Rozdział 6 Jakby Autobot nie szalał, to by amortyzatora nie połamał.

Facet go ewidentnie prowokował, a stojąc już dwadzieścia minut w korku obok wiśniowego mercedesa i wysłuchując jego ryków i mruczeń silnika, Sideswipe miał ochotę przetransformować i po prostu obejść korek na piechotę. "Ileż można, szpanować? Gościu, masz super auto? Pochwaliłeś się jego mocą? To świetnie! Daj żyć..." - myślał zirytowany Autobot, który swoją drogą nie dawał żadnego odzewu kierowcy merca. Zaświeciło zielone światło i samochody ruszyły, a że świat tego dnia był dla Autobota wyjątkowo wredny, czerwone zaświeciło się kiedy podjechał pod sygnalizację. Na domiar złego, mercedes specjalnie zatrzymał się przed światłami, kiedy mógł jechać. I znowu zaczął prowokować, doprowadzając corvette do białej gorączki. Ostatecznie robot pod postacią auta nie wytrzymał, wrzucił na luz i depnął po gazie, i już któryś raz w tym tygodniu silnik swoim rykiem rozdarł powietrze jak piorun. Sideswipe przez ostatni tydzień z ogromnym zainteresowaniem bywał na wyścigach, czasem startował, czasem nie. Dwa razy miał okazję zmierzyć się z Blake'iem, którego darzył ogromnym szacunkiem i prawdopodobnie w drugą stronę też to działało. Jednak, wszystkie te wyścigi odbywały się nocą, kiedy to ulice są w miarę puste, a ten idiota kusił Autobota do startu, narażając go na kłopoty. Sideswipe wewnętrznie walczył sam ze sobą, wmawiając sobie, że pościgać może się wieczorem, ale kiedy światło zmieniło się na zielone, chevrolet wraz z mercedesem wystrzelili z miejsca. Czerwony samochód przez chwilę był na prowadzeniu, jednak Transformer go szybko wyprzedził. Chwilę się jeszcze zmagali, kiedy nagle przeciwnik zrezygnował i został w tyle, a srebrny stingray szedł dalej jak burza.

- Wymiękasz? - zakpił śmigając między autami, aż nagle usłyszał syrenę policyjną za sobą. - Nosz ku*wa jego mać. - zaklął pod nosem jedno z kiedyś zasłyszanych przekleństw. - Jeszcze mi psy były potrzebne. Pi*da. Sku*wysyn wiedział o tym...

Autobot nie miał zwyczaju przeklinać, ale mając od rana nie udany dzień, pozwolił sobie na to. Jechał ostrożnie sprawiając wrażenie, że jeszcze nie zauważył policji. Dwa wozy policyjne jechały za nim jak na razie spokojnie. Policjanci prawdopodobnie chcieli tylko zwrócić uwagę kierowcy chevroleta i najzwyczajniej go skontrolować jednak sytuacja diametralnie się zmieniła, kiedy srebrny samochód zamiast zatrzymać się mając ku temu okazję, rycząc wystrzelił do przodu. Policja ruszyła za nim, jednak ich wozy nie były zbyt mocne i nie miały szans dogonić Autobota, mimo to ich kierowcy nie poddają się na stracie. Sideswipe mknął, a przynajmniej starał się mknąć między gęsto usianymi autami jadącymi w żółwim tempie. Policja siedziała mu na ogonie, której wszystkie samochody ustępowały. Nie było rady, tu ich nie zgubi. Przed sobą widział światła, jak na złość czerwone. Samochody stawały, natomiast Autobot wbrew sobie przycisnął gaz i wymijał kolejne auta, obdzierając i wgniatając czyjeś blachy, komuś zderzak urywał, a sam na miarę możliwości uchował lusterka, by ich sobie nie urwać. Na samym finiszu maską trzepnął w koła dwóch samochodów, wypchnął ich nieco do przodu i zrywając zderzaki wyjechał na ulicę z hukiem prawie wpadając na inne auto. Rozległ się klakson i pisk opon, a spod kół corvette wydobył się dym, a samochód poszedł przed siebie. Syrena policyjna nie ucichała ani na moment. Dwa Fordy Taurusy nie były aż tak złe, jak się Cybertrończykowi wydawało, bo już wyraźnie ich widział w lusterku. Depnął gaz próbując uciec choć wiedział, że spokój szybko nie nadejdzie, to był dopiero początek długiego i wyczerpującego pościgu upierdliwej policji.

