7. In the cold November rain
Guns N' Roses - November Rain
VICTORIA
Siedzieliśmy przy dużym, okrągłym stoliku w strefie VIP. Mieściła się ona na antresoli, przez co mieliśmy całkiem dobry widok na główną salę Troubadour. To właśnie ten lokal wybrali Gunsi jako miejsce do świętowania premiery swojej nowej płyty.
– Zainteresowanie jest duże – poinformowała rozanielona Jennifer, która, jak powiedziała, wpadła zaledwie na moment. – Wytwórnia jest zachwycona tym faktem, chociaż nie ukrywają, że One In a Million mógł mieć nieco inny przekaz – dodała, wymownie spoglądając na Axla.
Wokalista uśmiechnął się cwaniacko, popijając drugą już szklankę whiskey. A przyszliśmy tutaj dopiero dziesięć minut temu...
– To ono dyktuje mi tekst – oznajmił, przykładając palec do miejsca, w którym znajdowało się jego serce. – Musimy być zgodni.
– Grunt, że dzieciakom się podoba – zauważył uśmiechnięty od ucha do ucha Steven.
Carter pokręciła markotnie głową, po czym niechętnie przyznała mu rację. Krążek rozchodził się niczym świeże bułeczki. Z pewnością fani go pokochali.
– Za sukces! – wzniósł toast Slash.
Wszyscy z ochotą mu zawtórowali, racząc się swoim alkoholem. Chłopaki tradycyjnie popijały Jacka Daniel'sa, ja i Rosie – piwo z sokiem.
– Rozpijasz mi narzeczoną – obruszył się Duff, posyłając mi wymowne spojrzenie, a następnie się roześmiał.
Odwzajemniłam jego gest. Rosie do dwudziestych pierwszych urodzin brakowało zaledwie dwa miesiące. Mimo to nie zamierzała czekać z piciem alkoholu. Doskonale ją rozumiałam, przez co nie raz kupowałam przyjaciółce jakiś trunek.
– Spokojnie – rzuciłam rozbawiona. – Tobie i tak nie dorówna.
Duff był prawdziwym mistrzem picia. Kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Hell House, potrafił pochłonąć cały zapas wódki w jeden wieczór. A jeśli o to chodziło, to Gunsi z reguły nie robili małych zakupów. Na szczęście teraz trochę sfolgował. Za to Axl najwidoczniej chciał go zastąpić w pełnieniu tej zaszczytnej funkcji.
Basista uśmiechnął się ironicznie, popijając whiskey z kostkami lodu.
– Ale to nie koniec dobrych wiadomości – odezwała się Jenny, która tego wieczoru nie zamówiła nawet lampki szampana, co zazwyczaj robiła w takich okolicznościach. – Mam nadzieję, że nie macie planów na sylwestra, bo Minneapolis już na was czeka! – oświadczyła z entuzjazmem.
Aż miło się na nią patrzyło, kiedy cieszyła się z sukcesów chłopaków. W końcu w dużej mierze była to jej zasługa. Traktowała zespół jak swoje drugie dziecko. Pewnie dlatego nie raz zastępowała muzykom matkę.
– Dlaczego jedziemy do takiej dziury? – spytał Axl, ściągając brwi w niezadowoleniu.
Kobieta westchnęła ciężko i skrzyżowała kostki.
– Bo to jest jedno z tych miast, w których najlepiej się sprzedajecie. Są gotowi dużo zapłacić. Poza tym wytwórnia na to poszła.
Wokalista zazgrzytał zębami, zaciskając palce na lodowatej szklance.
– Jak ja uwielbiam to wytłumaczenie – warknął, po czym opróżnił swoje naczynie.
Jenny przybrała dyplomatyczny wyraz twarzy. Czasami podziwiałam w niej to, że co by nie było, zawsze zachowywała się profesjonalnie.
– To David rządzi – odparła krótko.
Nikt nawet nie zamierzał komentować jej słów. Wszyscy doskonale wiedzieli, że to właśnie ten człowiek uchylił Guns N' Roses wrota do sławy. Gdyby nie on, możliwe, że nadal mieszkaliby w zatęchłej dziurze i wydawali ostatnie oszczędności na narkotyki.
