Rozdział 12 Przewodnik.
— Wstajemy Młoda... — Usłyszałam nad czyjś głos jakby we śnie. — Wstajemy, wstajemy.
A może to nie był sen? Tak bardzo nie chciało mi się otwierać optyk, a wstrętne światło przebijało mi się przez powieki. Jeszcze chciałam spać.
— Za chwilę dziewiąta. — Pojawił się drugi głos.
— Szkoda takiego dnia... — kontynuował pierwszy.
— Jeszcze chwil... — wyjęczałam, zasłaniając twarz ręką.
— Pobudka, pobudka, kto rano wstaje ten bęcków nie dostaje — męczył dalej, potrząsając moim ramieniem. — Wstawaj! No wstawaj!
Wrzask, pisk i iskra w gardle. Trzasnęłam grzbietem w coś twardego. Sapiąc jak lokomotywa, podniosłam się na łokciu i na oślep wymierzyłam ostrzem. Podniosłam głowę: przede mną siedziały dwa roboty: żółty i srebrny. Dopiero po chwili przyglądania się dotarło do mnie, że to Bumblebee i Jazz. Obaj patrzyli na mnie z głupkowatymi uśmieszkami.
— Nie można było ciszej!? — warknęłam rozeźlona.
— Wtedy byś nie wstała. Opuść broń. — Jazz wzruszył ramionami. — No przepraszam. — Uśmiechnął się i podał mi rękę. — Wstawaj.
— Gdzie Sideswipe... i reszta? — zapytałam, zauważywszy, że poza nimi nie ma ze mną nikogo.
— Z Driftem na zwiadzie. Jolt gdzieś poszedł o czwartej, a Knockout... Knockouta po prostu nie ma i nikt nie wie, gdzie jest... — odpowiedział Bumblebee, rozkładając ręce.
— Aha, no dobrze... Więc czekamy na nich, a potem jedziemy dalej, tak?
— No, nie tak do końca, że tylko na nich poczekamy... Drift chciał, żebyśmy wyznaczyli trasę — powiedział Jazz. — Stwierdziłem, że poczekamy, aż wstaniesz i zapytamy cię o jakieś wskazówki. Sides wspomniał, że podobno już tu trochę jesteś i możesz wiedzieć kilka przydatnych rzeczy. — Wyciągnął zza zbroi jakiś zgnieciony papier i zaczął go rozkładać.
— Powiem szczerze, że nie chce mi się wracać... — odezwał się Bumblebee.
— Bo? — Jazz podniósł głowę znad papieru.
— Lepiej mi w trasie. I nie chce mi się wysłuchiwać: „wyłącz ten jazgot!".
— Coś w tym jest... — Pokiwał głową. — Ale tutaj tego też wysłuchujesz.
— Drift nie rzuca kluczami. — Uśmiechnął się łobuzersko. — I mam z tego niemałą radochę.
— Złośliwiec — zaśmiał się, ostatecznie prostując świstek. — No więc tak... — Położył to na ziemi. — Oczywiście wiem, że lepszy byłby wujek Google i jego mapy, ale istnieje ryzyko, że nas przez to ktoś znajdzie. Trochę kminiłem i niewiele mi to dało. — Spojrzał na mnie. — Nie mam pojęcia, jaką drogą jechać.
Przysunęłam sobie papier. Była to mapa, chyba trochę przestarzała, sądząc po tym, że wyglądała gorzej, niż psu z gardła. Poza tym grafika wyglądała tak, jakby to był wydruk Google Maps.
— Mogę coś zaproponować, ale nie znam tak dobrze sieci drogowej — powiedziałam, przyglądając się mapie. — Jeździłam jedynie po Warszawie z dwoma kursami na południe kraju. Wiem jedynie, jak się zachować.
— To i tak dużo — stwierdził żółty. — Mieliśmy już kilka przygód i nie mamy raczej ochoty na powtórki.
— Nie liczyłabym na spokojną jazdę...
— Tu jesteśmy — powiedział Jazz, wskazując palcem punkt na mapie. — Mamy jechać jak najdalej się da, a potem postój. Nie wiem, czy dzisiaj chcą przekraczać granicę...
Prześledziłam wzrokiem drogi. Wydruk nie był najlepszej jakości, wielu dróg po prostu nie było, ale te główne, najważniejsze były.
— Możemy jechać autostradą, a potem drogą krajową, jednak z tego, co obiło mi się o a-ceptory, to na autostradzie są jakieś utrudnienia — mówiłam, jednocześnie pokazując. — Możemy też wjechać tą krajową, a potem tą w kierunku Chełma. Można też jechać pod Lublinem i później wskoczyć na tę samą krajową. Nie wiem, jaki jest stan tych dróg.
— Najkrócej chyba autostradą wychodzi, co nie? — zapytał Jazz.
— Chyba tak...
— Ale jeśli tam są jakieś wykopaliska, to odpada — powiedział Bumblebee. — Konockouta rozniesie, jeśli będzie musiał stać w korku.
— Mogę ci prawie zagwarantować, że korki i tak zaliczymy, którąkolwiek trasą byśmy nie jechali. Myślę, że można by pojechać tą krótszą krajową. Tylko obawiam się, że nie pojedziemy zbyt szybko. Jeśli to będą dwupasmówki, to można trochę zaszaleć, ale nie polecam.
— Dlaczego?! — zapytał zawiedziony Bumblebee.
— Drogówka, fotoradary... Lepiej się nie wychylać, chociaż nawet i bez tego, wyróżniacie się jak neonowe szyldy. Poza tym może pojedziemy przez jakieś miasta, czy wioski i nie chcecie z rozpędu wjechać w jakieś wyboje, czy dziury.
— Drift już coś o tym wie — zaśmiał się srebrny.
— Wredny jesteś — skomentował rozbawiony Bumblebee.
— Cześć. — Usłyszałam trzeci głos przed sobą.
Jolt wrócił i szedł w naszym kierunku.
— Cześć — powiedziałam równocześnie z Bumblebee.
— Hej, hej! Gdzieżeś był? — zapytał porucznik.
— Zwiedzałem... Nic ciekawego nie znalazłem... Jak się spało?
— Nawet nie pytaj... — westchnął wyraźnie zirytowany. — Z tej bezsenności to się chyba nie wyleczę, ale chyba lepsze to niż... — Zerknął na mnie. — A zresztą wiesz.
— Macie trasę? — zapytał niebieski, zmieniając temat, na co Jazzowi wrócił humor.
— Ta, coś z Młodą wymyśliliśmy.
— Z Młodą? — Jolt podniósł brew i rzucił mi krótkie spojrzenie.
— Ta, a co? Zazdrosny?
— Nie! Skądże... — Znowu popatrzył na mnie. — Nie spieszysz się za bardzo z tymi przezwiskami?
— Same mi przychodzą... Widziałeś pozostałych?
— Tak, minęliśmy się. Zaraz powinni przyjść. Zafira, mogę prosić cię na bok albo wy się na chwilę ulotnijcie.
— Już... — sapnął Bumblebee, podnosząc się z ziemi. Za nim podążył Jazz.
Ruchem ręki medyk pokazał mi, abym nie wstawała i przyklęknął przy mnie.
— Pozwolisz, że zbadam cię jeszcze przed odjazdem? Chcę mieć pewność, że nic ci nie będzie.
— J-jasne, oczywiście.
Jak gentleman podał mi rękę i położył na trawie. Zaraz potem wyciągnął kwadratowy skaner, którego pomiary wskazywały jakieś usterki, ale Autobot nie uznał ich za szczególnie istotne. A przynajmniej na tyle nieistotne, że nie powinny uniemożliwić mi dotarcia do ich bazy. Następnie chciał sprawdzić mój przebity przewód i niestety znowu powtórzyła się sytuacja z dnia poprzedniego. Knockout jednak nie mógł mu pomóc, bo go nie było, a z oferowanej przez Jazza pomocy nie skorzystał. Wspólnie, jakoś daliśmy radę — ze spawem nic się nie działo. Na koniec sprawdził stan mojego modulatora transformacyjnego, dzięki czemu dowiedział się, że mam tam łaskotki.
