Rozdział 13 Brawura i duma
Na arenie było o wiele głośniej, niż gdyby "przedstawienie" prowadził Milton. Brian, według Sideswipe'a był w swoim żywiole zwłaszcza, kiedy uruchamiał paralizator, a ludzie podnosili głos. Występ trwał już cztery godziny i nie zapowiadało się, by skończył się tak szybko jak występy w wykonaniu Miltona. Gdyby wszystko odbywało się pod jego okiem, Cybertronianin miałby już prawdopodobnie spokój, ewentualnie nie byłby aż tak bardzo torturowany. A tym czasem, po każdej wypowiedzi zwróconej w stronę publiczności, brunet raził robota prądem.
Dla Autobota, było to niczym piekło, a może nawet gorzej. Był jeszcze bardziej wyczerpany niż zwykle. Jego aparat mowy był już porządnie zdarty, a mimo to, jego wrzaski wciąż były wyraźnie słyszalne przez krzyki tłumu. Powoli tracił kontrolę nad swoim ciałem, którym co chwilę wstrząsał prąd. Prawie wszystkie jego układy i systemy zaczynały się buntować, co chwilę silne skurcze szarpały jego siłowniki, a organizm z nieznanych mu przyczyn chciał pozbyć się wszystkich płynów. Wymiotował olejem, a nawet dwa razy zwrócił energon, wokół czego kłębiło się najwięcej jego myśli, gdyż nie mógł sobie pozwolić na utratę większej dawki życiodajnego paliwa. Niemal wrzący płyn chłodniczy wyciekał skąd tylko mógł tworząc pod nim mokre plamy, które łączyły się z innymi, powstałymi od cieknącej spomiędzy jego nóg benzyny. Dygocząca Iskra wymagała intensywnego chłodzenia, a w efekcie wszystkie wentylatory i komora działały na pełnych obrotach jeszcze bardziej wycieńczając go. Jego ramiona drżały, przez co nie mógł się podpierać i prawie ciągle był zmuszony leżeć. Kręciło mu się w głowie zwłaszcza, kiedy położył głowę na podłożu, jak gdyby był pijany. Wrzask ludzi, uderzenia o barierki, warkot silników dwóch pickupów, ogólny hałas przyprawiał go o mdłości, z ust nieustannie ciekł mu żółto-brunatny olej będący odpowiednikiem śliny, a po każdym porażeniu jego optyki wypełniały się gęstymi łzami, które spływając po jego twarzy, oblepiały części, na których potem osadzał się kurz i piach. I tak ciągle, i ciągle; jeden czynnik wywoływał drugi, drugi wpływał na trzeci, trzeci na jeszcze inny, w efekcie powstawało wyczerpujące, błędne koło napędzane paralizatorem.
- ...A ostatnio - mówił chłopak, który już jakiegoś czasu wyśmiewał zachowania Autobota. - nawet teksty z Biblii zaczął cytować! - część tłumu zaczęła buczeć, a inni wyzywali Sideswipe'a od bluźnierców. Z jednej strony doprowadzało to go do wściekłości, a z drugiej niemiłosiernie mocno uderzało w jego Iskrę. Podparł się na łokciach, czego nie ułatwiały mu nierówne, płytkie wdechy i zmierzył Briana lodowatym spojrzeniem. Chłopak nie był tego świadomy, gdyż pochłonięty był mieszaniem Autobota z błotem. Robot chciał coś powiedzieć, ale nagle poczuł silne mdłości, mnóstwo oleju napłynęło mu do ust, a po chwili jakby skręciło nim od środka i zwymiotował ciemniejszy olej wymieszany z energonem, czemu towarzyszyły bardzo nieprzyjemne dźwięki. W jednej chwili, Sideswipe'a rozbolała głowa, zakręciło mu się w niej i nie będąc w stanie utrzymać napiętych siłowników padł uderzając czołem o podłoże, brudząc twarz wymiocinami. Próbował się podnieść, ale słabe ręce już nawet nie chciały się poruszać i ostatecznie poddał się zostając w takiej pozycji.
- Jesteście jeszcze bardziej obrzydliwi niż sądziłem. - skomentował wytatuowany prowadzący, który po tym, jak zobaczył co dzieje się z jego więźniem, chwilę milczał, a wraz z nim część widowni, która wybuchła śmiechem słysząc jego słowa. - Wiedziałem, że macie manię plucia, ale nie wiedziałem, że lubicie się w tym jeszcze tarzać!