Jennifer opuściła towarzystwo zaraz po tym, jak obgadała z chłopakami szczegóły dotyczące ich koncertu w Minneapolis. Chciała jak najszybciej zmienić opiekunkę, która pilnowała Charliego pod jej nieobecność.
My natomiast cały czas oblewaliśmy sukces zespołu. Gunsi kończyli pić trzecią butelkę bursztynowego trunku, my – drugie piwo.
– Gdzie zgubiłeś dziewczynę? – spytałam Slasha, który siedział obok mnie i ćmił papierosa.
Naomi sprawiała wrażenie sympatycznej osoby. Odkąd ją poznałam, miałam ochotę dowiedzieć się czegoś więcej o dziewczynie mojego przyjaciela. Zwłaszcza jeśli takowa miała zastąpić kogoś niezastąpionego.
– Chciała przed świętami odwiedzić rodzinę – odpowiedział w wolnej chwili, wypuszczając chmurę dymu.
Zakaszlałam. Odkąd rok temu rzuciłam palenie, odzwyczaiłam się od dymu tytoniowego. Mimo iż Izzy wypalał fajkę za fajką, ja unikałam szkodliwej nikotyny. Nawet rzadko przebywałam w towarzystwie palaczy.
– Skąd jest? – dociekałam i pociągnęłam piwo przez kolorową słomkę.
Uśmiechnął się niespecjalnie, strzepując popiół o brzegi posrebrzanej popielnicy.
– Z Nowego Jorku.
– Co za zbieg okoliczności. – Zaplotłam palce na szklanym kuflu, jednocześnie starając się ukryć pierścionek. – A konkretniej?
Jego uśmiech zdawał się pełnić funkcję odpowiedzi, jednak mimo to gitarzysta pokwapił się o użycie słów.
– Z Bronksu.
Włosy zjeżyły mi się na ciele. W całych Stanach mówiło się o złej sławie tej dzielnicy. Sunset Boulevard była przy niej placem zabaw dla dzieci.
– Spokojnie – zaśmiał się, celowo przedłużając samogłoski. Niespodziewanie klepnął mnie w plecy, przez co omal nie podskoczyłam na sofie. – Obiecała, że wybierze się ze mną na mecz Jankesów. Swoją drogą, jeden z jej braci trenuje baseball.
Uśmiechnęłam się dla niepoznaki. Chyba próbował mnie tym uspokoić, ale zbytnio mu nie wyszło. Może i sama Naomi nie była dziewczyną gangu, ale to nie znaczyło, że nie miała sposobności z takimi się zadawać.
– Jak tam wasz ślub? – zagaił Rosie Steven, w międzyczasie odpalając papierosa. – Złożyliście już wizytę Tiffany'emu?
Blondynka uśmiechnęła się szeroko. Uwielbiała opowiadać o zbliżającym się najważniejszym wydarzeniu w jej życiu.
– Może aż tak nie będziemy szaleć – zaśmiała się, zerkając na Duff. Jej narzeczony natomiast całkowicie był pochłonięty debatą z Axlem na temat wyższości futbolu nad koszykówką. Nie sądziłam, że oni kiedykolwiek będą rozmawiać na normalne tematy. – Ale bajkowo z pewnością będzie.
Uśmiechnęłam się pod nosem, przypomniawszy sobie, co ostatnio ustaliłyśmy.
– Pompa musi być – skomentowałam, posyłając jej wymowne spojrzenie i upiłam łyk piwa.
Zmrużyła oczy, kręcąc przekornie głową. Nie lubiła, kiedy jej docinałam. Z drugiej strony, nie pozostawała mi dłużna.
– Najprawdopodobniej wezmę go raz w życiu – zaczęła, znowu zerkając na Duffa, który nadal wydawał się nie reagować. – Dlatego chcę go zapamiętać. – Wzruszyła ramionami. – Twój będzie skromny i cichy – taki, o jakim marzysz – zironizowała. – Tylko najpierw ustalcie datę.
Wymsknęło jej się. Wyglądała, jakby za późno ugryzła się w język. Patrzyła na mnie przepraszającym wzrokiem, licząc na wybaczenie. Ja natomiast poczułam się niezręcznie. Jeszcze nie powiadomiliśmy większości naszych przyjaciół o zaręczynach.
