się? Kochanie, nie ma czego! — Z każdym słowem mówiła coraz głośniej. — Wiesz, z własnymi siostrami i gangiem facetów czasem można wyjść z siebie i stanąć obok, więc ja bardzo chętnie posłucham kogoś innego! Opowiadaj! Kiedy trafiłaś na Ziemię? Dobrze cię traktowali jak tutaj jechałaś? Gdybym wiedziała wcześniej, że przyprowadzą płeć piękną, to na bank wepchałabym się na tę misję. Zwyczajnie bałabym się, że cię tam zjedzą! Większość się za tobą ogląda aż im w karkach strzela! Jakby mogli to by Cię chyba...

— Flare... — zawyła cierpiętniczo Chromia, eksponując palce, jakby były szponami.

— No co tym razem?!

— Wolniej — powiedziała głośno i dobitnie wyraźnie.

— I ciszej — dodała Arcee. — Nie da się ciebie słuchać.

Flereup wywróciła optykami i przedrzeźniając fembotki, bezdźwięcznie zakłapała ustami. Kolejny kosz, trzeci z rzędu dla przeciwnika. Chromia warknęła pod nosem, widząc tabelę z wynikami.

— Ona doskonale wie, że mają ją na celowniku. Dino dał jej to dzisiaj do zrozumienia. Chyba wyszedł z wprawy, bo ta jego próba podrywu była żałosna — powiedziała Chromia.

— Z dwojga złego wolę jego niż Knockouta. Przynajmniej dzielił nas stół...

— Dino jest szczery, aż czasem bezczelny. — Poklepała mnie po ramieniu. — Można się przez niego popłakać. A iskier ile połamał to, nie da się zliczyć. Ale przynajmniej wiemy, my — wskazała na siebie i pozostałe fembotki — przynajmniej wiemy, że to na ogół spoko facet. O Knockoucie już tyle nie wiemy, więc trzeba szczególnie na niego uważać. Nie chodzi o to, że był Deceptem, chociaż trochę też, ale jednak w większości nie ma to aż takiego wpływu, ale nie można też z łatwością określić, czy czasem gorsze — być może gorsze — w obyczajach wojsko Deceptów nie zepsuło go bardziej niż naszych chłopaków... Nie wiem... Ale na ogół, tak mu się przyglądnąwszy bliżej, nie jest chłopak taki zły... Laluś, bo laluś, to nawet nasi lalusie nie są w stanie go przebić, ale tak z oczu, chociaż czerwonych, to nawet dobrze mu patrzy... Podejrzewałam, że jest gejem, ale jak mówisz, że do ciebie podbijał, to burzy tę moją teorię... — Wzruszyła ramiona. — Niezbadane są wyroki Solus...

— Ale ty chrzanisz. — Odwróciła się Chromia.

— Czekaj. — Przerwałam, zanim Flareup zdążyła otworzyć usta. — Powiedziałaś, że jesteście siostrami?

Nogi Arcee zjechały do poziomu, a tablet stuknął o zbroję.

— Nikt cię nie uświadomił? — zapytała Flareup.

Kiwnęłam głową przecząco. Kobieta zakryła dłońmi komorę i szeroko otworzyła usta, malując sobie na twarzy teatralny szok i oburzenie.

— Co za dranie! Nie powiedzieli o nas!

Chromia klapnęła w kolano, kiedy padł kosz dla jej drużyny.

— Czy to jest aż tak mało oczywiste? Nie widać po nas, czy co? — warknęła Arcee, strzelając piorunami w moją stronę.

Chromia przerwała śledzenie wartkiej akcji na ekranie. Flareup zesztywniała. Ja zastanawiałam się, co powiedziałam źle. Gorąco mi się zrobiło.

— Przepraszam. Jesteście podobne, ale myślałam... Myślałam, że rodzeństwo będzie identyczne.

Piłka zaliczyła kolejny kosz dla zielonych. Z korytarza dotarło echo czyjegoś głosu, chyba Ratcheta.

— Ty jesteś tak tępa czy udajesz?

