Komórka

Gdzieś, wśród zielonych wrzosów angielskiej ziemi, na pustkowiu stała stara, drewniana komórka. Dziwne było jej umiejscowienie. Gdzieś pośrodku niczego, w oceanie zieleni, z dala od świata. Od lat nie zawitał w niej żaden człowiek. Wilki, sarny, łosie i króliki przyzwyczaiły się, że stoi tu COŚ. I choć tego dnia jak okiem sięgnąć całe pustkowie zalewało słońce, w komórce zalegała ciemność. To właśnie tutaj, plotąc w spokoju swą sieć, nad wszystkim czuwał Wielki Pająk. Nogi jego były grube i owłosione, osiem oczu czujnie obserwowało pomieszczenie, a z dwóch ostrych i dużych kłów na ziemię skapywał jad. Był on tak silny, że kropla, upadająca na drewnianą podłogę komórki mogła wypalić w niej dziurę wielkości sporego wiadra. Przez lekko uchylone, maleńkie okienko komórki, do wnętrza, razem z promieniem słońca, wpełzł maleńki, ciemny pająk z czerwonym krzyżem na odwłoku. Była to czarna wdowa. Jej zachowanie było jednak dziwne. Naznaczone celem, Nie uciekła w mroczny kąt i nie zaczęła pleść tam swej sieci, zeszła na sam dół, w kierunku Wielkiego Pająka, stanowczo, lecz z widocznym lękiem.

Veyn? O Tej porze? Czyżby coś się stało? Sędziwa, wielka tarantula wynurzyła się z cienia. Po chwili, w komórce rozległ się trzask, i znikąd pojawiło się w niej dwoje ludzi.

- Veyn? Co Ty tu robisz?

Niższy, widocznie zdenerwowany mężczyzna, w eleganckim, czystym garniturze, zaczął nerwowo pstrykać palcami. Obok niego stał wyższy, przysadzisty człowiek o czujnych oczach i złowieszczej twarzy.

- Pstryknij tak jeszcze raz, a wyłamię ci te cholerne palce, zacznij wreszcie mówić- rzekł nieznajomy.

- Cassandra uciekła - oznajmił Veyn, uciekając wzrokiem w bok. Nie mógł powiedzieć tego inaczej, ponieważ się bał. Wiedział, że ta wieść jest jak pętla zarzucona na jego szyję. Poczynił przygotowania, wysłał ludzi, zrobił wszystko co mógł. Ale nie wiedział, czy wyjdzie dziś z tej komórki żywy.

-CO?! – wrzasnął znacznie wyższy, przysadzisty mężczyzna o czujnych oczach i złowieszczej twarzy.

- Jak mogłeś do tego dopuścić?! – po czym zaciągnął kąciki do ust, odsłaniając dwa ostre jak brzytwa szpikulce. - Lepiej żebyś miał dobre wytłumaczenie, bo nie zamierzam dłużej znosić twojej niekompetencji.

-To nie tak - rozpaczliwie bronił się Veyn. - Ona od początku się z nami bawiła! Dała się nam złapać, tymczasem byliśmy dla niej niczym pyłek na wietrze, żebyś zobaczył jak wygląda mój dom! Nie mogłem jej zatrzymać, ona jest potężna Aaronie. Silna jak cholera, w otwartym starciu nie mamy z nią szans.

- Miałeś jej tylko pilnować. Umiesz spieprzyć jedno jedyne zadanie jakie ci dałem. Niepotrzebnie ci zaufałem. Nie popełnię więcej tego błędu.

-Proszę, wybacz mi. Złapię ją, zaciągnę do celi, uśpię, unieszkodliwię, cokolwiek tylko chcesz!

-Złapiesz? Ty? Który jedyne co potrafi to polegać na nic nie znaczących ludziach? - oczy mężczyzny zaszły czerwienią, Veyn cofnął się kilka kroków.

-Myślałeś że o niczym nie wiem? – podniesiony głos mężczyzny przeszedł w szept. - Jesteś głupi.
Ja wiem wszystko. Zawsze. Mam oczy na cały świat. Moi szpiedzy już dawno donieśli mi o twoich bzdurnych upodobaniach. O tym, że jesteś totalnym beztalenciem wiedziałem już dawno. Podejdź.

-Proszę... nie...

-Podejdź!

Ciężka klamra komórki zamknęła się z głuchym trzaskiem.

- Nie masz już wyjścia, Veyn - mruknął Aaron. Chwycił czarnowłosego mężczyznę za rękę i złamał ją niczym suchy, cienki patyk. Przyciągnął go jak szmacianą lalkę do siebie i odwrócił plecami. Ból był rozdzierający. Veyn chciał krzyczeć, ale wiedział, że nie może. Zginąłby, zanim jego gardło wydałoby z siebie czysty ton. Ale było już za późno. Aaron nie wybaczał błędów.

- Wiesz, nigdy cię nie lubiłem - warknął, drugą ręką łamiąc Veynowi kark. Martwe ciało upadło głucho na posadzkę.

- W otwartym starciu to dobre słowo. Nevill, zajmiesz jego miejsce.

Brązowy, duży ptasznik, wychylił się powoli spod starej szafy.

- Teraz to ty masz na głowie Cassandre. Słyszałeś każde słowo tego durnia. Może i dobrze się stało, że uciekła właśnie teraz, może wraz z powrotem mocy będzie w stanie doprowadzić nas do celu. Niech nasi obserwują każdy dom. Gdyby ktoś zobaczył Cassandrę ma natychmiast zameldować mi gdzie jest, co robi i którą ręką drapie się po dupie. Czas plecenia sieci się już skończył. Idź już. Zmęczyłem się. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top