51. I love it when you call me señorita
Shawn Mendes, Camila Cabello - Señorita
VICTORIA
Wyjęłam dokumenty na stół i upiłam łyk kawy. Bacznie obserwowałam jego mimikę, kiedy wodził wzrokiem po kolejnych stronach.
Po kilku ostatnich spotkaniach związanych z premierą kolekcji Harding & Jennings, planowałam dobrze wykorzystać wolne popołudnie.
– Mam nadzieję, że wiesz, co robisz – westchnął, chowając dokumenty do swojej teczki.
Uśmiechnęłam się przekornie. Harvey zawsze był przezorny. Wolał wszystko sprawdzić, podczas gdy ja decydowałam się na ryzyko.
– Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana – zaśmiałam się, popijając zimną już kawę. – Nie mam gwarancji. Po prostu wiem, że to najlepsze wyjście z tej sytuacji.
Pokiwał głową. Nachylił się nieznacznie. Przez moje ciało przeleciał nieprzyjemny dreszcz. Wiedziałam, co chciał mi powiedzieć. W końcu wielokrotnie wałkowaliśmy ten temat.
– Powinnaś wziąć pod uwagę plan B i...
– Mam jeszcze na to czas – przerwałam mu raptownie. Od dłuższego czasu wmawiałam sobie te słowa. Pozwalały mi w miarę normalnie funkcjonować.
Uśmiechnął się blado. Zerknęłam na niego przelotnie, pakując swoje rzeczy. Założyłam kosmyk za ucho. Próbowałam odwzajemnić jego gest, ale nie wyszło. Położyłam tylko gotówkę na stole i wyszłam. Pod budynkiem kawiarni już czekał na mnie Leo. Zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu. Odłożyłam na bok torebkę i zapięłam pas.
– Dokąd? – spytał, zerkając na moje odbicie w lusterku.
Westchnęłam krótko. W głowie miałam dobrze nakreślony plan, którego musiałam się trzymać. Zacisnęłam dłonie w pięści. Teraz miało być tylko pod górę. Jednak musiałam tam pojechać. Przynajmniej spróbować z nimi porozmawiać.
– Na Brooklyn. North Service Road sto sześćdziesiąt trzy, konkretniej.
Przyjął do wiadomości. Włączył Night At the Opera, której teksty piosenek znałam niemalże na pamięć, i odpalił silnik. Oparłam skroń o chłodną szybę. Cieszyłam się, że była przyciemniana. Stanowiła barierę ze światem zewnętrznym, od którego ostatnio coraz częściej chciałam uciec.
Dobrze, że przed tym wszystkim zdążyłam dowiedzieć się, gdzie kupił nowe mieszkanie. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. Zrobiło to podczas ostatniej wizyty Nicole. To ona w sporej mierze pomagała mu w wyborze. Pewnie dlatego teraz mieszkał w okolicy Brooklyn Museum.
Po drodze minęliśmy kamienicę, w której razem z Jackiem wynajmowaliśmy swoje własne cztery kąty. Teraz mieszkał tam tylko Icarus – ja postanowiłam zostać na Upper East Side. Ściskało mi serce na samo wspomnienie. Gdybym tylko mogła postąpić inaczej... Ale nie było takiej opcji. Musiałam to zrobić dla dobra naszego dziecka. Teraz tylko mogłam liczyć, że czas wyleczy rany albo on zmieni zdanie. Każde rozwiązanie było mało prawdopodobne.
Westchnęłam krótko, zadzierając głowę, żeby móc zobaczyć budynek w całej jego okazałości. Pod względem architektonicznym nie przypominał typowych dla Manhattanu bloków. Po raz kolejny na pierwszy plan wysuwał się fakt, że Nicole dorzuciła swoje trzy grosze. Ostrożnie, niepewnym krokiem podążyłam w stronę drzwi. Rozważałam w myślach różne scenariusze. Nie wiedziałam, czy ucieszy się z mojej wizyty, mimo iż prawie codziennie nagrywał wiadomość na moją pocztę.
