Rozdział 19 Uczynki miłosierdzia.

Pierwsze promienie słońca rysowały w przestrzeni kształty starych budynków. Jeden z nich był od środka oświetlony, a przez otwarte drzwi światło wypadało na zewnątrz. Oprócz światła, wydostawał się też stamtąd swąd spalenizny, a także, co jakiś czas siarczyste przekleństwa.

Milton, zbudzony przez jakieś przeczucie poszedł na arenę. Spodziewał się raczej, że ostatni widzowie będą się znęcać nad Transformerem, a ten będzie o krok od wyzionięcia ducha. Jakoś wtedy było mu obojętne czy zdechnie, czy nie. Nie był jednak przygotowany na całkowicie pustą arenę. Żywego ducha, tylko  śmieci i pięć luźno leżących łańcuchów ze zniszczonymi kajdanami.

Stanął przed areną i z niedowierzaniem przyglądał się metalowym ogniwom, aż nagle wydał z siebie wściekły wrzask. Przeklął i uderzył dłonią w barierkę oddzielającą trybuny od środka sali. Klął i wyżywał się na wszystkim co znalazło się w jego zasięgu, a kiedy w końcu pierwszy szał minął, ostrożnie podszedł do łańcuchów. Obręcze były przecięte, a nie rozpięte, co mogłoby wskazywać na to, że uwolnił się sam. Jednak nie miał czym rozciąć kajdan, więc ktoś musiał mu pomóc. Jego teorię potwierdziły ślady stóp wokół miejsca, gdzie leżał robot i wzdłuż prawego łańcucha, jak i kilka chusteczek leżących na ziemi. Z obrzydzeniem jedną z nich szturchnął butem. Rozejrzał się jeszcze i pojął, że kosmita zabrał ze sobą, co należało do niego. Zajrzał do korytarza prowadzącego do tylnego wyjścia, a potem obszedł cały budynek, następnie najbliższą okolicę. Przy wychodzeniu zauważył ślady opon, które kierowały się w stronę ulicy, tak więc cicha nadzieja, że być może gdzieś leży i zipie próbując odczołgać się, zniknęła. Milton był jednak ciekawy, co stało się z człowiekiem, który mu pomógł. Nie chciało mu się wierzyć, że po takich przejściach robot tak po prostu zaufał komuś. Był skłonny myśleć, że wykorzystał kogoś, a kiedy łańcuchy już go nie krępowały zabił tę osobę i uciekł. Ciała jednak nie znalazł.

Chcąc nie chcąc, musiał zadzwonić do KSI i powiadomić ich o tej sytuacji. Oczywiście nie byli zadowoleni. Przyjechali pięcioma autami. Większość z nich zajęła się przeszukaniem terenu, kilku przeszukało biuro Miltona i pracowników, a dwóch przesłuchało samego właściciela i ostatecznie sprawdzili zapisy z kamer, których w gruncie rzeczy nie było wiele. Edward nie miał ochoty wyrzucać pieniędzy na monitoring, a teraz tego żałował. Jedna kamera znajdowała się na budynku przed wejściem na arenę, a druga z tyłu areny z widokiem na tylne wejście. Ta druga zarejestrowała jak jakaś osoba wchodzi do budynku, a potem jak z budynku wyjeżdża samochód. Nie wiele to pomogło, gdyż obraz był strasznie niewyraźny. KSI, po zebraniu informacji odjechało dając uprzednio do zrozumienia, że Milton powinien teraz zadbać o zabezpieczenie areny na której przetrzymuje czerwonego Transformera. Tak czy siak nie miał już nic do roboty i wieczorem, po wypłaceniu ludziom należnych im pieniędzy, wyjechał.

***

Angelika mimo, że nie spała już ponad dobę, nie potrafiła zasnąć. Wgapiając się w jaśniejące niebo za oknem leżała na łóżku w salonie w domu swojego brata. Gdy tylko zamykała oczy, one same po chwili się otwierały jak gdyby powieki rozpierały jakieś sprężyny. Starała się nie myśleć, ale mimo starań i tak wracała do wydarzeń sprzed dwóch godzin, jak i tych około doby temu, kiedy uwolniła przybysza z kosmosu. Strach jaki wtedy czuła zniknął, ale teraz męczyły ją obawy. Martwiła się przede wszystkim o rodzinę brata, czy czasem nie sprowadziła na nich zbyt  wielkiego niebezpieczeństwa. Zaraz potem rozmyślała, jak jeszcze mogłaby pomóc Transformerowi, ale nie dużo przychodziło jej do głowy.

Usłyszała kroki, ktoś schodził po schodach. Podniosła się i zobaczyła Lauren kierującą się do kuchni. Kobieta wyciągnęła coś z szuflady, a z blatu kuchennego wzięła butelkę z wodą. Po dźwiękach pękającej folii stwierdziła, że bratowa bierze jakieś leki. Nie myśląc wiele wstała i poszła do niej. Podeszła tak, aby się jej nie wystraszyła.

- Czemu nie śpisz? - zapytała Lauren zakręcając butelkę.

- Daj się napić... - westchnęła wyciągnąwszy do niej rękę i odbierając butelkę. - Nie mogę spać. A ty? - zapytała, kiedy się już napiła.

- To samo. Kevin chrapie, a ja nie umiem się ułożyć. Wzięłam leki na uspokojenie, może to coś pomoże.

- Mogę też?

Lauren bez słowa podała jej listek leków. Wyłuskała dwie tabletki i połknęła zapijając.

- Cały czas o nim myślę - wyznała. - Co z nim zrobić? Jak mu pomóc?

- Mi się wydaje, że już wystarczająco dużo dla niego zrobiłaś. Poza tym, nie jesteś mechanikiem, nie naprawisz go bardziej. Możesz co najwyżej go umyć.

- Też o tym myślałam...

- Spróbuj zasnąć. Niewyspana nie wiele mu pomożesz - powiedziała z delikatnym uśmiechem i poszła do sypialni.