- Znowu mnie mylisz z Decepticonem. - mruknął słabo, czego chłopak nie mógł usłyszeć. Sideswipe, mówiąc to miał na myśli zastępcę Lorda Megatrona - Starscreama, który zawsze, co by nie mówił i do kogo, pluł na wszystkie strony świata. Dino kiedyś się śmiał, że rozmowa z nim to jak kąpiel w cysternie oleju. Taka kąpiel z pewnością by się teraz przydała srebrnemu żołnierzowi, gdyż utrata oleju niekorzystnie wpływała na jego i tak nadwyrężone stawy i inne części układu ruchu. Już teraz zaczynał odczuwać zacierające się łożyska.
- Niczym psy w gó*nie! - kontynuował swoje kpiny.
Autobot westchnął ciężko. Nie widział sensu bronienia się, tak więc próbował się uspokoić. Ciągle nim szarpały skurcze, ale na szczęście słabły, choć daleko było do całkowitego ich wyciszenia. Brian w tym czasie stanął obok niego i przyglądał mu się z pozoru bez żadnych uczyć na twarzy. Po chwili wyszczerzył się i rozejrzał po widowni.
- Szczerze mówiąc, to z psem ma sporo wspólnego! - zawołał. - Obroża i łańcuch, cztery łapy i do tego warczy! - zaśmiał się, a z nim oczywiście publiczność, tylko głośniej niż zwykle, a przynajmniej tak się wydawało robotowi. Najwyraźniej "żart" chłopaka był szczególnie śmieszny, jednak dla Autobota był po prostu żałosny. Wytatuowany stanął na przeciw niemu i przykucnął. - Tylko to jest bardzo uparty zwierzaczek... Wytresować się go nie da, ani po dobroci, ani po złości... - dodał, po czym wyciągnął rękę w jego stronę. Kiedy palce musnęły części na głowie, Sideswipe drgnął, nie chcąc, aby go w ogóle dotykał.
Brian wstał, niezadowolony z reakcji Cybertronianina. Zrobił kilka kroków przed nim, aż w końcu kopnął chevroleta w głowę jak w piłkę. Huk rozniósł się po arenie, by przy trybunach został stłumiony, znowu dźwięk jaki odbijał się w uszach robota, był głośny jak dzwon kościelny. Autobot bezmyślnie podniósł się i zaraz potem ponownie położył się na podłożu. Zaciskał powieki z bólu, spod których wypłynęła minimalna ilość płynu.
- Jak mówiłem - nawet po dobroci. - zaśmiał się chłopak. - Tak w ogóle... - spojrzał na metalowego kosmitę. - Co wy do cholery macie na głowie? - zapytał znowu robiąc kilka kroków przed nim. - To jakaś imitacja włosów? A może hełm, zrobiony z części znalezionych na złomie?
Sideswipe słuchał go z niedowierzaniem. Nie rozumiał z jakiego powodu w ogóle przyczepił się do jego wyglądu. Z drugiej strony, zastanawiał się, co w nim jest nie tak, gdyż pierwszy raz spotkał się z tego rodzaju uwagami. Po chwili zaczął się domyślać, że człowiek zaczął tracić pomysły, jak mógłby go jeszcze bardziej upokorzyć.
Robot z wysiłkiem, szorując policzkiem po ziemi, przekręcił przesunął głowę chcąc chociaż zobaczyć buty Briana i go zlokalizować. Młody mężczyzna stał tuż przy nim z drwiącym uśmieszkiem i przyglądał mu się. Ich spojrzenia spotkały się, chłopak otwarcie kpił z niego, znowu Sideswipe nie wyrażał niczego więcej, niż swoje zmęczenie. Szybko jednak zerwał kontakt wzrokowy.
- Ty w ogóle słyszysz? - zapytał. - Przecież zadałem pytanie. - powiedział i rozejrzał się po widowni. - No w sumie... jak nie masz uszu, to jak masz słyszeć? Teraz to przynajmniej wiem, dlaczego nie odpowiadasz.
- Nie mam uszu... - powiedział słabo metalowy żołnierz. Młody mężczyzna uśmiechnął się i wzruszył ramionami, ale jego "triumf" nie trwał długo. - Mam audio receptory. - dodał robot.