Złapałam drzwi, które otworzyła młoda dziewczyna. Uśmiechnęłam się do niej, jednak sprawiała wrażenie nie zauważyć tego. Jeszcze przez minutę zaciskałam palce na chłodnej klamce, zanim zdecydowałam się wejść do środka. Doskonale wiedziałam, jaki miał numer mieszkania – podał go w kilku ostatnich wiadomościach. Rozejrzałam się po parterze, żeby móc wyliczyć, na którym piętrze mieszkał. Wsiadłam do windy i nacisnęłam odpowiedni guzik.
Stanęłam pod jego drzwiami i z nerwów zapomniałam, po co tutaj przyszłam. Wzięłam kilka głębokich oddechów. Przecież nie miałam się czym denerwować. Skoro dzwonił, to chyba chciał, żebym się z nim spotkała, nie? Niby tak, ale to nie sprawiło, że magicznie przestałam się stresować. Zapukałam do drzwi. Modliłam się, żeby w miarę szybko otworzył.
– Vicky? – zdziwił się. Jego brew podjechała do góry. Pokręcił głową, po czym wpuścił mnie do środka. – Nie sądziłem, że przyjdziesz.
Uśmiechnęłam się nerwowo, zaciskając palce na brzegach torebki. Rozejrzałam się po przedpokoju, który prowadził do salonu i otwartej kuchni. Było tutaj jasno, przejrzyście i podejrzanie czysto. Weszłam w głąb i zatrzymałam się przed kuchenną wyspą.
– Byłam w okolicy i pomyślałam, że zajrzę – skłamałam. Od kilku dni planowałam tę wizytę.
Wyminął mnie, żeby znaleźć się po drugiej stronie blatu. Związał włosy w wysokiego, niechlujnego kucyka. Wyjął z szafki kubek i nalał do niego świeżo zaparzonej kawy. Pomieszczenie wypełniło się moim ulubionym aromatem.
– Chcesz? – spytał, wyciągając dzbanek w moją stronę. Pokręciłam głową. – Szkoda, że nie przyszłaś wcześniej. Poznałabyś moją nową dziewczynę, Ashley. Polubiłybyście się. Ale pewnie i tak minęłyście się na korytarzu, nie?
Szeroki uśmiech na twarzy Xaviera sugerował, że zdążył się zaangażować w tę relację i traktował ją całkiem poważnie. Ucieszyło mnie to. Wreszcie zapomniał o Caroline, która już od pewnego czasu znajdowała się poza jego zasięgiem.
– Raczej tak – bąknęłam. Pewnie chodziło mu o tę dziewczynę, która otworzyła mi drzwi. Szkoda, że nawet nie pamiętałam, jak wyglądała. – Fajnie, że ci się układa.
Zaśmiał się. Gorycz na jego twarzy drażniła moje świeże rany. Nie chciałam, żeby powiedział za dużo, a bałam się, że właśnie to zrobi. Od początku próbował mi pomóc odciąć się od Eddiego i Juana.
– Może zdradzisz mi kilka sekretów na udany związek? W końcu udało ci się stanąć na ślubnym kobiercu.
Przygryzłam wargę. Nie zamierzałam tego słuchać. Nie mógł mi tego wytykać, nie znając całej sprawy. Co on sobie myślał? Że zrobiłam to z nudów czy kaprysu?
– Zrobiłam to ze względu na moje dziecko. Chciałam je chronić – odparłam chłodno. Patrzyłam, jak opiera przedramiona na blacie i nachyla się, żeby lepiej usłyszeć, co miałam do powiedzenia. – Dostałeś zaproszenie. Mogłeś coś z tym zrobić.
Zaśmiał się gorzko i przejechał dłonią po starannie przyciętej brodzie.
– Miałem przyjść i patrzeć, jak udajesz zakochaną w człowieku, którego panicznie się boisz? – Pokręciłam głową. Przestałam się bać Juana. – Nie mógłbym. Nie umiem udawać, że wszystko jest okej, kiedy ty pieprzysz sobie życie. W imię czego, Vicky?
Pokręciłam głową, zaciskając wargi. Niczego nie rozumiał, a ja nie miałam czasu ani możliwości mu tego wytłumaczyć. Mogłam go tylko uspokoić.
– Kiedyś się dowiesz – wyszeptałam z trudem.