Angela niechętnie poczłapała w stronę kanapy. Położyła się i patrząc w sufit znowu zaczęła myśleć. Tym razem o tym, co będzie jej potrzebne, aby doprowadzić swojego podopiecznego do porządku. Zaczęła sobie układać w głowie listę zakupów i wkrótce zasnęła. Obudziła się około trzynastej. Spałaby pewnie dłużej, gdyby nie jazgoczący od kreskówek telewizor i głośne "rozmowy" trójki dzieci. Dwaj chłopcy: pięcioletni Antony i czteroletni Samuel siedzieli na sofie naprzeciwko telewizora i udawali, że nie widzą dwuletniej Claudii, która uparcie próbowała wspiąć się na siedzisko. Denerwowała się, piszczała i tupała nogami, a od czasu do czasu zaczepiała braci ciągnąc ich za stopy. Tony był wredny i gdy tylko poczuł na sobie palce siostry ze złością strącał jej rękę, a wtedy ona w dość głośny i nieprzyjemny sposób dawała do zrozumienia, że nie podobało jej się to. Gdy zaczepiała Sama, on odciągał od brzegu mebla nogi i dalej wpatrywał się w ekran i tylko krzywił się nieznacznie, kiedy po pokoju rozlegał się kolejny niezadowolony skrzek.

Podniosła się i rozejrzała, a z głowy zsunął jej się koc. W kuchni zauważyła Kevina, który prawdopodobnie nieumiejętnie próbował zabrać się do przygotowania lunchu. Wyglądało na to, że nie ma pomysłu i nie wie do czego ręce włożyć. Jakoś jej to nie dziwiło. Niby to on był zawsze tym rozsądnym i potrafiącym poradzić sobie w życiu, a ona lekkoduchem z lewymi lękami, ale gdy znajdowali się w kuchni, role nagle się odwracały. Nie była ona kucharką, co to to nie, ale potrafiła ugotować coś nie potrzebując kupować gotowych,  zamrożonych obiadów kupionych w hipermarketach. Kevin potrafił co najwyżej coś podgrzać w mikrofalówce - urządzeniu, dzięki któremu połowa mężczyzn tego świta "potrafi" gotować.

Dziewczyna usiadła pocierając dłońmi twarz. Chętnie by spała dalej, ale wiedziała, że przy tak hałaśliwym towarzystwie jest to raczej niemożliwe. Ledwo się wyprostowała, a przed nią stanął Sam z wyciągniętymi w jej stronę rękami wykrzykując: "ciocia!" Dziewczyna wstała i wzięła chłopca na ręce, zwracając tym uwagę swojego brata.

- Stęskniłeś się? - zapytała kierując się w stronę kuchni.

Dziecko pokiwało głową.

- Aż tak jesteś pochłonięty tym, co robisz, że nie przeszkadza ci ten hałas telewizora? Nie żeby coś, ale za naszego dzieciństwa oglądało się Scooby Doo, a nie jakieś niebieskie, rozwrzeszczane koty.

- Tony ma pilota, on ma władzę. I tak, nie przeszkadza mi to, w przeciwieństwie do tego, co mamy w garażu.

Angelika wywróciła oczami westchnąwszy ciężko.

- Do końca życia będziesz mi to teraz wypominał?

- A co mamy w garażu? - zapytał nieśmiało chłopczyk.

- Autobota! - wydarł się z entuzjazmem Tony wstając z kanapy.

- Tony! Co ja ci mówiłem?! Cicho miałeś być!

- Ale tato...

- Mogę zobaczyć? - zapytał zainteresowany czterolatek.

- Nie ma żadnego Autobota. Pojechał.

- Cooo? - jęknął ze szczerym zawodem Tony. - Dlaczego mnie nie obudziłeś...?

- Kto kogo obudził... - mruknął ojciec.

- Wiesz, że i tak tam wpadną - zaśmiała się cicho dziewczyna odstawiając Sama na ziemię, a Kevin popatrzył na nią z politowaniem. - Zakładam, że Lauren śpi, skoro ty próbujesz zabrać się do gotowania.

- Ta...

- I jak zwykle nie wiesz od czego zacząć, tak?

Spojrzał na nią takim wzrokiem, iż nie pozostawiło jej to żadnych wątpliwości. Angelika uśmiechnęła się głupkowato, ale uśmieszek ten szybko zniknął, kiedy wpadła na pewien pomysł.

- Masz coś konkretnie do ugotowania?

- Hot dogi i frytki. Tak jakby nie można było zamówić... - Wywrócił oczami.

- Mam do ciebie w takim razie interes. - Uśmiechnęła się chytrze. - Ja za ciebie ogarnę żarcie, ale ty...

- Nie żeby coś, ale za przetrzymywanie tego metalowego olbrzyma w moim garażu powinnaś mi co najmniej przez trzy dni koło dupy latać.

- A już myślałam, że zacząłeś mu współczuć - odezwała się zawiedziona.

- Bo współczuję, ale to nie zmienia faktu, że nie podoba mi się jego obecność.

- Oj, no weź... Muszę go jeszcze doprowadzić do porządku. Taki umazany na pewno będzie zwracał na siebie uwagę. Ale potrzebnych mi jest do tego kilka rzeczy. Więc, ty byś mi po to pojechał, a ja za ciebie ugotuję.

Mężczyzna zawył cicho zirytowany i oparł się łokciami o blat wyspy. Patrzył chwilę na siostrę naciągając skórę na policzkach. Angela założyła ręce na piersi i czekała na podjęcie decyzji. Po chwili jej brat wyprostował się, odwrócił się w stronę w stronę kuchni, a zaraz potem znowu do niej.

- Dobra. Co chcesz?

Dziewczyna z trudnością utrzymała swoją radość w sobie. Miała ochotę krzyczeć i skakać, ale skończyło się na wdechu, który miał zamaskować jej uśmiech. Zasłoniła usta, pomyślała chwilę i odchrząknęła.

- Na pewno olej, tylko nie wiem ile. Nie wydaje mi się, aby ograniczał się... No wiesz, może więcej wypić, niż można by wlać do zwykłego samochodu.

- Ile można wlać w takie cacko? - zapytał opierając dłonie na krawędzi wyspy.