- Że niby to? - zapytał trącając czubkiem buta część na boku głowy Autobota, która nieco przypominała małżowinę uszną.
- To pokrywa... - syknął, a że w tym jednym momencie włączył mu się tryb złośliwości, nie mógł się powstrzymać od dodania jednego słowa. - Ćwoku. - Doskonale wiedział, że mu się za to oberwie, jednak na tym nie spoczął. Skoro i tak zostanie porażony prądem, to wolał wykorzystać okazję i się choć trochę odgryźć. - Słyszę kilka razy lepiej od ciebie, a jak chcę, to mogę cię w ogóle nie słyszeć. Wystarczy, że zamknę przewód słuchowy. - powiedział twardo, choć jego rzężący głos na to nie wskazywał. - I co wy macie na głowie? Ani to ochronne, ani przydatne, ani ładne. I dla oświecenia ciebie, nie mam hełmu, tylko koronę, al...
- Ha! Koronę?! Nie rozśmieszaj mnie! - zaśmiał się. Trzymał w dłoni pilot od paralizatora, ale jak na razie nie zapowiadało się, by chciał go użyć. Sideswipe zdumiał się słysząc go, nie rozumiał co takiego śmiesznego było w tym co powiedział. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że korona to przecież atrybut władzy monarszej w świecie ludzi. - Za kogo ty się masz, że nosisz "koronę"?!
Chevrolet zmarszczył brwi i zdobył się na wysiłek, by podnieść głowę. Mroził chłopaka spojrzeniem, ale nie odzywał się. Najzwyczajniej nie wiedział co powiedzieć, a po drugie, co by nie powiedział, zostałoby to obrócone przeciwko niemu.
- A to?! - zawołał wskazując na plecy robota. Przekroczył nad ręką więźnia, przy czym Sideswipe ledwo się powstrzymał, by nie podnieść się szybko i nie trzasnąć go centralnie w krocze. - To twój królewski płaszcz?! - śmiał się, coraz bardziej drażniąc Cybertronianina, który mino swojego okropnego samopoczucia miał ochotę pyskować i odgryzać się człowiekowi nie zważając na konsekwencje, a z drugiej strony rozważał powrót do milczenia. Znowu jego dwie natury zaczęły się o to spierać, rozum i doświadczenie przeciw głupocie i brawurze, a do tego ta duma, której nie potrafił przeciągnąć na żadną ze stron.
Brian tracił butem drzwi, których Autobot nie potrafił utrzymać sztywno na plecach, a miał je spuszczone po bokach ciała. Kiedy tylko noga człowieka dotknęła drzwi, Sideswipe nimi poruszył. To już nie tylko była niechęć, ale ostrzeżenie. Wytatuowany był blisko, a robot potrafił zrobić ze swoich skrzydeł użytek.
- Cholera, ja nawet nie wiem do czego to zaliczyć... A może to skrzydła? - mówił.
Sideswipe był zażenowany. To nie było śmieszne, to było żałosne. Nawet ludzie przestali się śmiać, jego teksty i uwagi były tak naciągane.
- Brian. - odezwał się poważnie robot, jednak jego skrzekliwy głos nie oddawał tego.
- Tak?
- Mówił ci ktoś, że jesteś idiotą? - zapytał, a chłopak już chciał coś powiedzieć, ale Sideswipe kontynuował swoją myśl. - Jakbyś nim nie był, wiedziałbyś, że do agresywnego "psa" się nie podchodzi. - powiedział, a wtedy zamachnął prawymi drzwiami i walnął nimi chłopaka, aż ten znalazł się z jakieś półtora metra od miejsca w którym stał. Uderzył głową o ubitą ziemię i chwilę się nie ruszał. Publiczność podniosła głos, niektórzy nawet chcieli wejść na arenę, ale wtedy prowadzący zaczął się podnosić.
- Ty sku*wysynu. - syknął do mikrofonu. Corvette podniósł drzwi i patrzył na oprawcę wilkiem. Bez cienia wątpliwości, wygrała jego nierozsądna natura. Niezrozumiałym było, dlaczego dopiero teraz młodszy on zaczął się w nim budzić i wyrywać się z uwięzi. Zamknął go w sobie, aby nie wpadać w tyle kłopotów na raz, z których sam nie mógłby się wykaraskać. Jednak, kiedy obserwował jak wściekły zastępca Miltona wstaje, przy czym klnie i wygraża się, młody Sideswipe mało go obchodził, a nawet nie zauważył, że na ten jeden moment wrócił.