W ręku Chromii coś błysnęło i uderzyło w komorę różowej fembotki. Zerwała się do siadu. Znalazła błyszczący przedmiot, ale powstrzymała się, nie podniosła ręki, chociaż była gotowa do rzucenia nim. Niebieska klęczała i patrzyła na różową wyzywająco. Flareup siedziała zesztywniała, nawet przytrzymywała oddech. To jakby każdy ruch czy dźwięk miał spowodować, że rzucą się sobie do gardeł. W końcu Chromia usiadła na piętach, a Arcee podrzuciła jej błyszczący przedmiot.

— Tak, jesteśmy bliźniaczkami — odezwała się Flareup tak głośno, że mi jeszcze rozpędzona iskra od tego napięcia przystanęła. — Bliźnięta nie muszą być identyczne, chociaż się zdarza. My mamy różne formy alternatywne i to nas tak mocno różnicuje. A Arcee to się nie przejmuj. Ma jakieś gorsze dni...

— Gorsze dni? — oburzyła się wspomniana Autobotka.

— No dobra, miesiące.

Chromia parsknęła, Arcee natomiast chciała nas spopielić wzrokiem. Zaciśnięte pięści mógłby wtedy zgnieść najtwardsze metale.

— O tym mówię, Arcee! Jesteś prawie stale naburmuszona, wściekasz się o coś, nie wiadomo o co. Próbujesz rozstawiać nas po kątach, ale im bardziej cię ktoś nie słucha, tym bardziej się wściekasz i tym bardziej nikt nie chce się słuchać. Gdybyś może czasem powiedziała, co cię tak drażni, to może by tego nie było. Ale nie... Ty stawiasz na typowe: „domyśl się"! Myślisz, że ktoś się domyśli? Zapomnij! Nikomu się myśleć nie chce i zgadywać, z czym masz problem!

Siedziałam nieco dalej od Arcee, przysłaniała mnie Flareup, ale i tak czułam się jak wystawiona na ostrzał tarcza. Miałam ochotę się stamtąd ewakuować w bardzo ekspresowym tempie. Wściekłość w czystej postaci i olewczy stosunek były jak dwa bieguny, tworzące wokół siebie tak bardzo napięte pole, że mimo chęci wyjścia, bałam się drgnąć. Tak jakbym miała zaburzyć stabilność tego pola, co mogłoby doprowadzić do mini wojny między siostrami, a i mnie rozładowanie tego napięcia mogłoby dosięgnąć.

— W tym właśnie problem, Flareup — wysyczała. — Nikt z was nie myśli.

— Myślimy, tylko nie o tym, o czym ty byś chciała, żebyśmy myśleli. Serio Arcee, domyślam się, że świadomość, że jakieś ścierwo posłało cię na tamten świat, bywa nie do zniesienia, ale nikomu się nie chce w tej szukać zemsty. Odpuść tro...

Stabilność zdechła. Różowa jak kot rzuciła się na fioletową. Ta druga ledwo uniknęła pięści wymierzonej w twarz. Rzuciłam się w tył, aż dotknęłam plecami ściany. Kobiety szamotały się na podłodze, a wkrótce dołączyła trzecia. Chromia próbowała je rozdzielić, ale Arcee kopem w brzuch posłała ją na podłogę. Trafiła w bardzo niefortunne miejsce. Nim niebieska się pozbierała, fioletowa kilka razy rąbnęła głową różej o ścianę. W odwecie Arcee kolanem zdzieliła ją po komorze, zrzuciła z siebie, trzasnęła w twarz, a potem waliła na oślep po ramionach i piersi. Wtedy Chromia, z wyrazem mordercy wyciągnęła spod zbroi na plecach kijek, który transformował w topór. Zamachnęła się i płaską częścią uderzyła Arcee w bok, zrzucając ją z Flareup. Arcee przeturlała się, a gdy zatrzymała, wymierzyła w siostrę z dwóch pistoletów. Do tego Flareup się podniosła i wyciągnęła coś, co wyglądało jak granat.

Mnie się słabo zrobiło. W głowę uderzyła mi fala gorąca. Zaparłam się, aby nie runąć na ziemię. W a-ceptorach echem odbijały mi się ich wrzaski. Aż w końcu ugięło się pode mną kolano. Już tego nie powstrzymałam. Runęłam jak stare drzewo. Zamroczyło mnie, nie wiem na jak długo. Kiedy je otworzyłam, chwilę po tym, jak mnie ktoś przekręcił na plecy, nad sobą zobaczyłam srebrną twarz z orlim nosem, obudowaną w zielone części. Na czole miał gogle z niebieskim i czerwonym szkiełkiem, a w ustach trzymał coś na wzór wykałaczki. Z konstrukcją przypominającą wąsa, przypominał mi Freddiego Mercurego. Podniósł kącik ust. To był ten rodzaj szyderczego uśmieszku. Wstał i oparł się bokiem o ścianę.