Anderson otwarła szerzej oczy. Nie miała żadnych informacji na temat samochodu w jaki transformował Sideswipe. Wiedziała tylko, że jest to jakiś samochód sportowy najpewniej z bardzo dużym silnikiem.

- Nie wiem - powiedziała przeciągając słowa.

Kevin sapnął niezadowolony.

- A przynajmniej jaki ma silnik?

- Duży... - wybełkotała robiąc dzióbek z ust.

- Z czym do ludzi?! Przecież ty nie wiesz najważniejszych rzeczy!

- Skąd mam wiedzieć? Miałam się go wypytać, kiedy ledwo zipał? I myślisz, że wtedy przyszło mi do głowy, że takie rzeczy mogą mi się przydać? Nawet gdybym się domyśliła, nie miałabym jak tego sprawdzić, bo telefon mam w trybie samolotowym i w dodatku wyłączony.

Pan domu chwilę się przyglądał siostrze takim wzrokiem, jak gdyby próbował powstrzymać się od morderstwa. Zaraz potem sięgnął do kieszeni, wyciągnął telefon i zaczął coś w nim przeglądać.

- To jest jakaś korweta, ale nie mam pojęcia jaka konkretnie. Pierwszy raz takiego dziwaka widzę. Załóżmy... że jest podobny do... C7... Silnik V8... Sratata... Nic tu nie ma... Sucha miska, zbiornik... W końcu! Może być ponad dziesięć litrów.

- To dużo...

- Bardzo dużo. Dla pewności kupie pietnaście i niech się cieszy... Coś jeszcze?

- Rozpuszczalnik i może jakiś wosk? Trzeba tę farbę zmyć, a boję się, że rozpuszczalnik może go... No nie wiem, podrażnić jego metal?

- Weź przestań.

- Ej, nie chcę mu zaszkodzić. Dam ci moją kartę i...

- Hej, hej! Żartujesz sobie? Telefon wyłączasz, a o karcie już nie pomyślisz?! Jeśli już cię szukają, to na pewno już czekają, aż użyjesz karty.

- Racja... - mruknęła zrezygnowana.

- Zapłacę ze swoich, kiedyś oddasz - powiedział prostując się.

- Nie wiem, jak mam ci dziękować.

- Na razie nie dziękuj. Zamiast tego możesz się zabrać za robienie hot dogów. - Uśmiechnął się wrednie. - I zajmij się dziećmi - dodał już poważniej. - Jak uda ci się skończyć gotować przed moim powrotem to przypilnuj ich, żeby zjedli. No chyba, że Lauren wstanie. Sam nie lubi hod dogów, dla niego frytki. Przypilnuj, żeby Tony mu ich nie zjadł. Dla niego bez musztardy, jak będzie chciał to daj mu ketchup. Claudii podrób parówkę, z bułką sobie sama poradzi. Jak nie będzie chciała, to spróbuj ją jakoś nakarmić. Ma zwyczaj bawienia się jedzeniem. Nie pozwól jej tym rzucać. Nie dawaj im cebuli, a pomidora i ogórka obierz ze skórki.

- Jeszcze jakieś uwagi i zalecenia? - zapytała idąc za bratem pod drzwi wyjściowe, gdzie zaczął ubierać buty.

Mężczyzna wyprostował się wzdychając ciężko. Sięgnął do koszyczka stojącego na komodzie i wziął klucze od samochodu.

- Wydaje mi się, że to już wszystko. Jakby było bardzo źle, to obudź Ren. A, no i dopilnuj, żeby się nie pozabijali i czegoś nie zniszczyli... - Mówiąc ostatnie zdanie uśmiechnął się wrednie i wyszedł z domu.

Angelika wywróciła oczami i wróciła do salonu. Chciała od razu zabrać się za przygotowanie lunchu, ale w pokoju dziennym zastała chłopców kłócących się o pilota do telewizora. Sapnęła czując już, że to mogą być jej jedne z najtrudniejszych godzin w życiu. Prawda była taka, że nie wiedziała jak się zajmować dziećmi i nie miała do nich zbyt wielkiej cierpliwości. Ale mus to mus, a i chłopcy nie byli już tak mali, aby sprawiali jej większe problemy. Gorzej z Claudią, gdyż jej jeszcze pewnych rzeczy się nie wytłumaczy. Na szczęście ta siedziała zadowolona na kanapie i patrzyła, jak zmieniają się kanały.

Angela podeszła do chłopców, rozdzieliła ich używając nieco siły i złapała pilot, który wtedy znajdował się w rękach Sama. Nie chciał oddać i kiedy dziewczyna próbowała mu go jakoś po ludzku zabrać, ten zaczynał piszczeć, kulił się i próbował schować pilot pod sobą. Żeby nie było tak łatwo, Antony również dołączył się do szarpaniny.

- Tony! - krzyknęła dziewczyna, a dzieciak puścił pilot.

Złapała młodszego za ramiona, wyprostowała i wyciągnęła przed niego rękę. Chłopiec przestał się na moment rzucać.

- Oddaj pilot, bo będziesz dzisiaj o suchej bułce. - Dziecko dalej kurczowo trzymało pilota. - Oddaj, bo całkowicie wyłączę telewizor i żadne nie będzie patrzeć.

Ta groźba zadziałała, choć spotkała się z takim spojrzeniem, jak gdyby Angelika zamordowała mu matkę i pragnął krwawej zemsty. Spodziewała się, że coś może z tego wyniknąć, ale nie zajęła sobie tym zbyt długo głowy. Podeszła do najmłodszej z rodzeństwa, usiadła obok niej i chwilę szukała kanału, na którym puszczane były bajki odpowiednie dla jej kategorii wiekowej. Znalazła coś z kolorowymi kucykami i zostawiła.

- Niech mi który ruszy pilot, a zamknę was w pokojach. - Zagroziła palcem odstawiając pilot na stolik.