Brian stanął na prostych nogach, a kiedy ruszył w jego stronę, robot wydał z siebie przeraźliwy skrzek, stawiając na plecach drzwi. Dźwięk wydany przez niego uciszył trybuny, gdyż brzmiał jakby wydobył się z najgłębszych czeluści piekieł. Był to głośny pisk i kwik, zmieszany z dudniącym warkotem, zakończony pomrukiem podobnym do kociego mruczenia. Jakże typowe dla osaczonego Transformera zachowanie mogło zszokować ludzi, nawet Brian cofnął się o krok i zastygł w miejscu wpatrując się w wściekłe, zmrużone optyki. Sideswipe był usatysfakcjonowany efektem swojego postępowania i choć dla ludzi było to zachowanie prymitywne stwierdził, że nie będzie się już podporządkowywał ich poglądom i wymaganiom. Był Transformerem i będzie zachowywać się jak transformer, jakkolwiek by to wyglądało.
Zastępca Edwarda po chwili otrzeźwiał i pokazał robotowi, jak zwiększa moc paralizatora. Cybertronianin nie żałował, ponownie zawarczał, a po chwili jego ciało spięło się od przepływającego przez nie prądu. Kiedy urządzenie przestało działać, Autobot zajęczał z bólu, opadając na podłoże. Jednak zanim jego głowa dotknęła ziemi, prąd znowu przeszył jego ciało unieruchamiając. Nie zdążył nawet jęknąć, kiedy trzecia fala bólu wbiła się w jego szyję i przeszyła wszystkie części, a kiedy prąd ponownie ustąpił, uderzył głową o czerwony, ubity piach. Szarpały nim krótkie, silne spazmy wycieńczając jeszcze bardziej. Miał nierówny oddech, całkowicie podporządkowany nerwowo i gwałtownie ściskanej komorze, a wypychane powietrze świstało między częściami. Z ust olej ciekł już niepohamowanie.
Chłopak stanął przy nim, szukając jego spojrzenia. Znalazł je, było pełne nienawiści i pogardy, jednak nie zrobiło to na nim wrażenia. Uśmiechnął się i pogładził Sideswipe'a po głowie, który nie miał jak protestować.
- Bardzo niesforny z ciebie piesek... - powiedział do mikrofonu, po czym wstał. - Kto uważa, że piesek dostał już swoją karę?! - zapytał publiczności, ale wielkiego szału nie było. - A może powinien dostać więcej? - odpowiedź była znacznie głośniejsza, niż poprzednia, jednak dało się zauważyć, że znaczna ilość ludzi wstrzymało się.
Brian zadowolony z informacji zwrotnej na moment zszedł z areny, a wrócił trzymając puszkę spreju. Podbiegł do boku robota, odłożył na moment mikrofon i puszkę, a zajął się podniesieniem bezwładnie zwisającymi z pleców Autobota drzwiami. Na jego boku, czerwoną farbą namalował kropkę, a wokół niej dwa koła, to samo zrobił po drugiej stronie, a następnie podszedł i przykucnął przy głowie Sideswipe'a. Złapał go za podbródek i pociągnął do siebie uniósłszy tak, że mógł bezproblemowo spojrzeć w oczy swojego więźnia.