W pokoiku poza siostrami był jeszcze Dino. Chromia siedziała skulona pod ścianą. Flareup została przyciśnięta przez stopę Dino do podłogi, a sztyletem trzymanym przy szyi Arcee, utrzymywał ją przy ścianie. Różowa trzymała pistolety wymierzone w snajpera. Zemdliło mnie. Napłynęła mi ślina do ust, a za chwilę zwymiotowałam.

— Ojoj... — Usłyszałam nad sobą szorstki głos. — Słabe nerwy. — Zaśmiał się.

Wypluwałam resztki, kiedy czerwone ręce wzięły mnie za ramiona i postawiły do pionu. Nagła zmiana pozycji i za moment znowu zwymiotowałam. Dino podniósł moją głowę i popatrzył po optykach.

Arcee odeszła od ściany. Chciała wyjść, ale zielony złośliwie zastąpił jej drogę. Z rozbawieniem powiedział: „ups". Kobieta nie przebierała w środkach. Kopnęła go w krocze i przepchnęła na bok. Wyszła w pośpiechu. Dino popatrzył za nią.

— Zajmijcie się nią — powiedział za siebie i pobiegł za różową. — Arcee!

Chromia wyprostowała nogi i plecy, jęcząc przy tym. Nieustannie trzymała dłonie na kroczu i podbrzuszu. Flareup podniosła się, popatrzyła po siostrze, a potem podeszła do mnie.

— Wszystko OK? Co się stało?

Otworzyłam usta, ale nie mogłam się odezwać. Dopiero po chwili nieudanych prób udało mi się wykrztusić: „pistolet".

— Acha... No przecież. Coś chłopaki wspominali, że się boisz gnatów. To dość dziwna fobia powiem ci, zwłaszcza kiedy mamy z tym kontakt od maleńkiego. Może coś ci się stało? Może...

— Flareup... — jęknęła Chromia cierpiętniczo. — Błagam cię, skończ już paplać tym jęzorem.

Podniosła się i wpół zgięta podeszła do mnie, przepychając siostrę na bok. Usiadła naprzeciwko mnie.

— Wybacz za to. Każdemu się zdarza się zapomnieć, chociaż w przypadku Arcee mogła to być ignoran...

— Szmata... — przerwał jej zielony burknięciem do samego siebie. Autobot ponownie stanął w progu. — I co? Różowa małpa nie w humorze?

— Crosshairs... — warknęła Chromia, spoglądając na niego jak na przyszłą ofiarę morderstwa. — Zafira, chcesz iść do Ratcheta?

— Nie, nie, nie trzeba. To tylko z nerwów.

— Na pewno? Słyszałam, że masz problemy z chłodzeniem.

— Nie, naprawdę, nic mi nie jest. Jak się zestresuję, to czasami robi mi się słabo.

— OK. Może powiedz, co przy tobie możemy wyciągać. Takie potyczki czasem się zdarzają.

— Topór jest ok, ale nic, co strzela i wybucha.

— Poważnie...? — jęknęła fioletowa. — A myślałam, że sobie coś kiedyś powysadzamy w powietrze. Ugh... Smutek. — Założyła ręce na piersi i zrobiła smutną minkę.

— No to widzę, że będziemy mieć kolejnego darmozjada w bazie, co do niczego się nie przyda — burknął złośliwie zielony i splunął na podłogę i to dość blisko mnie.

Powoli się podniosłam. Opierając się o ścianę, oddaliłam się od niego. Tyle mi wystarczyło, aby wyrobić sobie o nim opinię buca i chama, a takich wolałam unikać. Po co psuć sobie przez nich nerwy? Poza tym nie chciałam zostać „przypadkiem" opluta.

Usiadłam, bokiem oparłszy się o ścianę. Wlepiłam spojrzenie w telewizor, chociaż mecz koszykówki nie był dla mnie specjalnie interesujący. Wolałam piłkę nożną albo siatkówkę, jeśli miałam wybrać sport, na który lubiłam patrzeć. Przysiadła się do mnie Chromia. Z krzepiącym uśmiechem poklepała mnie po ramieniu.