— Masz hologram? — zapytał, kiedy skończył swoją pracę.
Kątem oka zauważyłam zbliżających się Drifta, Sideswipe'a i Knockouta.
— Tak, mam.
— To dobrze. — Wstał i podał mi rękę.
Jolt podszedł do reszty i zwrócił się do Drifta, a ich rozmowie przysłuchiwał się Czerwonooki. W międzyczasie Jazz zaczął objaśniać Sideswipe'owi trasę, jaką im zaproponowałam. Wtem samuraj wtrącił się do objaśnień porucznika.
— Słuchaj Drift, ja naprawdę rozumiem, że chcesz być jak najszybciej w bazie, sam mam do tego powody, ale musimy zrobić postój! — powiedział głośniej zdenerwowany niebieski. — Gdybyśmy jechali tylko my, to w porządku, nie ma problemu, ale ona może nie dać rady! Jest poobijana, nie jest w żaden sposób wyszkolona, a przede wszystkim... To jeszcze dziecko!
Nie bardzo podobało mi się to stwierdzenie, ale widząc, w jaki sposób ciemnogranatowy przeskanował mnie wzrokiem, wolałam już się nie odzywać. Pozostali także milczeli i czekali na jakiś werdykt i jedynie Sideswipe, unosząc brew, zmierzył młodego medyka od góry do dołu. Samurajowi zaś zdecydowanie nie podobało się, że jego plany nie idą po jego myśli.
— Knockout? — zapytał w końcu.
— Też wolałbym już być w bazie, ale jako medyk utrzymuję zdanie Jolta.
— Sideswipe?
— Dziewczyna musi odpocząć. Jeśli coś ci nie pasuje, będziesz ją sam holował — powiedział ostro srebrny.
— Postój po przekroczeniu granicy — ogłosił po chwili namysłu. — Chodźcie.
Wszyscy bez słowa ruszyli za nim. Jako jedyni poczekali na mnie Bumblebee i Jolt. Trochę mnie zasmuciło, że to Sideswipe na mnie nie poczekał. Nawet się ze mną nie przywitał, a co dopiero mówić o jakiejkolwiek atencji. Wyglądało to trochę, jakby się obraził, ale nie miałam nawet pomysłu, za co mógłby się na mnie obrazić. Miałam podejrzenie, że to przez moje fochy, a zajął się mną tylko po to, żeby mieć święty spokój.
Kiedy zbliżaliśmy się do drogi, Drift nakazał transformować. Żaden nie poinformował mnie, jak się mam z nimi komunikować, a głupio mi było zapytać, więc dla bezpieczeństwa ustawiłam radio na częstotliwość, którą podał wczoraj Sideswipe. Od razu wiedziałam, że dobrze zrobiłam, gdyż miałam to szczęście usłyszeć, jak Knockout przeklina ziemską florę i narzeka na zrobione przez nią rysy na jego lakierze. Potem, bez większych problemów i świadków udało nam się wjechać na asfalt.
Miałam ochotę odezwać się do srebrnego Krążownika, ale nie chciałam, aby inni to słyszeli. Dlatego postanowiłam milczeć, chociaż nie było mi z tym dobrze. Nie mogłam też posłuchać radia.
— Co wczoraj robiłaś w tej trawie?
Ścisnęłam hamulce i gdybym w porę ich nie puściła, niebieski medyk uderzyłby w mój tył. Powinnam być bardziej przygotowana na to, że któryś z nich postanowi się do mnie odezwać, albo sprawdzać głośność głośników.
— Przepraszam — powiedziałam, tylko nie wiedziałam do kogo.
— Nic się nie stało. Każdemu się zdarza. — Po głosie poznałam, że to Jolt. — Dlaczego wczoraj wieczorem zaczęłaś piszczeć? Wtedy, kiedy bawiłaś się w trawie.
— Emm... Złapałam kreta, a on mi z rąk wyskoczył.
— O! Szkoda, że nie wołałaś. Nigdy nie miałem okazji im się przyjrzeć z bliska, ale też nie miałem chęci, żeby robić na nie pułapki.
— Tego akurat złapałam przypadkiem. Akurat wygrzebał się z ziemi.
— Szczęściara.
— Jesteś przyrodnikiem albo... kimś takim?
— Głównie to jednak medykiem... Ale tak, ziemska przyroda wpisuje się w moje hobby. Jak nie ma nic do zrobienia, to siedzę u siebie w pracowni i... Mam kilka projektów i badań na warsztacie, więc zawsze znajdę zajęcie, albo idę w plener na jakieś obserwacje.
— Co cię najbardziej interesuje?
— Ciężko powiedzieć, nie myślałem o tym. Chyba bliżej mi do zoologa niż botanika, więc raczej zwierzęta. Chociaż...? Ostatnio dość dużo pracuję z ptakami. Mam nawet jednego jako pupilka.
— Jakiego?
— To... Jak przyjedziemy to ci pokażę. I przy okazji moje... zbiory.
— Co masz na myśli?
— Zobaczysz — powiedział z ekscytacją, a w tym samym momencie w głośnikach rozbrzmiało parsknięcie.
— Jolt, to naprawdę kiepski flirt, a pomysł, żebyś zabrał ją do swojej nory jest jeszcze gorszy — zaśmiał się Knockout. — Skończ lepiej zanudzać.
— Co Ci do tego, o czym z nią rozmawiam?! — warknął wyraźnie wkurzony niebieski. — Jak się nie podoba to wyłącz radio.
Knockout tylko parsknął śmiechem, ale nic więcej nie powiedział. Jolt także milczał, może zbierał myśli, jednak z każdą chwilą moja nadzieja na to, że się odezwie malała. Wiśnia musiał go mocno rozdrażnić, a może zrobiło mu się głupio. Nie chciałabym znaleźć się w jego zbroi, został potraktowany, jakby był idiotą, a i mnie przez ten tekst o flircie zrobiło mi się niezręcznie.
— Czyli mam rozumieć, że obserwujesz ptaki, tak? Czy coś jeszcze?
— Och... Naprawdę masę rzeczy. — Odpowiedział bez wahania, jakby na to tylko czekał. — Od zwierząt i czasem roślin po środowisko, w którym żyją. Miałem już okazję widzieć rysie i wilki, a tak na co dzień mam do czynienia z żabami i rybami. Nie polecam łapania ropuch! Jedna mi się na ręce zsikała... Śmierdziało paskudnie i nie umiałem się doczyścić, żeby w końcu przestało. A ponieważ same obserwacje to dla mnie trochę mało, badam także wpływ promieniowania albo energonu na organizmy organiczne i od jakiegoś czasu bawię się genetyką.
— To brzmi całkiem ciekawie. Zawsze myślałam, że Czarnobyl to jedno wielkie pustkowie, może z jakimiś szczątkowym zalesieniem.
— Nie... Natura znalazła rozwiązanie. Co prawda, u niektórych osobników widać negatywne skutki promieniowania, takie jak na przykład mniejszy mózg, albo wolniejszy wzrost u roślin, ale nie jest to dla nich aż tak bardzo niebezpieczne. Gdyby tam wypuścić zwierzę, które tam wcześniej nie żyło, po pewnym czasie pewnie by zdechło. Promieniowanie jest jeszcze na tyle duże, że zbyt długie wystawienie na jego działanie może szkodzić. Jednak, jeśli jest to krótki czas, to nic nie powinno się stać. Z tego powodu czasami pojawiają się tam ludzie z jakichś wycieczek, ale to rzadkość. Do samego Czarnobyla nie przychodzą, raczej do Prypeci. Jednak ludzie wiedzą o zagrożeniu, a zwierzęta nie.
— Dalej nudzisz? — odezwał się z przekąsem czerwony medyk.
— Mówiłem, żebyś radio wyłączył — syknął Jolt.
— Żal mi zostawiać dziewczynę na twoją pastwę.
— Ale całkiem przyjemnie mi się go słucha — wtrąciłam się.
— To „całkiem" wydaje mi się tu dość istotne. Podejrzewam, że posłuchałabyś o czymś znacznie ciekawszym...
— O twoim lakierze? — zapytał kąśliwie niebieski. — Czy o rodzajach pasty do polerki?
