52. Never ending story
Limahl - Never ending story
VICTORIA
Wreszcie nadszedł długo przeze mnie wyczekiwany dzień – premiera najnowszej kolekcji Harding & Jennings. Od rana siedziałam jak na szpilkach. Wyczekiwałam godziny, o której miał przyjechać fryzjer i kosmetyczka, przeskakując z kanału na kanał. Carmen postanowiła mnie wyręczyć i załatwić ostatnie formalności. Powinnam być jej wdzięczna, i byłam, tylko że nie potrafiłam spokojnie czekać i odpoczywać. Korciło mnie, żeby wsiąść w samochód i sprawdzić, jak jej idzie. Za każdym razem powstrzymywałam się tuż po zabraniu kluczyków z misy. Wolałam nie denerwować Jennings.
Postawiłam na prostą sukienkę w odcieniu butelkowej zieleni, karmazynowe usta i upięte włosy. Chodziłam w kółko po salonie, przypominając sobie słowa przemowy, którą pomogła mi napisać Barbara. Bawiłam się palcami. Często w ostatniej chwili powstrzymywałam się od skubania onyksowego lakieru. Dawno tak bardzo się nie denerwowałam.
Na miejscu byliśmy grubo przed czasem. Nie potrafiłam dłuższej usiedzieć w mieszkaniu, więc poprosiłam Leo, żeby wcześniej mnie podwiózł. Wolałam stresować się już na wynajętej przez nas sali Grand Terminala. W środku przywitał mnie sztab fryzjerów i makijażystów przygotowujących modelki oraz krzątające się Carmen i Caroline. Uśmiechnęłam się na widok tych ostatnich. Podeszłam do Harrison, żeby ją zagadać.
– Jak tam?
Odwróciła się w moją stronę, odkładając na stolik pojemnik ze szpilkami. Uśmiechnęła się niepewnie.
– Wszystko pod kontrolą. Carmen bawi się w ostatnie poprawki. Catering już się rozłożył, zespół kończy.
Pokiwałam głową. Zatrudniliśmy lokalną, debiutującą gwiazdę, żeby uświetniła wieczór. Żałowałam, że nie mogli to być Gunsi albo Toixc Bliss, ale niestety tak wyszło. Nad tymi ostatnimi nawet bardzo nie ubolewałam.
– Dziękuję za wszystko – mruknęłam, uśmiechając się niepewnie.
Zrobiłam dwa kroki w tył. Pasowałoby sprawdzić, jak reszta.
– Vicky, poczekaj – odezwała się w ostatniej chwili Caroline, zatrzymując mnie. Niechętnie podeszłam bliżej. – Chciałabym cię przeprosić za moje sceptyczne nastawienie. Trochę przesadziłam. Oboje przesadziliśmy.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Doskonale wiedziałam, że chodziło jej o Axla. Byłam tylko ciekawa, czy on też tak uważał. Szczerze liczyłam na to, że spotkam go dzisiaj i sama się przekonam. W końcu nie mógłby przeoczyć efektów pracy jego dziewczyny, nie?
– W pełni was rozumiem. Zapewne z drugiej strony cała ta sytuacja wygląda na...
– Wiesz, co robisz – przerwała mi. Uśmiechnęłam się w podzięce. – Sama nie wiem, czy nie zachowałabym się tak samo, gdybym była na twoim miejscu. – Wzruszyła ramionami.
Poczułam przyjemne ciepło, które rozchodziło się po moim ciele. Jej słowa podniosły mnie na duchu. Pozwoliły inaczej spojrzeć na decyzję o małżeństwie z Juanem. Odnosiłam wrażenie, że wyjazd Martineza nieco uprościł sprawę.
– Dziękuję.
– Miałaś być później!
Odwróciłam głowę w stronę Carmen, która zdecydowanym krokiem zbliżała się w do nas. Przewróciłam oczami. Mogłam się przygotować na wykład nadopiekuńczej przyjaciółki.
– Tak, mamo, ale za to zjadłam warzywka i umyłam ząbki – zaśmiałam się. Założyła ramiona i uniosła wymownie brew. – Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać.
– Powinnaś odpoczywać. Ten stres...
– Tutaj stresuję się mniej niż w domu – przerwałam jej. Wykrzywiła twarz w grymasie. Zawołała kelnera i poprosiła, żeby przyniósł dla mnie sok. Zachichotałam. – Naprawdę nie masz się o co martwić. Zaraz zajmę się witaniem gości i rozmową na luźne tematy z przyjaciółmi.
