Epilog
The Police - Every Breathe You Take
Włożyłam ostatnie kartki dokumentów do odpowiedniej teczki i odłożyłam ją na drugi koniec biurka. Przeniosłam wzrok na śpiąca obok Maię. Uśmiechnęłam się z dumą. Zabawnie marszczyła nosek – miała to po tacie.
Poczułam, jak ciepłe dłonie Jacka obejmują moje ramiona. Nachylił się i ucałował moją żuchwę, po czym wyszeptał:
– Mam nadzieję, że już skończyłaś, bo porywam cię na wieczór pełen atrakcji.
Uśmiechnęłam się i położyłam swoją dłoń na jego. Zaplotłam nasze palce.
– Jest już taka duża – westchnęłam. Mimo iż starałam się spędzać z nią każdą możliwą chwilę, to czasami nie mogłam wyjść z podziwu.
– W końcu ma już prawie pięć miesięcy – przypomniał. Ale ten czas leciał. – Za niedługo skończy szkołę i pójdzie na studia.
Zaśmiał się. Odwróciłam głowę w jego stronę. Udałam, że zaraz się rozpłaczę, co w sumie nie było aż tak dużym oszustwem. Chyba byłam typową nadopiekuńczą matką.
– Nie pozwolę na to. – Pokręciłam energicznie głową. Zaśmiał się po raz kolejny, po czym pocałował mnie krótko. – Ymm... Mam nadzieję, że załatwiłeś opiekunkę, bo Maia raczej sama nie zostanie. Aż tak duża jeszcze nie jest.
Uśmiechnął się triumfalnie i zabrał nosidełko ze śpiącym dzieckiem.
– Załatwiłem coś lepszego. Ulubiona ciotka zgodziła się z nią zostać.
– Carmen znalazła czas?! – Nie kryłam zdziwienia. – Przecież już teraz planuje swój idealny ślub, który ma być dopiero za dwa lata.
– Może chcą zacząć tak jak my? – Wzruszył ramionami.
Pokręciłam głową i pokazałam mu lewą dłoń.
– Ja już jestem po ślubie – zaśmiałam się.
Dopiero przed chwilą wróciłam z pracy, dlatego jeszcze nie zdjęłam pierścionka od Juana. Mimo iż byłam żoną innego, Jack trwał przy mnie. Wiedział, że moje serce należy do niego. Czasami przeszkadzał mu ten cały świstek, ale żyliśmy świadomością, że za siedem, osiem miesięcy miałam zostać rozwódką. Od tego była już niedaleka droga do zostania panią Icarus.
– Zazdroszczę temu twojemu mężowi. Odpoczywa sobie gdzieś na Bahamach czy innych wsypach, a ja muszę znosić twoje humorki.
Zaśmiałam się i dałam mu kuksańca w bok. Cieszyłam się, że mogliśmy obrócić tę niewygodną sytuację w żart.
– Carmen jest już na dole, także jakbyś chciała...
– Znieś Maię i poczekaj w hallu. Porozmawiamy chwilę i zaraz do ciebie dołączę.
Pokiwał głową i pocałował mnie na pożegnanie. Westchnęłam krótko. Rzuciłam okiem na kącik z dokumentami. Skończyłam wszystko, co miałam zrobić na jutro. Nie otworzyłam tylko koperty, ale ona nie była związana z pracą. Ktoś zostawił ją u Petera na recepcji. Westchnęłam krótko, po czym wzięłam ją ze sobą. Mimo wszystkich obaw musiałam zobaczyć jej zawartość.
Zeszłam do salonu, gdzie Carmen wlepiała maślane oczka w śpiącą Maię. Ostrożnie podeszłam bliżej, odłożyłam na bok kopertę i skrzyżowałam ramiona na piersi. Nie chciałam im przeszkadzać.
– Nie musisz się martwić – wyszeptała w moją stronę. – Ciocia Carmen i wujek Izzy zajmą się małą kruszynką.
Uśmiechnęłam się i westchnęła krótko. Przewróciłam oczami.
– Będziesz wspaniałą matką. Powinniście mieć to na względzie.
Zaśmiała się cicho i przerzuciła włosy na plecy. Odwróciła się w moją stronę, kątem oka obserwując śpiące dziecko. Nie musiała – kontrolowałam sytuację.
– Najpierw ślub, potem dzieci.
– Powtarzasz się – zanuciłam. Westchnęłam ciężko i podeszłam bliżej. – Cam, dziękuję, że tak mi pomagacie. To naprawdę wiele dla nas znaczy...
– Przestań. – Machnęła ręką. – To drobnostka. Jesteśmy przyjaciółkami, musimy sobie pomagać.
