Rozdział 10 Morderca

Przez dwa dni trwały przygotowania do otwarcia "nowej edycji Igrzysk Wraków" jak to Sideswipe zdążył nazwać, kiedy męczył się w gorącym, dusznym i śmierdzącym budynku w którym go więziono. Ludzie nie przejmowali się nim. Wykonywali powierzone im prace, głównie mające poprawić wygląd trybun i areny, a także usprawnić działanie sprzętu odpowiedzialnego za nagłośnienie i oświetlenie tak, by podczas "występu" nie było żadnych niespodzianek. W ciągu tych dwóch dni, poświęcono zaledwie trzy godziny na sprawdzenie kajdan i łańcuchów krepujących Transformera, które podczas pierwszej, spędzonej na arenie nocy bezskutecznie próbował zniszczyć, a także ustawienie paralizatora i z nim związanego sprzętu. Paralizator, jak przekonał się na własnej zbroi, miał funkcję zmiany mocy z jaką go raził, co można było na bieżąco zmieniać za pomocą pilota - własności Edwarda Miltona. Po wszystkim nie miał siły podnieść się. Po odejściu pracowników, Milton stał nad nim paląc cygaro i beznamiętnie obserwował, jak Autobot próbuje uspokoić nierówny oddech, a potem zmęczony rozluźnia siłowniki rąk i kładzie się na podłożu. Co jakiś czas, szarpały jego ciałem niekontrolowane skurcze, które jeszcze bardziej go wymęczały. Iskra mu chciała wyskoczyć z piersi, a on, przez panującą w budynku duchotę nie mógł jej schłodzić. Na domiar złego, Milton stanął bliżej i specjalnie wydychał w jego stronę dym z palącego się cygara. Smród niemiłosiernie drażnił receptory węchowe Autobota, a dym osadzający się w komorze Iskry i prowadzącej do niej drodze wymuszał kaszel. Choć Sideswipe czuł się przez to jeszcze bardziej poniżony, znosił to dzielnie, ani razu nie spojrzał na właściciela tej rudery, ignorował go.

Wieczorem, przed otwarciem działalności nad areną pojawiło się dodatkowe oświetlenie - dwa ruchome reflektory. Jak się domyślił, Milton będzie wszystko prowadził, a reflektory będą miały za zadanie wyróżnić jego osobę na tle metalowej istoty z kosmosu. Kiedy było już wszystko dopięte na ostatni guzik, przed zamknięciem areny na noc, Edward stanął przed Transformerem. Sideswipe usiadł, choć łańcuch na szyi nie pozwalał mu się wyprostować i spojrzał na mężczyznę w garniturze z pogardą. Właściciel otrzepał popiół tym razem ze zwykłego papierosa i podniósł wzrok na Autobota.

- Jak się czujesz z tym, że jutro, na tych trybunach zasiądą ludzie? - zapytał bez większego zainteresowania.

- Nic nie czuję. - skłamał zachowując kamienną twarz. Tak na prawdę bał się tego, co następnego dnia ma się z nim stać. Bał się tego, po co ci ludzie przyjdą. - Jest mi to obojętne.

- Na prawdę? - zaciągnął się dymem. - Przecież jutro będziesz gwiazdą. - zadrwił.

- W czyich oczach? - zapytał poważnie, na co Milton ponownie zaciągnął się dymem papierosowym. - Jedyne, kim tu jutro będę, to pośmiewiskiem. Zrobiłeś ze mnie atrakcję. - syknął. - Chciałbym Cię widzieć na moim miejscu.

Edward wypuścił z płuc siwe powietrze i lekkim uderzeniem palca w papieros strącił z jego końcówki popiół.

- Wiesz, dlaczego jesteśmy na tych miejscach, a nie innych? - zapytał, na co Sides podniósł nieznacznie brew. - To morderców się zamyka. - powiedział ostro, odwrócił się na pięcie i wyszedł. Po chwili wszystkie światła zgasły, a zaraz potem dało się usłyszeć dźwięk zamykanej kłódki.