Wróciła do kuchni, skąd miała na nich wgląd - chłopcy jeszcze chwilę stali obok sofy, źli jak osy, a za chwilę rozsiedli się obok siostry. Dało się słyszeć jak fuczą nosami ze złości na wredną ciotkę. Nie przejmowała się tym, nawet na kilka sekund na jej twarzy pojawiło się rozbawienie. Zabrała się za przygotowanie lunchu. Chwilę jej zajęło znalezienie potrzebnych produktów i narzędzi. Już dawno jej nie było u brata, może z dwa lata i od tamtej pory trochę się pozmieniało, w tym pojawiły się nowe meble w kuchni. Kiedyś bywała u niego znacznie częściej, zostawała czasami na kilka tygodni, ale jej życie potoczyło się tak, a nie inaczej i kontakt z Kevinem zaczął się rwać, a z resztą rodziny urwał się całkowicie.

Nieco zamyślona kroiła ogórki w plasterki, kiedy piskliwy głosik postaci z kreskówki został przerwany, a w jego miejsce pojawił się inny. Zaraz potem rozległ się wrzask Claudii. Sam przejął pilota i przełączył na swój program. Tony podjął próbę odebrania go, ale nie udało mu się.

- Ciocia! - zawołał stając na kanapie.

Odłożyła z irytacją nóż i ruszyła pewnym krokiem w stronę dzieci. Widząc ciotkę idącą niczym taran, Sam pospiesznie odłożył pilot na stół i oparł się na sofie. Angela zmierzyła go ostrym spojrzeniem, po czym przełączyła na poprzedni kanał i wróciła do kuchni zabierając ze sobą pilot. Przez krótki czas miała spokój, aż przyszedł Tony i szturchnął ją w nogę.

- Ciocia, mogę? - zapytał wskazując palcem na ogórka.

Ukroiła plasterek i podała mu, ale chłopak uśmiechnął się i pokręcił głową.

- Mogę kroić?

- Trzeba było tak od razu. - Uśmiechnęła się i wysunęła spod lady wyspy krzesło, na którym dziecko uklękło. Podała mu deskę i obranego ogórka, a zanim podała nóż powiedziała: - Uważaj na palce.

Tony, kiedy tylko dostał sztuciec zaczął kroić warzywo patrząc z fascynacją jak ostrze zatapia się w nim. Angela ufała jego zdolnościom i zajęła się resztą warzyw. Skrojenie tego jednego ogórka zajęło znacznie dłużej niż dziewczyna przewidywała - dzieciak omierzał szerokość plasterków co do milimetra - ale przynajmniej miała go z głowy. W tym czasie zdążyła pokroić resztę warzyw i wrzucić parówki do wrzątku, a po tym wynalazła kolejne zadanie dla dziecka - posmarowanie bułek masłem, które uprzednio przekroiła. Zanim miał zajęcie, zaczęła smażyć frytki. Nie chciała, aby chłopak plątał się jej pod nogami, kiedy na kuchence stał garnek z gorącym olejem. Dość szybko uwinęła się z tym, zabrała się za podsmażenie parówek na patelni. W tym czasie kazała Antonemu podgrzać bułki w mikrofalówce i układać w nich warzywa. Gdy tylko skończyła z parówkami, pomogła chłopcu i pamiętając instrukcje podane przez brata, przygotowali posiłek. Na szczęście karmieniem dzieci zajęła się już Lauren, którą obudził przyjemny zapach. Przy stole brakowało tylko Kevina. On zjawił się, kiedy wszyscy już kończyli jeść, a widząc go Angelika wepchnęła do ust kawałek hot doga, który raczej powinien zostać podzielony na dwa, a nawet trzy kęsy i dopadła brata łapiąc go za koszulkę.

- A gzie resza?! - prawie krzyknęła przez zapchane usta widząc, że mężczyzna trzyma tylko reklamówkę z jakimiś rzeczami i jedną butelkę oleju.

- W aucie. Mam tylko dwie ręce.

Dziewczyna rzuciła się w stronę wyjścia. Wybiegła na zewnątrz nie myśląc nawet o gołych stopach. Wyciągnęła z bagażnika dwie pięciolitrowe butle, zamknęła klapę i wbiegła do domu, a w korytarzu zatrzymał ją Kevin łapiąc za ramiona.

- Dziewczyno! Uspokój się. Zjedz spokojnie.

Położyła olej na podłodze, z trudem przeżuła jedzenie, które wypychało jej policzki jak chomikowi i przełknęła.

- Już. - Złapała butelki za ich uszka i pomaszerowała do garażu, aby je tam zostawić.

Za chwilę wróciła po reklamówkę i trzecią butelkę, a także poprosiła domowników, aby użyczyli jej miskę, płyn do mycia naczyń i kilka niepotrzebnych ścierek. Wszystko to zaniosła do garażu i kiedy wnosiła ostatnią rzecz, czyli miskę z wodą, dopiero wtedy przyjrzała się obiektowi temu zamieszania. Nie myślała o nim, tylko o tym, żeby szybko zabrać się do pracy. Dziwnie się z tym poczuła. Odłożyła miskę, zamknęła drzwi, aby czasem młodsze pary oczu nie widziały za dużo i podeszła do kosmity. Prześcieradło, którym nakryła go Lauren zakrywało tylko jego biodra. Spał na boku plecami do drzwi. Ręka, na której spał była wyciągnięta do przodu, a drugą się podpierał, jedną nogę miał podkuloną. Kiedy przekręcał się na bok, jego głowa zsunęła się z poduszki i teraz wisiała nad podłogą. Oddychał wolno, równomiernie i głęboko.

Angelika przykucnęła przy nim i ostrożnie, jak by to miało go obudzić, pogładziła koła zębate tworzące jego bark. Uśmiechnęła się i sięgnęła po poduszkę, aby ją podłożyć pod jego głowę, a kiedy to robiła, przeszło jej przez myśl, że mogłaby sprawdzić, co z jego raną na głowie. Przeszła na drugą stronę i usiadła na przeciwko jego twarzy. Delikatnie podniosła jego głowę i zaczęła odwijać paski prześcieradła, odkleiła taśmę i ściągnęła dwie ścierki i żel, który po tych kilku godzinach przedstawiał się jako niebieski glut w woreczku. Starając się nie rozsuwać zbyt mocno jego części na głowie, wyciągnęła chusteczki, którymi obłożone były cięcia. Taśma izolacyjna wciąż dobrze trzymała wycięty kawałek metalu i nie trzeba było jej wymieniać. Z dziury w niej wyciętej nie wyciekał już płyn, a wręcz przeciwnie, powstało coś w rodzaju skrzepu ograniczonego krawędziami metalu, który zapobiegał dalszemu wylewaniu się płynu.

