Rozdział 1
Budzik obudził nas o 08. Zerwaliśmy się z łóżek, i materaców, ubraliśmy się i nawet nie jedząc śniadania zaczęliśmy...piec.
Sam robiła ciasteczka migdałowe.
Emili z Jackob'em szarlotkę, a ja z Charlie'm czekoladowe ciasto w kształcie skrzydeł anioła.
Kiedy wszystko się piekło posprzątaliśmy kuchnie, która po naszym gotowaniu nie wyglądała najlepiej. Potem wyjęliśmy miski, talerze i powyklasalismy ciasteczka, orzeszki, itp.
Wyjęliśmy wszystko z piekarnika i poszliśmy przygotować wejście. Balony na płocie żeby było wiadomo, że to tutaj jeżeli ktoś przyjechał już mocno wstawiony. Girlanda nad drzwiami i balony na barierce od schodów.
Przygotowaliśmy muzykę, ciasta przez ten czas ostygły więc bez robienia bałaganu ( staraliśmy się ) ozdobiliśmy je. Kiedy były gotowe wleciały na stół.
- No i wszystko gotowe.- stwierdziłam patrząc na stół.
- A napoje.- zapytała Sam.
- Masz dobre oko kobieto.
- Dzięki.
Wyjęliśmy kubeczki, soki, wodę, wino, szampana, wódkę, brandy i piwo.
- Teraz już wszystko.
- Raczej tak.- Sam spojrzała na stół z przymrużonymi oczami.
- Która godzina?- zapytał Jackob.
- Pewnje jakaś 13, trochę nam zeszło ale chyba nie tak dużo.
- No nie wiem.- Charlie patrzył na zegar.- Spójrzcie.
- O kurwa! Już 16?! Nie zdążę się pomalować.-stwierdziła Sam i już jej nie było.
- Co tak długo?! Kuźwa muszę rozgrzać lokówkę. Shit, nie wzięłam jej!
- Druga szafka na lewo.- powiedzieliśmy równo z Jackob'em.- Pamiętasz.
- No raczej Brooo.- zaśmialiśmy się.- Dobra lecę bo nie zdążę.
- Emili, dajesz lecisz, tylko je zabij się na tych schodach.- Jackob zaczął jej dopingować.
- Dzięki za uprzedzenie!
- A ty? Nie spieszysz się?- Charlie spojrzał mi w oczy.
- Nie. Nie maluje się, nie muszę nic robić z włosami tylko je zepnę. Więc dam radę. A wy? Zdążycie wypolerować buty i zawiązać krawat?- zaśmiałam się.
- Się wie. Wiązanie krawatów śni mi się po nocach, mogę to zrobić z zamkniętymi oczami.- Jackob miał kiedyś trzy śluby pod rząd więc ma wprawę.
- Ja tam nie ubieram tego nie wygodnego gówna. Bluzka, skórzana kurtka i jeansy. Wszystko.- będzie wyglądał zajebiście, lepiej niż ja.
- No to idziemy.- poszliśmy do góry.
Wyjęliśmy swoje rzeczy i poszliśmy się przebrać.
Sami miała czerwona sukienkę i szpilki i koka na głowie.
Emili poszła w beż i rozpuszczone kręcone włosy.
Charlie wyglądał lepiej niż się spodziewałam. Przez obcisłą koszulkę było widac jego wszystkie mięśnie, kurtkę miał taką jaką ja zawsze chciałam mieć.
Jackob był ubrany jak na pogrzeb, na czarno. Ale on jest po stronkę upadłych. Nie wiem jak można woleć upadłych od zwykłych ale nie wnikam w to co on lubi.
A ja....sukienka, szpilki, i upięcie. Klasyk.
- Serio? Wiedzieliśmy, że ubierzesz się tak zwyczajnie żeby wtapiać się tłum dlatego kupiliśmy Ci to.- Charlie podszedł do mnie i nałożył mi na głowę diadem.
- O ArchAniele dziękuję.- przytuliłam wszystkich po kolei.
- To jeden z naszych prezentów.
- Macie jeszcze coś?
- No oczywiście mała. Myślałaś, że w tym roku nie będziemy zbierać od początku roku na prezent dla Ciebie?
- Ja kiedyś z wami nie wytrzymam.- uśmiechnęłam się.
——————————————————
Większość była już mocno wcięta, ale impreza trwała już godzinę. Właśnie tańczyłam z Charlie'm po otworzeniu prezentów i krojeniu tortu. Oczywiście na początku każdy chciał ze mną zdjęcie ponieważ wyglądam jak księżniczka. Dzięki ludzie. Nasz piątka została trzeźwa, w miarę, jeszcze.
- Jak Ci się podoba?
- A jak myślisz?
- Myśle, że podoba Ci się. Widze twój uśmiech i te dołeczki a oczy cały czas Ci się świecą ze szczęścia.
- Racja, to wszystko mnie zdradza.
- Przestań. Ja tam lubię twoje dołeczki i uśmiech, nie....nie lubię, kocham.- uśmiechnął się.
- A ja kocham Ciebie.- No chyba nie. Powiedziałam to na głos?
- Co?