Byłam zmęczona. Ciągłe tajemnice, niedomówienia... Jednak tak musiałam. To było jedyne słuszne wyjście. Nawet jeśli powodowało, że cierpieli moi najbliżsi.
– Przyszłam tutaj, żeby zmierzyć się z bólem, który tłamsiłam przez ten czas. Pytaniem, które nurtuje mnie, odkąd postanowiłeś wrócić do mojego życia. – Z trudem przełknęłam ślinę. Długo zbierałam się, żeby wreszcie podjąć tę rozmowę. Otworzył szeroko oczy, zamieniając gniew na konsternację. – Dlaczego? Dlaczego, Xavier, postanowiłeś zniknąć, żeby później ot tak wrócić i udawać, że nic się nie stało?
Wcale kamień nie spadł mi z serca. Nie poczułam się lżejsza. Wręcz przeciwnie. Teraz mogło być gorzej. Mógł powiedzieć coś, co złamałoby mnie i podcięło skrzydła, pozbawiając jakiejkolwiek nadziei. Ale musiałam wiedzieć. Miałam dosyć udawania, że nic się nie stało. Że ot tak z dnia na dzień zapomniałam, co zrobił. Tłamsiłam to w sobie. Czekałam na odpowiedni moment.
– Vicky... – zaczął, starannie dobierając słowa. – Przepraszam. Nie sądziłem, że tak to odbierzesz...
Zaśmiałam się gorzko. Postanowił iść po najniższej linii oporu i zwalić wszystko na mnie? Nie zamierzałam mu na to pozwolić.
– Nawet nie próbuj – ostrzegłam go. Przejechałam palcem po blacie, po czym odsunęłam się kilka kroków w tył. – Chcę poznać prawdę. Nawet jeśli to miałyby być najboleśniejsze słowa, jakie usłyszę w życiu.
Oddychałam głęboko przez nozdrza. Próbowałam zachować spokój, chociaż bałam się, że zaraz wybuchnę. Z żalu albo złości.
– Przecież ci już mówiłem. – Zaśmiał się nerwowo. – Wyjechałem, żeby uciec od matki i zostać gwiazdą. Nasze przypadkowe spotkanie spowodowało, że wróciły wspomnienia. Jesteśmy rodziną, Vicky. Dlatego chciałem być blisko.
Pokręciłam głową. Tę wersję już słyszałam. Teraz chciałam poznać prawdę.
– Dlaczego mnie wtedy nie zabrałeś? Poprzedniego dnia, kiedy widziałam spakowany plecak, a ty wmówiłeś mi, że jedziesz z przyjaciółmi na kemping. Dlaczego kłamałeś? Dlaczego chciałeś, żebym wierzyła w te brednie i w wolnych chwilach siedziała w oknie, czekając, aż wrócisz? Dałeś mi nadzieję, którą jednocześnie bezpodstawnie odebrałeś.
Czułam, jak łzy spływają mi po policzkach. Po tylu latach nadal nie potrafiłam mówić, jak się wtedy czułam. Byłam małą dziewczynką, którą on zostawił na łaskę umierającego ojca i matki alkoholiczki. Pozwolił, żeby moje życie zamieniło się w piekło.
Pociągnęłam nosem i otarłam policzki. To nie tak miało wyglądać. Przecież obiecałam sobie, że będę silna! Dlaczego nawet samej sobie nie mogłam ufać?
– Byłaś za mała. – Pokręcił głową. Celowo unikał kontaktu wzrokowego. – Wydawało mi się, że dasz sobie radę. Sprawiałaś wrażenie najsilniejszej z naszej trójki. W sumie to prawda...
– Gówno prawda – zaśmiałam się boleśnie. – Najsilniejsza? Ty masz swój zespół. Nicole studiuje, ma wymarzonego faceta. A ja? Wpakowałam się w najgorsze z możliwych bagien. Każdego dnia zasypiam i modlę się, żeby po mnie nie przyszli. Przeżyłam piekło z matką, toksyczny związek. Leczę się psychiatrycznie. Zniszczyłam każdą szansę na miłość, jaką dostałam. Wzięłam ślub z człowiekiem, którego się brzydzę tylko po to, żeby nie spędzić reszty życia w pierdlu. I ty mi mówisz o sile? Gdybyś mnie wtedy zabrał ze sobą, to mogłabym tego uniknąć!
