III

Klasa biznes uwielbia rozpieszczać ludzi. Fotele z funkcją masażu, klimatyzacja i chłodne napoje w tym alkohole. Stewardessa co kilka minut przechodzi wzdłóż foteli, aby upewnić się, że gościom niczego nie brakuje.
Zasłoniłam jedwabną firankę i rozłożyłam fotel. Minęły dopiero trzy godziny, przez co zostało mi ich aż dziewięć z hakiem. Na samolot zdążyłam w ostatniej chwili, wrzuciłam do walizki najpotrzebniejsze rzeczy stwierdzając, że resztę dokupię coś w tamtejszym centrum handlowym.
Zamknęłam oczy przypominając sobie wszystkie informacje o Zafirze. W mojej głowie pojawił się obraz jego przystojnej twarzy i wyjątkowych oczu. Kurwa, przeleciałabym go. I mam nadzieję, że taka okazja się trafi.
-Czy przyciemnić światło?-Zapytała młoda, drobna blondynka z irlandzkim akcentem, przez co ledwo ją zrozumiałam.
-Nie, dziękuję.-Uśmiechnęłam się do niej delikatnie na co kiwnęła głową odchodząc do innego pasażera. Wyciągnęłam teczkę i jeszcze raz przyjrzałam się mojemu celowi, choć było to zupełnie niepotrzebne, bo wszystko znałam na pamięć. Ponownie zamknęłam oczy tym razem jednak zapadając w sen.

