april
Tachihara zagryzł policzek mierząc w uchylone drzwi. Chuuya nigdy nie zostawiał ich otwartych. Po pierwsze – zbyt bardzo cenił sobie prywatność. Po drugie – liczył się z tym, że ciągle ktoś czyha na jego życie, a zostawienie uchylonych drzwi do mieszkania było zaproszeniem dla potencjalnego zabójcy, który czaił się od dawna.
Wyciągnął pistolet i delikatnie pchnął drzwi. Był gotowy do oddania strzału, nie był przygotowany do walki wewnątrz budynków, ale to w tej chwili nie było istotne. Jeśli ktoś był w środku... Wszedł, ostrożnie stawiając każdy krok. Nadsłuchiwał każdego szmeru.
- A kogo tu mamy?
Tachihara podskoczył i gwałtownie odwrócił się w kierunku łazienki, cofając się. Uderzył plecami w ścianę i dopiero wtedy przyjrzał się osobie, która wycierała dłonie w ręcznik. Dazai Osamu. Tachihara mocniej ścisnął pistolet.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię. – Dazai pokazał obie dłonie w geście pokoju.
To nie przekonało Tachiharę.
- Co tu robisz?
- Odstawiałem Chuuyę. Gin mnie poprosiła – dodał, zanim Michizou nawet otworzył usta. – Nic mu nie zrobiłem. Po prostu się upił.
- Co?
Dazai mu nie odpowiedział. Podszedł do niego i zmusił go do opuszczenia broni. Uśmiechnął się i poszedł w kierunku kuchni.
- Jeśli masz zamiar zostać, zamknij drzwi i ściągnij buty. Chuuya się wkurzy, jeśli obudzi się i zobaczy, że wnosisz mu do mieszkania piach.
Tachihara znowu otworzył usta, ale je zamknął. Nie musiał mu tego mówić, wiedział, co powinien zrobić. Z markotną miną, schował pistolet i zrzucił buty w przedsionku. Powoli podszedł do jasnego salonu. Na ciemnej kanapie odcinały się rude włosy.
Dazai pojawił się ponownie na korytarzu ze szklanką wody w dłoni.
- Skąd znasz kod do jego mieszkania?
- Hm? A. Chuuya zawsze wybierał proste rozwiązania. – Dazai wyprostował wolną rękę i spojrzał na swoje paznokcie. – A tu potrzebował czegoś, co będzie w stanie sobie przypomnieć nawet, jeśli się upije.
Tachihara zacisnął zęby i wcisnął ręce głębiej w kieszenie.
- Jeśli go znasz, to znasz i kod.
- Twoje urodziny?
- Jeśli to twoja pierwsza myśl, to... nie znasz go. – Dazai wyminął Tachiharę i wszedł do salonu. Podszedł do kanapy i odstawiwszy szklankę na stolik, musnął czubkami palców blade czoło Nakahary. – Chociaż, powinienem być zaszczycony, że tak wysoko o mnie myślisz.
- Więc?
- Uważasz, że skoro on ci nie powiedział, to ja to zrobię?
Tachihara wciągnął ze świtem powietrze. Nie podszedł do nich – stał w progu salonu. Wystarczająco daleko, by nie moc się rzucić na mężczyznę, a równocześnie tak blisko, by Dazai nie miał szansy uchylić się przed kulą. Nie uważał ze uda mu się zabić go, ale zawsze mógł posłać go na dłuższą chwilę do szpitala.
- Nie zrozum mnie źle. - Osamu oderwał wzrok od śpiącego rudowłosego. – Wiem, że chodzisz wkoło niego na palcach i przychylasz mu nieba. Jednak to jego decyzja, komu przekazuje klucz.
Michizou chyba nie chciał wiedzieć, skąd Dazai wiedział o tym wszystkim, ale z drugiej strony poczuł nerwowy skurcz. Skoro wiedział o wszystkim - dlaczego nie wrócił? Dlaczego pojawił się wtedy, gdy Chuuya na pewno nie będzie pamiętał jego obecności?
- Bede się zbierał. – Dazai jeszcze raz pogładził Chuuye po czole. - I jakbyś mógł nie mówić mu, że bylem. Zdecydowanie nie chcesz widzieć tego, co zrobi jak się dowie.
Tahcihara mógł tylko zacisnąć zęby mocniej. Cofnął się parę kroków, by przepuścić Dazaia. I w ciszy obserwował, jak zakłada buty. Zaczął się sam podziwiać w chwili, w której nie rzucił się na Osamu, gdy ten posłał mu uśmiech przed wyjściem. I dopiero parę chwil po tym jak drzwi się zamknęły, rozluźnił się. Poczuł z jak wielką siłą ściskał szczękę i jak mocno wbijał paznokcie w swoja dłoń.
Wszedł do salonu i uklęknął koło kanapy. Oparł ręce o brzeg i położył na nich głowę. Dazai nawet nie musiał mu mówić – i tak by nie pisnął słowa o tym, że był. Raz widział Nakahare po otrzymaniu informacji, że Dazai się pokazał w kwaterach Mafii Portowej.
Jakoś wtedy wyszło, że byli razem u Moriego. Nie pamiętał czy to było, gdy się mijali, czy może równocześnie składali raporty. Pamiętał za to jaki wyraz przybrała twarz Chuuyi, gdy szef od niechcenia rzucił, że Dazai się pojawił. To była chwila - wiele osób nie zwróciłoby uwagi na otwarcie ust i delikatne uniesienie brwi. To było wszystko na tamta chwile - Nakahara wrócił do zirytowanego wyrazu twarzy i rzucił coś o "życzeniu ściętej głowy" po czym wyszedł. Parę godzin później Tachihara dostał wiadomość od Akutagawy z prośbą o pomoc, bo ani Ryonosuuke ani Gin nie mogli odstawić Chuuyę do domu, a nie chcieli zostawiać go samego u siebie - wtedy Tachihara nie wiedział, że mieszkanie Nakahary było wystarczająco zabezpieczone, by nie zrobił sobie jakiejkolwiek krzywdy i też pierwszy raz zobaczył blizny na nadgarstkach i ramionach.
Przeżył szok i gdy Chuuya wytrzeźwiał, próbował się dowiedzieć czemu to sobie robił. I dlaczego udawał, że wszystko jest okej, kiedy nic nie było okej. Jednak wtedy Nakahara zbył go tym, że nie znają się na tyle, by rozmawiać o takich rzeczach. I tak Tachihara zaczął szukać powodów by poznać egzekutora poza ich obowiązkami. Na początku nie było łatwo, ale udało mu się do niego zbliżyć na tyle, by dostać kod do drzwi na klatkę i oficjalne zaproszenie, żeby wpadał „kiedy chce".
Tak ciężko pracował na coś, co Dazai dostał nawet nie kiwając palcem. „Jeśli go znasz, znasz i kod". W takim razie dlaczego Tachihara nie mógł go odgadnąć? Znał Chuuyę. Najlepiej, zaraz po Kyouyou i Morim.
- Więc dlaczego?
.___..___...___..___.
idk, czy ktoś zna headcanon, że urodziny Chuuyi to jest dzień, w którym dołączył do PM.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top