Rozpłakałam się. Czułam się cholernie bezsilna. Dlaczego zawsze musiałam ufać niewłaściwym osobom? Nie mogłam przeżyć tygodnia bez kłopotów?
Xavier otworzył szeroko usta. Wyprostował się i podszedł bliżej. Ostrożnie wyciągnął ręce, żeby mnie przytulić. Odsunęłam się gwałtownie. Objęłam się ramionami. Nie chciałam, żeby mnie dotykał. Szczególnie po tym, co powiedział.
– Nie! – wyszlochałam. – Nie chcę twojej litości, pomocy. Lepiej będzie, jeśli nie przyjdziesz na sobotni pokaz. Wcale nie potrzebuję, żebyś był w moim życiu.
Odwróciłam się na pięcie i odeszłam, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. Nie chciałam widzieć wyrazu jego twarzy. Samo wypowiedzenie tych słów sporo mnie kosztowało. Wyszłam z jego mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi. Przycisnęłam guzik. Dlaczego ta winda musiałam tak długo jechać?! Kiedy w końcu do niej wsiadłam, oparłam potylicę o chłodne lustro. Nadal płakałam. Wiedziałam, że dobrze zrobiłam, mówiąc mu o wszystkim. Przecież on mi pomagał, bo gryzły go wyrzuty sumienia! Mimo to miałam wrażenie, że pękło mi serce. Rzeczywistość zepsuła mi obraz ukochanego, idealnego starszego brata. Przez cały ten czas wierzyłam w cholernie wiarygodną iluzję. Jaka ja byłam głupia!
Niemalże wybiegłam z budynku. Leo nadal stał tam, gdzie wcześniej. Wsiadłam do samochodu i zapięłam pas. Krew zaczęła buzować mi w głowie. Złapałam się za skronie. Nie wiedziałam, co miałam zrobić. Przeżyłam spotkanie z Xavierem znacznie gorzej niż myślałam. A teraz nie miało być lepiej.
– Coś się stało?
Z letargu wytrącił mnie zatroskany głos Leo. Podniosłam ostrożnie głowę, po czym energicznie nią pokręciłam. Nie zamierzałam opowiadać mu o moich kłopotach. Był tylko szoferem – zupełnie obcą mi osobą.
– Nie. Jedź na Broadway. Do tej szkoły, o której ci mówiłam.
Położyłam głowę na chłodnej szybie. Obserwowałam migające obrazy, próbując zebrać myśli. Musiałam przynajmniej spróbować z nim porozmawiać. Przecież w obecnej sytuacji nie miałam już zbyt dużo do stracenia. Co najwyżej nadzieję, ale ta też chyba wcześniej mnie opuściła.
– Mógłbyś zmienić muzykę? – spytałam. Pierwszy raz od dawna miałam dosyć Queen. Przynajmniej na jakiś czas. – Może być nawet stacja radiowa.
Pokiwał głową i wcisnął odpowiedni guzik. W głośnikach rozbrzmiał refren Girls just want to have fun. Uśmiechnęłam się w rozbawieniu. Zapomniałam, że stacje radiowe nie synchronizowały się z moim nastrojem. Może to i lepiej. Przypomniały mi się beztroskie chwile w Los Angeles, kiedy wracało się z jednej imprezy i szło na następną. Albo jak robiłyśmy z Lenką wycieczki do galerii handlowej. Czasami żałowałam, że nie mogłam cofnąć się w czasie.
Przejazd zatłoczonymi ulicami Nowego Jorku nie należał do najprzyjemniejszych. W pewnej chwili miałam już ochotę wysiąść, pieszo wrócić do mieszkania i czekać na nowy odcinek Pełnej chaty*. Tylko że obiecałam sobie nie uciekać od problemów, więc to wyjście nie wchodziło w grę. Szkoda, bo z minuty na minutę zaczynałam coraz bardziej wątpić, żeby moja wizyta na Broadwayu coś wskórała.