- Powinienem jeszcze tarczę wymalować Ci na "koronie" - wyszczerzył się złośliwie. - ale jeszcze jesteś nam potrzebny. Jednak... - wziął sprej i wymalował nim kropkę na czole chevroleta, a zbyt duża ilość farby spłynęła po jego nosie. - Przyozdobić nie zaszkodzi. - dokończył, a robot splunął mu prosto w twarz. Mężczyzna odskoczył i upadł. Przetarł twarz i strzepnął ciecz z dłoni. Spiorunował metalowego żołnierza, ale ten znowu leżał w ogóle na niego nie patrząc. Zrezygnował z użycia paralizatora, gdyż szykowała się znacznie lepsza zabawa. Wstał zabierając puszkę i mikrofon po czym zwrócił się do tłumów:
- Te dwa pickupy spełniają tu swoje funkcje. - zaczął. - Jedną z nich jest na przykład zmuszenie "pieska" do leżenia. Jeszcze nie reaguje na tę prostą komendę... Ale inną, znacznie fajniejszą funkcją jest możliwość pobawienia się. To jak?! Zaczynamy? - zapytał, a trybuny odpowiedziały niemal jednogłośnie. Samochody ruszyły się z miejsc. Zaczęły krążyć wokół korwety jak wygłodniałe sępy nad padliną. Stingray niespokojnie nasłuchiwał silników usiłując zlokalizować auta. Nagle jeden z silników zawył i sekundę potem uderzył w bok robota, który jęknął z bólu. Ford wycofał pod samą barierkę, a wtedy z drugiej strony z całej pety uderzył GMC. Sideswipe wrzasnął. Drzwi, które zwisały po bokach teraz posiadały głębokie wgniecenia, a i jego ramiona ucierpiały - siłowniki zostały naderwane. Czarny pickup również wycofał, a potem wraz z fordem ruszył na żołnierza, który krzyknął zrywając się do góry. Samochody szybko odsunęły się, a paralizator został uruchomiony zanim brzuchem dotknął ziemi. Kiedy to ustało, auta znowu w niego uderzyły i znowu, i znowu, i znowu. Uderzenia przeplatały się z porażeniami, nie dając odetchnąć. Auta uderzały gdzie popadnie, w boki, w ramiona, nogi, GMC nawet zdołał przejechać przez grzbiet wichrując wielkimi kołami części, zwłaszcza zawiasy skrzydeł, ford miażdżył dłonie.
Sides próbował przez pierwsze kilka minut opierać się, ale nie mógł walczyć wiecznie. Ból stawał się nie do zniesienia, wydawać by się mogło, że sięga zenitu. Huk przy uderzeniach był ogłuszający, paralizator obezwładniał. W głowie robota zaczęło się kręcić, dźwięki obijały się echem, obraz rozmazywał się. Czuł ból, a reakcja na niego była opóźniona. Momentami mu się zdawało, że to nie on krzyczy z powodu tych katuszy, że nie on woła o to, aby to wszystko się zakończyło. W końcu, otumaniony przestał wołać, przestał walczyć pozwalając, by mniejszy pickup uderzył od w jego bark, paralizator znowu zatopił kły w szyi i nawet tego nie poczuł. Słyszał tylko i wyłącznie swój oddech, widział rozmazujące się krople kapiącego mu z ust oleju. Jego siłowniki wiotczały, aż w końcu jego głowa dotknęła podłoża, przymknął blednące optyki i kilka sekund potem stracił przytomność.
Brian dopiero po kilku minutach spostrzegł, że coś jest nie tak. Kazał zatrzymać się kierowcom, a sam podszedł do Autobota i chwilę mu się przyglądał. Widział, że oddycha, więc żył i tylko to się wtedy dla niego liczyło. Wystraszył się, że Transformer padł z wycieńczenia, a wtedy miałby nie lada kłopoty u Miltona i prawdopodobnie KSI. Powiadomił publiczność o tym co się stało, oczywiście nabijając się z więźnia. Ludzie zaczęli opuszczać budynek, niektórzy bardziej usatysfakcjonowani niż zwykle. Pracownicy wraz z wytatuowanym szybko i powierzchownie ogarnęli arenę i trybuny, ostatecznie zamykając budynek.
Sideswipe natomiast pozostał w stanie nieświadomości do samego rana. Nie wypoczął, ale nie cierpiał i nie męczył się próbując zasnąć. Pozostał w świecie marzeń sennych i własnych wspomnień. Te drugie były tak realistyczne, iż nie spostrzegł, że to już przeszłość, do której nigdy nie wróci. Przebywał w oddzielonym pomieszczeniu szpitala polowego. Odpoczywał po operacji usunięcia odłamków. Bolało, ale humor mu dopisywał (gdy tylko mógł, zagadywał pielęgniarki) w przeciwieństwie do innych rannych, którzy w większości jęczeli i ubolewali nad sobą.
Przykryty cieniutką narzutką leżał na podłodze, na miękkiej wykładzinie, gdyż łóżka były zarezerwowane dla bardzo ciężko rannych. Z jednej strony miał żołnierza, który podczas walk stracił dłoń, a od podanych środków przeciwbólowych zasnął. Z drugiej strony leżał młodzik, któremu wielkie pociski rozerwały nogę. On również dostał przeciwbólowe, ale nie spał, coś cicho mówił, ale Sideswipe nawet nie próbował go zrozumieć.
