Rozdział 12 "Boisz się."

Od zakończenia show Miltona do samego rana, czyli do około godziny ósmej Sideswipe leżał niemal nieruchomo. Mało powiedziane, że czuł się źle, czuł się fatalnie, okropnie. Niewyobrażalnie bolała go głowa, jakby coś chciało się z niej wydostać, a każdy dźwięk przyprawiał go o kolejne fale migrenowego bólu jak i o mdłości. Trochę mniej bolały go ręce i nogi. Szarpiąc łańcuchami podczas niekontrolowanych skurczów nadwyrężył sobie kostki i nadgarstki, przede wszystkim te drugie. I nie byłby zdziwiony, gdyby niektóre siłowniki ud i ramion byłyby nadszarpnięte, a nawet popękane czy rozerwane.

Pracownicy Miltona nie byli dla niego łaskawi. Ich zadaniem z którego nie byli zadowoleni, miało być posprzątanie areny i trybun pełnych puszek po napojach. Szczególnie upierdliwy był Brian, który przez swoje obserwacje domyślił się, jak czuje się Autobot. Specjalnie przyniósł radio ryczące na cały regulator i postawił jak najbliżej robota tak, aby nie mógł go dosięgnąć. Co więcej, zbierając puszki, co jakiś czas uderzał nimi w metalowe rusztowania trybun robiąc dodatkowy hałas, a kiedy się nastukał, rzucał nimi w Cybertronianina. Sideswipe czuł się na tyle paskudnie, że nie zwracał uwagi na człowieka. Jedyne, co niemiłosiernie mu przeszkadzało to radio. Brian w pewnym momencie przestał denerwować Transformera, gdyż nic tym nie wskórał, Sideswipe nawet na niego nie spojrzał.

Kiedy sala była posprzątana, pracownicy zaczęli się zbierać, po drodze wylewając na Sideswipe'a swoją frustrację i niezadowolenie z tego, że musieli w ogóle ruszyć się z miejsca i wykonać jakąś pracę, lub po prostu chcieli go upokorzyć. Wytatuowany chłopak przez pewien czas trzymał się na uboczu i tak jakby czekał, aż wszyscy wyjdą. Ostatni wychodził łysy chłopak, który musiał coś myć, gdyż niósł wiadro z wodą. Przechodząc przez arenę, zgarnął radio przyniesione przez chłopaka z tunelami w uszach i wyłączył je, rzucając współpracownikowi groźne spojrzenie, ale żaden się nie odezwał. Łysy zrobił kilka kroków w stronę wyjścia, ale zatrzymał się, odłożył radio i z wiadrem podszedł do Transformera. Autobot nie widział go, gdyż miał odwróconą głowę, a po za tym, przymykał optyki ze zmęczenia i bólu głowy. Zerwał się nagle, gdy chlusnęła na niego brudna woda wraz ze szmatą, która zawisła na jego częściach na głowie. Szarpiąc łańcuchem uwieszonym na szyi, podciął nogi mężczyźnie, który twardo legł na ziemię. Brian zaczął podśmiewywać się pod nosem, co wkurzyło jego współpracownika, ale nie reagował. Robot zrobił kilka głębszych wdechów, by się uspokoić, przechylił głowę na bok zrzucając szmatę i chwilę tępo gapił się jak stróżki wody spływają z niego do kałuży powstałej pod nim i jak z każdą chwilą zmniejszają się i zmieniają w pojedyncze krople. Otrząsnął się dopiero, kiedy usłyszał szczęk ogniw łańcucha, które poruszył mężczyzna. Transformer spojrzał na niego obojętnymi oczami, czego człowiek prawdopodobnie się nie spodziewał, gdyż skrzywił się wyrażając zdziwienie. Sideswipe czuł się na tyle źle, że brudna woda nie zrobiła na nim wrażenia, jak gdyby nigdy nic przesunął się na suche miejsce i ponownie się położył, nie zwracając uwagi na uszczypliwy komentarz pracownika. Łysy, zły jak osa, choć to może mało powiedziane, wyszedł zabierając ze sobą wiadro ze szmatą oraz radio, a kiedy wyszedł z budynku, do Autobota podszedł Brian.