Doskonale znałam jego plan zajęć. Ostatnio miałam trochę czasu i chęci, żeby nauczyć się go na pamięć. Znalezienie idealnej chwili było częścią mojego planu. Stąd wiedziałam, że tego dnia kończył wcześniej niż zwykle. Uśmiechnęłam się ironicznie. Podczas gdy mieszkaliśmy razem nie poświęcałam zbyt dużo uwagi temu, o której godzinie wracał w poszczególne dni. Zazwyczaj ograniczałam się do określenia późno. Chyba byłam kiepską partnerką.
Po dłuższej chwili zatrzymaliśmy się pod odpowiednim budynkiem. Wzięłam kilka głębokich, relaksacyjnych oddechów, zanim wysiadłam z samochodu. Tak naprawdę nie wiedziałam, na co się piszę. O ile mogłam się spodziewać reakcji Xaviera, to Jack stanowił dla mnie zagadkę, którą mimo wszelakich obaw chciałam rozwiązać.
Po znalezieniu się na odpowiednim piętrze i uzyskaniu wskazówek, w której sali miał ostatnie zajęcia, w końcu znalazłam się na miejscu. Stałam pod drzwiami i kurczowo zaciskałam palce na uszach torebki. Przez chwilę nawet myślałam, że zemdleję, ale na szczęście udało mi się to powstrzymać. Dopiero po kilku minutach z pomieszczenia zaczęła wychodzić grupka młodych, spoconych i szczęśliwych ludzi. Uśmiechnęłam się niepewnie, czekając, aż w środku zostanie tylko Icarus.
Westchnęłam ciężko. Weszłam na salę i zamknęłam za sobą drzwi. Nie było już odwrotu.
– Mogłabym ci zająć pięć minut? – spytałam łamiącym się z nerwów głosem.
Stał tyłem, układał kasety, przez co nie widział, kiedy wchodziłam. Bacznie obserwowałam jego reakcję. Zesztywniał nieco na dźwięk mojego głosu. Przez chwilę analizował sytuację, zapewne starannie dobierając słowa. Dopiero potem odwrócił się w moim kierunku.
– Miałem do ciebie zadzwonić. – Zaśmiał się dźwięcznie. Zazwyczaj gdy tak robił, to kłamał. – Jak tam premiera nowej kolekcji?
Uśmiechnęłam się niepewnie, spuszczając wzrok. Zaczynał od bezpieczniejszych tematów. Nic się nie zmieniło. Nadal nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Po prostu próbował być miły.
– Bardzo dobrze – odparłam z udawanym entuzjazmem. Postanowiłam pozostać na gruncie, który wybrał. – W sobotę organizujemy przyjęcie. – Wyjęłam z torebki kopertę. Zrobiłam kilka kroków w jego stronę. – Mam nawet dla ciebie zaproszenie... Pomyślałam, że może chciałbyś wpaść. To nic zobowiązującego – dodałam naprędce.
Ugryzłam się w język. Dlaczego musiałam palnąć głupotę w najmniej odpowiedniej chwili?
Uśmiechnął się w rozbawieniu i odebrał ode mnie zaproszenie. Obejrzał kopertę z dwóch stron, po czym odłożył ją obok stosu kaset. Nawet jej nie otworzył.
– Jeśli znajdę wolną chwilę, to pewnie zajrzę – obiecał. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Atmosferę można było kroić nożem. – Jak się czujesz? Wszystko z wami w porządku?
Z trudem przełknęłam ślinę. Nie spodziewałam się, że spyta. Myślałam, że po tym wszystkim, coś się wydarzyło, będzie chciał, żebym jak najszybciej wyszła. Bez zbędnych konwersacji.
Założyłam kosmyk włosów za ucho. Nieco mi ulżyło. Mimo iż nie wiedziałam, czy zrobił to z grzeczności, czy faktycznie się martwił. Na dobry początek wystarczyło mi, że w ogóle chciał ze mną rozmawiać.
– Wszystko jest okej – zapewniłam go. Uśmiechnęłam się szeroko. Skoro już pytał, to uznałam, że powinien wiedzieć. – To dziewczynka.
Widziałam radość, która w tamtej chwili zagościła na jego twarzy. Wprost rozpierała go duma. Cieszyłam się. Przestał podważać swoje ojcostwo, przez co mogłam potraktować tamte słowa jako działanie w afekcie.