***

Sideswipe sunął mniejszymi, aczkolwiek mniej zatłoczonymi ulicami między domami jednorodzinnymi, mając za sobą rozwścieczony konwój policjantów, którzy od dwóch godzin nie są w stanie unieszkodliwić pirata drogowego. Robot pod postacią auta zdążył już skasować jedenaście radiowozów, zdemolował dwa podwórka, prawie przejechał ludzi na chodniku i szczerze mówiąc, nie był z tego dumny. Dziwił się, że za to wszystko jeszcze mu helikoptery nie krążyły nad głową. Miał o tyle szczęścia, że jeszcze nie widział Os, więc chyba nikt nie podejrzewał że jest kosmicznym zbiegiem.

Zbliżał się do kolejnego drobnego skrzyżowania, kiedy nagle z obu stron wyjechały wozy policyjne i zablokowały mu drogę. Sideswipe zamiast hamować, wrzucił na czwarty bieg i depnął po gazie. Policjanci zaczęli strzelać. Autobot nie rezygnował, aż z impetem wbił się między dwa czarno - białe wozy i zablokował się. Kule odbijały się od pancerza, spod kół unosiły się tumany dymu, aż w końcu chevrolet przepychając kolejne auta przebił się i uciekł, ale chwila wytchnienia nie trwała długo. Już po chwili gnało za nim sześć fordów, z których trzy zjechały w lewo i jakąś ulicę. Transformer przy najbliższej okazji skręcił w prawo i mimo zmęczenia przyspieszył. Policja jechała za nim. Na kolejnych trzech skrzyżowaniach skręcał w prawo, aż wyjechał na tą samą drogę z której zjechał. Radiowozy które wcześniej się oddzieliły, były teraz przed nim i właśnie o to chodziło Autobotowi w jego na szybko uknutym planie. Fordy crown victoria jechały z wolna przed nim, jakby czekały na niego. Choć wiedział, że plan może się nie udać, gdyż te samochody są bardzo wytrzymałe, chciał spróbować. Na krótkim odcinku zaczął się rozpędzać jak na wyścigu.

- To zaboli. - mruknął do siebie, a kilka sekund potem z prędkością dwustu kilometrów na godzinę uderzył w tył jednego z aut. Samochód niemal podskoczył i zjechał na bok, zaraz potem drugi, a trzeci zdążył uciec przed corvette.

Silnik Autobota stracił na sile, ale wysilił się zaczął przed policją. Za sobą słyszał kolejne syreny. Padły kolejne strzały. Transformer oberwał w koła, aż prawie zawył z bólu. Guma była na tyle wytrzymała, że pociski nie przebiły jej, ale utknęły się, a z każdym obrotem koła, wbijały się głębiej. Podły kolejne strzały, aż ze świstem powietrze uszło z koła, a kula wpadła do środka. Autobota ściągnęło w lewo, wjechał na chodnik, a potem na trawnik. Wpadł na czyjąś skrzynkę pocztową, drugą trzecią, czwartą. Zniszczył ogródki i połamał drobne krzewy. Dociskał gazu, ale koła niemal topiły się w ziemi. Przestrzelone koło ściągało na lewo. Nagle dostał gruntu i wyrwał do przodu. Przebił się przez biały płot, z ledwością uniknął zderzenia się z werandą i w ostateczności, nie panując już nas własnym silnikiem i kołami wjechał w drewniany garaż. Nie miał siły dalej uciekać, ale miał już plan, jak wykaraskać się z tych kłopotów. Wykorzystał to, że policja była jeszcze w tyle. Zgasił silnik, ale nie wyłączając świateł i otworzył lewe drzwi. Niech myślą, że kierowca uciekł i o ile nikt nie zauważy symbolu Autobotów na kierownicy, będzie bezpieczny. Z domu wybiegł wściekły jednocześnie przerażony właściciel, a po chwili dojechały radiowozy. Trzy samochody zatrzymały się blokując stingray'a, wysiedli policjanci mierząc w stronę samochodu, a po chwili kilku z nich było przy rozbitku. Widząc iż nie ma kierowcy, kilka radiowozów ruszyło w dalszą pogoń, za człowiekiem którego nie było.