Mając już opatrunek ściągnięty, chciała zacząć myć jego twarz, ale wtedy pomyślała o tym, że Autobot leży na boku. Nie wiadomo było, kiedy znowu się przekręci i na którą stronę, dlatego postawiła umyć w pierwszej kolejności jego drzwi i plecy. Zakryła potylicę robota ścierką i zawinęła prześcieradłem. Po każdej jego stronie rozłożyła prześcieradła, aby przez przekręcanie się nie zwalał się na podłogę i nie zdzierał niepotrzebnie lakieru. Zabrała się za mycie drzwi. Najpierw zwykłą ścierką namoczoną w wodzie z płynem zmyła przylepiony pył i spalony lakier. Z większości obszaru spalenizna zeszła łatwo odsłaniając goły metal, a tam, gdzie ogień najmniej zaszkodził pojawiały się srebrne, odstające plamki. Miała podejrzenia, że to może być odbudowująca się warstwa lakieru. Drugą ścierkę nasączyła rozpuszczalnikiem i ostrożnie zmywała farbę w spreju, podczas czego zauważyła, że pajęczyny pęknięć na szybach tak jakby stały się mniej widoczne. Nie miała pewności, czy jej się to czasem nie zdaje, ale nie poświęciła czasu, aby się temu lepiej przyjrzeć. Zanim zaczęła woskować metal, dla pewności, że resztki rozpuszczalnika nie zaszkodzą, przetarła metal mokrą ścierką. Z drzwiami, które znajdowały się niżej, miała więcej problemów, gdyż jedną ręką cały czas musiała je podtrzymywać. Wyczyściła również wewnętrzne strony drzwi, a raczej to, co z nich zostało. Niektóre fragmenty obicia wyglądały na nienaruszone, co wydawało się trochę dziwne.

Nie było łatwe mycie części prawie leżąc, dlatego zabrała się za ramię. Każdej cząsteczce poświęciła czas i dokładnie umyła, nawoskowała lub nasmarowała (Kevin pomyślał o smarze będąc w sklepie). Ogromną satysfakcję przyniosło jej wypolerowanie naramiennika, który kierując się do przodu tworzył zbroję na piersi, a w formie pojazdu było to tylne nadkole. Mogła wtedy zobaczyć piękną, jasno srebrną, prawie perłową karoserię. Na początku zdawało jej się, że jest bardziej szary, ale prawdopodobnie zmylił ją brud i światło.

Była w trakcie szorowania wyższej partii boku robota, kiedy jego cielsko drgnęło, prawa ręka delikatnie poderwała się, a po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk głośnego wydechu. Angelika pospiesznie wzięła miskę, ścierki i wszystkie preparaty. Ledwo odłożyła wszystkie te graty metalowe ciało przechyliło się do przodu, a wyciągnięte w stronę wejścia do domu drzwi podciągnęły się do pleców tak, że ich fragmenty znajdowały się nad jego ramionami. Wtedy Autobot przechylił się w drugą stronę, aż w końcu przewalił na plecy. Głośny wdech wypchnął jego pierś do góry i zrzucił spoczywającą na niej rękę, a wydech niewiele ją obniżył. Widząc to, dziewczyna dopiero teraz zaczęła sobie uświadamiać, jak tak długie leżenie na brzuchu musiało być dla niego męczące.

Ostrożnie podeszła do niego i znowu podstawiła mu poduszkę pod głowę. Pozwoliła sobie przyjrzeć się jego twarzy: był nieco pucołowaty, a to przez duże części budujące jego policzki, mały nosek, wargi i budowa szczęki przypominały jej pyszczek kota perskiego, zaś części które zamontowane były tak jakby na wysokości uszu poszerzały głowę, a na myśl przywodziły płetwy lub skrzydła. Przeciwwagą dla tych wszystkich części był wąski i wydłużony podbródek. Do tego niskie czoło i ciągnące się od niego w tył części sprawiały, że jego głowa była bardziej okrągła, niż jajowata jak u ludzi. Zanim odeszła, pogładziła jego policzek, który - ku jej zdziwieniu - był delikatnie ciepły.

Zabrała się za mycie klatki piersiowej. Zadanie było łatwiejsze, gdyż był to duży, pozbawiony wielu zakamarków obszar, a w dodatku nie wiele było na nim farby, tylko kurz i masa zadrapań oraz wgnieceń. Szczególnie zniszczone były krawędzie zbroi, czyli najbardziej wypchnięte do przodu punkty piersi. Porównała to do zdartych na kamieniach kolan i dłoni, jak bardzo to piecze i boli, i nie wyobrażała sobie mieć takie rany oblepione w piachu i nieopatrzone. W związku z tym szczególną uwagę poświęciła właśnie tym obdarciom i podczas polerowania zostawiła na nich grubszą warstwę wosku. Jednak zanim do tego doszła, ze zgrozą odkryła rude naloty na gołej blasze, które dla czystego sumienia zdarła papierem ściernym, który dał jej Kevin. Niestety wiązało się to z uszkodzeniem odnawiającego się lakieru.

