Rozdział 6

O dziewiątej obudził mnie budzik.
Poszłam do łazienki, wzięłam prysznic, przebrałam się i uczesałam. Wyszłam z pokoju i zaczęłam kierować się do pokoju Will'a. A bardziej na cześć męską gdzie mieliśmy się spotkać i zejść na śniadanie.

- A po co idziesz na męską cześć, kochana?- usłyszałam głos....Anatolii.

- Spotkać się z przyjaciółmi.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Miałam ochotę kopnąć ją w mordę żeby ujrzała piękną podeszwę moich ulubionych, niebieskich butów.

- Słuchaj. Jestem jaka jestem ponieważ ludzie źle się do mnie nastawiają ale jeżeli dowiemy się o sobie więcej zobaczysz, że tak naprawdę nie jestem taka zła. Ja też może Cię polubię jeżeli okażesz się normalna nie taka jak ta reszta słodkich aniołków.- powiedziała podchodząc do mnie.- Możemy zostać przyjaciółkami dlatego zapraszam Cię na kawę do jednej z kawiarni. Dzisiaj o 20.00 spotkamy się przed Akademią i Cię zaprowadzę. Co ty na to?- może naprawdę nie jest zła? Chętnie ją poznam i to co myśli o reszcie. Będę udawała, że ją lubię a potem wystawie i ośmieszę. Dobry pomysł Estera. Masz głowę.

- Może być. Chętnie Cię poznam. Inni mówią, że jesteś wredna i lepiej się z tobą nie zadawać ale może Cię nieznają i nie chcą poznać.

- Cieszę się, że masz takie podejście. Jesteś mądra. Zazwyczaj wszyscy kierują się opinią całej reszty i odpychają mnie od siebie. Ale jeżeli ty tego nie robisz może zostaniemy przyjaciółkami? Do zobaczenia o 20.00 przed Akademią.- uśmiechnęła się i poszła.
Obróciłam się na pięcie i poszłam dalej. Na korytarzu stały już Zoe i Tycjana.

- Dzień dobry. Jak się macie?- zapytałam dziewczyny.

- Dobrze.- odpowiedziała Zoe.- A jak się Tobie spało?

- Też dobrze. Te łóżka są tak miękkie, że miałam wrażenie jakbym zaraz się w nim zatopiła.- zaśmiałam się.

- Racja, coś w stylu łóżek wodnych.- Tycjana uśmiechnęła się.W tym momencie z pokoju wychodził Brook z Jack'iem.

- Co się tak do mnie szczerzysz?- zapytał Brook patrząc na uśmiechającą się w jego stronę dziewczynę.

- Nie do Ciebie palancie.

- A do kogo?- dopowiedział Jack.

- Do Estery. Uwielbia nasze łóżka.

- A kto by ich nie lubił?- zapytał Jack, który jak się domyślam lubi spać.

- Dobra lecimy na zwiedzanie miasta.- odezwał się Tycjana strasząc wszystkich.

- A ty tu skąd?- Zoe właśnie stała przy ścianie po chwilowym zawale.

- Wyszłam z pokoju i przyszłam tutaj. To jest zakazane?

- Nie. Tylko miałbyś tak jakoś nie straszyć.- stwierdziła Zoe.

- Dobra nieważne. Chodźmy bo nie mogę się doczekać kiedy zobacze to wasze miasto.

- To na co czekamy? Idziemy!- powiedział Chris łapiąc mnie za rękę i ciągnąć w stronę schodów.

Reszta ruszyła za zami. Nie mogłam się doczekac kiedy zobacze to miasto. Będzie białe? Będą tam jakieś sklepy, kawiarnie. GALERIA HANDLOWA!

- Pytanie.

- Jakie?- zapytał Chris.

- Są tu galerie handlowe?

- Miałam takie samo pytanie jak tu przyjechałam!- krzyknęła Tycjana.

- Też uwielbiasz zakupy?- zapytała Zoe.

- Oczywiście!


- Ja też. A po drugie, tak, są galerie. - zaczęła piszczeć Tycjana.

- To świetnie.

- Wiesz jak rozkładać skrzydła?- zapytał Tycjan.