Policja wezwała lawetę, która miała odwieść srebrny samochód na parking policyjny. Ku zdziwieni ludzi, chevrolet nie był  bardzo w opłakanym stanie, jednak Sideswipe czuł się gorzej niż wyglądał. Przestrzelona opona paskudnie bolała, a w dodatku w paskudnie bolesny sposób zaczął się odzywać przedni, lewy amortyzator. Prawdopodobnie uszkodził go kiedy wbił się na chodnik uderzając uprzednio w krawężnik. "Dobrze, że nie wahacz." - pomyślał, próbując się w jakiś sposób pocieszyć.

Przyjechała laweta. Najpierw, zaczepiono linki o podwozie z tyłu i wyciągnięto srebrny samochód z rozwalonego garażu, czy schowka, a następnie wprowadzono na przyczepę i zabezpieczono, by nie spadł. Pojazd usług transportowych ruszył, a corvette drgnął. Transformer dziwnie się czuł, kiedy przewożono go. Bardzo denerwował go brak kontroli nad tym jak jedzie większy od niego samochód. Kiedy dojechali do "aresztu samochodowego", słońce już powoli szykowało się do zachodu. Wpuszczono lawetę na strzeżony teren pełen samochodów. Odbezpieczono zablokowane koła, sprowadzono stingray'a z przyczepy i postawiono w wyznaczonym miejscu.

- To ten z dzisiejszego pościgu? - zapytał kierowcę lawety nieco otyły gość z ochrony, który pomagał przy ściąganiu srebrnego pojazdu.

- Ta... - mruknął brodaty, za to łysy kierowca. - Skurczysyn zdemolował pół dzielnicy. Kilka radiowozów jest do kasacji.

- Szkoda auta! Za to, to bym chu*owi przyje*ał.

- Szkoda ludzi... - burknął łysy. - Zatrzymał się w czyimś garażu, rozwalił płot, a za radiowozy wszyscy ku*wa zapłacimy z podatków. Ja też skurw*synowi bym przyje*ał, ale nie za samochód. Dziw, że to jeszcze jest w jednym kawałku. - bulwersował się. Ochroniarz zmierzył kierowcę i przez chwilę nie odzywał się. Podszedł do Transformera w formie auta i uważnie mu się przyglądał. Pokusił się nawet na przejechanie dłonią po obłym błotniku auta. Po chwili odsunął się i spojrzał na chevroleta z większej odległości.

- Oho, chyba, wyciek oleju ma. - stwierdził facet w mundurze widząc plamę na betonie pod autem. Odwrócił się, ale kierowca właśnie wsiadał do lawety i nie miał się do kogo odezwać. Większy samochód ruszył, a mundurowy machnął ręką i skierował się do budynku stojącego przy wjeździe.

Sideswipe skarcił się w myślach za to szaleństwo. Co nie co przez niego teraz będą cierpieć ludzie, to jeszcze sam siebie uszkodził. To nie było zachowanie godne żołnierza, a co najwyżej niewyżytego żółtodzioba, co to zaraz po przyjęciu do wojska myśli, że wszystkie rozumy pozjadał. Kilka setek lat wstecz, Sideswipe był właśnie takim żółtodziobem w dodatku bardzo pewnym siebie, lecz kiedy kilka razy pokazano mu, gdzie jego miejsce przestał wyrywać się z szeregów. Uspokoił się i swoje obowiązki, nawet te upokarzające wykonywał jak najlepiej, aż po wielu latach wybił się i staną w szeregach najwybitniejszego oddziału.

Kiedy był już środek nocy, ruch wokół spadł do minimum, a Sideswipe czuł się na siłach, przetransformował się i utykając na lewą nogę podszedł do murów i jak najciszej i ostrożniej przeszedł je. Ostrożnie zbliżył się do drogi, przetransformował i odjechał. Ciężko mu się jechało z kapciem i naszpikowaną kulami oponą, jednak zdołał dojechać na obrzeża miasta, gdzie znalazł jakiś stary hangar, gdzie od kilku dni pomieszkuje. Wjechał do niego i przetransformował. Powoli podszedł do ściany na przeciwko wejścia i usiadł opierając się o nią. Wypuścił wstrzymywane powietrze z ulgą odchylając głowę do tyłu, po czym przymknął oczy i chwilę wsłuchiwał się w słabe echa miasta.