Przełknęłam z trudem ślinę. Kątem oka zobaczyłam, jak Izzy spuszcza wzrok, oblizując usta. Chciał to inaczej rozegrać. Wiedział, że powiem Rosie, ale nie sądził, iż ta przypadkowo się wygada. A przynajmniej coś zasugeruje.
Tymczasem poczułam na sobie pytające spojrzenia. Wszyscy domagali się wyjaśnień. Nawet Axl przestał debatować z Duffem, chociaż wcześniej wydawali się być w zupełnie innym świecie. Przy naszym stoliku zapanowała cisza, którą tylko ja mogłam przerwać. Odruchowo założyłam kosmyk włosów za ucho. Dopiero po fakcie skarciłam się w myślach. Zły ruch. W końcu mój palce zdobił pierścionek, który cały wieczór skutecznie ukrywałam. Mogłam go zostawić w domu, ale zapomniałam.
– Zaręczyliście się? – spytał zdziwiony Steven, patrząc na mnie z wytrzeszczonymi oczami.
Rozchyliłam usta, chcąc coś powiedzieć. Teraz już nie było odwrotu, nie? Spojrzałam dla pewności na Izzy'ego. Siedział pochylony nad swoją szklanką, jakby cała ta sprawa w ogóle go nie dotyczyła. Nie lubił się afiszować. Mimo to ścisnął moją dłoń, która znajdowała się pod stołem. Niby niewielki gest, ale dodał mi nieco odwagi.
– Nie było okazji, żeby was wcześniej poinformować – odparłam z trudem, wzdychając na koniec.
Też miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Nie dlatego, że zrobiłam coś złego. Po prostu to była niezręczna sytuacja. Wyszliśmy na kogoś, kto chciał zataić najważniejszą informację przed najbliższymi.
Oblizałam niepewnie usta, wodząc wzrokiem po twarzach moich towarzyszy. Wydawali się zastygnąć w niedowierzaniu. Postrzegali nas jako idealną parę – taką na dobre i złe. Ale chyba jednak nie myśleli, że kiedyś zdecydujemy się zalegalizować nasz związek.
– Moje gratulację – wycedził Axl, odzywając się jako pierwszy.
Odruchowo pokierowałam wzrok w jego stronę. Uśmiechał się przez zaciśnięte zęby. Świadomie albo nie sprawiał mi tym ból. Czułam się, jakby ranił mnie od środka. Pokręciłam głową, nieznacznie opuszczając kąciki ust.
– Trzeba to opić! – zawołał rozradowany Steven, tym samym zwracając na siebie moją uwagę. – Szampan na mój koszt!
Parsknęłam śmiechem. Adler wyjątkowo lubił świętować. Szczególnie jeśli miał pretekst. A takowy dosyć często sam wymyślał.
– Wymienimy się – rzuciła w moją stronę Rosie, nachyliwszy się nad stołem.
Poczułam się nieco lżej, jakby spory ciężar spadł z moich barków. Wiedziałam, że w większości dobrze to przyjmą. Martwiłam się jedynie o Axla, ale on jak na razie wydawał się nawet trzymać.
– To kiedy jedziemy do Vegas? – spytał Izzy'ego Duff, parskając śmiechem.
Mój narzeczony, chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tego nazewnictwa, odwzajemnił jego gest.
Uśmiechnęłam się szeroko... jednak moja radość nie trwała długo. Axl dokończywszy swój trunek, z hukiem odstawił pustą szklankę na stół, zwracając tym uwagę całego towarzystwa. Później jak gdyby nigdy nic wstał i zdecydowanym krokiem podążył w stronę wyjścia.
– Co ty robisz?! – spytał poirytowany Slash, wyrzucając ręce w powietrze.
Rose przez chwilę wydawał się mieć jego słowa w dalekim poważaniu.
– Odpierdol się! – warknął, nie obracając się w naszą stronę.
Gitarzysta przewrócił oczami i wypił ostatni łyk whiskey. Widać było, że już nie miał siły do humorków swojego przyjaciela.
– Ech, pogadam z nim – zaoferował Duff, wstając.
– Poczekaj! – Wyciągnęłam rękę w stronę basisty, aby go zatrzymać. – Ja to zrobię.
Wszyscy popatrzyli na mnie ze zdziwieniem, przez co nieco się zmieszałam.