Uśmiechnęłam się szeroko, żeby uwierzyła w moje zapewnienia. Byłam duża i umiałam o siebie zadbać. Chociaż to miłe, że się martwiła. Przynajmniej wiedziałam, że komukolwiek na mnie zależy.
– I tak będę cię miała na oku. – Zmarszczyła czoło, jednak po chwili zaśmiała się perliście. Odwzajemniłam ten gest.
Zgodnie z postanowieniem sprawdziłam, czy wszystko było tak, jak planowaliśmy. Catering naprawdę się postarał. Oprócz faktu, że jedzenie było bardzo smaczne, to zadbali nawet o odpowiednie udekorowanie. Załapałam się nawet na próbę dźwięku naszej gwiazdy wieczoru. Zapowiadali się całkiem nieźle, chociaż jeszcze sporo musieli się nauczyć. Girlandy świetlne i czarne krzesła oraz wysokie stoliki nadawały przyjemny nastrój. Dekoratorzy spisali się na medal.
Zaczynali się schodzić goście. Witałam tych najważniejszych z uśmiechem na twarzy i proponowałam lampkę szampana. Wdawałam się w krótkie konwersacje z osobami, które potencjalnie mogły nam pomóc. Gratulowali sukcesu i przyznawali, że nie spodziewali się, iż mi się uda. W sumie sama na początku w to nie wierzyłam. Niektórzy zastanawiali się, skąd znałam Blair; inni pytali o Juana. Tych ostatnich zbywałam krótką informacją o wakacjach Martineza i płynnie przechodziłam do następnych tematów.
Zmęczona oparłam się o jeden ze stolików. To był dopiero początek, a ja już potrzebowałam przerwy. Miałam nadzieję, że później będzie lepiej. Kiedy zacznie się pokaz, emocje na pewno mnie rozbudzą, powtarzałam w myślach.
– Zapowiada się coś świetnego.
Odwróciłam się, usłyszawszy znajomy głos. Przywitałam się z Rosie i stojącym obok niej Duffem.
– A gdzie Tommy? – spytałam, odruchowo rozglądając się po sali.
– Moja mama z nim została – odpowiedziała nieco chłodno.
Posłała mężowi krótkie i wymowne spojrzenie. Przeprosił nas i udał się w kierunku barku. Uśmiechnęłam się niepewnie. Cieszyłam się, że mimo ostatnich wydarzeń znaleźli czas i ochotę na wizytę w Nowym Jorku. To było dla mnie naprawdę ważne.
– Dziękuję, że pomimo tego...
– Zrobiłam to dla mojej rodziny – przerwała mi. Pokiwałam głową ze zrozumieniem, czując niewielki ucisk na sercu. Uśmiechnęła się w rozbawieniu. – Do której należysz. Byłaś, jesteś i będziesz dla mnie jak starsza siostra. Przepraszam, jeśli źle to odebrałaś. To przez zmęczenie.
Kamień spadł mi z serca. Nie chciałam znowu zepsuć moich relacji z Rosie.
– Mam tylko nadzieję, że wszystko się uda – dodała po chwili. Westchnęła ciężko.
Troskliwie przejechałam dłonią po jej ramieniu, które zakrywał czarny materiał.
– Wiem, że się martwisz, ale musisz mi zaufać.
Uśmiechnęłam się subtelnie. Próbowałam spotkać się z jej spojrzeniem. Kiedy wreszcie mi się udało, dziewczyna odwzajemniła mój gest.
Wypatrzyłam pośród tłumu postać rudzielca. Kroczył z nonszalancją, popijając drinka i ignorował zaproszonych przeze mnie dziennikarzy, którzy zapewne chcieli mu zadać kilka pytań. Czułam, jak spinają się wszystkie mięśnie w moim ciele. Od dłuższego czasu nie miałam okazji z nim porozmawiać, chociaż tak wiele chciałam mu wytłumaczyć.
– Mogłabym cię na chwilę przeprosić? – spytałam Rosie, niepewnie marszcząc czoło.
Pokiwała głową i odwróciła się w stronę, w którą odszedł Duff. Miałam wrażenie, że mimo to próbowała śledzić wzrokiem moje poczynania. Teraz to już byłam pod pełną, profesjonalną opieką. Z każdej strony.