Dwóch pielęgniarzy wniosło kolejnego poszkodowanego, a za nimi wtargnął Autobot o żółtej zbroi, niemal identyczny z Sideswipe'em, miał tylko bardziej rozłożystą koronę. Gdy tylko dostrzegł swojego brata, który swoją drogą nie zauważył jego obecności, z wściekłości energon w nim zawrzał.
- Sideswipe! - wrzasnął stawiając prawie wszystkich na nogi. Czerwony Autobot gwałtownie siadł mimo bólu brzucha i znalazł wzrokiem swojego bliźniaka, który stał już przed nim. Nim zdążył coś powiedzieć, został tak mocno spoliczkowany, że prawie padł na śpiącego nieszczęśnika. Powoli podniósł się i ze skruchą spojrzał na Sunstreakera. Doskonale wiedział, że przeskrobał prawdopodobnie wyczerpując do cna cierpliwość brata, której ten, miał i tak niewyobrażalnie mało. Sideswipe chciał zacząć się tłumaczyć, ale żółty robot rzucił się na niego dociskając do ziemi ciałem, a ręką ściskając szyję.
- Coś ty sobie myślał? - syknął w ucho bliźniaka, który nie mógł nabrać powietrza. Nikt nie ważył się interweniować. Gdy Sunstreaker był wściekły, potrafił być gorszy od Decepticona. - Coś ty sobie myślał?! - wrzasnął.
- Sunny... przep...
- Teraz przepraszasz?! Pie*dolony kretynie! A jakbyś zginął?! I nie mów do mnie "Sunny"! - słysząc ostatnią kwestię, czerwony Transformer wyszczerzył się mimowolnie. - Z czego rżysz?! - wrzasnął i ostatni raz trzasnął brata w twarz po czym puścił go i usiadł obok niego. Sides chichotał chwilę podczas czego chciał usiąść, ale Sunstreaker przycisnął go ręką do ziemi. - Leż. - rozkazał. Wtedy brat żółtego Autobota spostrzegł, że sprawa musi być poważna. Sunny siedział obejmując kolana, na których oparł policzek.
- Sunstreaker? - zapytał Sideswipe, ale nie wywołało to żadnej reakcji. Dotknął ręki brata, a ten strzepnął jego dłoń. - Sunstreaker... - jęknął. Było bardzo źle. - Błagam, wyba...
- Nie było Cię pięć dni! Nie dawałeś znaku życia! Myś...
- Trzeba było mnie nie wydać Prowlowi!
- Bo co?! Stale ja mam za ciebie odbębniać kary?! Bo co?! Bo twoja duma nie pozwala ci posprzątać magazynu?! Trzeba było sobie odpuścić choć ten jeden, pie*dolony raz! Ale nie! Bo każda okazja musi być wykorzystana, żeby innym życie utrudniać! Debil! - wykrzyczał, a w sali zapanowała kompletna cisza. Bracia przez chwile mierzyli się morderczymi spojrzeniami, aż w końcu Sunstreaker odpuścił i znowu położył policzek na kolanach. - Ale to ci akurat wyszło. - powiedział cicho, tak, aby tylko jego brat go usłyszał. Sideswipe uśmiechnął się, a w tym czasie Sunny ponownie odwrócił się do niego. - Sideswipe, bałem się o ciebie. - mruknął. Czerwony Autobot chciał coś powiedzieć, ale nagle zabrakło mu słów. Żółty w tym czasie sięgnął po narzutkę, uniósł ją i zerknął na świeże spawy na brzuchu swojego bliźniaka. Nie potrzebował widzieć więcej. - Jak to się stało? - zapytał, a Sideswipe westchnął zbierając myśli.
- Dołączyłem do oddziału... Była bitwa... Ktoś obok mnie nadepnął na minę... Rozerwało go, a ja byłem na linii ognia odłamków.
- Sides... głupku ty... - westchnął żółty kładąc się obok bliźniaka. Objął go, a drugą ręką złapał prawą dłoń brata i przyciągnął do siebie. Po chwili, powoli opadł na ramię czerwonego Transformera i obaj wtulili się w siebie nawzajem. Stykali się policzkami. Sideswipe czuł na swoim barku ciepłe powietrze wydychane przez Sunny'ego. Rękę, którą Sunstreaker trzymał jego dłoń przycisnął do swojej piersi, a wtedy jego jego bliźniak nachylił się nad nim tak, że stykali się czołami. Obaj delektowali się bliskością i ciepłem jakie sobie dawali. Był to ich mały rytuał, powtarzany za każdym razem, kiedy się pokłócili, kiedy się bali, kiedy po prostu tego potrzebowali.