Im bliżej bioder, tym mycie stawało się mozolniejsze. Było coraz więcej drobnych części o dziwnych kształtach, na których niejednokrotnie zauważała plamki rdzy. Ale mimo zmęczenia, zirytowania i bolących kolan bez przerwy robiła swoje. Szorując boki, miała okazję przyjrzeć się procesowi gojenia dziury pozostawionej po wkręcie: metal w promienisty sposób, niczym igiełki szronu zmierzał w stronę środka dziury. Było to tak samo fascynujące jak i przerażające - kiedy się dłuższą chwilę przyglądało, można było zauważyć, jak maleńkie, cieniutkie jak włoski igiełki metalu poruszają się. Ten proces miał tę samą wadę co ten występujący ludzi - brud znajdujący się w ranie zostawał uwięziony pomiędzy tkankami, dlatego Angelika ostrożnie wymywała te dziurki. Gdzie indziej szczególnie uporczywy stał się olej, a później przyschnięta, srebrzysta substancja w okolicach jego krocza. Wstydziła się mu się tam zaglądać - co chwilę sprawdzała, czy aby na pewno śpi - ale jeśli się za coś zabierała, starała się to robić dobrze. Kiedy skończyła, wstała i z dumą przyjrzała się swojemu dziełu, jednak nie umiała się poczuć wystarczająco usatysfakcjonowana widząc zmasakrowaną przez farbę twarz robota. Westchnęła ciężko i po raz któryś poszła wymienić wodę w misce. Szybko i w miarę cicho przemknęła do łazienki, aby nie zauważyły jej dzieci. Nie chciała, aby zadawali jej pytania i broń Boże, żeby ich nie pokusiło iść za nią. Już kilkakrotnie słyszała, jak Antony próbował wyprosić pozwolenie na pójście do garażu, a raz próbował nawet do niego wtargnąć. A skoro on tak bardzo chciał iść do garażu, to i jego brat też chciał, a on już nie pytał o pozwolenie, tylko cichcem skradał się do drzwi i już kilka razy udało mu się dotknąć klamki - na szczęście Kevin czuwa.

Wróciła do Autobota. Przełożyła poduszkę, a głowę robota ułożyła na kolanach. Pogładziła jego policzek i uśmiechnęła się do siebie.

- Zaraz będziesz czyściutki - szepnęła biorąc do ręki mokrą szmatkę.

Była tak delikatna jak gdyby myła porcelanę. Palcami owiniętymi w materiał ścierała pył, a potem zmywała farbę. Starała się, aby tkanina nie była zbyt mocno nasączona rozpuszczalnikiem, ale wystarczająco, aby sprawnie usuwać sprej. Szczególnie trudno było myć okolice wokół oczu, bała się, że rozpuszczalnik może uszkodzić jego oczy, dlatego zostawiła to na koniec. Farba zakrywała masę rys i uszkodzeń, których szczególnie dużo była największych częściach na czole, tych długich, które ciągnęły się w stronę tyłu jego głowy. Na początku myślała, że są to zaschnięte brudy, ale okazały się to być blizny. Już nie nazwała tego rysami czy obdarciami tylko bliznami, gdyż miało to nierówną strukturę, nie było widać, że się goi, więc musiało to być coś starego. Sprawiały, że jego misternie zbudowana, wbrew pozorom drobna twarz wyglądała na starszą i jasno dawały do zrozumienia, że nie jedno ma za sobą. 

Poprosiła Lauren o patyczki higieniczne, których użyła do mycia zakamarków i okolic wokół oczu robota. Ciężko jej było, nie mogła się dogodnie ustawić, bolały ją plecy od ciągłego nachylania. Patyczki niejednokrotnie okazały się być zbyt duże, aby wcisnąć je w szczeliny i musiała kombinować. Podobnie było z woskowaniem, chociaż to nie wymagało aż takiej precyzji. Jednak, kiedy wyprostowała się uznawszy, że już skończyła, była pod wrażeniem efektów swojej pracy i uznała, że jak najbardziej było warto się tak starać. Móc zobaczyć tę bladą, srebrną, metalową twarz w prawie całej okazałości - wciąż było widać, że prawa strona jego głowy została mocno pobita - było czymś niezwykłym.

- Angela.

Niczego niespodziewającą się dziewczyną gwałtownie szarpnęło, przez co przerwała głaskanie Autobota po policzku. Spojrzała na Lauren, która zastygła w pół kroku zaskoczona reakcją szwagierki.

- Nie strasz... - odetchnęła młodsza z kobiet przeczesując suchą od wody dłonią włosy dla odstresowania.

- Wybacz. - Podeszła bliżej i przykucnęła przy ramieniu Transformera. - Myślałam, że wystarczająco głośno wchodzę. I jak tam?

- Jak widzisz... - Otwartymi dłońmi wskazała na robota, a z każdą chwilą przeciąganej ciszy krzywiła się coraz bardziej. - Nie jestem nawet w połowie...! I zużyłam prawie całe pudełko patyczków... - Spojrzała ze zrezygnowaniem na bratową.

- Przynajmniej zaczyna wyglądać jak... Nie-złom. - Uśmiechnęła się. - Ile już masz?

- Drzwi, klatka piersiowa, brzuch, boki, twarz... Muszę się pospieszyć i zanim leży na plecach umyć mu nogi, chociaż te nie są jakoś bardzo zmasakrowane...

- A no racja... Spał przecież na brzuchu. Myślałam, że będzie cały czas spał nieruchomo.

- Ja też... Ale to dobrze, przynajmniej nie muszę go sama przekręcać. Ładny jest, co nie?

Lauren nachyliła się nad nim i przyjrzała jasnej buźce. Grzbietem palca pogładziła jego czoło i nos, chciała jeszcze policzek, ale wtedy zatrzymała się i nadstawiła wierzch dłoni nad jego wargami.

- Oddycha przez usta. W bardzo niewielkim stopniu przez nos... - stwierdziła. - Jak myślisz, to źle?

- Nie wiem... - Zaniepokoiła się Angela również nadstawiając dłoń. - Czekaj. - Przełożyła dłonie za jego głowę i podniosła ją. - Dalej? - Lauren sprawdziła i kiwnęła potwierdzająco głową, dlatego Angela odsunęła się i opuściła głowę robota, a następnie sprawdziła skąd wydobywa się powietrze.

- I? - zapytała Lauren.

- To samo. Może oni tak mają? Nie chcę za bardzo wariować. Grunt, że oddycha.

- Czekaj jeszcze. - Kobieta objęła metalowe policzki i kciukami delikatnie zaczęła odsuwać wargi, a gdy nabrała śmiałości, otworzyła usta i chwilę się przyglądała. - Wiesz co? Chyba tak ma. Ogólnie, to ma on inną szczękę niż my.