Autobot chwilę trwał w bezruchu wpatrując się w nieokreślony punkt gdzieś w tych nieprzeniknionych ciemnościach. Kiedy się ocknął z dziwnego odrętwienia, ze smutkiem spuścił głowę i położył się. Nie spał, po prostu leżał i czekał, aż nad wschodnim ponownie wzejdzie słońce. W głowie huczało mu słowo "morderca" i prawie przez całą noc tłumaczył sobie, że nim nie jest. Przysnął dopiero nad ranem i nie odpoczywał długo. Po prostu sen nie był mu aż tak potrzebny.

Około ósmej rano, pracownicy Miltona zaczęli otwierać budynek. Wszystkie możliwe wejścia zostały na oścież otwarte, by arena wywietrzyła się przed przyjściem widowni. Powietrze było jeszcze rześkie, a przede wszystkim mniej śmierdzące. Transformer łapczywie zaciągał się chłodem ciągnącym z zewnątrz i cieszył chwilą wytchnienia. Nie przejmował się chodzącymi obok niego ludźmi i ich sporadycznymi, uszczypliwymi, a nawet obraźliwymi komentarzami. Miał swoją godność i dumę, przez co nie zniżał się do ich poziomu odpowiadając.

Po południu było bardzo źle, ale nie pierwszy raz dusił się w niewyobrażalnym skwarze. Na arenie było goręcej niż na zewnątrz, choć i tak wielkiej różnicy nie było. Leżał nieruchomo i głośno sapał. Pocieszał się tym, że przynajmniej nie jest wystawiony na prażące prawdopodobnie teksańskie słońce. Długo myślał nad tym, gdzie mógłby się znajdować, a uwzględniając to, jak długo tu jechali, oraz gorący, suchy klimat i spieczoną ziemię uznał, że muszą być gdzieś w takich, a nie innych rejonach. Jednak nie wykluczał tego, że mógł się mylić.
Nagle do budynku weszło pięciu pracowników w tym wytatuowany chłopak Brian i blondyn, który mu pomagał zakładać paralizator. Dwóch niosło jakąś złożoną narzutę w granatowym kolorze. Widząc ich, Sideswipe podniósł się mierząc ich podejrzliwym spojrzeniem.

- Weźcie to rozłóżcie. - rozkazał łysy, około dwudziestopięcioletni mężczyzna, którego Dino z pewnością nazwałby typowym dresem. Jak rozkazał, tak zrobiono. Z pomocą blondyna, dwóch chłopaków rozłożyło sporych rozmiarów, cienką narzutę. Przed Autobotem stanął Brian.

- Kładziemy się. - powiedział głosem nie wyrażającym żadnych uczuć, jednak w oczach widać było pogardę. Sideswipe spojrzał na niego, na materia i znowu na niego. Skrzywił się, domyślając się, że chcą go tym nakryć. - Chyba, że mam użyć paralizatora? - zagroził.

- Nie masz pilota. - zauważył chevrolet, a ciemnowłosy uśmiechnął się rozbawiony.

- Tym się steruje nie tylko zdalnie. - warknął natychmiastowo stając się poważnym. - Więc jak? - zapytał. Wizja kolejnego uruchomienia urządzenia, nie była zbyt miła, więc Sideswipe schylił się niechętnie. - Kładź się. - syknął. Autobot z cichym warknięciem opadł na ziemię. Chłopak stanął bliżej. - Dobry piesek. - mruknął zadowolony, czego natychmiast pożałował. Sides gwałtownie się podniósł i z premedytacją głową uderzył człowieka w czoło i nos. Wytatuowany zachwiał się robiąc kilka kroków w tył i zakrywając nos. Transformer ponownie opadł na podłoże nie spuszczając chłopaka z oczu. Ciemnowłosy odsłonił twarz ścierając spod nosa krew, spojrzał na brudne palce, a potem nienawistnie na srebrnego robota. Popatrzył na resztę, którzy czekali na jego reakcję, jednak tylko warknął, by zrobili co im kazano i sam zabrał się do pracy. Sideswipe nie utrudniał im tego. Zrobiliby to i tak, a nie chciał znowu doświadczać bólu jaki sprawia użycie paralizatora. Materiał nakrywał go całego, a żeby nie spadł, przywiązano go do ogniw łańcuchów. Transformer nie miał pojęcia po co to wszystko, jednak nie szczególnie go to interesowało.