— O twojej rozbitej mordzie, kiedy z tob...!
— Dosyć! — ryknął Drift.
Obaj zamilkli, ale nagle zawył klakson i pisnęły opony na asfalcie. Jolt zakołysał się i o mało nie uderzając o barierkę, wrócił na swój pas. Samochód, któremu zajechał drogę, został daleko w tyle, na szczęście cały. Rozwścieczony Drift zaczął ryczeć na niebieskiego, chyba zapomniawszy o tym, że słuchają go też inni. Zwyzywał go od idiotów i kretynów, potem krzyczał coś o tym, że stwarza zagrożenie w ruchu drogowym, jak i dla „naszej" misji. Więcej nie zrozumiałam, gdyż w swej furii krzyczał po cybertrońsku. Dopiero kiedy Sideswipe zabrał głos, zaczął nad sobą panować i to on zarządził, że zmieniamy szyk. Jolt wylądował tuż za Driftem, za nim niezmiennie Jazz. Bumblebee, który jechał przede mną, znalazł się za mną, za nim Knockout, który wcześniej jechał przed camaro, a tył zabezpieczył Kosmiczny Krążownik. Na koniec Sideswipe ogłosił, że obaj medycy mają na dwie godziny odłączyć od kanału komunikacyjnego. Knockout próbował z nim jeszcze dyskutować, ale i srebrnemu kończyła się cierpliwość, co bardzo wyraźnie było słychać i czerwony — jak później zauważyłam logo marki — aston martin odpuścił.
I znowu zostałam sama w głuchym eterze. Bałam się nawet odezwać, nie chciałam zwrócić na siebie gniewu samuraja. Pozostało mi czekać, aż ktoś inny się odważy. Nie mając zajęcia, zaczęłam się interesować trasą i próbując przypomnieć sobie sieć dróg na mapie Jazza, weryfikowałam, czy jedziemy w dobrym kierunku. Jednak po godzinie zaczęło mi się to nudzić i w pewnym momencie, nawet tego nie kontrolując, głośno westchnęłam.
— Zmęczona? — Usłyszałam w głośniku, a głos pasował mi do żółtego Autobota.
— Nie, nie mam zajęcia. Knockout znokautował mi — zatrzymałam się, bo parsknięcie śmiechem uświadomiło mi sens moich słów — rozmówcę... Nie słyszał tego, prawda?
— Nie, nie jest podpięty pod kanał.
— Uf... To dobrze. Nie byłoby miło.
— Nie powiedziałbym. Gdybyś miała zastrzeżenia do jego lakieru, to tak, mógłby być... Niemiły... Mogę o coś spytać?
— Jasne, nie widzę przeszkód.
— Jakiej muzyki słuchasz? Po tej akcji z tańcem doszedłem do wniosku, że skoro dobrze tańczysz, musisz mieć też wiele wspólnego z muzyką.
— Eeem... Różnie... Znaczy, muzyki wszelkiego rodzaju, ale głównie pop, tak mi się zdaje. Słucham tego, co wpadnie mi w audio-receptor, najprościej mówiąc.
— Masz jakiś ulubiony kawałek?
— „Cool me down" od Margaret.
— Nie znam.
— Może dlatego, że jest to piosenkarka z Polski i może ma mniejsze zasięgi. A ty czego słuchasz?
— Głównie rocka i metalu, ale innymi też nie pogardzę. Znasz Linkin Park albo Skillet?
— Linkin Park... Coś mi świta... Ci od „Castle of glass"?
— O tak, to od nich.
— Lubię ten utwór, jednak nie chcę oceniać całego zespołu tylko przez jedną piosenkę. Skillet niestety nie kojarzę.
— A takie klasyki jak AC/DC albo Depeche Mode? — wtrącił się Jazz.
— Kiedyś słuchałam, ale tak zwana faza mi przeszła — powiedziałam, przypominając sobie ten krótki okres. — A ty Jazz, czego słuchasz?
— To Autobot-impreza! — zaśmiał się żółty.
— Bez przesady! Byli bardziej imprezowi. W zasadzie słucham wszystkiego, zależnie od humoru. Szukam jakichś dostępnych albumów, odpalam i słucham, i jeśli mi się spodoba, to prawdopodobnie zapamiętam wykonawcę...
Chyba uwaga nas wszystkich skupiła się na kierowcy czarnego BMW, który jadąc lewym pasem zrównał się z Sideswipe'em utrudniając przejazd seata za nim. W lusterku zauważyłam, jak pasażer robi mu zdjęcia lub kręci film, znowu rozemocjonowany kierowca, zamiast skupić się na prowadzeniu, co chwilę odwracał głowę w kierunku drogowej egzotyki.
— Idioci... — westchnął zdegustowany Sideswipe. — Drift, zwolnij, może nas wyprzedzą w końcu.
Bugatti zwolniło, jednak kierowca BMW, zamiast jechać dalej, zrównał się tym razem z Knockoutem. Zablokowany seat zaczął trąbić.
— Przepuśćmy tego z tyłu prawym — zaproponował samuraj.
Srebrny zgodził się. Bee i jadące za nim Autoboty zwolniły i zjechały na lewy pas za seatem, natomiast ja musiałam nadążyć za tymi przede mną i zjechać przed czarne auto. Drift ponownie zwolnił i trzymał prędkość pięćdziesięciu kilometrów na godzinę, dopóki seat nie zjechał na prawy pas i nie wyprzedził nas tak jak kilka innych aut. Kiedy była ku temu okazja wróciliśmy na prawidłową stronę drogi i przyspieszyliśmy. Niestety młodzi pasjonaci drogiej motoryzacji tym razem uczepili się Drifta.
— Ile można...? — mruknął wyraźnie zirytowany ciemnoniebieski.
— Kusi mnie, żeby go trochę zarysować... — odezwał się Jazz.
— Mamy nie robić problemów, tak ci tylko przypomnę — upomniał.
— Wiem... To tylko taka moja wolna myśl...
Bumblebee parsknął śmiechem.
— „Mówię tylko, że można by... Taka opcja." — powiedział, na co Jazz wybuchnął śmiechem.
— Mnie się całkiem podoba — powiedział Drift i zbliżył się do BMW.
Nie wiem, jak zareagowali ludzie w samochodzie, ale widząc, że bugatti próbuje ich zepchnąć z asfaltu, musieli się wystraszyć. Auto zwolniło i być może przypadkiem zrównało się z Jazzem. Porucznik zrobił to samo i kierowca znowu wcisnął hamulec.
— Sideswipe, przyblokuj go — powiedziałam.
Zrobił, jak powiedziałam, a wtedy ja zrobiłam to samo, co moi poprzednicy. Różnica była taka, że nie mógł już uciec do tyłu. Przyspieszył, a kiedy ja nie mogłam go już spychać, zrobił to Jazz, dalej Jolt i ostatecznie Drift trąbiąc, faktycznie go zarysował. Ciemne auto wyprzedziło Drifta i odjechało, zostawiając nas w tyle.
— Zastanawiam się, czy musiałeś to zrobić? — zapytał Sideswipe.
— Gdzie twój kwiat lotosu na nie zmąconej wodzie? — zaśmiał się Bumblebee.
— To nie jest złośliwość z mojej strony, tylko boję się, że mógłby powstać z tego jakiś problem — kontynuował srebrny, nie zwracając uwagi na żółtego.
— Daliśmy się sfotografować, to już jest wystarczający problem — warknął ciemnoniebieski.
Miał niestety trochę racji. Niech tylko na zdjęciach czy filmie zostanie wyłapana jakaś nieprawidłowość, symbol Autobotów czy rozmazany hologram kierowcy i już będziemy zdemaskowani. Potem nie będzie trudno o kolejny artykuł w internecie czy reportaż w telewizji. Dodać do tego nasze wybryki w Katowicach i już można robić breaking news, snuć teorie, a co gorsze, z pewnością zwróci to uwagę organów ścigania kosmitów.
— Nie byłoby problemu, gdybyście mieli niewyróżniające się formy alternatywne — powiedziałam i dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie powinnam tego mówić.
Jazz zaśmiał się, a za nim parsknął Bumblebee.