— Czego chcesz, Cross? — zapytała Flareup.

Usłyszałam klaśnięcie. Zbili sobie piątki.

— Chciałem trochę cię powkurwiać, ale...

— Wkurwiasz samym istnieniem. Powinno ci to wystarczyć. No, mów dalej.

— Ale macie tutaj świeży metalik do zapoznania...

— Nawet o tym nie myśl, nie twoja liga kochaniutki.

Crosshairs prychnął rozbawiony, po czym znowu splunął. Skrzywiłam się, słysząc to. Zerknęłam zniesmaczona na Chromię. Akurat odwróciła się w ich stronę.

— A Jazz to niby jest?

— W przeciwieństwie do ciebie, Jazz ma klasę i jest miły — powiedziałam, nie zaszczycając go spojrzeniem.

— Czy każdy musi być „miły"? — powiedział szyderczo. — I co? I tym byciem „miłym", nawet po tym strzelaniu po nocy i darciu mordy jak zarzynana świnia, Jazz zasłużył sobie na spanie przy tych dużych zderzakach? To może ja zasłużę...

Jęknął i zgiął się wpół, kiedy Flareup przyłożyła mu w brzuch. Gdy tylko lekko się podniósł, Autobotka poprawiła cios. Z milutkim uśmieszkiem spojrzała na nas.

— Jak mówiłam Cross, nie twoja liga.

Wyprostował się w końcu i uśmiechnął fałszywie do Flareup. Splunął obok niej

— Mam Ci coś przynieść na te plwociny? — zapytała Chromia ze znudzeniem w głosie.

— Podziękuję, wystarczy mi podłoga — odpowiedział złośliwie.

— Weź i wyjdź...! — jęknęła niebieska.

— No, Chromia ma rację, sprawdź, czy cię w hangarze nie ma, czy gdzieś indziej. Napsuj energonu komuś innemu.

— Może Roadbuster cię w końcu trafi... — powiedziała z nadzieją Chromia.

— A jak zrobię inaczej?

Flareup odpowiedziała pięścią. Autobot zadławił się powietrzem i padł na kolana.

— Następnym razem będzie niżej. A jeśli dalej tu będziesz, wcisnę ci do ryja odbezpieczony granat, OK?

— Wiesz co? — podniósł głowę, uśmiechając się. — W łóżku też jesteś taka ostra? Bo chciałbym cię przeorać.

Tym razem oberwał w twarz. Plecami runął na podłogę i o mało nie przykrył się nogami. Flareup stanęła nad nim, złapała za krawędź komory i podniosła.

— W innej rzeczywistości, to może bym się zgodziła... gdybyś miał worek na głowie, ale w tej niestety masz za małe sprzęgło, więc nawet worek nie pomoże.

Cross zacmokał, a fembotka puściła go.

— Ył... Obrzydlistwo... — jęknęła Chromia.

Flareup podeszła do nas i usiadła. Na twarzy miała wymalowany triumf. W tym czasie Crosshairs zebrał się z podłogi i poczłapał do wyjścia. Że też pozwolił sobie na takie traktowanie. Był wyższy i masywniejszy od sióstr i teoretycznie nie powinny stanowić dla niego problemu. Chociaż pozory mogą mylić.

— On tak zawsze? — zapytałam.

— Taa... Odświęta zachowuje się znośnie — powiedziała fioletowa. — Albo jak czegoś potrzebuje.

— Macie dziwną relację.

— Bo kiedy wkurza wszystkich po kolei, to próbują go zastraszyć albo pobić, czasem zabić. Ja próbuję go skontrować, co najwyraźniej woli. I tak wszyscy kończymy, tarzając się z nim w błocie, a świnia lubi się tarzać... — Wzruszyła ramionami.

— Wkurzył mnie, obrażając Jazza.

— Nie przejmuj się. Do wszystkich się dopieprza, więc nie ma po co się nim przejmować — powiedziała Chromia. — Słuchanie Crosshairsa jest jak czytanie komentarzy kilku hejterów w internecie.

— A co z faktem, że mówił... i potraktował mnie jak... no, w dość nieprzyzwoity sposób? Zresztą, chyba nie tylko on chciałby mi za zbroję zajrzeć...