Podeszłam bliżej stolika z napojami i wzięłam kolejną porcję soku. Niby nigdy nic zaczęłam przeciskać się pomiędzy ludźmi, z trudem odmawiając im zamienienia chociażby kilku słów. Wiedziałam, że ucierpi na tym reputacja naszej marki, ale nie chciałam go zgubić. Zamierzałam przypadkowo na niego wpaść.
– Axl! Miło, że się zjawiłeś.
Uśmiechnęłam się szeroko, zagradzając mu drogę. Musieliśmy porozmawiać. Teraz.
– Zrobiłem to dla Carrie – odparował. Próbował mnie wyminąć, ale skutecznie mu to uniemożliwiłam. – Jesteś upierdliwa.
Uśmiechnęłam się triumfalnie. W jego głosie nie usłyszałam ani nuty negatywnych emocji. To był pierwszy znak, że powoli wracaliśmy na dobrą drogę.
– Przepraszam, jeśli cię zawiodłam – zaczęłam, na co prychnął z ironią. Powstrzymałam się od przewrócenia oczami. – Nie miałam innego wyjścia, chociaż pewnie w to nie uwierzysz.
Wzruszył ramionami.
– Tu się raczej z tobą zgodzę. Po prostu nie rozumiem twoich poświęceń.
Zacisnęłam palce na szklance. Wmawiałam sobie, że każdy musiał coś w życiu ofiarować czy porzucić. Pomagało, ale do czasu. Axl miał rację. Nie dało się tak po prostu zrozumieć tego, co zrobiłam. Nawet nie pomagała dokładna analiza decyzji, które podjęłam przed trzema laty. To wszystko było bardziej skomplikowane. Czasami sama tego nie rozumiałam.
– Mimo to nadal chcę być twoją przyjaciółką – przyznałam. Poczułam dziwny ucisk w żołądku. Bałam się, że mnie odrzuci.
Uśmiechnął się niepewnie i pokiwał głową.
– Potrzebowałem przerwy. Nie chciałem powiedzieć czegoś, czego później oboje byśmy żałowali.
Kolejny kamień spadł mi z serca. Powoli odzyskiwałam przyjaciół i sojuszników.
W następnej chwili zmarszczył podejrzliwie czoło, przez co znowu wróciłam na karuzelę emocji.
– Dziwne, bo wydawało mi się, że widziałem Rosie. – Zaśmiał się nerwowo. – Śmiała się, żartowała. Ogólnie wyglądała na radosną. Wydawało mi się, że ma żałobę po ojcu. Mogłabyś mi to wyjaśnić?
Przygryzłam wargę. Dlaczego myślał, że zawsze jestem we wszystkim zorientowana? Dobrze, tym razem miał rację, ale to niczego nie zmienia. Przecież nie byłam wyrocznią, prorokiem czy osobą czytającą w myślach.
Pokiwałam głową, obiecując, że wszystko mu wyjaśnię. W tym celu złapałam go za nadgarstek i skierowałam na bok. Przeszliśmy przez mniej zatłoczony korytarz, aż doszliśmy do miejsca, gdzie nie było nikogo.
– Gdybym cię nie znał, uznałabym, że przesadzasz. – Głośno przełknął ślinę. – Ale twoja przezorność może zwiastować tylko jedno. Chodzi o poufne informacje, sprawa życia i śmierci.
Chciałam się nie zgodzić, ale nie mogłam. Obejrzałam się dookoła, czy aby na pewno jesteśmy sami. Co prawda nadal ktoś mógł nas podsłuchiwać, ale na to mogłam być narażona praktycznie w każdej sekundzie.
– Obiecuję, że jeśli nikt nam nie przeszkodzi, to powiem ci całą prawdę. – Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki oddech. Usiadłam na parapecie. Rose zajął miejsce obok mnie. – Rosie nie ma żałoby, bo Eddie nie został zamordowany. Sfingował własną śmierć.
Otworzył szeroko oczy i rozchylił wargi. Przez chwilę pozostawał w szoku. Później zaśmiał się gorzko. Znał tych ludzi i wiedział, na co ich stać.
– Żeby uniknąć więzienia? – dociekał. Na raz wypił całą zawartość swojej szklanki.
– Nie do końca. Kiedy dowiedział się, że powiedziałam Juanowi o jego planie, złożył mi wizytę. Przemyślał po niej wszystko i postanowił zmienić co nieco. Zamiast układu z FBI wybrał wieczne wakacje na jakichś ciepłych wyspach. To pomogło Juanowi przystanąć na moją propozycję. W końcu pozbył się głównej przeszkody.