Z trudem przełknęłam ślinę, czując jak serce bije mi coraz szybciej.
– Jesteście dla mnie... dla niej jak rodzina. Dlatego mam do was prośbę. – Wypuściłam krótko powietrze. Dziewczyna zmarszczyła podejrzliwie czoło. – Gdyby coś nam się stało...
– Nawet tak nie mów – skarciła mnie.
Pokręciłam głową. Musiałam dmuchać na zimne. Zwłaszcza w takiej sytuacji.
– Gdyby coś nam się stało, to, proszę, obiecaj, że zajmiecie się nią.
Zmarszczyłam nos, powstrzymując się od płaczu. Z trudem wydusiłam z siebie te słowa. Nie potrafiłam nawet myśleć o takiej sytuacji. Nie wyobrażałam sobie rozstania z tą małą kruszynką, która była moją najukochańszą córeczką. Jednak to jej przyszłość była dla mnie najważniejsza, a wiedziałam, że tylko Carmen nadawała się na potencjalną matkę zastępczą dla Maii.
Odwróciła na chwilę wzrok, po czym przytuliła mnie. Przymknęłam powieki. Ciepło jej ciała nieco mnie uspokoiło. Modliłam się, żeby to nie było nasze ostatnie spotkanie – robiłam to za każdym razem, kiedy widziałam się z kimś dla mnie ważnym. Chciałam, żeby ten koszmar i życie w niepewności wreszcie się skończyły.
– Obiecuję – wyszeptała, pociągając nosem i oddalając się ode mnie.
Zdobyłam się na blady uśmiech, który odwzajemniła.
Zabrała nosidełko z małą oraz torbę z najważniejszymi rzeczami. Chyba z dziesięć razy wytłumaczyłam jej o której mała je, jak podgrzać mleko, który krem do czego i jak zasypia. Dobrze, że Jack czekał na dole, bo po tylko utwierdziłoby go w przekonaniu, że jestem matką wariatką. A wcale tak nie było.
– Bawcie się dobrze – dodałam na koniec, kiedy już odprowadziłam je do windy. – Powiedz Jackowi, że tylko spakuję torebkę i zaraz do niego dołączę.
Uśmiechnęła się w ramach odpowiedzi. Poczekałam, aż wsiądą do widny, po czym naprędce zajęłam się pakowaniem torebki. Zamierzałam jeszcze otworzyć kopertę. Dostałam ją wczoraj i od tego czasu nie potrafiłam przestać o niej myśleć. Musiałam zaspokoić ciekawość. Wzięłam kilka głębokich oddechów, po czym otworzyłam kopertę. Drżącą ze stresu dłonią wyjęłam z niej kilka kartek. Na krótką chwilę zapomniałam, jak się oddycha, a moje serce zgubiło jedno uderzenie. Z trudem trzymałam się na nogach. Pokręciłam głową. Jakim cudem to się tutaj znalazło? Zdjęcia – głównie moje i Juana, jeszcze z Los Angeles. Dokument, na którym podpisałam się jako Blanca. Nawet fragmenty notesu Martineza. Czułam, jak drży mi warga. Myślałam, że pozbył się dowodów. W dodatku ten list – wszędzie poznałabym ten charakter pisma.
– Niemożliwe – wydusiłam z siebie, kręcąc głową.
Kochana Victorio,
Cieszę się, że tak świetnie sobie radzisz. Obserwuję cię już od dłuższego czasu i nie mogę wyjść z podziwu. Szczerze mówiąc, myślałem, że wykonasz jakiś niewłaściwy ruch, jednak tak się nie stało. Tworzycie z Jackiem piękną rodzinę, co nieco kłuje mnie w serce. Ale Maia to cała ty!
Pewnie chcesz wiedzieć, skąd mam te rzeczy. Niech to będzie moja słodka tajemnica. Przecież oboje nie chcemy, żeby ktoś się o tym dowiedział. Ale jesteś grzeczną dziewczynką, która robi to, co trzeba, więc nie musisz się o to martwić. No chyba, że popełnisz błąd...
Wyobrażam sobie, że masz mętlik w głowie. Tyle pytań i zero odpowiedzi. Cóż, takie jest życie. Może kiedyś je poznasz. Albo i nie. Tego jeszcze nie wiem.
Wróciłem, ale nie sądzę, żeby nasz spotkanie było konieczne. Raczej za mną nie tęsknisz, a szkoda, bo ja czasami nie potrafię przestać o tobie myśleć. Mimo to zawsze będę blisko. Pamiętaj, że obserwuję każdy twój krok.
Twój najukochańszy
KONIEC
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top