Nie sądziłam, żeby nawet chciał mnie wysłuchać, ale musiałam z nim porozmawiać. Nie mogłam już dłużej go ranić.
– Kochanie... – zaczął z trudem Izzy, ściskając moją dłoń.
– Dam sobie radę – zapewniłam go, zdobywając się na wymuszony uśmiech.
Przeprosiłam wszystkich, po czym przecisnęłam się, aby móc odejść od stołu. Zaplotłam ręce na piersi, udając się w stronę schodów. Czułam na sobie pojedyncze spojrzenia zaciekawionych osób. Poniekąd byłam znana. Głównie z tego, czyją byłam dziewczyną.
Rozejrzałam się po dużej, tłocznej i okropnie dusznej sali, poszukując Axla. Powątpiewałam, żeby znajdował się na parkiecie. Od początku wieczora DJ puszczał największe hity ABBY – zespołu, którego Axl wprost nie cierpiał. W szczególności utworu Dancing Queen, do którego obecnie bawiła się całkiem spora grupka ludzi.
Westchnęłam ciężko i podeszłam bliżej baru. Tam również go nie było.
– Coś podać? – spytał młody barman, odkładając na blat wilgotną ścierkę.
Odruchowo podniosłam głowę, obdarzając go nieco zmartwionym spojrzeniem. Uśmiechał się, a jego czekoladowe oczy wyrażały radość.
– Nie – odmówiłam, nie kryjąc zawiedzenia.
Westchnął krótko, z powrotem zabierając się za przecieranie blatu.
– Zaczekaj – odezwałam się po chwili. Przecież ten chłopak mógł mi pomóc! – Widziałeś może takiego młodego, znanego chłopaka z długimi, rudymi włosami? Trochę się pokłóciliśmy i...
Przerwał mi, parskając ironicznym śmiechem. Przełożył ścierkę przez ramię i oparł dłonie na blacie, nachylając się nieco.
– Szkoda twojego czasu – westchnął, spochmurniawszy. – Znam tego gościa. Przychodzi tu dosyć często i zawsze są z nim problemy. – Zrobił niewielką pauzę, oblizując usta. – Ale skoro chcesz wiedzieć, to powinnaś go raczej szukać na zewnątrz.
Uśmiechnęłam się w podzięce, klepiąc go po ramieniu. Jego oczy znowu wyglądały na rozweselone. Na oko nie miał więcej niż dwadzieścia jeden lat.
– Dzięki – mruknęłam, obracając się na pięcie.
Na zewnątrz panował niemały chłód, przez co zmuszona byłam przyciągnąć nieco bliżej brzegi mojej dżinsowej kurtki. Zimne krople listopadowego deszczu, które raczej przypomniały mżawkę, opadały na moją zmęczoną twarz, nieco ją rozbudzając.
Stanęłam za bramkami, rozglądając się dookoła. Nie musiałam nawet zbytnio się wysilać. Axl siedział na krawężniku niedaleko kolejki ludzi, którzy chcieli wejść do klubu i popijał jakiś trunek z butelki. Westchnęłam ciężko i uśmiechnęłam się dla niepoznaki. Zaczęłam zmierzać w jego kierunku.
Chłopak usłyszawszy kroki, nieco się zjeżył. Warknął pod nosem, jakby w ten sposób chciał mnie odstraszyć.
– Mówiłem ci Slash, żebyś się odpierdolił! – wrzasnął, nawet nie spoglądając przez ramię. Cały czas wlepiał wzrok w neony klubu, który znajdował się pod drugiej strony ulicy.
Oblizałam niepewnie usta i zrobiłam dwa niewielkie kroki.
– Przekażę mu – mruknęłam, po czym prychnęłam ironicznie.
Obrócił gwałtownie głowę. Z niedowierzaniem lustrował mnie wzrokiem.
– Co ty tutaj robisz? – jego głos już nie wyrażał złości, a raczej zdziwienie.
Uśmiechnęłam się ironicznie. Nijak mógł się spodziewać, że to właśnie ja zacznę go szukać.
– Mogę się dosiąść? – zlekceważyłam jego pytanie, wskazując dłonią na wolny kawałek krawężnika.
Potrząsnął twierdząco głową, przesuwając się nieco w lewo.
– Dlaczego wyszedłeś? – spytałam, siadając obok tak, że stykaliśmy się ramionami.