– A co z Siwym?
– Lily przekonała go do planu Eddiego. – Wzdrygnął się na samo wspomnienie dziewczyny. – Tak to skonstruowaliśmy, że nie dostanie kary śmierci. Posiedzi prawie tyle samo, co jakby przyznał się do wszystkich zbrodni i wykroczeń, które popełnił. Rosie na początku była sceptyczna, ale jakimś cudem Eddie ją przekonał.
– Dlatego wzięłaś ślub z Juanem. Wiedziałaś, że cię nie wyda i równocześnie ty nie będziesz musiała zeznawać.
Pokręciłam głową.
– Harvey, mój prawnik, obiecał, że to wszystko się skończy. Juan pójdzie siedzieć za defraudacje, najprawdopodobniej, a ja dostanę rozwód. To w sumie wypadło tak nagle. Wcześniej nie ujęłam tego w planie. Pojechałam z nim do Europy, bo dowiedziałam się, że ma syna w Barcelonie. Myślałam, że on go przekona.
Zaśmiał się, odwracając głowę.
– Ale okazało się, że gość jest bezduszną maszyną i musiałaś sięgnąć po ciężką artylerię – dokończył za mnie.
– Kiedy moja córeczka skończy roczek, Rosie przekaże najważniejsze dokumenty. Juan nic jej nie zrobi, bo twierdzi, że nie powinna cierpieć za błędy ojca. W razie potrzeby dogadam się z prokuraturą, ale wolałabym tego nie robić. Chcę wyjść z tego cało i pozostać na wolności.
Pokiwał głową. Poczekałam chwilę, aż przeanalizuje wszystko, co mu powiedziałam. Nie chciałam go pośpieszać. Modliłam się tylko, żeby nie uciekł. Chociaż po tym co robiłam kiedyś, powinien się uodpornić.
– Cieszę się, że mi zaufałaś – odparł w końcu, posyłając mi ciepły, przyjacielski uśmiech. Odwzajemniłam go. – Cieszę się też z tego, że będziesz miała córę. Oby tylko urodę i mądrość odziedziczyła po Jacku.
Dałam mu kuksańca w bok. Zaśmialiśmy się w rozbawieniu. Poprawiłam włosy, które opadły mi na twarz. Teraz już byłam pewna, że wróciliśmy do bycia przyjaciółmi. Cieszyłam się, bo cholernie za tym tęskniłam.
– Chyba powinniśmy iść, jeśli nie chcesz przegapić pokazu swojego korpodziecka.
Pokiwałam głową. Pomógł mi zejść i wróciliśmy na salę, gdzie za kilka minut miało się wszystko zacząć.
– Dobry wieczór, panie i panowie – zaczęłam swoje przemówienie. – Chciałabym z całego serca podziękować wam za przybycie. To dla mnie i dla moich współpracowników wielki zaszczyt. Jednak przede wszystkim chciałabym podziękować Blair Harding. Bez jej ciężkiej pracy nie byłoby nas tutaj. To ona stworzyła połowę kolekcji, którą dzisiaj państwu zaprezentujemy. Mam nadzieję, że gdzieś tam jesteś. – Westchnęłam i spojrzałam na sufit. – Drugą osobą, która przyczyniła się do odrodzenia tej marki i stworzyła coś niewiarygodnie dobrego jest moja przyjaciółka Carmen Jennings. Dziękuję, Cam. – Zadowolenie na twarzy dziewczyny rozpuściło moje serce, przez co z trudem kontynuowałam: – Wyrazy szacunku należą się także wszystkim pracownikom Harding & Jennings, rodzinie, przyjaciołom oraz sponsorom. Razem stworzyliśmy coś wyjątkowego, co zmieni świat mody. Życzę państwu miłego odbioru naszej pracy oraz udanej reszty wieczoru.
Zeszłam przy akompaniamencie oklasków. Uśmiechałam się jak głupi do sera. Wreszcie ziściły się moje marzenia. Nadeszła chwila, na którą tak długo czekałam. Usiadłam na swoim miejscu, obok Axla. Z zapartym tchem przyglądałam się każdej wychodzącej modelce, która prezentowała nasze projekty. Niemalże uroniłam łezkę, kiedy na wybiegu pojawiła się Naomi. Byłam z niej dumna. Pokazała, że niewinna i skromna dziewczyna z Bronksu też może zaistnieć w ogromnym świecie show-biznesu.
