Rozdział 1 W kierunku Los Angeles

Wiatr między prętami grilla, muskający każde zagięcie blaszanej obudowy. Promienie słońca podkreślające każdy detal. Prosta, równa droga. Potężny ryk silników, rozrywający powietrze, będący w stanie onieśmielić każde inne, zwykłe auto. Czyżby coś, co smakuje podobnie jak wolność? Może i tak, ale po chwili rozkoszy dającej zapomnieć o smutkach, przychodził wstrętny smak przybijających i niestety prawdziwych faktów. O tym co się wydarzyło i o tym co się dzieje, nie da się zapomnieć na długo.

Srebrny chevrolet i czerwone ferrari pędziły szeroką autostradą, zręcznie mijając wolniejsze samochody. Wydawać by się mogło, że beztrosko podążają za zachodzącym słońcem. Prawda była jednak trochę inna. Celem obu aut było miasto Los Angeles. I wbrew temu co widziały ludzkie oczy, roboty w przebraniu były niezwykle czujne i ostrożne, choć nie szczególnie zwracały uwagę na przepisy ruchu drogowego. Trzeba najpierw je znać, a Sideswipe i Dino znali je tylko powierzchownie. Jeszcze za czasów współpracy z ludźmi, rzadko przebywali sami między cywilami i tym samym rzadko jeździli na ich zasadach. Częściej drogi stawały się arenami bitew, a w takich sytuacjach kto by zwracał na to uwagę. Po za tym, nie lubili wlec się za pojazdami znacznie wolniejszymi od nich i wdychać ich śmierdzące opary. Woleli je szybko wyprzedzić i nie mieli obawy, że przez nich, koś ucierpi na przykład w wypadku, no bo kto będzie lepszym kierowcą od samego samochodu? Szybkość również dawała im poczucie bezpieczeństwa, ponieważ nikt nie mógł im się dokładnie przyjrzeć i rozpoznać.

- Dino, czy nie powinniśmy czasem zmienić swoich form alternatywnych? - zapytał Sideswipe po długim milczeniu. Miał pewne obawy, gdyż jakieś dwa tygodnie wcześniej, prawie zostali rozpoznani, a jeszcze kilka miesięcy wstecz, obaj prawie zostali złapani przez Cmentarny Wiatr w Meksyku.

- A ty znowu o tym... - mruknął jego towarzysz. - Nie chce mi się. Po za tym co nam to da? Jak wygląda nasz symbol przynależności chyba każdy Amerykanin wie, a w większych miastach są przecież czujniki energonu.

- To z jakiej racji pchamy się do Los Angeles?

- Jedziemy już prawie cały dzień, Sideswipe. Dopiero teraz się pytasz? Brawo za błyskotliwość...

- Dziękuję za szczerość... - burknął Autobot o srebrnym lakierze. Mimo że w pewnym stopniu przyzwyczaił się do, czasami przesadzonej szczerości przyjaciela i jego nieco sarkastycznych komentarzy, czasami Sides miał ochotę się na niego obrazić. Mirage był jednak taki z natury i tego nie dało się zmienić, co zresztą też dawało mu pewną oryginalność.

- Dowiem się?

- Bo mnie tam jeszcze nie było. - odpowiedział zadziornie czerwony Autobot.

- Zwariuję... - mruknął, po czym usłyszał cichy chichot Dino. - A tak na serio?

- A tak na serio to nie wiem, ale wyobraź sobie: Miasto Aniołów... Kalifornia... gorące klimaty, a w dodatku niedaleko Las Vegas...

- Czy w tym lesie czasem nie spadł Ci jakiś konar na łeb? Albo nie nawdychałeś się zbytnio spalin? Gadasz jak popaprany.

- Czasami trzeba, Sideswipe. Czasami trzeba...
Srebrny robot mentalnie przewrócił oczami i nie odzywał się więcej, choćby też dlatego, że nie miał tematu do poruszenia. Mając przy swoim boku cały czas tylko jednego towarzysza i tematy rozmów mogły się skończyć. Nie będą przecież ciągle mówić o przebiegu wojny, o ludziach, o tym co się dzieje i nie będą wspominać. To ostatnie, choć miłe i czasem pocieszające, mogło nagle stać się bardzo przygnębiające, zwłaszcza kiedy Autobotom przypominali się już ich zgaszeni towarzysze. Ci którzy zginęli lub zaginęli na Cybertronie i ci, którzy zginęli na Ziemii... Dlatego przyjaciele omijali ten temat szerokim łukiem, ale niekiedy wyżalali się sobie na wzajem i wtedy wspominali. Dzięki temu nie zapominali kim są i skąd pochodzą, nie zapominali o najbliższych, a tych zostało im na prawdę nie wiele i może być ich jeszcze mniej.