Prychnął ironicznie i pociągnął spory łyk trunku. W powietrzu uniósł się chmielowy zapach piwa.
– Chcesz? – zaproponował, przechylając butelkę w moją stronę.
Wyciągnęłam dłoń w geście odmowy.
– No tak. Tobie nie pasuje – mruknął pod nosem, następnie wracając do poprzedniej czynności.
Westchnęłam krótko, zaplatając palce.
– Chcę, żebyś mi odpowiedział – odparłam zdecydowanie, próbując nawiązać z nim kontakt wzrokowy. Na marne.
– Bo mam dosyć tej sielanki – odpowiedział, po czym zamilkł na chwilę. – Już mam ochotę rzygać tym waszym szczęściem!
Uśmiechnęłam się ironicznie, trącając go w ramię.
– Zapomniałeś jeszcze wspomnieć o idealnym życiu – zaśmiałam się, żeby nieco rozluźnić atmosferę.
Niezadowolony mruknął coś pod nosem. Przechylił ponownie butelkę z trunkiem.
– Wyrzucili mnie z klubu, bo awanturowałem się z barmanem – przyznał ze skruchą, opierając butelkę o kawałek asfaltu.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Pewnie dlatego ten młody chłopak go nie polubił.
– Który to już raz? – spytałam, przekręcając głowę w jego stronę.
Po raz pierwszy, odkąd przyszłam, odwzajemnił moje spojrzenie. Jego twarz wydawała się krzyczeć z bólu.
– Przestałem liczyć. – Uśmiechnął się. – Dlaczego tu ze mną siedzisz, a nie tak jak wszyscy opijasz swoje zaręczyny?
Miałam wrażenie, że wzdrygnął się wypowiadając ostatnie słowo.
Wzruszyłam ramionami.
– Bo mój przyjaciel ma problemy, a ja chcę mu pomóc – odparłam szczerze i uśmiechnęłam się troskliwie.
Zaśmiał się w głos, wodząc wzrokiem po niemalże pustej ulicy.
– Twój zepsuty niby przyjaciel nie pasuje do twojego świata, w którym panuje harmonia i spokój – wycedził, spuszczając głowę.
Parsknęłam ironicznym śmiechem.
– Chciałabym, żeby moje życie tak wyglądało – przyznałam. – Ale to chyba ja nie pasuję do ciebie. Cały czas niezamierzenie cię ranię – dodałam po chwili, zakładając kosmyk włosów za ucho i spuszczając głowę.
– Nie ranisz mnie – zaprzeczył, przechylając głowę w moją stronę. – Po prostu ciężko mi się patrzy, jak stopniowo się oddalasz.
Westchnęłam ciężko. Czyli moje przeczucia jednak się sprawdziły. Nadal coś do mnie czuł.
– Axl... – zaczęłam z trudem, ale w porę mi przerwał.
– Nie zrozum mnie źle. Już mi przeszło – oświadczył i uśmiechnął się dla potwierdzenia swoich słów. Ściągnęłam brwi w dezorientowaniu. – Nie kocham cię i nie zamierzam niszczyć twojego związku. Zasługujesz na miłość – wyjaśnił, przez co zrobiło mi się nieco lżej na sercu. – Myślałem, że zasługuję na przyjaźń. Twoją przyjaźń. Ale chyba nie pasuję do tej pseudo harmonii. – Zaśmiał się gorzko.
– Pasujesz jak brakujący puzzle – wyznałam. Uśmiechnęłam się subtelnie. – Po prostu odnoszę wrażenie, że czego bym nie zrobiła, to cały czas cię ranię. Myślałam, że to przez to, iż nadal mnie kochasz. Ale po tym wyznaniu nieco się pogubiłam.
Z powrotem na mnie spojrzał, odwzajemniając mój gest.
– Gówno prawda – jęknął, na co się roześmiałam. – Nasza miłość skończyła się w momencie, kiedy wyjechałem z Lafayette. Albo nawet jeszcze wcześniej. Po prostu byłaś i chyba nadal jesteś jedyną kobietą, która mnie rozumie i jednocześnie jest podobnie szurnięta.
– Ej! – pisnęłam, dając mu sójkę w bok. – Wypraszam sobie!
Zaśmiał się dźwięcznie.