— No co? Jesteście jak rozświetlone billboardy z napisem „patrzcie na mnie" — postanowiłam uzasadnić swoje słowa. — Bugatti w Polsce! Ja nawet nie potrafię porównać, jak rzadkie jest to zjawisko.
Bumblebee zawył ze śmiechu. Nie wiem, czy mi się zdawało, ale chyba usłyszałam obruszone westchnięcie Drifta.
— Jeszcze jakieś rady, pani przewodnik? — zapytał rozbawiony Jazz.
Gdybym nie była w formie alternatywnej, z pewnością zauważyłby mój zawstydzony uśmieszek.
— Po drodze na pewno się znajdzie.
Wróciliśmy do naszego wcześniejszego tematu, czyli do muzyki. Z początku jeszcze opowiadaliśmy o tym, co lubiliśmy, a potem temat się tak rozwinął, że Jazz niemal pofrunął z historią rock'n rolla zatrzymując się na chwilę na Elvisie Presleyu oraz zespołach The Rolling Stones i Queen. Nie obeszło się bez zaśpiewania „I want to break free". Ostatecznie temat się zakończył, a wraz z nim nasza rozmowa. Jednak nie mogłam narzekać na ciszę, gdyż wkrótce odezwał się do mnie Knockout. Ciężko mi z nim było mówić, nasza wymiana zdań nie kleiła się tak, jak to było z Jazzem i Bee, a przynajmniej ja to tak odbierałam. W końcu udało mi się trafić na rzecz, w której przynajmniej on poczuł się w pełni swobodnie, a ja, ku jego uciesze, zadawałam pytania.
— Co konkretnie stosujesz?
— Mam całkiem pokaźną kolekcję past. Większość jest jeszcze z Cybertronu. Nie bardzo pamiętam, skąd je mam... A część jest z Ziemi. Szczerze mówiąc wolę te ziemskie, te z Cybertronu... W zasadzie powinienem się ich pozbyć, w większości straciły swoje właściwości, ale trzymam na czarną godzinę. Zwykle używam polerki na lekko zwilżonej zbroi. Powoli kończą mi się nakładki, chociaż staram się ich zużywać jak najmniej.
— Ile schodzi na jedno polerowanie?
— Staram się, aby jedna nakładka wystarczała na dwa polerowania, chociaż prawidłowo by było użyć dwie nakładki na jedno polerowanie. Nie wiem, co ja zrobię, kiedy mi się skończą...
— Coś wymyślisz.
— A czy ty czasem nie próbowałaś się polerować?
— Ja nie, ale moja przyjaciółka tak.
— Cóż... Profesjonalistką to ona nie jest. Ogólnie widać, że nie miałaś zbyt często do czynienia z polerowaniem. Z chęcią zaproponuję Ci myjnię, świeżą warstwę lakieru i polerowanie po powrocie do bazy.
— Dzięki Knockout, ale może skorzystam tylko z myjni i polerowania. Lubię swój lakier.
— Nie ma problemu. Naturalny lakier jest o tyle lepszy, że jest łatwiejszy w utrzymaniu. Mój modulator niestety nie przyjmuje niektórych kolorów, między innymi czerwonego, który uwielbiam i zdecydowałem się na sztuczne barwienie. To twój naturalny kolor?
— Prawie. Granatowy to mój główny, a zanim zeskanowałam ziemski alt-mode miałam jeszcze różowe i czerwone elementy. — Knockout nie skomentował, więc korzystając z okazji, zebrałam się na odwagę i postanowiłam zadać pytanie, które od jakiegoś czasu kręciło mi się w głowie. — Czy mogę o coś zapytać? Oczywiście nie nalegam, jeśli nie będziesz chciał mówić to...
— Słucham cię — powiedział spokojnym, zdradzającym zadowolenie głosem.
— Dlaczego przeszedłeś na stronę Autobotów?
— Ach... To żadna tajemnica. Po prostu stwierdziłem, że mam już dość narażania siebie i mojego lakieru, dla sprawy, która w gruncie rzeczy nie jest dla mnie istotna i nie mam z niej korzyści. Poza tym u Autobotów nie ma ryzyka, że własny lider Cię zabije za to, że inaczej na niego spojrzałaś.
— Czyli zmieniłeś frakcje, bo z bycia Decepticonem nie miałeś korzyści, tak?
— Tak.
— A co z twoimi poglądami?
— Uwierz mi moja droga, już dawno tu nie chodzi o poglądy. Tylko głupcy myślą, że jeszcze walczymy o jakieś szczytne idee. — W radiu rozległo się niezadowolone prychnięcie. Byłam niemal pewna, że to był Drift. — A jeśli mowa o moich poglądach, to nigdy w pełni nie zgadzałem się z Decepticonami, jak i Autobotami.
— A czy było coś przeciwko zmianie frakcji?
— Był — powiedział po dłuższej chwili milczenia. — Zostawiłem przyjaciela, chociaż ten pewnie ma mnie teraz za wroga numer jeden. Chciałem, żeby zwiał ze mną, ale jak widać, nie udało mi się go namówić. On nie rozumiał mojej decyzji, skoro szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Deceptionów. Próbował mnie zabić za zdradę, ale wywinąłem się. Nawet miałem okazję, żeby to jego zabić, ale wolałem ukraść statek i... Teraz to może ja wychodzę na głupca, ale mam jeszcze nadzieję, że mnie zrozumie.
— Jak nazywa się twój przyjaciel?
— Breakdown — westchnął. — Gdybyś go poznała, pewnie byś go polubiła. Prawdę mówiąc, niewiele ma wspólnego z „prawdziwymi" Decepticonami, on po prostu lubi rozwalać rzeczy, co u Decepticonów jest na porządku dziennym. Nie, on ma wrodzony talent do niszczenia! Ale niestety... To go zrównało w szeregach do bezmózgów i metalu armatniego, a wbrew pozorom ma Iskrę inteligenta. Nie to, co ja oczywiście, ale jako asystent medyka, czyli mnie, sprawdzał się idealnie i świetnie polerował. Lakier to i spod mojej ręki nie wychodził tak piękny!
— Musi ci go brakować.
— Tak... Ale nic nie poradzę. Ma swój łeb, on decyduje, co ze sobą zrobi.
— Jak długo jesteś na Ziemi?
— Trzy lata ziemskie...
— Podoba ci się tu?
— Może być... Bardziej podobało mi się w Ameryce, Europa jest... ciasna. Ciągle mam wrażenie, że na czymś zarysuję lakier. W USA drogi są bardzo szerokie, a tutaj, nie dość, że wąsko to jeszcze dziury.
— Nie wiem, jak jest na zachodzie Europy, ale co do Polski... Na jakichś głównych drogach nie jest źle, ale jednak ogół pozostawia wiele do życzenia.
Tak się akurat złożyło, że nasza rozmowa toczyła się podczas przejazdu na bardzo wyboistej nawierzchni. Dziury, łata na łacie, a na tych łatach jeszcze jedna łata, a wkrótce i roboty drogowe.
— Drift, radzę zwolnić — powiedziałam, widząc, jak samuraj na siłę próbuje nadążyć za dacią o znacznie wyższym podwoziu.
Bugatti cały czas próbował nadać nam szybsze tempo, co nie było ani rozsądne, ani logiczne. Ja jeszcze nadążyłabym jechać tuż za autem przede mną, ale po co? Przez to korek nie przyspieszy, a można się niepotrzebnie zdenerwować. Sideswipe najwyraźniej miał całkiem inne podejście, bo jeszcze jakiś czas temu widziałam go w sporej odległości od nas, jak powoli pokonuje wyboje, a teraz dzieliło nas kilka aut.
— Drift, ja naprawdę polecam zwolnić. Sideswipe został w tyle. — Autobot nie odezwał się i dalej jechał tuż za rudym samochodem. — On tak zawsze? — zapytałam.
— Różnie... Nie znam go aż tak dobrze, ale wydaje mi się, że irytuje go czyjaś obecność i twoje instrukcje. Nie lubi, kiedy ktoś go poucza.
— Ja Cię słyszę, Knockout — syknął lider.