Chłopak z początku stał przy Autobocie. W ogóle nie zwrócił uwagi na to, że był zdecydowanie zbyt blisko robota. Sideswipe słyszał, że do niego podszedł, ale... Osłabienie i złe samopoczucie to jedno, ale gdzieś tam w środku czuł aż chorą satysfakcję z tego, że nic nie robieniem może kogoś niewyobrażalnie wkurzać i irytować. Czuł w sobie taką cząstkę dawnego siebie - rozbrykanego, szalonego, nierozsądnego, wkurzającego wszystko i wszystkich (zwłaszcza medyka Ratcheta i już niestety zgaszonego, najlepszego przyjaciela porucznika Jazza - stratega Prowla) żartownisia i żółtodzioba. Niestety, kiedyś trzeba było wydorośleć, choć w przypadku Sideswipe'a bardziej pasowałoby to nazwać zniszczeniem przez wojnę.

Czekał, aż Brian wykona jakiś ruch, coś powie, cokolwiek, co wskazywałoby na to, że jest zirytowany. Przestąpił z nogi na nogę, a Autobot w duchu uśmiechnął się niczym psychopata, czego oczywiście nie dało się poznać po jego twarzy - lata pracy nad nieokazywaniem uczuć, bardzo ważna i przydatna umiejętność podczas walki. Po chwili wytatuowany człowiek przeszedł na drugą stronę i stanął przed twarzą Cybertronianina. Transformer miał okazję przyjrzeć się jego czarno-niebieskim butom na sznurówki, a po chwili jeden z nich uderzył bokiem o jego ramię. Dźwięk jaki przy tym powstał był pusty, a jednak typowy dla blachy. Autobot od niechcenia podniósł lekko głowę i zmęczonymi optykami spojrzał na chłopaka, który patrzył na niego z wyższością. Sides ledwo powstrzymał się od wywrócenia oczami, gdyż poczuł się jakby jego brat chciał go skarcić za jakąś głupotę. Wystarczyło jedno skojarzenie, a stara rana znowu zaczęła boleć. Chociaż... To ciągle boli, ale można się przyzwyczaić i jak twierdził, wystarczy tylko dotknąć, by sobie przypomnieć o wyrwie w Iskrze. Chwilę patrzył na niego tępo i znowu się położył, a wtedy człowiek znowu kopnął w jego ramię.

- Czego chcesz? - warknął.

- Czyli jednak umiesz mówić. - zaśmiał się.

- Nic lepszego wymyślić nie umiesz, tylko papugujesz po Miltonie? - zapytał, powoli podnosząc się na łokciach. Chłopak odsunął się od robota, a po jego minie można było poznać, że takiej odpowiedzi nie spodziewał się, a co gorsze, wkurzył się. Jednak nic nie powiedział. Autobot mierzył go zmęczonym, ale groźnym spojrzeniem. Po chwili wytatuowany prychnął cicho pod nosem i wykonał krok w stronę metalowego kosmity.

- Coś ty się taki śmiały zrobił? Bata nad tobą nie ma to podskakujesz.

- Miltona nie ma, to też sobie pozwalasz. - syknął.

- Dopiero się przekonasz, na co sobie pozwolę. - uśmiechnął się złowieszczo. Sideswipe podniósł brew zaniepokojony.

- Co masz na myśli? - zapytał.

- A to - błyskawicznie znalazł się przed robotem, złapał za jego podbródek i pociągnął do góry, by spojrzeć w optyki Transformera. - że z Miltonem to była zabawa. Ale staruszek jedzie na około ponad tydzień do twojego kolegi - uśmiechnął się pogardliwie, a Autobot szarpnął się ledwo powstrzymując od wypowiedzenia imienia czerwonego ferrari. - i przez ten czas pozostaniesz pod moją opieką. - powiedział niby to z troską. - Będziesz się świecił jak gwiazdka na niebie. - wyszczerzył się w psychopatyczny sposób. Cybertronianin zmarszczył czoło i wyrwał z uścisku podbródek. Chwilę patrzył gdzieś na bok, po czym spuścił głowę, czując jak fala migrenowego bólu zalewa jego procesor. Zacisnął powieki, próbując przetrzymać ból, ale głos człowieka mu nie pomagał. - Boisz się. - powiedział. - Bardzo się boisz...

- Aktualnie mnie głowa napie*dala. - wszedł mu w słowo, co nie było dobrym pomysłem. Rozwścieczony chłopak z całej siły kopnął robota w głowę, na co ten aż jęknął. W audio receptorach mu zadzwoniło jak w kościelnej dzwonnicy, a ból pulsował jakby w jego głowie jedna po drugiej wybuchały miny przeciwpancerne. Brunet złapał chevroleta za odstające części na głowie i podniósł, by spojrzeć w jego oczy.

- Nie drażnij mnie, bo ja nie będę miał litości. - zagroził.

- Większość ludzi jej nie ma, więc dla mnie to nie nowość. - syknął, a mężczyzna pchnął jego głową w bok i wstał.