— To, że mówi, to tam nic. Najwyżej trzepniesz w mordę. — Wzruszyła ramionami Flareup.

— Tylko to jest upokarzające. Nie chcę tego robić.

— To w takim razie musisz się nauczyć dobrze ich ripostować. Chociaż na Wreckerów to tylko język migowy zadziała. Czego byś nie powiedziała, to jak łuskami o mur*. Natomiast jeśli mają jakieś plany w stosunku do ciebie, to wtedy...

— Jeśli nie umiesz walczyć, to lepiej uciekać — dokończyła Chromia. — A najlepiej na wszystkich uważać. No może dziadki ci nic nie zrobią, z wyjątkiem Wreckerów. Na nich zawsze trzeba uważać.

— Za tych dziadków to dostałabyś kluczem po łbie od Ratcheta, Chromnia — zaśmiała się Flareup.

— To w takim razie, kto się zalicza do tych „dziadków"?

— Na ten moment Ratchet, Optimus... — zaczęła wymieniać Chromia.

— Jazz? — zaproponowała Flareup.

Niebieska chciała odpowiedzieć, ale zawahała się. Jej siostra także nie była pewna odpowiedzi.

— Jazz trochę przygasł. Przez ostatnie dziesiątki lat... To już nie jest ten sam Jazz, którego poznałyśmy w barze, ale jakoś tak...

— Solus! — Chromia złapała się za głowę — On jest bezpieczny. Przecież jest gejem.

Flareup uderzyła się z otwartej dłoni w czoło i zjechała nią wzdłuż twarzy.

— Jak mogłyśmy o tym zapomnieć? — zapytała niebieska.

Fioletowa tylko pokręciła głową.

— Może dlatego, że od długiego czasu jest sam. W każdym razie... Kto tam jeszcze może być?

— Sideswipe? — zaproponowałam.

— Nie... — westchnęła Chromia. — Trochę mu się poukładało w głowie, ale jeszcze czasami wychodzi z niego ten głupi idiota z jeszcze głupszymi pomysłami. Swego czasu był niezłym ziółkiem...

— Ziółkiem? To był typowy ruchacz — wtrąciła Flareup.

— Taa... Z Dino byli tak samo popierdoleni. W tej chwili Dino zna granice, ale też nigdy nie wiadomo, co mu wpadnie do głowy. To niezły manipulator. Bee jest... szurnięty w związkach, już się Arcee przekonała.

— A Jolt? — zapytałam.

Flareup pstrykneła palcami.

— No widzisz... O naszym dzieciątku zapomniałyśmy.

— Zafira... — zaczęła Flareup. — Jedyny młody a bezpieczny. Lepszej partii tutaj nie znajdziesz. Miał tylko jedną dziewczynę, wierny jej był jak pies, nigdy nie widziałam, aby z inną flirtował.

— O ile to potrafi. — Chromia się uśmiechnęła.

— Dlaczego dzieciątko?

— Pomijając fakt, że został odbudowany, to jest to najmłodszy Transformer, jaki obecnie żyje. Pochodzi z ostatniego tchnienia Wszechiskry, zanim przepadła — wyjaśniła Chromia.

— A zmieniając temat, byłaś w labie u Knockouta, tak? — zapytała Flareup.

— Byłam. Dlaczego pytasz?

— Widziałaś może wielkiego Autobota o czarnej zbroi?

— No tak, Ironhide, tak mi go Optimus przedstawił.

— No właśnie o niego pytam. I wiesz może, kiedy go... wskrzeszają? Ile już Knockout zrobił?

— Knockout powiedział, że czeka już tylko na iskrę. Dwa albo trzy dni i będzie wśród żywych.

— Nareszcie! — zawołała uradowana Flare Up. — Koniec z tym pierdolnikiem! Niech tylko wstanie, a mi kochaniutki nie ucieknie. Tak go wyściskam, aż będzie miał dość.

— O ile się w ogóle da wyściskać. Albo o ile Ratchet na to pozwoli.

— Ratchet nie ściana, da się przesunąć, a Ironhide nie będzie miał wyboru.

— To ktoś ważny dla was?