Jazz głośno zachichotał.
— Przymknij się, Jazz — warknął już wyraźnie zirytowany Drift.
— O co Ci biega?! Z Lakiernika beki pocisnąć nie można?!
— Podsłuchujesz.
— Phi! Jakby mimowolnie wszyscy słyszymy, o czym i z kim rozmawia Zafira!
— Tylko nikt specjalnie się temu nie przysłuchuje.
— Obsmarować Ci zderzak w raporcie? — zagroził srebrny.
— Jak dotąd, nie sporządziłeś żadnego raportu i wątpię, że tym razem to zrobisz — powiedział oschle veyron.
— Skopałem ci już bagażnik?!
— Ej! Ogarnij się! — zawołał Bumblebee
— Sory stary, ale ta niebieska menda działa mi ostatnio na nerwy. Sam wiesz, jak jest, a ten mi jeszcze blokadę na koła zakłada.
— Stwierdzam tylko fakty. I jakim prawem mi, dowódcy, grozisz?
— Drift, skończ — odezwał się ostro Sideswipe. — Jesteś dowódcą, ale tylko na tej misji i nic poza tym. Mimo wszystko, Jazz w tej chwili nadużywa uprawnień, a ty nie powinieneś — jak to Jazz określił — zakładać mu blokad na koła. Przypomnę ci, że Ratch miał powód, żeby go z nami wysłać.
— Skoro już o tym rozmawiamy, Sideswipe, to dlaczego ty nie dowodzisz, tylko zwaliłeś obowiązek na mnie? Jeszcze się wtrącasz. Otarłeś się o posadkę wicelidera, pewnie nie bez przyczyny, więc jeśli tak bardzo ci się moje dowództwo nie podoba, to dlaczego sam tego nie objąłeś?
— Nie czuję się jeszcze na siłach — powiedział twardo po dość długiej chwili milczenia.
Ta wymiana zdań doprowadziła do kolejnego okresu ciszy w radiu. Ja bałam się odezwać, a reszta mogła nie mieć ochoty, zwłaszcza, że do każdej kolejnej rozmowy ktoś niepożądany mógł się doczepić. Mnie też to się nie podobało, ale wolałam, aby osoby trzecie słuchały moich rozmów, niż żeby nikt ze mną nie gadał. Jednak ta chwila spokoju była dobrą okazją do przemyśleń i doszłam do wniosku, że mają między sobą na pieńku, ale współpracują ze sobą, bo muszą. Bumblebee nie dogaduje się z Driftem, Jazz także wygląda na rozdrażnionego osobą samuraja. Sideswipe wydawał się neutralny, ale chyba i on ma z nim ciężko. Nie zdziwiłabym się, gdyby to jeszcze medycy nie potrafili się dogadać z dowódcą ich misji, tak jak chwilami nie dogadują się między sobą. Rozumiem, że każdy ma inny charakter i mogą powstawać zgrzyty, ale nie spodziewałam się, że Autoboty będą sobie tak uprzykrzać życie. Zresztą, to nie pierwsza rzecz, którą wyobrażałam sobie w jakiś sposób — jak na przykład zgodne ze sobą Autoboty — a potem rzeczywistość poklepała mnie ocucająco po ramieniu, jeśli nie uderzyła z sierpowego.
Moje rozmyślania przerwało głośne warczenie silnika. Knockout najwyraźniej zaczynał się niecierpliwić i chciał to chyba ogłosić światu, nie używając przy tym klaksonu. Do tego agresywnie ruszał, jakby ten sznur aut miał nagle zniknąć, a on wystartować w wyścigu. Jazz musiał odłączyć się od naszego kanału radiowego i puścił jakiś utwór, który był słyszalny z większej odległości, niż powinien. Oni obaj z kolei działali na nerwy Driftowi, co poznałam po jego nerwowym gazowaniu. Ewentualnie była to frustracja spowodowana samym staniem w korku.
— Jeśli mogę zapytać, Zafira — zaczął Bumblebee — kto ci spuścił łomot? Nie licząc nas.
— Tego od was nie nazwałabym łomotem...
— No tak, to tylko Jolt — zaśmiał się, a w radiu usłyszałam głośne prychnięcie.
— Też bym tego tak nie nazwała... — powiedziałam na złagodzenie sytuacji. — To był jakiś Decepticon.
— Nie wiesz kto?
— Nie mam bladego pojęcia. Miał głowę przypominającą tygrysa i posturę małpy.
— Ahaaa... To był Dread.
— Że co to było?!
— Dread. To taki zezwierzęcony Transformer.
— Podgatunek Transformerów — poprawił go Jolt.
— Te bydlaki — kontynuował żółty Autobot — są bardzo agresywne i potrafią nieźle dokopać, ale nie grzeszą inteligencją. Wszystkie są w zasadzie Decepticonami.
— To chyba powinnam już nie żyć.
— A jednak rozmawiamy. Musiałaś wygrać.
— No właśnie nie. Przegrałam. Nie potrafię walczyć. Mówiłam do niego, żebyśmy się rozeszli w pokoju, ale najwyraźniej mnie nie zrozumiał i musiałam z nim walczyć. Nie wiem, dlaczego odpuścił.
— W sumie to nic dziwnego, Dready to i ciężko po cybertrońsku rozumieją. To w takim razie miałaś wiele szczęścia, one bardzo rzadko rezygnują z okazji, aby kogoś zabić, prawie nigdy. Walcząc z nimi, dobrze jest wykorzystać ich głupotę, a na rozwiązania siłowe mogą sobie pozwolić nieliczni.
— Gdybym to wiedziała wtedy... Znaczy, wiedziałam, że nie mam z nim szans, nie jestem żołnierzem, więc próbowałam być tą zwinną, ale i to mi nie wyszło.
— Zrobimy z ciebie wojownika, o nic się nie bój!
— Nie wiem, czy to wypali... — powiedziałam zawstydzona.
— Niby dlaczego?
— Panicznie boję się broni palnej... W ogóle się boję!
— Och... No... Strach można przezwyciężyć! — zawołał pocieszająco, jednak nie usłyszałam przekonania w jego głosie. — Chociaż strach przed gnatami to faktycznie dziwna rzecz...
Rozmowa potoczyła się w taki sposób, że Bee zaczął opowiadać o tym, jak on walczył ze swoim strachem. Mówił jednak dość ogólnikowo i powierzchownie, więc nie koniecznie mnie tym przekonał. Jedyne, w co byłam w stanie uwierzyć to, że przez pewien czas bał się pełzających stworzeń, bo takie spadło mu na głowę, kiedy był jeszcze pisklakiem i w to, że jego opiekunowie próbowali go do takich zwierząt przekonać, pokazując mu je na rękach. Ostatecznie ten irracjonalny strach zniknął, kiedy zdał sobie sprawę, że nic mu nie grozi. W międzyczasie wyjechaliśmy z drogi w remoncie i niemal od razu zrobiło się nieco luźniej na drodze. Zbliżyliśmy się do wyjazdu z miasta, więc podejrzewałam, że wkrótce będzie można rozwinąć przyzwoitą szybkość, co dla niektórych byłoby prawie zbawienne.
Staliśmy na światłach, przed nami ciągnął się pusty, prosty kawałek drogi. Staliśmy w rzędzie na prawym pasie, Knockout był na czele, bo wcześniej musiał trochę uczcić fakt, że ma możliwość do przyspieszenia. Na lewym pasie stał znowu czerwony seat, który zaczął prowokować Wiśnię agresywnym gazowaniem silnika. Aston martin w odpowiedzi ryknął kilka razy, pokazując moc swojego silnika. Podejrzewałam, co za chwilę może się wydarzyć, ale chyba nie ja powinnam go ustawiać do pionu, tylko dowódca.
Na lewym pasie stanął czarny opel. To, co rzuciło mi się w oczy, to jego ciemne szyby i aż trzy anteny na klapie bagażnika. Pierwsze co mi przeszło przez myśl przez te przyciemnione szyby to, że mógłby to być Decepticon, ale dość szybko ten pomysł odrzuciłam, bo nie poczułam od tego auta tego dziwnego przyciągania. Kiedy bardziej się przyjrzałam tylnej szybie, za nią dostrzegłam prostokątny, wyłączony wyświetlacz. Byłam już pewna, że jeśli ten czerwony narwaniec wystrzeli do przodu, będziemy mieć spory kłopot.