– Lubię się z tobą droczyć – przyznał. Doskonale o tym wiedziałam. – Nie chcę z tobą toczyć wojny.
– Ja też.
Uśmiechnął się, na moment spuszczając głowę.
– Nie napisali poradnika, jak przyjaźnić się ze swoją byłą – westchnął.
Wzruszyłam ramionami.
– Chyba sami będziemy zmuszeni taki stworzyć – odparłam, spoglądając na kolorowe neony.
Usłyszałam, jak wzdycha głośno. Zerknęłam na niego kątem oka. Znowu popijał piwo.
– Co jest? – spytałam, nadal obserwując sąsiedni klub.
– Nie wiem, co się ze mną dzieje – przyznał z trudem. – Potrafię tylko psuć wszystko wokół siebie.
Uśmiechnęłam się blado, posyłając mu troskliwe spojrzenie.
– Taka twoja natura. Nie robisz tego specjalnie.
Wykrzywiłam usta w podkówkę, czując dziwny niepokój. Kiedy wspomniał o psuciu wszystkiego, przypomniało mi się moje ostatnie spotkanie z Chrisem.
– Coś powiedziałem nie tak? – spytał troskliwie, kładąc dłoń na moim ramieniu.
Pokręciłam głową, zaciskając usta w wąską linię. Musiałam komuś o tym powiedzieć. Nie potrafiłam sama zmierzyć się ze swoim strachem. Wiedziałam, że mogę na niego liczyć.
– Pamiętasz jeszcze Chrisa? – spytałam, spuszczając głowę. Usłyszałam, jak syczy z niezadowolenia. – Spotkałam się z nim ostatnio.
– Czego chciał? – niemalże warknął.
Uśmiechnęłam się blado. Odkąd pamiętam, Rose nigdy nie przepadał za moim byłym narzeczonym.
– Ostrzegł mnie – wyznałam z trudem. Moje ręce zaczęły niekontrolowanie drżeć. – Współpracuje z kimś, kto chce zniszczyć moje szczęście – westchnęłam, podciągając kolana bliżej klatki piersiowej.
Zazgrzytał zębami, zaciskając palce na szyjce butelki. Niemalże gotował się ze złości.
– Myślisz, że ten ktoś to...
Zjeżyłam się, przypomniawszy sobie o moim panicznym strachu, którego doznawałam.
– Niewykluczone – mruknęłam, czując ucisk w żołądku.
Parsknął gorzkim śmiechem, po czym dopił ostatnie łyki piwa. Rzucił pustą butelkę w pobliże kosza, a szkło rozprysło się na mniejsze kawałeczki.
Wzięłam głęboki wdech. Nie chciałam wracać do tamtych nieprzyjemnych chwil. Szczególnie w wieczór, w którym świętowałam moje zaręczyny. Podniosłam się i otrzepałam brudne spodnie.
– Dzisiaj zamierzam świętować – przypomniałam bardziej sobie niż jemu, następnie uśmiechając się subtelnie. Wyciągnęłam dłoń w kierunku Axla. – Idziesz ze mną?
Uniósł lewą brew, przenosząc wzrok z mojej dłoni na twarz.
– Zawieszenie broni? – spytał niepewnie.
Uśmiechnęłam się szerzej, przystępując z nogi na nogę.
– Raczej koniec zimnej wojny – odparłam, czując niewysłowioną ulgę.
Miło było mieć go po swojej stronie barykady.
Już chciał mi podać dłoń, kiedy w ostatnim momencie przypomniał sobie o czymś.
– Nie wpuszczą mnie. – Wykrzywił twarz w grymas.
Zmarszczyłam czoło, zastanawiając się przez chwilę.
– Może uda mi się uruchomić stare znajomości – bąknęłam. Posłałam mu przyjazny uśmiech.
Odwzajemnił ten gest, podając mi dłoń.
Ostatnio było kilka rozdziałów tylko z perspektywą Victorii. Dlatego następny to w całości punkt widzenia Axla 😉 Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
Na razie niewiele się dzieje, ale spokojnie. Ja się dopiero rozkręcam 😂😂😂 Jeszcze trochę się pokomplikuje, będą tzw. dramy xdd
Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze 😊
CZYTASZ? ZOSTAW COŚ PO SOBIE 😉
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top