- Eeeemmmm.......ja tylko......ja....nie...to znaczy.....No jakoś.....
- Spokojnie.- przyłożył mi palec do ust i pocałował mnie.- Dobrze wiedzieć, że odwzajemniasz moje uczucia.
- Czyli ty?
- Tak. Całkiem długo. Ale się to Tobie powiedzieć.- zarumienił się.
- Ja też. Bałam się, że mnie odrzucisz.
- Ciebie? Nigdy.- teraz ja go pocałowałam.
——————————————————
Stałam pod ścianą patrząc jak inni głównie tańczą i piją. Nagle znów zaczęła mnie boleć głowa. Ruszyłam się żeby pójść po tabletki i wtedy poczułam jak krew w moich żyłach płynie szybciej. Zobaczyłam mroczki przed oczami. Zdążyłam przypomnieć sobie nasze hasło awaryjne.
- Anioł!- krzyknęłam z całych sił.
Wszyscy zaczęli na mnie dziwnie patrzeć, usłyszałam jak ktoś do mnie podbiega. To był Charlie. I zemdlałam.
——————————————————
Charlie POV.
Szybko pobiegłem w stronę z której dobiegał krzyk Estery. Zobaczyłem jak mdleje ale zdążyłem ją złapać.
- Wyproście wszystkich teraz, Sam, zrób to. Jackob idź po wodę, nie pomyl z wódką, Emili dzwoń do jej rodziców.
Sam stanęła na pierwszym lepszym krześle.
- Dobra ludzie wypierdalać do domów!- nic.- JUŻ!- nagle wszyscy ruszyli sje do wyjścia.- Dobranoc!- Sam trzasnęła drzwiami za wszystkimi i zaczęła trochę ogarniać dom tak jak Jackob, który przyniósł mi wodę w razie gdyby Este się obudziła.
- No nie wiemy tak nagle zemdlała. Nie, nic nie mówiła. Tak, czuła się dobrze.- Emili rozmawiała z rodzicami Este, którzy już tu jechali.
Chwila co ona mi mówiła wczoraj. Coś, że ją głowa boli.
- Wczoraj mówiła, że boli ją głowa.
- Dobra dzięki przekaże. Bolała ją wczoraj głowa. Nie wiem dlaczego!
- Dobra w miarę ogarnięte. Teraz tylko czekać.
- Będzie dobrze, tylko się obudź.
——————————————————
- Co się stało?- mama Este wparowała do salonu.
- Mówiła wczoraj, że ją głowa boli. Dzisiaj nic nie mówiła ale tak nagle zemdlała w pewnym momencie.- odpowiedziałem.
- Dobra wszyscy teraz wychodzą!- krzyknął jej ojciec.
- Nie! Mamy ją zostawić. To nasz przyjaciółka nie może......
- My się tym zajmiemy!- wściekła Emili wzięła torebkę i wyszła ciągnąć za sobą Jackob'a.
- Ty też!- krzyknął do Samanty.
- Japierdole.
- Słownictow i dobranoc. No a ty? Co tu jeszcze robisz?
- Nie ma mowy, że pójdę!
- Charlie. Wiesz, że Cię lubimy i wiemy, że lubisz Estere ale proszę......idź już do domu.- Pani Arleta położyła mi rękę na ramieniu. Dalczego ich cała rodzina ma takie dziwne imiona.
Wkurzony wyszedłem bez słowa trzaskając drzwiami.
——————————————————
Arleta POV.
- Kasjusz przynieś tą strzykawkę!- dlaczego pozwoliliśmy na tą imprezę. Wiedzieliśmy, że w piętnaste urodziny zacznie się zmieniać i zamdleje więc będzie trzeba dać jej ten zastrzyk.
- Proszę.- rozsunęłam zamek od sukienki na plecach i zrobiłam zastrzyk pomiędzy ranami.- Dlaczego nie pytała o te rany? Powinna je czuć.
- Może się bała powiedzieć. Może myślała, że to jakaś choroba czy coś takiego i wolała nie mówić dopóki nic się nie stanie złego.
- Być może. Budzi się!
——————————————————
Estera POV.
- Este, kochanie obudź się.- usłyszałam głos mojej mamy.
- Co się stało? Gdzie jestem?- nic nie pamietam z ostatnich godzin.
- Spokojnie usiądź.- kobieta posadziła mnie pod ścianą.
- Zemdlałaś ale już wszystko dobrze. Dlaczego nie mówiłaś o bólach głowy i o tych ranach na plecach?- zapytał ojciec.
- Widzieliście?
- Tak.
- Bałam się, że to jakaś choroba i wolałam nie mówić. Naprawdę się bałam.
- Córeczko trzeba mówić. Musimy Ci coś powiedzieć. Wiemy skąd te rany i ból głowy.
- Co? Jak to wiecie?
- Nasz rodzina jest rodziną........rodziną Aniołów. A ty właśnie masz piętnaste urodziny więc twoje ciało się zmienia, rosną Ci skrzydła, dostajesz moce i będziesz chodzić do Akademi Aniołów.
- Chwila? Że.....-mroczki przed oczami.- coooooo...????- i znów zemdlałam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top