***

Powoli zaczęłam się wybudzać. W pierwszej chwili nie wiedziałam gdzie się znajduję, ale chyba każdy tak ma po kilku godzinach snu.
-Przepraszam.-Zagadnęłam stewardessę.-Ile jeszcze zostało?
-Godzina. Długo pani spała. Myślałam, że coś się stało. Chciałam wzywać pomoc.
Trochę przewrażliwiona.
-Nie musiała pani.
-Przepraszam, jestem tu nowa i chciałabym się utrzymać.
-Dziękuję za troskę.-Powiedziałam i poszperałam w torebce wyjmując z niej skórzany portfel od Petersona. Otworzyłam go i po chwili podałam kobiecie kilka dolarów z jego zawartości.
-Na makijaż.-Mruknęłam wręczając jej banknoty.-Bo ten co masz jest okropny.
-Ja...ja...-zaczęła się jąkać, ale przerwałam jej gestem.
-Po prostu zmyj ten puder. Za gruba warstwa. I zmień konturówkę. Jeśli stawiasz na czerwone usta zrób tylko kreskę, nie twórz wampirzego look'u.-Poradziłam, delikatnie unosząc kącik ust w uśmiechu. Dziewczyna kiwnęła głową w podziękowaniu i szybko się oddaliła.
Godzina minęła mi jak z bicza strzelił. Zanim się obejrzałam, byłam na dubajskim lotnisku przepychając się pomiędzy ludźmi i jednocześnie pilnując torebki, której zawartość byłaby smacznym kąskiem dla tutejszych drobnych złodziejaszków.
Kiedy wydostałam się w końcu na zewnątrz w oczy rzuciły mi się wysokie budynki, tak bardzo znane z ostatniej misji. To tu zabierały mnie moje cele, to w tych łóżkach spędziłam najmilsze chwile delektując się szampanem. Odetchnęłam gorącym powietrzem i ruszyłam do przodu kierując się do podstawionego czarnego mercedesa. Szofer pomógł mi włożyć bagaże i otworzył drzwi, abym mogła wsiąść do pojazdu.
-Do Thani al Hamad.-Rzuciłam nazwę mojego podstawionego  hotelu, który załatwiła mi agencja. Kierowca skinął głową i ruszył z miejsca. Miałam wcielić się w seksowną właścicielkę sieci hoteli, która ma złapać i doprowadzić do agencji cel.
Po drodze mijaliśmy wiele oszklonych budynków i setki osób, biznesmenów, sprzątaczki, zwykłych ludzi. Kobiety ubrane w burki i hidżaby spacerujące wraz z gromadką dzieci. Uchyliłam trochę okno i zewsząd zaczęły dobiegać mnie głosy brzmiące w języku arabskim. Handlarze warzywami, dostawcy, mężczyźni krzyczący do swoich najnowszych modeli smartfonów i innych. Zza dużych, ciemnych okularów od Prady obserwowałam otoczenie. Kiedy zatrzymaliśmy się na światłach, do szyby podeszła kobieta w nikabie.
-Proszę pani, wspomoże pani dzieci?-Szepnęła i wcisnęła mi do wnętrza auta kubek.
-Spieprzaj kobieto!-Odsunęłam się od drzwi.-Pewnie żebrzesz u każdego kto jest przy kasie. Wypierdalaj do tych swoich bachorów i nie wciskaj kitu, że nie masz co im dać do żarcia. Ruszaj.-Rzuciłam do kierowcy, który zaaferowany zdarzeniem nie dostrzegł zielonego światła. Po moich słowach natychmiast ruszył oddalając się od tej głupiej kobiety.
-Czy tu zawsze tak jest?-Zapytałam szofera, opierając głowę na zagłówku.
-Jak? Że podchodzą do okien? Oczywiście. I dobrze jej pani powiedziała. Tacy jak ona zbierają pieniądze wcale nie na jedzenie, tylko, żeby się stąd wyrwać. Potrzebna im kasa na bilet, a dzieci i mąż najczęściej są w domu i mają dużo jedzenia. A przynajmniej tyle, że nie potrzebują dotacji od bogaczy.
-Czyli uniemożliwiłam jej wyjazd z tego kraju? Bardzo dobrze. Takie potem rodzą te małe gnidy w naszym kraju i słyszymy o zamachach terrorystycznych.-Prychnęłam na co mój towarzysz się uśmiechnął.
-Spokojnie droga pani. Idzie się przyzwyczaić.
Tym razem to ja delikatnie się uśmiechnęłam.
-A pan?
-Ja?
-Tak. Czemu zdecydował się pan na pracę jako szofer? Przecież jest o wiele więcej ciekawszych zajęć niż wożenie bogatych szych.
-Droga pani-westchnął-ja nie miałem zbytnio wyboru. Pochodzę z ubogiej polsko- libańskiej rodziny. Wyrwałem się, ale takiemu jak ja ciężko iść na studia. Szczególnie dlatego, że nie mam szkoły i nie znam dobrze języka.
Faktycznie kaleczył angielski z jakimś dziwnym akcentem.
-Polsko-libańskiej? To kto był Polakiem z waszej rodziny?
-Matka.-Odparł smutny.-Wyjechała z koleżanką do Londynu. Tylko na dwa dni, ale na lotnisku poznała mojego ojca. Ponoć nie wychodzili z łóżka całe dwa dni. A potem matka wyjechała po dwóch miesiącach dowiadując się, że jest w ciąży. Zawiadomiła ojca, a on zabrał nas do Libii, do rodziny. Matka przeszła na islam, wkręciła się w tą religię, zaczęła nosić hidżaby i burki, a ojciec niby pracował, ale nie wystarczało nam na wiele potrzeb. W końcu mając osiemnastkę uciekłem.
-To ile ma pan lat?-Zapytałam zaciekawiona.
-Heh, dwadzieścia cztery.-Odpowiedział smutno.-Dlatego, żaden ze mnie pan. Po prostu David.
-Miło mi cię poznać David. Miley Burbon.-Przedstawiłam się zawierając jedną z tych  znajomości, które mogą przynieść korzyści w przyszłości. Wcale nie było mi aż tak miło.
-Miley. Ładnie.-Skwitował chłopak i zaparkował przed ogromnym wieżowcem.
-To tutaj Miley. Odprowadzić cię? Mogę wziąść bagaże.
-Z chęcią.-Przytaknęłam i po zaparkowaniu razem z Davidem udaliśmy się do budynku. Wnętrze prezentowało się doskonale.  Agencja doskonale wszystko przygotowała. ,,Mój" hotel, sprawiał naprawdę dobre wrażenie. Podeszłam do recepcji gdzie powitała mnie sympatyczna dziewczyna.
-Witamy w hotelu pani Thani. Bardzo mi miło, mam okazję w końcu poznać szefową.
-Dzień dobry...-spojrzałam na jej plakietkę-Holly. Mi również miło cię poznać. Czy apartament królewski już jest gotowy? Chciałabym odpocząć po podróży.
-Przepraszam, pani Thani?-Odezwał się głos gdzieś za mną, nie dając Holly dojść do głosu. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z wysokim, ciemnoskórym, chudym mężczyzną w okularach.
-Jestem menagerem pani hotelu-zaczął, wyciągając w moją stronę dłoń-Deli Luzt. Pani apartament  jest gotowy, a szampan już się chłodzi.
- Almas Thani, właścicielka. To fantastycznie, że moi ludzie zatrudniają tak odpowiedzialnych pracowników. Muszę pomyśleć o premii.-Pstryknęłam palcami, dając znak David'owi, aby podążył za mną wraz z bagażami. Po drodze minęłam jeszcze kilka osób z personelu w końcu docierając do mojego apartamentu.
-Dziękuję David.-Kiwnęłam głową w jego stronę i odesłałam go gestem. Kiedy wyszedł, odetchnęłam i położyłam walizkę na łóżku rozpakowując jej zawartość. Na początek rozłożyłam na pościeli broń, granaty i mnóstwo sfałszowanych dokumentów. Na drugi ogień poszły przepustki i zaproszenia na różne imprezy i eventy organizowane w większości przez szejków. Ubrań nie wyjmowałam. Jedna z podstawowych zasad-trzeba być zawsze gotowym do ucieczki lub ewentualnego przeniesienia. Odłożyłam bagaże na podłogę i chwyciłam słuchawkę stacjonarnego telefonu zastrzeżonego tylko na numer  agencji i moich szefów.
- Marhabaan ( Witaj) K-24.-Odezwał się męski głos po arabsku. 
-Sabah alkhyr ( Dzień dobry) M-16.
-Podoba się pokój?-Zapytał M-16 tym razem po polsku. Umiałam ten język, co było niezwykle przydatną umiejętnością w tym zawodzie głównie dlatego, że polski jest językiem ciężkim do nauczenia, dla niektórych wręcz szeleszczącym. Gdyby założyli nam podsłuch nie zrozumieją ani słowa.
-Jest piękny jak cały hotel.
-Pamiętasz co masz robić? Nie zgubiłaś teczek?
-Pamiętam. Dzisiaj w moim hotelu jest bankiet na którym oczywiście ma zjawić się cel.
-Doskonale. Nie zawiedź nas.-Zakończył mężczyzna i po chwili usłyszałam trzask słuchawki.

***
Tak wyglądał jego kwestionariusz osobowy
🔽🔽



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top