Wczesnym wieczorem, dało się słyszeć gwar większej liczby ludzi tłoczącej się przed zamkniętym wejściem na arenę. Autobot zastanawiał się, co takiego przywiodło tych ludzi w takie miejsce. Z tego co zobaczył i zapamiętał, to okolica w cale nie wygląda zachęcająco. Nie chciał wierzyć, że się w jakiś sposób zareklamował, a po za tym, co na to wszystko policja. Czyżby przez powiązania z Cmentarnym Wiatrem był w jakiś sposób ponad prawem i bezkarnie może sobie więzić, co z tego, że kosmitę i na nim trzepać zielone banknoty? Na to by wyglądało, jednak nie był tego taki pewny.

Wkrótce wejście zostało otwarte, a przez nie co chwilę wchodzili przedstawiciele rozumnego gatunku ziemian. W większości trzymali w dłoniach puszki z napojami, znacznie mniejsza grupa miała przy sobie jedzenie. Przyglądając się powoli zasiadającym na trybunach grupom, stwierdził, że większość z nich ma około dwudziestu kilku lat. W większości mężczyźni - dresiarze, ale i dziewczyny były. Ogólnie towarzystwo nie zbyt dobre.

Kiedy na zewnątrz zrobiło się luźno, trybuny były w połowie zapełnione i przychodzili już tylko pojedynczy "spóźnialscy", wszystkie światła oświetlające siedziska przygasły, znowu arena została rozjaśniona. Do dwóch pickupów wsiedli pracownicy Miltona, a sam właściciel wkrótce pokazał się na arenie przed Sideswipe'em. W ręce trzymał mikrofon, a z kieszeni jasnoszarego garnituru wystawał pilot paralizatora. Ludzie podnieśli głos, zaczęli krzyczeć, gwizdać i wyzywać Transformera, co najwyraźniej bardzo cieszyło Edwarda. Chcieli, żeby robot zginął mówiąc łagodnie, nazywali mordercą. Autobot jak najbardziej mógł cofnął się. Milton zaczął uciszać widownię, a kiedy było już w miarę cicho przedstawił się, przywitał i oficjalnie otwarł "Złomowanie". Nazwa nawet rozśmieszyła robota swoją prostotą i głupotą, jednak nawet nie uśmiechnął się pod nosem, mając świadomość, że to właśnie jego będą złomować.

- Po co Tutaj przyszliście?! - zapytał właściciel obiektu, a tłum zawrzał. Wśród odpowiedzi dało się usłyszeć: "Skasuj złom!", "Za Chicago!", "Zabić mordercę!" i wiele, wiele innych podobnych. - Powiem wam coś. - kontynuował mężczyzna w garniturze. - Dziś wieczorem, jeden z nich będzie cierpiał za wszystkie nasze cierpienia i wszystkich tych, którzy zginęli w oblężonym Chicago i nie tylko! - zawołał. Autobotowi ciśnienie w przewodach podskoczyło ze strachu, a przypuszczenie, że Milton jest w jakimś stopniu niepoczytalny w cale go nie uspokajał. Chevrolet czuł się w tej sytuacji zagrożony, choć nikt mu jeszcze nie przytknął broni do głowy. Zaczął się domyślać, jak może czuć się ziemskie zwierze zamknięte w tak zwanym zoo z ogromną liczbą odwiedzających, lub w cyrku. Tak, cyrkowy lew, któremu wkłada się głowę do pyska było dobrym porównaniem. Zwierze nie zabije, bo jest do tego wytresowane, a jeśli spróbuje, na miejscu zostanie zastrzelone. I choć zachowywane są wszelkie formy ostrożności, to i tak wszyscy się boją wielkiego Króla Zwierząt. Z więzionym Transformerem jest podobnie: nie zabije, bo jest przywiązany, a jeśli nawet spróbuje, za pomocą paralizatora zostanie unieszkodliwiony, jeśli nie zabity. Wszyscy się jednak boją wielkiego robota i tu podobieństwa się kończą. W przeciwieństwie do tego lwa, Cybertrończyk nie będzie wykonywał zabawnych sztuczek no chyba, że ludzie go do tego zmuszą, a on nie będzie chciał narażać się na ból. Tak właśnie myślał Sideswipe.