- A wy ją macie? - warknął. - Tyle ludzi przez was zginęło.

- Mylisz mnie z Decepticonem, to ich wina. - powiedział znudzony, jakby powtarzał któryś raz z kolei jakiś wierszyk.

- Co za różnica?! Z jednego metalu jesteście! - wrzasnął.

- A wy, jak to mówicie, z gliny. Tym tropem idąc, każdy człowiek jest jak ty, jak Milton i niczym się nie różnicie od Decepticonów. - syknął, a człowiek ponownie kopnął go w głowę. Jęknął z bólu, jaki mu tym sprawił. Przeszło mu przez myśl, że powinien się zamknąć, ale czuł potrzebę, a nawet obowiązek dopowiedzieć coś ważnego. - Ale nie wszyscy są tacy. Znam takich, co poświęciliby się za nas jak za was.

Chłopak chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił znaleźć słów, które by nie zabrzmiały śmiesznie. Z frustracji przymierzał się do kolejnego kopnięcia Autobota, ale wtedy na arenę wszedł Edward, którego Brian zauważył kątem oka i powstrzymał się. Spojrzał na pracodawcę. Starszego mężczyznę prawdopodobnie zaskoczyła obecność bruneta i raczej nie był zadowolony z tego faktu, co poznać można było po tym jak nerwowo zaciskał dłoń na trzymanym kiju baseballowym. Po chwili niezręcznej ciszy i mierzenia się wzrokiem Milton podszedł do wytatuowanego mężczyzny i mówiąc cicho nakazał mu by wyszedł, a sekundę potem dodał, że potem się poznęca nad Transformerem. Chłopak kiwnął głową i bez słowa wyszedł, a właściciel stanął przed robotem, odłożył kij na ziemię i wyciągnął z kieszeni cygaro i zapalniczkę. Zapalił, przykucnął, a zaciągnięty w płuca dym wydmuchał w stronę Sideswipe'a. Chevrolet przez chwilę leżał nieruchomo, ale po kilku wydechach Miltona podniósł się, a przez gryzący dym kichnął dwa razy. Od nagłego wzrostu ciśnienia w przewodach jeszcze bardziej rozbolała go głowa, co kilka minut temu wydawało mu się niemożliwe. Spojrzał z niechęcią na właściciela, który znowu perfidnie dmuchnął na niego zanieczyszczonym, siwo-niebieskim powietrzem. Autobot rozwścieczony podniósł górne wargi jak zwierzę i zawarczał.

- Przejdź do rzeczy. - syknął, nie zwróciwszy uwagi na to, że nastroszył części prawie na całym ciele jak wściekły lub wystraszony kot sierść. Dla Transformera była to najzwyklejsza w świecie reakcja, ale człowiek mógł pomyśleć, że Cybertronianie są jak zwierzęta w negatywnym tego słowa znaczeniu. Mężczyzna popatrzył na niego obojętnie i od niechcenia zgasił cygaro pod butem. - Czego chcesz? - zapytał zirytowany Sideswipe. Człowiek nie odpowiedział, natomiast wstał biorąc kij baseballowy. Chevrolet domyślał się, co zaraz nastąpi, bał się tego, ale nie dał po sobie tego poznać, nawet nie drgnął obserwując człowieka.

- Czego chcę? - Milton powtórzył jego pytanie, tak jakby się zastanawiał. - To dobre pytanie. - uśmiechnął się parszywie. - Wiele rzeczy bym chciał, ale niektóre są dla mnie nieosiągalne. No chyba, że jesteś Jezusem, którego z taką namiętnością wczoraj zacytowałeś.

Sideswipe parzył na Miltona wilkiem, jednocześnie próbując domyślić się, jakie rzeczy miał na myśli. W jego wypowiedzi wyczuł coś bardzo niepokojącego i obawiał się, że może mieć to związek z jego obecną sytuacją. Milton patrzył na Autobota z góry, z kijem baseballowym opartym o ramię. Zastanawiał się, od czego by zacząć. Ze swoich krótkich obserwacji wywnioskował, że najsłabszym punktem robota jest jego głowa. Westchnął jakby zmęczony samym staniem, złapał rękojeść kija w dwie dłonie, wziął zamach na co Transformer spiął się jednocześnie próbując jak najdalej cofnąć się od Edwarda naciągając przy tym łańcuchy, a wtedy mężczyzna z całej siły uderzył w głowę Cybertronianina. Z każdym uderzeniem, robotowi coraz bardziej dzwoniło w uszach, coraz bardziej go głowa bolała, miał coraz więcej czarnych plam przed optykami. Po kilkunastu uderzeniach, opadł na ziemię nie wiedząc już jak unikać kija. Sideswipe nawet nie zauważył, kiedy właściciel przestał go katować. Wzmocniony, pulsujący ból migrenowy prawie niczym się nie różnił, od bólu zadanego baseballem. Po chwili chwiania się, Autobot powoli przechylił się do przodu po czym rozluźnił i legł na ziemi.