- I oto tym sposobem inteligencie Sideswipe - zwrócił się do siebie. - załatwiłeś sobie zwolnienie z wyścigów do końca tygodnia... - otworzył oczy ponownie wzdychając i chwilę patrzył w niebo przez dziurę w dachu. Gwiazdy nie były zbyt widoczne, to pewnie z powodu świateł z miasta. Rozejrzał się tępo po hangarze, a potem podciągnął prawą nogę, a stopę oparł na udzie. Mając włączone lampy na nadgarstkach uważnie i z każdej strony przyjrzał się swojej stopie obracając kołem, po czym niechętnie zaczął wyciągać pociski z gumy. Nie było bardzo źle, jednak do przyjemnych to też nie należało, zwłaszcza nie mając czegoś, czym można by precyzyjnie wyciągnąć kule. Z lewą oponą było już gorzej. Sflaczała guma otuliła metalowe drzazgi i nie chciała ich oddać, a kiedy to miał za sobą, przyszedł czas na najgorszy zabieg. Wysunął do połowy ostrze prawej ręki i rozgrzał je, aż krawędzie stały się czerwono-pomarańczowe od ciepła. Znalazł dziurę kuli która wpadła pod powierzchnię gumy i od niej zaczął rozcinać oponę. Z bólu zaciskał powieki i usta wstrzymując w sobie krzyk, a wydawał z siebie jedynie zdławione jęki. Odchylił głowę do tyłu, nie mógł patrzeć jak guma topi się, przypala, bulgocze na ostrzu od ciepła, a nad tym wszystkim unosi się siwy, śmierdzący dym. Naturalne odruchy szarpały jego nogą, ale ten sprzeciwiał się temu choć bardzo go bolało. Po nacięciu opony rozchylił palcami brzegi i wytrząsnął kulkę ze środka. Zrobił kilka wdechów na uspokojenie i ponownie rozgrzał ostrze i przyłożył do opony. Ciepło stopiło gumę zaklejając tym samym dziurę. Za kilka dni zregenerowane koło samo wypełni się powietrzem, jednak przez ten czas musi się oszczędzać. Potem jeszcze usunął dwie kule z piersi, co było czynnością niemal bezbolesną. Sprawdził amortyzator, który nie był w tragicznym stanie. Podobnie jak koło, powinien samoistnie się zregenerować.

Po wszystkim położył się wygodnie na podłodze rozciągając drzwi na plechach na boki, żeby sobie już wystarczająco potłuczonych lusterek nie uszkodzić. Zwykle kładł się na drzwiach, bo tak było po prostu prościej, nie miało to znaczenia. Założył ręce pod głowę i wyciągnął się.

- Chciałeś sobie kretynie oszczędzić kłopotów, żeby móc ścigać się... - powiedział zwracając się do siebie jak do innej osoby. - Teraz przez tydzień będziesz uziemiony. - warknął.

Spojrzał w stronę dziury i zawiesił wzrok na niebie, ciemnogranatowym niemal pozbawionym gwiazd. Ostatnim razem patrzył na nie, kiedy był z Dino. Myśląc o przyjacielu, od razu smutek ogarnął jego wbrew pozorom wrażliwą Iskrę, skrupulatnie skrytą pod warstwami twardej zbroi. Mimo, że Transformery wyglądają na maszyny do zabijania, tak na prawdę są dobrymi istotami. Nawet Decepticony gdzieś w swych Iskrach trzymają cząstkę dobra.

- W ten sposób go nie znajdziesz Sideswipe. - powiedział smutny, po czym zamknął oczy i zasnął.


Witam, witam.
Mam nadzieję że nie zanudziłam was tym... nie szczególnie długim rozdziałem. Chciałam opisać cały pościg, ale nie miałam pomysłu.
Chyba nie mam nic więcej do powiedzenia. To pa!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top