Tak jak wcześniej ustaliliśmy, pokaz zamknęła Caroline. Wyglądała zjawiskowo w śnieżnobiałej sukni z długim trenem. Chyba po raz pierwszy miałam okazję widzieć ją bez mocnego makijażu i chyba zrozumiałam, co w niej widział Xavier. Nawet siedzący obok mnie Axl wyglądał na oczarowanego jej urokiem. Uśmiechnęłam się. Cieszyłam się ich szczęściem.
Na koniec wyszła Carmen, a za nią wszystkie modelki biorące udział w pokazie. Po raz kolejny pomieszczenie wypełnił dźwięk oklasków. Reakcja widzów i szeroki uśmiech na twarzy Jennings upewnił mnie w przekonaniu, że odwaliliśmy kawał dobrej roboty.
Zespół zaczął wykonywać autorskie kawałki, a ludzie wrócili do rozmów. W drodze do garderoby usłyszałam kilka ciepłych słów. Najwidoczniej kolekcja naprawdę przypadła im do gustu.
– Dziewczyny – zwróciłam się do modelek i Carmen. Zachichotałam, zauważywszy w ich dłoniach kieliszki. – Widzę, że już pijecie szampana i dobrze. Odwaliłyście kawał dobrej roboty. Wielkie dzięki i gratulacje.
Wzniosły toast. Nieco dziwnie się czułam, nie mając przy sobie żadnego napoju, jednak postanowiłam to zlekceważyć. Podeszłam do Carmen i Caroline, kiedy pomieszczenie wypełniły rozentuzjazmowane głosy modelek.
– Byłyście wielkie – rzuciłam, kładąc dłonie na ich ramionach. – Lepiej już być nie mogło.
Jennings uśmiechnęła się przekornie i upiła łyk szampana.
– Nie mamy bezalkoholowego, więc nie musisz się podlizywać – wyjaśniła, odwracając wzrok w drugą stronę.
– Wiesz, zazwyczaj jest na odwrót.
Zaśmiałyśmy się.
– Rozmawiałam z Axlem – zwróciłam się do Caroline. Miałam wrażenie, że drgnął jej kącik ust. – Wszystko jest jak wcześniej. Coś czuję, że dorzuciłaś do tego swoje trzy grosze, za co bardzo ci dziękuję.
Uśmiechnęła się szeroko. Odwzajemniłam ten gest i przytuliłam ją.
– Dobra, koniec tych czułości – przerwała Carmen. – Lepiej idź zabawiać gości – dodała z udawaną powagą. – No już. Sio.
Wyciągnęłam ręce w geście kapitulacji. Odwróciłam się na pięcie i uśmiechnęłam się rozbawieniu.
– Zaraz do ciebie dołączymy! – dorzuciła.
Zamieniłam kilka słów z jednymi z ważniejszych sponsorów. Znacznej większości podobała się kolekcja i stwierdzili, że dobrze zainwestowali pieniądze. Bodajże tylko jedna osoba grzecznie oświadczyła, że cieszyła się, ze mogła dołożyć swoją cegiełkę, ale to było tylko jednorazowe.
Odebrałam od kelnera kolejną porcję soku. Odbyłam kilka wizyt w łazience, więc pod tym względem czułam się prawie, jakbym piła piwo.
– Gratulacje, Vicky.
Odwróciłam się na dźwięk głosu Grega. Uśmiechnęłam się szeroko na widok chłopaka, który czule obejmował moją siostrę. Dawno go nie widziałam, a to przecież to on był jednym z nielicznych normalnych znajomych, jakich miałam w Los Angeles.
– Dziękuję bardzo. Co u was?
Popatrzyli po sobie, uśmiechając się radośnie. Widziałam po mimice Nicole, że coś cieszyło ją bardziej, niż mogłam to sobie wyobrazić. Odwróciła twarz w moją stronę. Nadal się uśmiechała. Powoli zaczynała mnie zżerać ciekawość.
– Zaręczyliśmy się! – pisnęła, wyciągając w moją stronę dłoń, na którą ozdabiał pierścionek z dużym diamentem.
Odłożyłam na bok szklankę i otworzyłam usta z zaskoczenia, po czym przyłożyłam je dłonią. Drugą chwyciłam smukłe palce Nicole, żeby móc lepiej przyjrzeć się biżuterii, która symbolizował ich szczęście.