- I żeby było jasne - zaczął mężczyzna, a jego słowa, lekko zagłuszane przez pisk w audio receptorach robota odbijały się w jego głowie jak echo w pustym pomieszczeniu. Transformer otworzył odrobinkę oczy, by móc chociaż dowiedzieć się, gdzie stał jego prześladowca, ale nie dane mu to było. Zamiast tego, poczuł jak bardzo mu się w głowie kręci, a odrobinka światła spowodowała, że zemdliło go, a do ust napłynęło mu mnóstwo oleju, który musiał wypluć. - jeszcze raz wywiniesz taki numer, a uwierz mi, nie będziesz w stanie nawet palcem kiwnąć. - zagroził, a dźwięk słów wywołał u Autobota kolejną falę mdłości.

- To co ja zrobiłem? - wymruczał słabo. W tamtej chwili nie rozumiał sam siebie, doskonale wiedział, że może za to znowu cierpieć.

- Co zrobiłeś? Już ja ci powiem, co zrobiłeś. Wygadałeś się. - powiedział uklęknąwszy przed jego twarzą, łapiąc za podbródek i zmuszając chevroleta by na niego spojrzał. - To, że chcę na tobie zarobić, miało nie wyjść z twojej paskudnej gęby. To, że na tobie zarabiam, wiedzą wszyscy, którzy tu przychodzą, ale ty nie masz prawa im tego uświadamiać. A po drugie, jakim prawem mnie upokarzasz?

- A ty jakim mnie? Powiedziałem tylko prawdę...

- Słuchaj no. - warknął szarpnąwszy podbródek Autobota do góry. - Dla ciebie, ja tu jestem prawdą, ja mam zawsze rację, jestem początkiem i końcem, i jeśli ja cię o coś oskarżam, to znaczy, że jesteś winny. I zrób ze mnie jeszcze raz idiotę przed ludźmi, a gorzko tego pożałujesz. - zamilkł na chwilę. - To była tylko część twojej kary, druga to występy z Brianem. Pozwoliłem mu na wszystko, byle tylko po moim powrocie będziesz jeszcze zipał. - wysyczał mu prosto w twarz i cisnął jego głową o podłoże, po czym wstał biorąc kij i chciał wyjść, ale głos Autobota go zatrzymał.

- Boisz się. - powiedział słabo, na co człowiek odwrócił się w jego stronę. - Boisz się czegoś, ale to normalne. Boisz się, tak jak ja.

- Niby skąd to wiesz?

- Strach czasem prowadzi do desperacji... - jęknął. - odbiera nadzieję... Nie wiem, czego się boisz, ale to się odbija na mnie.

- To nie strach. - burknął. - To żal i poczucie straty. - wyjaśnił, a słysząc to, Sideswipe wysilił się i odwrócił głowę w jego stronę. - To zemsta, Transformerze. - wypluł. - I skoro to takie normalne, to czego ty się boisz?

- Bólu, śmierci, o swojego przyjaciela się boję... Tygodnia z Brianem. - na koniec uśmiechnął się z niewyjaśnionych przyczyn, jednak ten uśmiech zniknął tak szybko jak się pojawił. - Strach napędza, dlatego jeszcze walczę.

- Jakoś tego po tobie nie widać. - syknął.

- Ech... To już inna kwestia... - westchnął i przymknął powieki, a Milton wyszedł z budynku. Kiedy promienie słońca padły na jego twarz, zatrzymał się, a po chwili oparł o ścianę. Ledwo powstrzymał łzy. Autobot miał rację, co Edward przyjął do wiadomości. Bał się, ale nie wiedział czego. Możliwe, że cytowane słowa z Biblii tak bardzo w niego uderzyły, jednak chęć zemsty była zbyt silna, by postanowił zaniechania swoich czynów i planów.


Witam serdecznie po dłuższej nieobecności. Jak już pod poprzednim rozdziałem pisałam, nawał pracy itp. Rozdział krótszy, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam na niego weny. Następny prawdopodobnie będzie dłuższy i chyba od razu przejdę do akcji na arenie. Piszcie co sądzicie, bo myślę, że trochę namąciłam tym rozdziałem. ;-) Do następnego.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top