Słońce już całe zaszło za horyzont, a mimo tego dalej było jasno. Niebo mieniło się złoto - pomarańczowym zachodem, przechodziło przez róż w błękitny zenit aż po fiolet i granat na wschodzie. Poszarpane, pierzaste chmurki, zazwyczaj widziane jako białe z niebieskimi lub szarymi cieniami były ognisto pomarańczowe przechodzące w żółć i róż. Przypominały casem ogniste ptaki. Ziemia wydawała się płonąć na zachodzie, a tam gdzie znajdował się obserwator był już tylko żar, a wszelkie przeszkody; drzewa, wiadukty, budynki wydawały się spalone.

Taki widok, mimo że piękny i zapierający dech w piersiach, nie interesował dwóch Autobotów. Był to dla nich po prostu kolejny zachód słońca na Ziemi, po którym w kilka godzin znowu wzejdzie słońce tylko z drugiej strony. Jeszcze kilka lat temu rzuciliby okiem na taki krajobraz, nowy dla nich, niemal egzotyczny, ale i takie cuda natury mogły przestać cieszyć, jeśli były na obczyźnie. Chcieliby znowu zobaczyć zachód na Cybertonie, na który nie zwracali większej uwagi, traktowali to zjawisko jak teraz to na Ziemi. Takie rzeczy zaczyna się doceniać, kiedy straci się je, już na zawsze.

Jedyne co się zrodziło w głowie Sideswipe'a widząc ten widok, to pytanie czy Dino planuje jakiś postój czy też chce jechać pod osłoną nocy.

- Dino, stajemy gdzieś na noc? - zapytał nie zastanawiając się dłużej nad tym, co może planować jego przyjaciel.

- To ty tu jesteś szefem.

- Dino! To ty mnie wyciągasz nie wiadomo gdzie! To w końcu ja szefuję czy ty?! bo jakieś cztery godziny temu mądrzyłeś się jakbyś misję przeprowadzał!

- Ej, to nie moja wina, że nie umiesz się określić. - powiedział bardzo spokojnie.
Sideswipe już miał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Z Dino nie pogadasz, w którymś momencie powie coś, co może zagiąć rozmówcę, że ten nie będzie wiedział co dalej mówić. Mimo, że to nie był szczyt jego możliwości, srebrny Autobot nie brnął w to dalej.

- Zarządzam postój... - westchnął.

- Gdzie, kiedy...?

- Jak się nadarzy okazja... I jak najpóźniej, bo nad ranem będziesz marudził...

Wkrótce niebo stało się granatowe, a na nim zaczęły migotać gwiazdy. Światła reflektorów samochodów nieco oślepiały, ale w oddali tworzyły długą, piękną, wijącą się tasiemkę. Autoboty przy najbliższej okazji zjechały z autostrady i jeżdżąc jakby bez celu po drogach, szukały jakiegoś miejsca by móc spokojnie odpocząć i przenocować. Najlepszy byłby jakiś opuszczony magazyn, hangar, a nawet rozpadająca się stodoła jednak nic takiego nie znaleźli. Mogliby spróbować gdzieś między ludźmi, ale to było zbyt ryzykowne więc nic im nie pozostało jak znaleźć jakieś zalesienie. Z tym nie mieli większego problemu. Miedzy drzewami znaleźli trochę ustronnego miejsca, gdzie postanowili odpocząć, a przynajmniej Sideswipe chciał to uczynić. Chwilę po obwieszczeniu przez corvette, że miejsce nadaje się na spoczynek, Dino wyrwał na zwiad. Srebrny chevrolet został sam na czas nieokreślony, gdyż jego czerwony przyjaciel nie dość, że był niecierpliwy, uparty i w dodatku ciągle pewny swego, to jeszcze stawał się coraz bardziej ciekawski, przez co powoli zaczynał przypominać z charakteru ich już niestety zgaszonego, dobrego kumpla - Jazz'a. Ta właśnie ciekawość sprawiała, że jego zwiady bywały dłuższe niż powinny, ale Sideswipe na to nie narzekał. Miał chwilę dla siebie w ciszy i spokoju, a w dodatku nie musiał się wysilać.