- Nie.- odpowiedziałam szczerze. Nigdy tego nie robiłam. Dowiedziałam się, że jestem Aniołem dwa dni temu. Nic dziwnego.

- Musisz pomyśleć o skrzydłach i rozluźnić plecy.- pokazał mi jak to zrobić l. Spróbowałam i udało się!

No może nie za pierwszym razem ale jednak.

- Udało się!- pisnęłam ze szczęścia.- Dlaczego tak na mnie patrzycie?- wszyscy stali i patrzyli na mnie ze zdziwieniem.

- Schowaj skrzydła.- powiedział stanowczym tonem Will.

- Ale jak?

- Tak samo jak je rozłożyłaś ale pomyśl, że ich nie masz.- udało się.

- I co dalej?

- Chodź.- Zoe złapał mnie za rękę i pociągnęła mnie gdzieś. Reszta szła za nami krok w krok.

Doszliśmy do gabinetu pielęgniarki i oczywiście nikt mi nie powiedział o co chodzi po drodze.

- Dzień dobry.

- Dzień dobry. Co się stało?- zapytała pielęgniarka.

- Este rozłóż skrzydła.- zrobiłam to o co poprosił Tycjana.

- O Wielki Aniele.- powiedziała pielęgniarka.

- Ktoś mi wyjaśni o co chodzi.- pielęgniarka zaprowadził mnie przed lustro.- Wooooow ale ładne. Takie złoto-białe. Też takie macie?

- Właśnie nie, dlatego Cię tu zabraliśmy.- odpowiedziała Zoe.

- Jak to nie. Nie rozumiem.

- Schowaj skrzydła i choć za mną. Musimy pobrać Ci krew.- powiedziała pielęgniarka.

Weszliśmy do pomieszczenia z różnymi przyrządami medycznymi.

- Usiądź i rozluźnij rękę.- pielęgniarka wzięła strzykawkę i pobrała krew.

Była złota jak moje skrzydła. Dlaczego na Ziemi zawsze była zwykła? Ale jest piękna nie to co ta obrzydliwa, czerwona, krew.

- Tego się nie spodziewałam.- kobieta prawie zemdlała.

- Trzeba będzie to jakoś uczcić.- stwierdził Jack.

- Zamknij się!- krzyknęłam Tycjana.- Najpierw trzeba iść do dyrektora.

- Tycja ma racje. Ale potem możemy świętować.- stwierdził Chris.

- Takiej okazji nie pominiemy.- dopowiedziała Zoe.

- Mamy nadzieje, że ty też się rozluźnisz i będziesz świętować z nami.- powiedział Chris patrząc na mnie tym swoim głębokim spojrzeniem.

- Kiedy ostatnio była taka osoba? Przecież będziesz jedyna w całej szkole. Chyba, że ktoś z pierwszych klas jeszcze kasy taki sam.-  Tycjan cały czas się uśmiechał.

- Oddasz mi trochę swojej krwi? Nic Ci się nie stanie patrząc na to co odkryliśmy.- zaśmiał się Tycjana.


- A czy ktoś mi wytłumaczy co chcecie opijać? Co jest nie tak z moimi skrzydłami? Z krwią? Dlaczego nic mi się nie stanie jeżeli oddam Ci trochę krwi. I ogólnie o co chodzi!- już nie mogłam wytrzymać.

Od około dziesięciu minut rozmawiali o czymś a ja nie wiem o czym. To coś dodatkowo jest o mnie więc powinnam wiedzieć.

- Ja nie mówię.- powiedziały Zoe i Tycjana jednocześnie.

- Zaczynam się bać.- o co chodzi?

- Ja też nie, nie ma takiej opcji.- Jack wycofał się podnosząc ręce.

Wszyscy popatrzyli na Tycjana.

- Na mnie nie liczcie. Wiecie, że ja nie lubię mówić ludziom o rzeczach takich jak ta.

- Chris?- zapytał Will.

- Nie bardzo.

- Ja też nie.

- Przepraszam.


- O-CO-CHODZI-?

- Estera. Jesteś Córką ArchAnioła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top