– Gratuluję. – Z trudem powstrzymałam łzy szczęście. Wyściskałam ich. – Kiedy ślub? Powiedzcie, że kiedy już urodzę.
Zaczęłam zacierać dłonie, na co oboje zgodnie się zaśmiali.
– Raczej tak, ale niczego nie obiecujemy – odpowiedziała. – To wszystko zależy od mojej uczelni i pracy Grega. Ale mimo wszystko czuj się zaproszona.
Obiecałam trzymać ją za słowo. Po raz kolejny pożyczyłam udanej zabawy i odeszłam, poproszona o zamienienie kilku słów z dziennikarzami.
Czułam się coraz bardziej zmęczona, jednak postanowiłam to zignorować. Zwłaszcza, kiedy wypatrzyłam Jenny, która mimo wszystko zdecydowała się przyjść.
– Dzięki, że jesteście – zaczęłam. Odwróciła się w moją stronę. Nieco się wystraszyła, ale już po chwili na jej twarzy pojawił się uśmiech. – Gdzie Jake?
– Poszedł po drinki. – Rozejrzała się po sali. – Naprawdę świetna kolekcja. Nie żebym się znała. Po prostu na tyle osób, które tutaj są, tylko kilka wypowiadało się niepochlebnie. Chapeau bas*.
Uśmiechnęłam się. Na moich policzkach zagościł niewielki rumieniec. Cieszyłam się, że kolekcja przypadła do gustu tym najbardziej wymagającym.
– Jak tam Charlie? – zagaiłam. Dawno nie miałyśmy okazji ot tak porozmawiać.
Już po samej mimice, stwierdziłam, że poda mi napawającą optymizmem odpowiedź.
– Podoba mu się w Nowym Jorku – zanuciła. Uśmiechała się szeroko. Miło było słyszeć, że zdecydował się na podróż z nimi. – Został w hotelu czytać komiksy o X-men, ale dyplomatycznie kazał ci pogratulować.
Parsknęłam ironicznie. Paradoksalnie niedawno uważał mnie za szajbuskę, a teraz zachował się jak prawdziwy dżentelmen. Pewnie przeszedł długą i skompilowaną drogę, ale za to bardzo dobrze rokował. Sama uwielbiałam X-men.
– Czyżby moja ulubiona była szefowa?
Jake dobił do nas. Podał Jenny jej napój i objął dziewczynę w pasie. Poczułam się odrobinę nieswojo. Za dużo par jak na jeden wieczór.
– Mam nadzieję, że jakoś się trzymasz – zagaiłam. Po tym jak przez mój kaprys stracił pracę we Flamant, z trudem przychodziło mi rozmawiać z nim. – Twoja żona wspominała, że gdzie pracujesz.
– Tak – odparł z uśmiechem. Teraz ta wymiana słów sprawiała wrażenie nieco łatwiejszej. – To wszystko dzięki Jackowi. Właśnie...
Zmarszczyłam podejrzliwie czoło. Carter kopnęła męża w kostkę, przez co nie skończył swojej wypowiedzi. Pokręciłam głową. O co mu mogło chodzić? Za wszelką cenę, chciałam to usłyszeć. Zwłaszcza, że najprawdopodobniej chodziło o Jacka. Jednak nie było mi to dane. Jenny zaciągnęła go na bok, po czym odeszli, zostawiając mnie w niewiedzy.
Poczułam, że ktoś łapie moją dłoń i zaplata nasze palce. Odruchowo pozwoliłam na to, a dopiero potem odwróciłam głowę w jego stronę. Otworzyłam usta z wrażenia. Myślałam, że śnię. Nie spodziewałam się, że Jack jednak pojawi się na pokazie. Jego bliska obecność sprawiła, że zapomniałam o otaczających nas ludziach. Liczyło się tylko to, że był obok i dotykiem drażnił moje zmysły.
– Chcę, żebyś wróciła do mojego życia – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. Zatonęłam w błękicie jego tęczówek. – Kocham cię i zawsze będę to robił.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Gdyby nie fakt, że w pobliżu byli znajomi Juana, to pocałowałabym go.
Chapeau bas - (z franc.) dosłownie kapelusz z głowy; czapki z głów.
To już ostatni! Jeszcze tylko epilog, podziękowania i to oficjalny koniec. Kto będzie tęsknił za bohaterami WttPC i AFI?
PYTANIE KONKURSOWE
O co Jake został niesłusznie oskarżony?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top