— Knockout, stój! — pisnęłam przez radio.
Akurat zapaliło się zielone światło i Knockout wystrzeliły z piskiem opon, a seat spokojnie ruszył i skręcił. Nie zdążyłam nawet pomyśleć, aby w ogóle ruszyć, a za szybą opla mignęły niebieskie światła, a samochód ruszył za Transformerem.
— No pięknie... — westchnęłam, powoli ruszając. Zachowanie medyka zwyczajnie odebrało mi jakiekolwiek chęci.
— Co teraz? — Usłyszałam głos Bumblebee.
Knockouta już prawie nie było widać.
— Wyłączył radio i komunikator — powiadomił Sideswipe.
— Jak głupi, to niech sobie radzi! — prychnął Jolt.
— To narazi misję, a przede wszystkim nas wszystkich na zdemaskowanie — powiedział stanowczo Drift. — Nie można do tego dopuścić.
— Przepraszam bardzo, ale jak ty chcesz to zrobić? Transformować i powiedzieć: „dzień dobry panie policjancie, przepraszam za kolegę z branży"? — oburzył się Jazz.
— Mam pomysł — odezwałam się niepewnie. — Tylko musimy liczyć na masę szczęścia.
— Słuchamy — powiedział Drift. — Lepsze to niż nic.
— Jedźcie za mną, ale trzymajcie dystans. Jeśli Knockout nie jest takim idiotą, na jakiego wyszedł, to dał się zatrzymać. Musimy ich znaleźć i dopiero wtedy będzie można spróbować mu pomóc.
Drift dał się wyprzedzić i tak jak powiedziałam, cała grupa została w tyle. Na szczęście dogoniłam tego czerwonego wariata, zanim narobił więcej głupot. Nieoznakowany radiowóz jechał już przed nim, a na wyświetlaczu za tylną szybą widniało „JEDŹ ZA MNĄ", czego medyk na pewno nie zrozumiał.
— O! Przyjechałaś mi na pomoc? To słodkie... — zaśmiał się.
— Przymknij się Knockout i rób, co ci dziewczyna każe — rozkazał Drift. — Nie miałeś się już czym popisać?
— Już, już, panie dowodzący...
— Jedź za nim.
— Za co jestem ścigany? — Mówił, jakby sytuacja wcale nie była poważna, czym o mało nie zagotował we mnie energonu.
— Jesteś taki głupi, czy tylko udajesz?! Jak to, za co?! Jeśli chcą Cię skasować tylko za przekroczenie prędkości, to będzie co świętować!
— To może lepiej uciec? — zaproponował.
— Nawet o tym nie myśl. Będziesz robić, co ci powiem.
— Ucieczka w tej sytuacji to ostateczność — odezwał się samuraj.
Opel włączył prawy kierunkowskaz na zjazd na stację benzynową. Kazałam reszcie Autobotów gdzieś na chwilę zaparkować, byle nie na tej stacji. Opel zatrzymał się na parkingu wzdłuż krawężnika, Knockout za nim, a ja stanęłam jak najdalej przed radiowozem, ale tak, aby mieć oko na czerwonego.
— Hologram musi mieć ręce na kierownicy. Kiedy ktoś do ciebie podejdzie, otwórz okno.
— Ale nie mam dokumentów, a nawet gdyby, hologramem nie wyciągnąłbym ich! — powiedział rozeźlony.
— Spokojnie, mam plan. Słaby, ale plan...
— To nie brzmiało pocieszająco...
— Będę Ci mówić, co masz robić, tylko żeby policjanci mnie nie usłyszeli.
— Mogę chociaż poznać ten plan?
— Masz się nie dogadać z policjantami. Liczę na to, że nie znają angielskiego...
Z radiowozu wysiadł trochę otyły, około czterdziestoletni mężczyzna z ciemnymi włosami odrobinę przyprószonymi siwizną. Lekko kołysząc się z nogi na nogę podszedł do astona martina.
— Musisz sterować hologramem tak, by się nie pokapował, jasne? — powiedziałam, zanim Wiśnia otworzył okno.
Policjant z lekką nutą znużenia przywitał się, przedstawił i poprosił o dokumenty. Knockout chwile milczał, aż nagle usłyszałam świetnie zagrane — a może prawdziwe? — „what", wyrażające więcej niż zaskoczenie i mniej niż oburzenie. Nie widziałam twarzy hologramu, ale byłoby świetnie, gdyby wyświetlana twarz odpowiednio się skrzywiła. Nastała kolejna chwila ciszy, tym razem to policjant musiał się zastanowić.
— Proszę o prawo jazdy i dowód rejestracyjny — powiedział wolniej i wyraźniej, jakby to w ogóle miało w jakiś sposób pomóc i pokazywał coś do tego.
— Przepraszam, ale nic nie rozumiem — odezwał się medyk w ten sam sposób, co mężczyzna przy nim.
Mogłabym się założyć o złote felgi, że policjant stał i gapił się na niego jak wół na malowane wrota, nie mając bladego pojęcia, co powiedzieć, a tym bardziej zrobić. Podrapał się po głowie i nerwowo zerknął w stronę swojego auta.
— Dokumenty — powiedział jeszcze wolniej i wyraźniej, wykonując dłońmi ruch, imitując otwierającą się książkę.
Niestety dla stróża prawa, hologram Knockouta wciąż powtarzał, że nic nie rozumie i prosił, żeby policjant mówił po angielsku. Patrząc na to, nie mogłam uwierzyć w nasze szczęście, bo facet absolutnie nic nie rozumiał, na co wskazywał fakt, że nie próbował nawet mówić w obcym języku.
— Krzysiek! — zawołał do kierowcy opla, który od jakiejś dłuższej chwili przysłuchiwał się poczynaniom kolegi z pracy. — Podejdź tylko.
Z radiowozu dość niechętnie wyszedł ciut młodszy i szczuplejszy mężczyzna. Podszedł do współpracownika i stanął, zakładając ręce na piersi.
— Co się dzieje? — Z ledwością usłyszałam jego głos. Stał zbyt daleko, aby dobrze go słyszeć.
— Umiesz angielski?
Chwila ciszy, po której nastąpiło krótkie i zdecydowane „nie". Z pierwszego policjanta jakby uszło powietrze, a wraz z nim chęć do życia.
— Pan — wskazał na Knockouta — nic nie rozumie, a ja też nic po angielsku nie umiem.
W tym czasie hologram medyka przysłuchiwał się mężczyznom. Świetnie grał zdezorientowanego i zdenerwowanego, a na pytania i sugestie tylko rozkładał ręce. Do tego udawał głupka, jakby naprawdę nim był, bo chyba każdy by się domyślił, czego chce od niego policja po takim wybryku.
— Angielskiego nie umiem. Co Ci poradzę, że mnie rosyjskiego w szkole uczyli — powiedział głośniej młodszy z mężczyzn, wyraźniej zirytowany wymaganiami kolegi.
— To jak my się dogadamy? Wszystko jest nagrane.
— Dokumenty — powiedział kierowca, pokazując ten sam gest z otwieraniem książki.
— Ja nie rozumiem — powiedział Knockout chwilę po tym, jak policjant skończył swój migowy występ.
Ręce im dosłownie opadły, kiedy usłyszeli tę samą śpiewkę. Starszy odwrócił się i stąpając z nogi na nogę, coś do siebie gadał. Młodszy natomiast zasłonił lewą ręką twarz, a prawą chciał się oprzeć o auto.
— Nie dotykaj lakieru! — wrzasnął Knockout, przy okazji nie kontrolując ryku swojego silnika.
Policjant odskoczył od samochodu, jakby dotknął się wrzątku. Mogłabym się założyć, że prawie uszło mu w majtki. Starszy natomiast stał jak słup i przyglądał się domniemanemu właścicielowi czerwonego auta. Knockout musiał się zorientować, co zrobił i szybko przeprosił, chociaż przypuszczam, że oni i tak go nie zrozumieli. W końcu kierowca opla podszedł do pasażera i na boku zaczęli o czymś rozmawiać. Po chwili odwrócili się w stronę zagranicznego kierowcy i młodszy z nich powiedział, żeby chwilę poczekał. Wsiedli do radiowozu i chyba naradzali się dalej.