- No to trochę mi ulżyło. Jeszcze by było, że przetykałabym mu nos. - zaśmiała się.

- Nie namówię cię na przerwę, prawda?

- To była moja przer...

W tedy coś uderzyło w drzwi, które za raz potem otworzyły się, a do garażu wpadł Antony.

- Tony! - krzyknęła Ren wstając na równe nogi.

Chłopiec stanął w momencie, kiedy był już za Transformerem od strony ściany. Uśmiech na jego twarzy, który powstał na skutek zrobienia rodzicom na złość zaczął znikać, aż w końcu ustąpił grymasowi niezadowolenia. Wskazał na Cybertronianina palcem.

- Wcale nie pojechał! - pisnął wściekły. - Kłamaliście!

- Bo byś ciotce nie dał pracować. Do domu, już!

- Nie! Chcę patrzeć! - wykrzyknął tak głośno i piskliwie, że Angelika mimowolnie się skrzywiła.

- Antony! Bo komputera nie zobaczysz do końca tygodnia!

- Nie!

Dzieciak miał taki głos, że zaczynały boleć bębenki w uszach i przeszkadzał nie tylko ludziom, ale jak Angelika zauważyła, również Sideswipe'owi. Autobot ściskał jeszcze mocniej powieki, kiedy bratanek dziewczyny pisnął, a nawet, kiedy Lauren podnosiła głos. Z każdym kolejnym krzykiem reakcje stawały się silniejsze, a kiedy jeszcze do garażu wpadł Kevin i wraz z żoną próbowali złapać niegrzeczne dziecko, robot nawet zaczął ruszać głową.

- Hej! Ej! - zawołała zaniepokojona dziewczyna, a wtedy towarzystwo nieco się uciszyło skupiając na niej uwagę. - On was słyszy. - Wskazała na powoli odprężającą się twarz robota.

Dorośli chwilę analizowali, a w tym czasie do robota zbliżył się Antony zaciekawiony informacją. Wtedy Kevinowi udało się złapać syna, który tak się wtedy wydarł, że ojciec go puścił pomyślawszy, że coś mu zrobił. Dzieciak, już z uśmiechem na twarzy, nie wahając się więcej zrobił te kilka szybkich kroków i niemal rzucił się na klatkę piersiową kosmity. Kevin nie bardzo wiedział, co zaszło, a Ren zrezygnowana zasłoniła twarz dłonią. Tym czasem, zachowanie Tony'ego spowodowało u robota przyspieszenie oddechu. Dziecko nawet tego nie zauważyło, zaczęło się przyglądać czerwonym reflektorom do momentu, aż głowa rodziny się nie otrząsnęła i nie wyniosła potomka z garażu.

- Co mu jest? - zapytała Lauren podchodząc do Angeli.

- Chyba się wystraszył. Krzywił się, jak Tony piszczał więc chyba mógł się wystraszyć nagłego wstrząsu... - Nie była pewna, czy bardziej stwierdza, czy pyta. - Może pomyślał, że dzieje się coś złego?

- Może... Idę, trzeba tych łobuzów przypilnować... Zamknij za mną drzwi na klucz.

Wyszła, a dziewczyna zamknęła drzwi i zaraz potem zabrała się do dalszej pracy. Nie było to już takie proste. Części kończyn były o wiele bardziej skomplikowane, a w dodatku Transformer stał się jakby bardziej czujny i zdarzało mu się ruszyć ręką bądź nogą. Powoli, ale sukcesywnie zbliżała się do zakończenia swojej pracy, która miała jedynie krótką przerwę na obiad o osiemnastej. Chciała zrobić jak najwięcej, ale niestety Sideswipe nie przekręcił się i zakończyła mycie około dwudziestej. Zaczęła po sobie sprzątać i kiedy po wylaniu brudnej wody wróciła do garażu stanęła w progu i chwilę patrzyła na robota. Dopiero wtedy poczuła, jak bardzo jest zmęczona i jak wszystko ją boli. Usiadła na schodkach i tępo gapiła się na kosmitę. Widząc, że światło żarówki odbija się od jego srebrnej zbroi uśmiechnęła się zadowolona z efektu. Nie było to prawdopodobnie perfekcyjne, ale i tak lepsze niż skorupa z pyłu. Oparła się o futrynę drzwi i z delikatnym uśmiechem patrzyła, jak istota z innej planety spokojnie śpi. Jak zahipnotyzowana patrzyła jak jego pierś podnosi się i opada, powoli, swobodnie. Była dumna z siebie, z tego, co dla niego zrobiła. Czuła się przez to szczęśliwa, pierwszy raz od długiego czasu.

Usłyszała za sobą ciche, lekkie kroki, a za chwilę obok niej usiadła Lauren. Nie odezwała się i wraz z szwagierką przyglądała się Transformerowi. Tak samo jak Angelika, była zachwycona robotem, jego misterną budową i jednocześnie budzącą respekt potęgą, jaka od niego biła nawet, kiedy był całkowicie bezbronny, pogrążony we śnie.

- Patrząc na niego - odezwała się Angela nie odrywając wzroku od Cybertronianina. - nie zaczynasz wątpić w Boga?

Pytanie to zrodziło się w jej głowie niespodziewanie. Ale pomyślawszy o bratowej i jednocześnie patrząc na kosmitę, przypomniało jej się, że Lauren jest przecież wierząca i nagle ją zainteresowało, co ona o tym myśli. Ona sama znowu przestała wierzyć. A może nigdy nie wierzyła?