Po chwili znowu stykali się tylko policzkami. Sunny patrzył jak klatka piersiowa brata podnosi się i opada, a Sides gładził palcem dłoń żółtego. Nieoczekiwanie, mniej przyjazny światu Autobot podniósł się i ucałował w czoło szybszego od siebie robota. Dla drugiego Transformera było to bardzo miłym zaskoczeniem, a ponieważ bardzo rzadko się to zdarza, czerwony nie mógł zostać mu dłużny i pocałował go w policzek, a po chwili znowu leżeli wtuleni w siebie. Dla nich dwóch znaczyło to więcej, niż jakiekolwiek "przepraszam" lub nawet "kocham cię". Rozumieli się bez słów, choć mieli na prawdę różne charaktery. Świat mógłby stawać w płomieniach, ale w takich chwilach mało by ich to ruszało, liczyli się tylko oni.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? - zapytał cicho Sideswipe.
- Nie wiem... Ale z twoją brawurą i dumą daleko nie zajedziesz. Nie wyjdzie Ci to na zdrowie... Musisz w końcu zacząć myśleć, co robisz. - powiedział. - Bo co będzie, jak mnie zabraknie? Kto cię będzie ratował? - zapytał, a Sideswipe na moment zastygł. Nie wyobraził sobie za dużo, ale kiedy nagle znowu myślami wrócił do tu i teraz, przycisnął mocniej dłoń brata do siebie.
- Nawet tak nie mów. - powiedział.
- Też to poczułem... - mruknął Sunstreaker po chwili. - Straszne... Więc postaraj się i chociaż ogranicz swoje popisy, włóż dumę do schowka i nie zgrywaj chojraka.
- Postaram się...
- Tia... Chciałbym w to wierzyć. - uśmiechnął się pod nosem. - Zginiesz kuźwa pierwszy.
- Chciałbyś. - zaśmiał się, tak samo jego bliźniak.
- Dlaczego Wszechiskra nie dała ci odrobinę więcej rozumu, a mnie odrobinę więcej szybkości...? Nie rozumiem tego...
- Jakby tak było, bylibyśmy identyczni. Nie byłoby zabawy. - uśmiechnął się pod nosem mając w pamięci każdy wyścig, który wygrał i wściekłość swojego brata.
- W sumie... - mruknął.
Umilkli, Sunstreaker westchnął, a po chwili Sideswipe również. Choć byli całkiem różni i czasem żarli się jak pies z kotem, nie wyobrażali sobie życia bez siebie. Gdyby jeden z nich zginął, dla drugiego byłoby to porównywalne z wyrwaniem Iskry.
Sideswipe przymknął optyki, starając się odgonić czarne myśli i zasnąć. Rozkoszował się zapachem i ciepłym oddechem jego bliźniaczej Iskry i wciąż czując te delikatne powiewy przysnął, aż nagle zbudził się, tylko w całkiem innej scenerii. Przy każdym, nawet najdrobniejszym ruchu, odczuwał niewyobrażalny ból, a co gorsza, był sam, bez swojego brata. Po chwili uświadomił sobie, że to był tylko sen. Patrzył szeroko otwartymi optykami przed siebie i nie dowierzał, że nie ma przy nim Sunstreakera. Przecież przed chwilą był przy nim, rozmawiali, przytulali się, czuł jego zapach. Łzy napływały do jego oczu, wdechy stawały się coraz częstsze, mimo bólu zgiął palce prawej ręki chcąc wyczuć pod nią dłoń brata, ale nie było tam nic poza czerwonym piachem. Chwilę walczył sam ze sobą, aż w końcu zaszlochał głośno i żałośnie.
- Sunstreaker... Sunny... Braciszku... -wyjęczał.
Cześć...
Też tak macie, że pisząc rozdział, macie już w planach co będzie się działo w następnym, a jak przychodzi co do czego, nie pamiętacie, co się wymyśliło?
Z tym rozdziałem właśnie tak miałam.
Muszę się przyznać, że popłakałam się pisząc ostatnie zdania. Dlatego twierdzę, ze rozdział mi wyszedł.
Dajcie znać, co myślicie.
Pa!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top