— To jest nasz wielki misiek! Wygląda nieciekawie, a zachowuje się jeszcze gorzej, ale uwierz mi, jak go dobrze poznasz, to będziesz żałować, że nie ma więcej takich chłopów. No do rany przyłóż. Gbur i w dodatku wredny, a jak ryknie, to można popuścić, ale... Solus! Ile on młodzików wychował. Ile miał do nich cierpliwości. I jedyny słuszny wicelider! Wiesz ile on...

— W skrócie: to nasz najlepszy przyjaciel i świetny przełożony — powiedziała Chromia.

— Optimus także mówił o nim w superlatywach. Tylko jego profesja mnie do niego zraża.

— No cóż... Tego nie zmienimy. Ale to kolejny dziad, który ci krzywdy nie zrobi. A wręcz przeciwnie, będzie dla ciebie murem obronnym. Niech się tylko zorientuje, że młodziutka jesteś, a Wreckerzy i inni nie ośmielą się do ciebie podejść, jeśli nie będzie sobie tego życzyła.

— Zafira? — Usłyszałam znajomy głos.

W progu stanął Jolt. W ręce trzymał wiadro, a za plecami miał jakieś kijki. Widząc mnie, uśmiechnął się w sposób, jakby mu ulżyło na Iskrze. Kątem oka zauważyłam, jak Flareup szturcha siostrę i szczerzy się znacząco. Joltowi zmalał ten uroczy uśmiech.

— Jazz mi powiedział, że jesteś z siostrami, więc teraz nie wiem, czy...

Zawstydził się. Podrapał kark. Nie utrzymałam powagi. Był taki słodki, kiedy się denerwował. Z drugiej strony sama się speszyłam, kiedy zdałam sobie sprawę, że tak o nim pomyślałam.

— Po prostu powiedz, czego potrzebujesz.

— Chciałem zapytać, czy nie poszłabyś ze mną do mojej pracowni, ale skoro jesteś zajęta to...

— Nie jest zajęta — wtrąciła się Flareup. — Bierz ją.

Chromia parsknęła śmiechem. Popatrzyłam na fioletową zdezorientowana, a widząc jej znaczący uśmieszek, dotarło do mnie, o co jej chodzi. Lekko pokręciłam głową przecząco, tak, aby Jolt nie zauważył. To było zdecydowanie za wcześnie na swatki.

— No idź! — Flareup wypchnęła mnie spod ściany.

Pozbierałam się z podłogi stanęłam przed Joltem. Tak, mieliśmy to samo w głowie, to samo zażenowanie i oboje wyszczerzyliśmy się do siebie, nie wiedząc, co dalej zrobić. Na szczęście Autobot był trochę bardziej ogarnięty ode mnie.

— No to... Zapraszam.

Wycofał się. Zrównałam z nim kroki w korytarzu.

— Co jest we wiadrze? — zapytałam o pierwszą rzecz, jaka przyszła mi na myśl, aby nie zaczynać od niezręcznej ciszy.

— Woda z wodą, znczy... Ryby z wodą. Ryby w wodzie!

Poszliśmy na koniec korytarza. Tam korytarz skręcał w prawo, znowu po lewej były prowizoryczne drzwi z jakiejś krzywej blachy. Jolt otworzył mi je i wpuścił do środka, a moim oczom ukazał się dość niecodzienny widok.

*jak łuskami o mur — jak grochem o ścianę.


Przewidziałam dwie rzeczy: że ten rozdział będzie do czterech liter tak w poprawianiu, jak w efekcie końcowym, oraz że pisanie magisterki będzie mi to utrudniać.
Nie przewidziałam, że w pewnym momencie przeżyję kryzys mojej miłości do Transformers, kryzys psychiczny, zmęczenie żywotem i że w tym roku zacznę na poważnie pisać książkę sci-fi.
Obiecałam sobie, że trzeba w końcu nauczyć się pisać o konkretach, a nie rozpisywać się na temat każdego gestu — ni cholery, nie wyszło, ale może MOŻE, kiedy znowu się wdrożę do poprawiania (magisterka w tej chwili ciśnie ze mnie bekę), coś się zmieni w moim pisaniu.
Jakby co, TF kocham dalej i mimo znowu cholernie długiej przerwy w dodawaniu rozdziałów, nie zamierzam porzucić tego pisarskiego wyrzygu.
Do następnego!
Nara!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top