Kiedy Edward skończył swoją śmieszną według Sideswipe'a przedmowę, silniki forda i GMC zostały odpalone. Stanęły przodem do tylnego wejścia, mając do tyłów przywiązane dodatkowe liny trzymające materiał, którym był przykryty Autobot. Wiedząc, co za chwilę nastąpi, robot skulił się jak najbardziej. Schylił głowę próbując ją ukryć przed wzrokiem ludzi. Drzwi na jego plecach, choć wciąż bardzo odstawały, przylgnęły do jego ciała jakby miały go zasłonić. Zacisnął pięści i nie zważając na ból nadgarstków, ciągnął w tył, by odsunąć się jak najdalej od Miltona.

- ... Przed państwem: Transformer z bitwy o Chicago! - zawołał właściciel, a wtedy dwa auta ruszyły zrywając sznurki i ściągając z korwety ciemnogranatową płachtę. Jasne światło ukuło optykę Cybertrończyka. Ludzie, wrzeszcząc jeszcze głośniej, aż wstawali ze swoich miejsc i wygrażali się, byli i tacy, którzy zaczęli rzucać w więźnia pustymi, a nawet jeszcze nie otwartymi puszkami z napojami. Autobot schylił się jeszcze bardziej, nie chcąc pokazywać się ludziom. Łańcuch na jego szyi był napięty i nie pozwalał mu się jeszcze bardziej schować. - I co powiesz, Transformerze? - zapytał Milton. Sideswipe milczał i nie miał najmniejszego zamiaru mu odpowiadać.

Edward, czekając na odpowiedź, obszedł go niemal mrożąc wzrokiem. Publiczność milczała, co poniektórzy jeszcze coś głośniej powiedzieli bądź zawołali.

- Cisza. - powiedział mężczyzna w garniturze stając przed Autobotem. - Czyżbyś zapomniał, jak się mówi? - zapytał z kpiną w głosie.  - Zwarcie? A może się konektory wysunęły? - zaśmiał się, a z nim kilka osób z trybun.

Sideswipe tylko spuścił powietrze z głośnym pomrukiem. Był wściekły, czuł się upokorzony, ale ani śmiał myśleć, by dać tę satysfakcję tym ludziom podnosząc oczy na Miltona, a co dopiero odpowiadać mu. Nie chciał się zniżać do ich poziomu.

- Odpowiesz? - zapytał spokojnie starszy mężczyzna. - Czy mam Ci pomóc?

Autobot szykował się, no to co ma za chwilę nadejść. Zacisnął pięści mocniej. Zacisnął zębatki w swoich ustach. Wydawało mu się, że na arenie panowała całkowita cisza, znowu czas jak na złość jakby zwolnił potęgując u niego strach. Nie wiedział czy minęło kilka sekund, czy kilka minut od zadanego pytania.

- Proszę państwa! - zawołał Edward, na co Autobot wzdrygnął się, a czas znowu wydał mu się biec normalnie. - Oto - wyciągnął z kieszeni czarny, prostokątny przedmiot z guziczkami. - pilot od paralizatora, który jest założony -wskazał na Transformera. - na jego karku. Głównie po to służy, by nie próbował się stawiać. Mogę ustawić, jak mocno go, a raczej to, prąd porazi. - uśmiechnął się złośliwie, kątem oka spoglądając na robota. - Kto uważa, że kosmita się postawił?! - zawołał, a widownia podniosła głos. Autobot zacisnął oczy, a po chwili iskry strzeliły na jego szyi, a prąd wstrząsnął jego ciałem. Ból jaki temu towarzyszył wycisnął z jego gardła tylko dla niego słyszalny jęk. Wszystkie siłowniki nagle go rozbolały, a zaraz potem poczuł niemoc w swoich kończynach. Puścił pięści i podparł się na rękach tym samym podsuwając się bliżej Edwarda. Westchnął ciężko i głośno przy czym jego klatka piersiowa ścisnęła się, jakby zapadła, a po chwili wróciła do pierwotnego stanu.