— Co teraz? — szepnął do mnie medyk.
— Czekamy dalej. Pewnie myślą, co z tobą zrobić.
Wiśnia westchnął znudzony. Miałam ochotę powiedzieć, że gdyby nie szpanował na drodze, nie musiałby teraz stać i się nudzić, ale ugryzłam się w język. Mogłabym sobie zrobić wroga w ten sposób, a to nie jest mi absolutnie do niczego potrzebne.
Z opla wyszedł pasażer. Chciał podać jakiś świstek hologramowi, a Knockout ruszył nim tak, że wyglądało to, jakby upuścił papierek, a nie przeleciał przez niego. Policjant pożegnał się i wrócił do auta. Odprowadziłam samochód do wyjazdu.
— I co ja mam teraz z tym zrobić? — zapytał.
— Nic. Dostałeś mandat, pewnie niekompletny, czyli nieważny, a nawet gdyby, to przecież go nie zapłacisz.
Ruszyłam z miejsca parkingowego i skierowałam się do wyjazdu. Aston martin potoczył się za mną.
— Zafira... — usłyszałam, kiedy byliśmy już na drodze. Musiałam jednak chwilę poczekać na kontynuację wypowiedzi. — Dzięki.
— Nie ma za co.
— Taa...
— Jest za co! — Usłyszałam w głośnikach Jazza, którego już po chwili zauważyłam w lusterkach. — Dzięki tobie, nie zrobiliśmy hałasu. Znowu...
— Przecież nic nie zrobiłam praktycznie. Kazałam mu tylko udawać idiotę.
— Myślę, że nawet nie musiał udawać — zaśmiał się porucznik, na co medyk tylko prychnął.
Zbliżaliśmy się do Chełma. Cieszyłam się, bo to oznaczało chwilę odpoczynku. Nie czułam wielkiego zmęczenia, ale nie pogardziłabym postojem i zregenerowaniem sił. A jeszcze lepiej byłoby, gdyby można było przetransformować i rozprostować kręgosłup, ale na to liczyć nie mogłam. Drift planował zatrzymać się w mieście i wyjechać w środku nocy.
Staliśmy przed światłami, Jazz na czele, a Sideswipe za mną, reszcie udało się przejechać na zielonym. Jazz już od dłuższego czasu głośno puszczał muzykę, co jakiś czas robiąc kilkunastominutową przerwę. Stałam dwa metry za nim i miałam wrażenie, że jestem na jakiejś mega wielkiej imprezie. Dziwiłam się, że to wytrzymuje, bo ja już po kilku minutach takiego hałasu miałabym dość. Znowu po drugiej stronie miałam Sideswipe'a, z którym nie udało mi się porozmawiać przez cały dzień. Nie odezwał się do mnie, a ja nie miałam pomysłu, a nawet odwagi, żeby do niego zagadać.
Obok nas stało kilka aut do skrętu w prawo, a po mojej lewej stała barierka oddzielająca przeciwległy pas. Zerknęłam w lusterka — za nami zauważyłam jadącego tira. Od razu przypomniała mi się ta nieprzyjemna sytuacja na S8. Niepokojące było to, że wielki samochód nie wyglądał, jakby miał zwolnić. Przeszło mi przez myśl, że to przewrażliwienie, ale uczucie niepokoju wzrastało, a głośna muzyka nie dawała się skupić, pomyśleć i przede wszystkim uspokoić się.
— Jazz, czy możesz ściszyć?! — zawołałam, ale Autobot najwyraźniej mnie nie usłyszał. — Jazz? — zaczęłam lekko panikować.
— On cię nie słyszy — powiedział Sideswipe. — Czekaj chwilę. Jazz, słyszysz mnie? — zapytał i chwilę czekał na odpowiedź. — Nie odpowiada na komunikator. A coś się stało?
Nie umiałam mu odpowiedzieć, byłam wpatrzona w ciągnik za nami. Zielone światło jakby robiło mi na złość i specjalnie nie chciało się zaświecić. Użyłam klaksonu kilka razy, ale Jazz stał niewzruszony.
— Jazz, jedź! — pisnęłam, widząc tira tuż za Sideswipe'em.
Wielki samochód pędził ile mocy w koniach mechanicznych. Czułam, że tir się już nie zatrzyma i chyba lepiej jest wepchnąć się osobówce pod koła, niż zostać zgniecionym przez takie monstrum. Wcisnęłam gaz i uderzyłam Jazz w tył, bo nie miałam innej drogi ucieczki, jak do przodu. Przytrzymał mnie, ale był na tyle zaskoczony, a ja znalazłam w sobie na tyle siły, żeby go pchać. Nim wjechaliśmy na środek, z piskiem opon wyrwał do przodu. Rozległy się klaksony. Jazz przejechał, a we mnie uderzyło auto i obróciło mnie w poprzek. Jazz stanął za skrzyżowaniem, inne auta wyminęły mnie i poszkodowanego, a za Sideswipe'em stanął tir.
— Zafira, co się stało?! — zawołał oszołomiony chorąży.
Stałam na środku tego skrzyżowania, przerażona tym wszystkim, nie wiedząc, co powiedzieć, co zrobić, jak zareagować. Byłam zszokowana swoją reakcją na tą ciężarówkę. Nie rozumiałam, co się właściwie wydarzyło.
Ze srebrnego citroena wyszła kobieta. Spojrzała na obity z lewej strony zderzak, a potem spojrzała na mnie. Nie miałam sposobu, jak się z tego wymigać, byłam o krok od kolejnej paniki i w pośpiechu nawróciłam i odjechałam. Srebrne Autoboty ruszyły za mną, dogoniły i zmusili do zwolnienia.
— Co się stało?! — zawołał Jazz.
— Nie wiem... — jęknęłam płaczliwie. — Ja nie wiem... Ja przepraszam...
— Ej, uspokój się — odezwał się Sideswipe. — Nic się nie dzieje...
— Jak to nie?! — pisnęłam.
— OK... No dobrze, stało się i chcę wiedzieć, dlaczego się stało.
Co się stało? Dobre pytanie, na które też chciałabym znać odpowiedź. Próbowałam poskładać myśli, ale Jazz mi przerwał.
— Może pogadajmy o tym, kiedy dojedziemy na miejsce zbiórki. — zaproponował porucznik. — Dziewczyna ochłonie. Poza tym wartałoby pryskać jeszcze psy nas zaczną szukać.
— Och... O to nie musisz się martwić, wszyscy jesteśmy od dawna na celowniku. Odbiegając od tego — dlaczego nie odebrałeś komunikatora?! — warknął chorąży.
— Przepraszam! Nie słyszałem cię.
— To było jawne odrzucenie!
Jazz nie odpowiadał, a w głośnikach wkrótce wybrzmiało zirytowane wycie.
— Ogarnąłbyś się w końcu — warknął Sideswipe. — Wiem, w jakiej sytuacji jesteś, ale to cię w żaden sposób nie usprawiedliwia. Jak dzwoni komunikator, to masz go odebrać.
— Dżizas... Od kiedy zrobiłeś się taki zasadniczy?
Sideswipe prychnął tylko i zapadła między nami cisza, która dla mnie była dość nieprzyjemna i niezręczna. Nie podobało mi się to, miałam wrażenie, że ani jeden, ani drugi nie chce się chociaż do mnie odezwać, bo są na mnie źli. Nie chciałam tego sprawdzać i pytać, więc siedziałam cicho, starając się jakoś zapanować nad emocjami.
— Przepraszam — powiedział Jazz.
— Ja też. Nosi mnie już.
— Sideswipe — zaczęłam i w tej samej chwili pożałowałam, że się odezwałam.
— Tak?
— Ja... Ja się tego tira wystraszyłam. Myślałam, że się nie zatrzyma.
— Niby dlaczego miałby tego nie zrobić?