– Jeśli będzie miała twoją urodę i mój charakter, to będzie z niej niezłe ziółko, które podbije niejedno serce.
Oboje zaśmialiśmy się. Przez chwilę miałam wrażenie, że nieco się zarumieniłam. Modliłam się, żeby nie zwrócił na to uwagi.
Cieszyłam się, że mogliśmy normalnie porozmawiać, bez zbędnych kłótni. Nawet dziwna i nieco sztywna atmosfera aż tak bardzo mi nie przeszkadzała.
– Śpieszę się nieco – oznajmił po chwili, wymownie zerkając na drzwi.
Pokiwałam głową. Wiedziałam, że to wymówka. Przynajmniej tak chciałam myśleć. Wolałam nie dopuszczać do siebie myśli, że mógłby definitywnie nas skreślić i zacząć układać sobie życie na nowo.
Zerknęłam na kasetę, na której leżała koperta z zaproszeniem na sobotni pokaz. Uśmiechnęłam się na samo wspomnienie. Czasami miałam ochotę wrócić do tych chwil. Mimo iż wtedy uważałam go za przesadnie profesjonalnego dupka.
– Pamiętam, jak ćwiczyliśmy salsę do tego podkładu. – Wskazałam palcem na kolorową okładkę. Spojrzałam w tamtym kierunku. – To były początki. Już wtedy miałeś mnie dość – zaśmiałam się.
Pokręcił głową, odwzajemniając mój gest.
– Byłaś niezdyscyplinowana. Ciągle się spóźniałaś i myliłaś kroki – wyjaśnił, odwracając się w stronę kaset.
Prychnęłam, przewracając oczami.
– Zachowywałeś się jak dupek – podsumowałam, zakładając ramiona. – Przemądrzały profesjonalista.
Zaśmiał się. Wyjął kasetę z opakowania i włożył ją do magnetofonu. Zmarszczyłam przezornie czoło. Nawet nie próbowałam się domyślać, co planował.
Podszedł bliżej i wyciągnął dłoń w moim kierunku.
– Jestem pewien, że sporo zapomniałaś, señorita – prychnął.
Pokręciłam głową, odkładając torebkę na bok. Wrzucił mi wyzwanie. Nie mogłam odmówić.
Położyłam swoją dłoń na jego. Przyciągnął mnie bliżej. Poczułam na talii jego ciepły i nieco paraliżujący dotyk. Niepewnie ulokowałam drugą dłoń na jego barku. Pozwoliłam, aby mnie poprowadził.
Miał rację. Zapomniałam części układu, pomyliłam kroki. Jednak nie przejmowałam się tym zbytnio. Przez chwilę znowu mogłam być blisko niego. Czuć jego ciepło i przyjemny zapach piżmowych perfum. Miałam nogi z waty. Z trudem łapałam powietrze. Zapomniałam, jakie to było uczucie. On najwidoczniej też. Obrócił mnie, po czym odsunął się na bezpieczną odległość. Objęłam się ramionami. Myślałam, że zaraz zapadnę się pod ziemię.
Podszedł do magnetofonu i wyłączył go. Tępa cisza spotęgowała tylko dosyć niezręczną sytuację. Zabrałam swoją torebkę i odwróciłam się na pięcie. Wolałam uniknąć zbędnych słów. Po prostu wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi, a on tam został. Poczekałam chwilę, jednak Jack nie zamierzał za mną pójść. Zjechałam na dół i wsiadłam do samochodu. Teraz spokojnie mogłam wrócić do mieszkania, żeby owinąć się kocem i oglądnąć nowy odcinek Pełnej chaty.
Pełna chata (org. Full House) – amerykański telewizyjny serial komediowy (sitcom), realizowany w latach 1987-1995. W ciągu ośmiu lat powstały 192 odcinki. (Wikipedia)
Przepraszam, że tak dawno nie było żadnego rozdziału. Najpierw nie miałam czasu, potem weny, a potem znowu czasu :') Ale teraz wracam do pisania. Rekrutacja na studia zakończona, także do października mam spokój xd
PYTANIE KONKURSOWE
Dokąd wyjechał Xavier?
1 do końca
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top