- Więc dalej milczysz... - stwierdził Milton. Sideswipe nawet nie drgnął i przygotowywał się na kolejne użycie paralizatora, które nastąpiło niedługo potem. Znacznie mocniejsze. Prąd wywołał skurcze siłowników, które z trudem wstrzymywał. Zacisnął usta i nie pozwolił sobie na wydanie jakiegokolwiek dźwięku. - Zgrywasz twardziela. - powiedział mężczyzna, a wraz z jego słowami po raz trzeci prąd wstrząsnął ciałem Autobota. Z bólu, w ubitą, twardą niczym beton ziemię zdołał wić palce. - Ale czy takim jesteś? - zapytał i kolejna fala bólu przeszyła ciało Transformera. Tym razem sapnął. Ręce zaczynały mu się trząść, a po chwili musiał opaść na ziemię i dać odpocząć kończynom. - Cieszę się, że się poddajesz. - powiedział zadowolony.

Sideswipe zacisnął usta. Miał ochotę powiedzieć Miltonowi co o nim myśli, co nic by mu nie dało, a dało mężczyźnie satysfakcję. Miał zamiar nie pisnąć ani słowa do końca tego chorego widowiska.

Transformer nie odpowiadał, a widownia zaczęła się niecierpliwić. Rzucano w niego najczęściej pustymi puszkami i coraz głośniejsze stawały się krzyki, obelgi rzucane w stronę Autobota. Najczęściej nazywano go mordercą, co niezwykle raniło Iskrę Cybertrończyka. Nie uważał się za bohatera i nie chciał, by go tak nazywano, ale na miano mordercy też nie zasłużył. Jest żołnierzem, wykonuje rozkazy, zabija wrogów, chronił Ziemię, a tymczasem przypisano mu czyny Decepticonów. Nie chciał się bronić. Wojna to zło, a on do tego zła przykładał ręce.

- Więc dalej nie znalazłeś języka w gębie. Może to Cię przekona... - westchnął mężczyzna w garniturze, a Autobot przygotował się na kolejne porażenie, znacznie silniejsze niż wcześniejsze, ale zamiast tego, usłyszał warkot odpalanego samochodu. Nim zdążył załapać co się dzieje, ford z całej pety uderzył go w bok. Skrzywił się z bólu, a z ust wydarło mu się jęknięcie. Samochód musiał być wzmocniony, gdyż na masce powstały tylko niewielkie zarysowania. Znowu niektóre części robota zostały delikatnie wgniecione. Spojrzał z chęcią mordu na kierowcę, a potem na Miltona, jednak nie odezwał się. Po chwili znowu wbił wzrok w ziemię i tak było do końca "występu", do północy. Raz rażony prądem, raz katowany zderzakiem pickupa. Ludzie wytknęli mu wszystkie zbrodnie, których w życiu by nie popełnił, ale i znalazły się i takie, które były na jego liście. Przemilczał wszystko.

Po wszystkim, kiedy ludzie opuścili trybuny, pracownicy w miarę ogarnęli arenę, a Milton po powiadomieniu go, że następny występ ma za dwa dni, ostatecznie zgasił światła i zamknął budynek. Sideswipe chwilę jeszcze trwał w odrętwieniu wpatrując się w podłogę, po czym opadł ciężko stękając z bólu. Tym razem nie pozwolił sobie na łzy. Oparł głowę na ubitej ziemi i starał się wytrzymać ból jeszcze szarpiących siłowników. W audio receptorach jeszcze mu dudniało słowo "morderca", które ze wszystkich sił starał się wyprzeć ze swojego umysłu.

- Nie jesteś mordercą. Jesteś żołnierzem. - powiedział sobie.

Cześć!
Sorki, że takie... słabe i krótkie. Po prostu nie wiedziałam jak to wszystko opisać i z lekka nie miałam pomysłu. Z czasem się rozkręci. ;-)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top