W oczekiwaniu na przyjaciela, Autobot położył się na trochę niewygodnej ziemi i patrzył w gwiazdy. Te, choć były niemal takie same jak te widziane z Cybertronu, były mu obce jak on dla ludzi. Patrząc w te migoczące kropki, marzył by jeszcze zobaczyć swoją ojczystą planetę całą, niezniszczoną, w pełnej okazałości i równocześnie żałował, że gdyby te marzenia się spełniły, nie będzie z nim jego brata i przyjaciela. Chciał też wierzyć, że gdyby nie dane mu było żyć, że coś jednak po tym zgaśnięciu jest, że jest to życie we Wszechiskrze, że znowu zobaczy Sunstreaker'a i Ironhide'a, ale coraz częściej powątpiewał. Kość została zniszczona, a jeśli ona i w niej cały świat, to co będzie z jego Iskrą, która nie będzie miała do czego wrócić? Będzie się błąkał? A może nastanie nicość? A co jeśli tego drugiego świata w ogóle nie ma?!
Bał się tego najbardziej, że po śmierci nic nie będzie i nie chciał tego sprawdzać, choć nie raz miał dość Ziemi, jej mieszkańców i w ogóle świata. Jednak wiedział, że mimo że jest istotą długowieczną, jego czas kiedyś nadejdzie. Wtedy chciałby tylko żeby jego śmierć była godna, honorowa. Chciałby zginąć na polu walki, żeby szybko ujrzeć Wszechiskrę, albo umrzeć na Cybertronie ze starości, z przeżartą od rdzy zbroją, ale jednak na swoim. Z pewnością nie chciał zgasnąć z rąk ludzi na tej podłej planecie, bo byłaby to straszliwa śmierć.

Nie zauważył, kiedy Dino wrócił ze zwiadu. Czerwony Autobot chwilę stał za swoim przyjacielem i przyglądał się, jak ten z założonymi za głowę rękami leży na ziemi i patrzy w niebo. Mniej więcej domyślał się co mu w Iskrze grało - tęsknota. Mino że Sideswipe często był poważny, zachowywał tak zwany stoicki spokój i zachowywał dla siebie wszystkie uczucia, Mirage doskonale wiedział, że w głębi Iskry jest niezwykle uczuciowy i wrażliwy. Kiedyś był żartownisiem i miał tendencję do wpadania w kłopoty, ale po śmierci jego brata bardzo się zmienił, a z tamtego okresu pozostała w nim ta uczuciowość, empatia i życzliwość. Znowu po odejściu Ironhide'a, czasami zachowywał się jak gbur, a do świata żywił nienawiść, co naprawdę czyniło z niego całkiem innego Autobota niż tego, którego poznał Dino.

- Kiedyś tam wrócimy. - powiedział ściszonym głosem podchodząc bliżej leżącego, na co chevrolet drgnął zaskoczony nagłym dźwiękiem i spojrzał za siebie.

- Dino... Nie strasz. - mruknął cicho, znowu zwracając wzrok na gwiazdy.

- Czego chcesz od szpiega...?  Lubię zaskakiwać. - powiedział z zadziornym uśmieszkiem.

- Skąd wiesz? - zapytał.

- Bo w to jeszcze wierzę. A jeśli zginę, zobaczę go z Wszechiskry.
Sides tylko westchnął na jego słowa. Chciałby mieć taką nadzieję jak jego przyjaciel.

- Teren czysty? - zapytał szybko zmieniając temat.

- Czysty. - odpowiedział czerwony, a że poczuł zmęczenie, stanął obok przyjaciela i przetransformował się w samochód.

- Dobrej nocy.

Corvette zmierzył samochód obojętnym spojrzeniem i nie zastanawiając się długo, przekręcił się brzuchem do dołu i również przekształcił  w auto.
- Dobrej nocy. - powiedział i po kilku minutach wprowadził się w stan spoczynku.


I oto pierwszy rozdział! Mam nadzieję, że się podoba, choć może trochę nudny. Gwiazdki mile widziane, komentarze tym bardziej. Dajcie znać, czy się Wam podoba. Bye! Bye!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top