Lauren obrzuciła zmęczoną dziewczynę łagodnym spojrzeniem, a za chwilę znowu odwróciła się w stronę Autobota. Nie zaskoczyło ją to pytanie. Angela często zadawała jej takie, jakby chciała znaleźć luki, jakieś fakty które mogłyby podważyć istnienie Boga. Jednak, według Lauren, dziewczyna czegoś szuka, ale sama nie wie czego. Chce w coś wierzyć, ale potrzebuje jakiegoś dowodu. Westchnęła zastanawiając się nad odpowiedzią. Była osobą głęboko wierzącą w Boga, a swoją wiarą zaraziła Kevina. Codziennie wieczorem modlą się wraz z dziećmi i czytają Pismo Święte, w którym nie ma jakiejkolwiek wzmianki o istotach z innych planet. Według Biblii życie rozwinęło się tylko i wyłącznie na Ziemi i to za sprawą Boga. Wszystkie planety i gwiazdy jakie stworzył miały służyć do nawigowania, wyznaczania lat i pór roku, a nie jako miejsce do życia innych istot. Sideswipe zaprzeczał tej wizji samym swoim istnieniem, zaprzeczał pismom i tym samym zaprzeczał istnieniu Boga. Ale jednak, mając nawet kosmitę w garażu Lauren nie przestawała wierzyć.

- Nie - odpowiedziała pewna siebie.

Zerknęła na szwagierkę, która bez przerwy wgapiała się w Transformera przymrużonymi oczami.

- W Biblii nie ma nic o ewolucji, a jednak jest to fakt. Nie ma nic o dinozaurach, a jednak wiemy, że były. Nie ma nic o kosmitach, a jednak są... Mamy stare księgi przepisywane przez dwa tysiące lat, a wierzymy w istotę, której nie widzieliśmy.

- Więc dlaczego wciąż wierzysz, skoro nie ma na to dowodu? Nie lepiej wierzyć nauce? Ewolucja, dinozaury, kosmici... Przecież to wszystko świadczy o tym, że Boga nie ma...

- Wierzę, że ewolucja jest jego ręką, a biblijne stworzenie świata jest tylko mitem. Mitem, w który łatwiej było uwierzyć ludziom żyjącym te dwa tysiące lat temu. Gdyby ktoś zacząłby pisać Biblię na nowo, myślę, że zamiast historii o stworzeniu świata w siedem dni przeczytalibyśmy teorię wielkiego wybuchu, o ile ta jest w ogóle poprawna. - Uśmiechnęła się.

- A jego jak wytłumaczysz? Podobno Pan Bóg stworzył człowieka, istotę rozumną, na swoje podobieństwo, a wszystko wokół miało mu służyć. On też jest rozumny, jest podobny do nas, ale o nich nic nie pisze...

- Stworzył nas na swoje podobieństwo, to prawda, ale jego już może nie koniecznie? Może też jest stworzeniem, które miało nam służyć?

- Wątpię, że będzie chciał nam służyć po tym, co ludzie mu zrobili. Prędzej chciałby nas powybijać...

Lauren pokiwała głową rozumiejąc. Spojrzała na robota i ponownie westchnęła. Gdyby był sztuczną inteligencją, siedziałaby przy nim prawie cały czas i podziwiała jego budowę. Jednak jest żywy, myśli jak człowiek i szanując jego godność nie pozwoliła sobie na to. I myśląc tak, zaczęła się zastanawiać nad postępowaniem tych wszystkich ludzi, którzy go skrzywdzili. Co mogło ich tak zaślepić, że nie zobaczyli w nim tego, co ona widzi - przepięknego, inteligentnego stworzenia, którego gatunek, gdyby nie został tak bestialsko potraktowany, mógłby się przyczynić do uczynienia Ziemi lepszą. Zaraz potem pomyślała, że ludzie są zbyt dumni, aby korzystać z czyjejś pomocy, tak dumni i zuchwali, że jeśli czegoś chcą, to to biorą bez względu na szkody jakie wtedy wyrządzą.

- Czy zrobiłam coś złego? - zapytała nagle Angelika przerywając ciszę i rozmyślania bratowej.

- Niby dlaczego?

- Jak nas znajdą, będziemy mieć niewyobrażalne kłopoty. Po za tym, uratowałam coś, co jeszcze jakiś czas temu uważaliśmy za fantastykę naukową, a za wiarę w to, ludzie byliby gotowi spalić na stosie. Uratowałam coś, co według niektórych zawsze będzie niebezpieczeństwem, co miało zdechnąć... Tylu ludziom zrobiłam na złość...

- Zastanów się, jakim ludziom zrobiłaś na złość. Czy ktokolwiek z nich zastanawiałby się, czy robi dobrze męcząc go albo dzwoniąc do tych, co zajmują się wyłapywaniem ich? Uwierz mi - nikt. Oni myślą o sobie, a ty pomyślałaś o nim.

Angela westchnęła ciężko.

- Jeśli Bóg na prawdę istnieje, to czy wybaczy mi mój brak wiary?

- Myślę, że wybacza każdemu swojemu dziecku, zwłaszcza temu, które wypełnia obowiązki takie, jak uczynki miłosierdzia. Które wypełnia przykazanie miłości. Myślę, że nie bez przyczyny postawił go na twojej drodze.

- Poważnie? - Spojrzała na Lauren.

- Tak. Może ma cię naprowadzić na właściwą drogę? Nie wiem, ale z pewnością nie spotkaliście się przypadkowo.

- Skoro Bóg postawił go na mojej drodze to znaczy, że musiał go też stworzyć, co nie?

- Angela, on jest na to zbyt piękny, żeby stworzył go ktoś innych. - Wstała. - Chodź, pomogę ci posprzątać i pójdziesz spać. Wyglądasz jak trup.

Dziewczyna zaśmiała się i wstała. We dwie szybko pozbierały rzeczy, których Angelika używała, a następnie nakryły Transformera. Jeszcze zanim wyszły, na prośbę Lauren Angelika włożyła do ręki robota misia, którego zostawił Antony, a którego na czas mycia odstawiła pod ścianę. Podobno chłopiec bardzo prosił, aby mu go dać argumentując to, że chce, aby robot miał się do kogo przytulić.


Rozdział nie największy, przedstawiający inną grupę bohaterów. Mam nadzieję, że się podoba. I jedna taka uwaga, nie bierzcie ostatniego fragmentu, gdzie Lauren i Angela rozmawiają o Bogu na poważnie. Nie są to jakieś prawdy wiary czy coś w tym stylu, a raczej moje rozmyślania i twierdzenia, które najzwyczajniej w świecie przelałam do książki. Mam też nadzieję, że nikogo nie uraziłam.
To do następnego!


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top