— Nie wiem... Ja... Raz mnie taki prawie zgniótł i...
— I wszystko jasne — przerwał mi.
— Jesteście źli?
Chorąży westchnął i chwilę milczał.
— Ciężko powiedzieć. Słuchajcie, nie powiem o tym zajściu Driftowi, żeby nam nie jęczał, ale Jazz, myślę, że powinniśmy o tym powiedzieć Prime'owi, kiedy przyjedziemy.
— A co z dowodami? — zapytał Jazz.
— Powiemy, że wjechaliśmy na zielonym, ale ktoś nie zatrzymał się na czerwonym i ją trzasnął.
Wkrótce dogoniliśmy resztę. Jazz przeprosił za opóźnienie i wyjaśnił je, dość sprawnie wciskając mu kit. Było o tyle łatwiej, że nikt nie dopytywał, jakby to nikogo nie interesowało. Jedynie medycy zapytali, czy potrzebuję pomocy. Stwierdziłam, że nie i nic się nie stanie, jeśli zobaczą to stłuczenie później, w miejscu, gdzie nie będziemy wystawieni na oczy ludzi.
Było późne popołudnie, kiedy minęliśmy znak z napisem „Chełm". Ponieważ nastąpiła zmiana planów, to właśnie to miasto miało być naszym miejscem odpoczynku, od zaczęliśmy szukać jakiegoś dogodnego miejsca. Trzeba było znaleźć taki parking, za który nie trzeba płacić, nie zostaniemy z niego odholowani, musimy uważać, żeby nie zająć komuś miejsca i fajnie by było, gdyby to było w jakimś spokojnym miejscu. Zrobiliśmy kilka okrążeń, przy okazji pozwiedzaliśmy i coś udało się upatrzyć. Pięciu z nas zatrzymało się na ogrodzonym parkingu między blokami, a Jazz i Jolt musieli znaleźć miejsce gdzieś indziej, bo zostało tylko jedno miejsce, a nie było wskazane, żeby ktoś został sam. Stałam między Bumblebee a Sideswipe'em, a naprzeciw nas stali Drift i Knockout.
— Sideswipe — zaczęłam trochę niepewnie, a ponieważ chyba wszyscy mieliśmy otwarte okna, aby się nie nagrzać zbyt mocno, szeptałam dla bezpieczeństwa. — Dlaczego ode mnie dzisiaj tak... uciekałeś? — zapytałam, nie zwracając uwagi na to, że pozostali mogą nas słuchać.
— Nie uciekałem — odpowiedział spokojnie.
— Przez cały dzień prawie ze mną słowa nie zamieniłeś.
— To było celowe. Nie chciałem, żebyś trzymała się tylko mnie, a pogadała też z resztą.
— Myślałam, że się na mnie obraziłeś.
— Nieee... Poza tym dałaś mi trochę rzeczy do przemyślenia i potrzebowałem trochę spokoju.
— Słuchajcie — odezwał się Knockout — o trzeciej jedziemy, może nawet wcześniej. Wyspać by się przydało.
— Racja, racja... Dobranoc — powiedział srebrny i prawie natychmiast zerwał połączenie radiowe.
— Dobranoc wszystkim — westchnęłam, chociaż pewnie nikt mnie już nie usłyszał.
Zamknęłam zamki w drzwiach i powoli rozluźniłam kolejne części, pozwalając swojemu ciału trochę odpocząć. Powoli odpływałam, kiedy usłyszałam jakieś ciche rozmowy niedaleko siebie. Ocknęłam się i próbowałam zorientować się w sytuacji. Wokół było już ciemno. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że nie spałam tylko chwilę i może Autoboty szykują się już do wyjazdu. Kolejne głosy i dźwięki kroków rozbudziły mnie, ale też upewniły, że to nie rozmowy Transformerów. Źródłem dźwięków byli trzej młodzi mężczyźni, ewidentnie podpici, kręcący się wokół nas, a w zasadzie obok cybertrońskich żołnierzy. Z zaciekawieniem obserwowałam tak ludzi, jak i swoich towarzyszy, którzy odpoczywali w najlepsze, nieświadomi tego, że za chwile ktoś może wyjechać na ich kołach.
Każdy z mężczyzn dokładnie obejrzał każde z czterech niespotykanych samochodów. Zaglądali przez szyby i komentowali. Szczególnie dużo czasu poświęcili bugatti. Jeden w końcu zaczął majstrować przy drzwiach. Chłopaki mieli otwarte okna, więc próbował włożyć tam rękę i sięgnąć do klamki.
— Chłopaki, ten był otwarty — powiedział półszeptem, kiedy po pociągnięciu klamki otworzył drzwi Sideswipe'a.
Inny facet, zachęcony przez sukces znajomego, pociągnął klamkę Knockouta i również udało mu się otworzyć drzwi. Drift i Bumblebee zabezpieczyli się, Bee nawet w którymś momencie musiał do końca zasunąć szyby.
— Ale jazda — powiedział kombinator.
— Ale fart — nie dowierzał ten przy astonie martinie.
Trzeci, który nie dostał się do camaro, postanowił jeszcze raz podejść do wcześniej podziwianego bugatti i tak, jak wcześniej cwaniak od sprawdzania drzwi, włożył rękę do wnętrza auta i próbował dosięgnąć klamkę. W międzyczasie dwaj pozostali odważyli się wsiąść do samochodów. Byłam naprawdę zdziwiona, że Autoboty spały tak mocno, że nawet nagły nacisk na fotele ich nie obudził. I wtedy ten przy Drifcie zaczął panicznie wrzeszczeć. Samuraj podniósł szybę, zakleszczając rękę intruza. Próbował ją wyciągnąć, ale Transformer najwyraźniej ściskał ją coraz mocniej. Cwaniak wyszedł z korwety i stał oszołomiony.
Wtedy ja, tchnięta nagłym pomysłem i myślą, że lepiej coś zrobić, niż żeby wyszło, że nic nie zrobiłam, zaczęłam trąbić, gazować silnikiem i migałam wszystkimi światłami. Bumblebee szarpnął do przodu, Sideswipe'owi włączył się alarm, a Knockout trzasnął drzwiami i więżąc człowieka w kabinie, prawie wyjechał z parkingu. Mężczyzna, który pozostał wolny, drąc się wniebogłosy, wybiegł z parkingu, zostawiając znajomych na pastwę losu i jednego buta.
Autoboty najwyraźniej potrzebowały chwili, aby zorientować się w sytuacji. Knockout wypuścił swojego mimowolnego więźnia, a Sideswipe wyłączył alarm. Ja także zakończyłam swoje przedstawienie. Tylko Drift ciągle trzymał swojego „napastnika".
— Drift, daj spokój. — Usłyszałam obok głos Sideswipe'a.
Dowódca opuścił szybę i pozwolił uciec człowiekowi. Srebrny włączył nasz kanał radiowy, do którego od razu podłączyli się pozostali.
— Co się stało? — zapytał Bumblebee.
— Staliśmy się atrakcją — odpowiedział Drift. — Powinienem wszystkim pogratulować braku czujności.
— I to jest właśnie zaleta bycia gorszym autem — powiedziałam triumfująco, jednak nikt nie nawiązał do mojej wypowiedzi i gdybym była w formie robota, prawdopodobnie cofnęłabym się, jeśli nie ukryła, bo zrobiło mi się tak strasznie głupio.
— Skoro już wszyscy nie śpimy, to możemy ruszać dalej. Jest trzecia — oznajmił ciemnoniebieski.
— Już? — zdziwił się camaro. — Myślałem, że ledwo zasnąłem.
— Uwierz, ja też — odezwał się mniej entuzjastycznie medyk. — Nienawidzę takich pobudek...
Drift ruszył się z miejsca i chociaż chyba wszystkim się nie chciało, bez zbędnego marudzenia pojechaliśmy za nim. Znaleźliśmy Jazza i Jolta i mogliśmy opuścić miasto.
Myślę, że to dość schematyczny rozdział, chwila rozmowy i przerwa na trochę opisu. Mimo wszystko myślę, że poprawki wyszły całkiem dobrze i da się to czytać bez zażenowania.
Życzę miłego dnia/nocy i do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top